nr 5.doc

(33 KB) Pobierz
Gorzkie żale - V niedziela Wielkigo Postu

Gorzkie żale - V niedziela Wielkigo Postu

Przepaść Męki

Duszo oziębła, czemu nie gorejesz?
Serce me, czemu całe nie truchlejesz?
Toczy Twój Jezus z ognistej miłości
Krew w obfitości.

Wejdźmy w przepaść Męki.

Wejdźmy w przepaść Męki, choć nie zgadza się na nią ludzka logika. Apostołowie byli zaskoczeni i przerażeni, kiedy usłyszeli, że Jezus musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. Co zrobił Piotr? Wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie. I co odpowiedział Jezus? Zejdź Mi z oczu szatanie., bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku [Mt 16, 21-23]. Bo jak to po ludzku pojąć: dlaczego Bóg zdecydował się ratować człowieka przez śmierć swego Jednorodzonego Syna? Dlaczego zgodził się na takie umieranie, na przeżycie niewyczerpanego bólu i ludzkiego cierpienia?

Umarł rozpięty na krzyżu w połowie swoich dni, aby być niejako pośrodku wszystkich ludzkich śmierci - od śmierci dzieci w łonach matek aż po kres starczej bezradności. Tylko tak strasznie umierający Bóg mógł stać się bramą dla każdego umierającego człowieka, zwłaszcza wtedy, kiedy pozbawia się go wszelkiej godności - ponieważ śmierć Jezusa była najhaniebniejszą z haniebnych. Krzyżując Jezusa człowiek osiągnął kres i ostateczną granicę swojego szaleństwa i okrucieństwa.

Niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy zobaczyli i uwierzyli [Mk 15, 32] - szydzili żołnierze, drwili uczeni w Piśmie, a przechodzący obok przeklinali Go i zgorszeni potrząsali głowami. Gdzie podział Ten, który innych wybawiał, a siebie wybawić nie może [Mt 27, 42]? W decydującej chwili okazał się całkowicie bezsilny. Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża [Mt 27, 40]! Krzyż stał się dla nich wielkim znakiem zapytania: czy Jezus jest Chrystusem; czy Jezus jest Mesjaszem? Gdzie podziała się Boża wszechmoc? Czy nie mieli prawa zgorszyć się i odwrócić od Ukrzyżowanego? Czy zdrowy rozsądek nie podpowiadał im: lepiej nie mieć w ogóle Mesjasza, niż mieć Go tak oszpeconego i pozbawionego wszelkich oznak Boskości? Na czym mieli oprzeć swoje oczekiwania, że Ten, który teraz okrutnym katom posłuszny się staje, ręce i nogi przebić sobie daje wyzwoli Izraela? Czy milczenie Boga w takiej chwili nie było wręcz dowodem potwierdzającym zawiedzione ludzkie nadzieje?

Jezus rozpięty na drzewie krzyża zgorszył Żydów. To zgorszenie trwa po dzień dzisiejszy. Bóg pozwalający na cierpienie niewinnych dzieci, Bóg nieczuły na krzywdę człowieka, Bóg nie umiejący zaprowadzić sprawiedliwości, Bóg odpowiedzialny za atak na Amerykę, Bóg bezsilny wobec wojny w Iraku. Komu potrzebny jest taki Bóg?

Jezus na krzyżu pozostaje odrzuconym Synem Człowieczym. Choć swoją męką dał niepodważalne świadectwo, że Słowo stało się ciałem [J, 1, 14], to jednak dla wielu wciąż pozostaje umierającym na drzewie hańby zwyczajnym synem cieśli z Nazaretu. Ci, którzy do dziś domagają się, aby Jezus zstąpił z krzyża, ciągle żądają znaku [zob. Mt 12, 39], którym mogliby poprzedzić swoją wiarę. A przecież znak został im dany - znak przebaczenia i odkupienia. Ale go wcale nie rozumieją. Czyż Ten, który Judasza zdrajcę nazywa przyjacielem nie ma niewyczerpanej woli przebaczania? Tych, którzy Go ukrzyżowali nazwał tylko ludźmi, którzy nie wiedzą, co czynią i prosi Ojca, aby względem nich nie cofał swej miłości [por. Łk 23, 34]. Naprzeciw ich żądania znaku stanął krzyż, który dowiódł, że Jezus umiłował każdego człowieka do końca - nawet w jego grzechu i szaleństwie.

Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? [Mt 27, 46]. Wołanie człowieka zmiażdżonego cierpieniem. Powolne i nieodwołalne wchodzenie w krąg ludzkiej śmierci, w niepewność i poczucie coraz większego osamotnienia. Taka jest cena Wcielenia. W tym modlitewnym krzyku Jezus zawarł całe swoje złączenie się z losem człowieka aż po śmierć. To jest wołanie ostatniej chwili życia, niewyobrażalnej trwogi, w której jedynym i ostatnim ratunkiem dla człowieka pozostaje tylko Bóg. Taka jest prawda ostatniej godziny ziemskiego życia człowieka.

Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Jezus wybrał to tragiczne opuszczenie, aby przejść przez ludzką śmierć, by dojść z człowiekiem aż tam, by być z człowiekiem aż do końca. Ja życie moje oddaję. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję [J 10, 17-18]. Umiera na krzyżu w wolnym akcie swej Osoby. Nad Jego wolnością nikt nie ma już władzy. Tym, którzy Go krzyżowali pozwala działać, tak jak chcą. Bo właśnie tam - pod krzyżem - doszło do najsilniejszej konfrontacji w dziejach Wszechświata: wolności człowieka z wolnością Boga. Konfrontacji, która zakończyła się dla nas tak nieprzewidzianie i zaskakująco: Syn Boży wybrał śmierć, aby nie odebrać człowiekowi wolności. Wszechmocny Bóg, który mógł przecież zniszczyć zło u samego źródła, nie uczynił tego, ponieważ swoje działanie oparł na niepojętej i zadziwiającej nas wciąż miłości, która nigdy nie łamie i nie zniewala człowieka. Bóg, który wisi na krzyżu, ból ponosząc srogi jest Miłością, która zawsze opowiada się po stronie człowieka.

Zamknął słodką Jezus mowę, już ku ziemi skłania głowę. Wykonało się! [J 19, 30] Nie musiał schodzić z krzyża, żeby wprowadzić Dobrego Łotra do raju. Nie musiał schodzić z krzyża - a setnik oddał chwałę Bogu, mówiąc: Prawdziwie, Ten był Synem Bożym [Mt 27, 54]. Nie musiał schodzić z krzyża - a tłumy, które się zbiegły na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, powracały bijąc się w piersi [Łk 23, 48].

Wypełniło się! Bo nikt nie jest w stanie pokrzyżować planów Boga. On działa w sposób tylko sobie wiadomy. Gdy w sercach Apostołów panował strach, a w mieście spoczynek szabatu, Bóg przerwał swoje milczenie i odpowiedział na śmierć swojego Syna - wskrzesił z martwych Chrystusa [1 Kor 15, 15]. Pochylił się nad Jego ranami, nad jego otwartym Sercem i przemienił je, aby stały się odtąd źródłem zbawienia [Prefacja o Najświętszym Sercu Pana Jezusa].

Kościół zasłania dzisiaj krzyże. Czyni to dlatego, żebyśmy mogli wrócić do tego jedynego Krzyża, który Chrystus własnymi rękoma wniósł sam sobie na górę stracenia. Krzyż, którego nikt z nas nie widział. Czyni to dlatego, żebyśmy mogli wrócić do tej jedynej Twarzy, której historycznych rysów nie znamy. Twarz, która nie miała wdzięku, blasku, ani wyglądu, by się mogła podobać.

Wejść w przepaść Męki Chrystusowej, to znaczy odkryć krzyż, który nie ma w sobie nic z dzieła artysty, ale wyciosany jest twardymi razami siekiery po to, żeby go było trudno wnieść i jeszcze trudniej na nim umierać. Wejść w przepaść Męki Chrystusowej to odkryć cierpiące ludzkie oblicze Syna Bożego - oblicze będące świadectwem miłości. Tej najtrudniejszej miłości, ale i tej największej, która życie swoje oddaje za przyjaciół swoich [J 15, 13]. Wejść w przepaść Męki Chrystusowej to powiedzieć TAK tej miłości i przyjąć ją z pokornym zdziwieniem człowieka, który - choć na to nie zasługuje - bywa obdarowywany ponad miarę.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin