nr 1.doc

(36 KB) Pobierz
Gorzkie żale - I niedziela Wielkigo Postu

Gorzkie żale - I niedziela Wielkigo Postu

Uwierzyć, że Bóg mnie kocha

Nikt nie potrafi do końca wytłumaczyć, co się właściwie stało z Judaszem. Trudno jest wyjaśnić tragedię, jaka rozegrała się w jego duszy. Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam. A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Czy naprawdę chodziło o pieniądze? Może chęć wyróżnienia się? Osobiste ambicje? Co stanęło u korzeni zdrady?

To wszystko dzieje się podczas Ostatniej Wieczerzy. To się stało podczas Eucharystii. Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie - to gest przyjaźni. Jezus doznał już wielu zniewag i upokorzeń. Bardziej jednak od krzywd doznanych od zadeklarowanych wrogów boli niewierność przyjaciela. Przyjacielu, po coś przyszedł? A Judasz przystąpił do Jezusa i pocałował Go. Czy potrafimy wyobrazić sobie smak tego pocałunku?

Jezus nie potępia Judasza - Judasz potępia się sam, odrzucając gest Przyjaciela. Jezus przecież był przyjacielem celników i grzeszników, nikogo nie odpychał, każdy otrzymywał szansę na zmianę swojego życia. Czy nie ja, Rabbi? O odpowiedzi na pytanie o zdradę decyduje człowiek - każdy z nas. To jest bardzo odpowiedzialny krok - po takiej decyzji trzeba wyjść z Wieczernika. Po spożyciu kawałka chleba wszedł w niego szatan i zaraz wyszedł. To wyjście jest także symbolem odejścia człowieka od człowieka, zerwaniem innych ludzkich więzi: małżeńskich, rodzinnych, przyjacielskich, wspólnotowych... Szatan jest w tym mistrzem - coś rozbić, kogoś znienawidzić, zobojętnieć na wszystko.

Nie potrafimy zrozumieć decyzji Judasza. Być może wszystko było jeszcze możliwe, gdyby tylko Judasz nie odrzucił wyciągniętej dłoni Chrystusa. Jak trudno to zrozumieć: czy nie ja, Rabbi? Tak jest, ty.

Jak wierzący ma żyć pośród tego świata, żeby nie zdradzić Chrystusa i Jego Ewangelii? Wszędzie słyszymy o konieczności kompromisów, żeby nie trzymać się kurczowo jednej prawdy (jakby było ich wiele); żeby nie opowiadać się wyraźnie i zdecydowanie tylko po jednej stronie; popierać wiele opcji; nikomu się nie narażać i sprzeciwiać.

Czy chrześcijanin może być człowiekiem kompromisów? Jeżeli decydujemy się na to, aby być świadkiem prawdy i ocalić własną wiarę trzeba być jednoznacznym. Znamy nasze grzechy w tym względzie: Jezus - tak, Kościół - nie, przykazania - tylko niektóre. Czy stać by nas było na radykalne postawienie sprawy zasad naszej wiary i naszych praktyk religijnych? Ile to wszystko jest dla nas warte: codzienna modlitwa, niedzielna Msza św., wierność swojemu powołaniu, lojalność wobec żony lub męża, uczciwość w wypełnianiu swoich obowiązków. Czy jestem gotowy własne życie oddać za Ewangelię, za każde słowo Chrystusa, za Kościół. Czy tak bardzo wierzę, że mógłbym postawić na jedną kartę całe moje życie, wszystko, co posiadam - byleby tylko wiarę ocalić?

Uwierzyć, że Bóg mnie kocha... To jest początek wiary. A jeżeli już wierzymy, to od uświadomienia sobie tej niesamowitej prawdy rozpoczyna się odnowa mojej wiary. Odczuwamy - mniej lub bardziej - pokusę, aby sądzić, że Bóg nie może kochać tylko mnie. Na świecie jest przecież tylu ludzi. I może w nas powstać wątpliwość, że Pan Bóg może ofiarować każdemu z nas jedynie małą cząstkę swej uwagi, niewielką część swej miłości.

Uwierzyć, że Bóg mnie kocha w taki sposób, jak gdyby każdy z nas był jedynym człowiekiem na świecie! Bóg widzi wszystkich ludzi, Bóg widzi ten wielki tłum. Ale wiemy z Ewangelii, że w tym tłumie potrafi dostrzec każdego: Bóg wszystko o nim wie, Bóg na niego patrzy. Dla Jego ojcowskiej miłości nie ma spraw nieistotnych, nie ma rzeczy mało ważnych. Nasze życie nie będzie może tworzyć historii tego świata - bo nie czynimy przecież nic nadzwyczajnego. Ale jeśli nawet tak jest, to zawsze tworzymy historię w sercu Pana Boga - historię wyjątkową, bo jedyną.

Tworzymy historię w sercu Pana Boga: każdy z nas ma coś do zrobienia, czego nikt inny nie zrobi za nas; każdy z nas jest przez Pana Boga powołany, każdego z nas utkał Bóg w łonie jego matki, w zalążku widziały nas Jego oczy i w Jego księdze zostały spisane wszystkie dni nam przeznaczone, chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał (Ps 139). Trzeba uwierzyć Panu Bogu w Jego miłość do nas - do tego skromnego stworzenia, z całą jego małością, ze wszystkimi jego słabościami. Chyba sobie nawet nie wyobrażamy, jak bardzo będziemy kiedyś zaskoczeni, że byliśmy kochani w sposób tak cudowny, zadziwiający, miłością skierowaną do każdego z nas. Kiedy uświadamiamy sobie, że Bóg mnie kocha w taki sposób, jak gdybym był jedynym człowiekiem na świecie, czyż nie rodzi się w nas prosta i pełna zadziwienia modlitwa psalmisty: Kim jestem, że Bóg o mnie pamięta? Kim jestem, że Bóg się mną zajmuje? Dziękuję Ci, Boże, żeś mnie tak cudownie stworzył - godne podziwu są wszystkie Twoje dzieła!

Nie ma łatwej wiary! Wiara jest trudna. Zawsze trzeba ten trud podejmować niejako od początku. Bo z wiarą jest jak z rośliną: ona wyrastają z małego ziarenka i staje się drzewem tylko dlatego, że wzrasta dzień po dniu. Jeśli cokolwiek zatrzyma ten proces, roślina staje się dzika, karłowata, albo umiera. Wiara, która wzrasta każdego dnia, która jest codziennie pielęgnowana, staje się mocna: gotowa na próby, gotowa na podjęcie wszystkich konsekwencji, które z niej wypływają. Bo wiara to nie tylko nasze tak na objawioną przez Boga prawdę. To jest również nasze tak na przychodzącą do nas w tej prawdzie wolę Bożą. Niech mi się stanie według słowa Twego - odpowiedziała Maryja na pierwsze żądanie Pana Boga. I ta odpowiedź określiła całe Jej życie - słuchała i żyła codziennie tym, co usłyszała. Błogosławieni są ci, którzy nie tylko słuchają słowa Bożego, ale przede wszystkim zachowują je i wypełniają w swoim życiu.

Czy słuchałeś już słowa Chrystusa, czy postanowiłeś zachowywać Jego przykazania, czy zacząłeś już służyć Bogu? Takie pytania stawia Kościół katechumenom, dorosłym kandydatom do chrztu. Przygotowując się przez Wielki Post do odnowienia naszych własnych przyrzeczeń chrzcielnych, może warto je postawić sobie samemu: czy uczyniłem już wszystko, żeby zostać chrześcijaninem? Powinna paść odpowiedź: Czyniłem to wszystko. Ale czy ona byłaby do końca uczciwa i prawdziwa? Jak to wygląda teraz, kiedy od chrztu minęło już tyle lat? Słucham słowo Boże - ale czy je słyszę: czy wiem Kto do mnie mówi i czego ode mnie żąda? Postanowiłem zachowywać przykazania - ale czy Jezus Chrystus i Ewangelia są rzeczywiście dla mnie najwyższym autorytetem? Najwyższym - to znaczy ważniejszym od mojego osobistego zdania, od mojego widzi mi się, od mojej wygody, od tego, co ktoś tam myśli, co uważają inni?

Czy uczestniczysz w braterskiej wspólnocie i modlitwie Kościoła? To jest wymaganie bardzo trudne nawet dla katolików, ale koniecznie musimy sobie postawić i takie pytanie: czy kocham mój Kościół? Taki, jaki jest - grzeszny, niedoskonały, gdzieniegdzie nadpsuty, zbyt nowoczesny dla jednych, dla drugich już przestarzały? Kościół taki jest - bo ja jestem właśnie taki. Ale tylko ten Kościół mogę prosić o wiarę potrzebną mi do życia wiecznego. Tylko w tym Kościele mieszka żywy Jezus Chrystus. Dlatego mój Kościół jest święty - bo Najświętszy Bóg jest pośród tych, którzy wierzą tak samo jak ja; tutaj mogę się uświęcić, przyjmując sakramenty; tutaj jestem blisko tych, którzy - tak samo jak ja - mówią do Boga Ojcze... Nie mogę Kościoła tylko tolerować, traktować jako zło konieczne - muszę o Kościele nauczyć się mówić mój, mój Kościół muszę bardzo ukochać - taki, jaki jest naprawdę: święty i grzeszny. Bo rzeczywiście są w nim święci i grzesznicy. A ja gdzieś między nimi.

Zdradzałem Chrystusa już kilkakrotnie, a ostatnio omal się Go nie wyrzekłem - pisze w ankiecie pewien młody człowiek. Zaproponowano mi pracę na odpowiedzialnym stanowisku. Rozmowa koncentrowała się najpierw wokół spraw zawodowych, a następnie zaczęła zacieśniać się do tematów osobistych. Zastanawiałem się: co odpowiem, jeśli zapytają mnie o przekonania religijne. Takie pytanie nie padło. Nie musiałem głośno odpowiadać. Ale sobie samemu musiałem.

Każdy człowiek ma taki swój dzień, w którym będzie musiał głośno odpowiedzieć, przyznać się, określić swoją przynależność.

Jeden z was mnie zdradzi... Czy ja, Rabbi?

Uwierzyć, że Bóg mnie kocha - to jedyny sposób, aby nie stać się jednym z dwunastu - tym, który nazywał się Judasz.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin