Madden Sandra - Urodzona księżniczka.rtf

(1791 KB) Pobierz

Sandra Madden

 

Urodzona księżniczka

 

(A Princess Born)

 

Przeła Małgorzata Siennicka

 

 

 

 

 


Rozdział 1

 

Roku Pańskiego 1596

Wszystkie znaki na niebie zapowiadają spokojną wiosnę.

 

Łup. Łup. Łup. Serce waliło jej miotem.

Tego wróżka nie przewidziała.

Kate była w ogrodzie sama. Z przerażeniem obserwowała dziką bestię, która długimi susami biegła w jej stronę.

Zwierzę pojawiło się znikąd i z wywieszonym jęzorem i okrytym pianą pyskiem nadciągało niczym wysłannik piekieł. Kate zastygła w bezruchu. Sparaliżowana strachem czekała, nie próbując nawet oddychać. Nie była w stanie odwrócić wzroku, jednak kącikiem oka dostrzegła włciwą ofiarę psa. Straszliwy ogar polował na małego zająca, który z nieprawdopodobną prędkością kicał w stronę krzaka głogu.

Och, nie!

I nagle zdarzyło się to, co było nieuniknione. To po prostu musiało się stać.

Kate rzuciła się na ziemię w nadziei, że zapobiegnie napaści. Niemal w ostatniej chwili jej desperacki gest odwrócił uwagę budzącego grozę zwierzęcia. Pies wybił się do skoku i przeleciał ponad leżą dziewczyną, obsypując ją zrytą ziemią.

Plując, Kate usiadła i ostrożnie zaczęła usuwać piach z ust. Chyba więcej cuchnącego nawozu miała na sobie, niż go było pod krzakami róż. Ciemna, wilgotna ziemia oblepiła jej włosy, pokryła twarz, a także strój: wełniane spodnie i kurtkę, które pożyczyła od chorego ojca. Chociaż nigdy nie przeszkadzało jej zabrudzenie ziemią, nie zamierzała jednak tarzać się w niej.

Bardzo lubiła pracę w ogrodzie. Urodzajna, czarna ziemia pachniała wiosną i nadzieją. Nawdychała się tej woni do woli, kiedy wkopywała nowe sadzonki cenryfolii. Gdyby urodziła się mężczyzną, zostałaby ogrodnikiem tak jak jej ojciec.

Kiedy otrzepała z kurtki piach, uważnie rozejrzała się dookoła. Była bardzo zadowolona, że bestia znikła. Wreszcie mogła odetchnąć z ulgą. Włciwie było to ciężkie i nieprzystające damie sapnięcie.

W tym momencie usłyszała gwizd. Głny i świdrujący.

Zaparło jej dech. Musiała gwałtownie nabrać powietrza, żeby się nie udusić. Znała ten gwizd. Ale to na pewno nie mó być... A jednak to był on.

Och! Po tych wszystkich latach znów miała spotkać Edmunda i włnie w takiej chwili miała na sobie więcej ziemi, niż można to sobie wyobrazić. Jej uszu ponownie dobiegł gwizd. Zwróciła się w kierunku ścieżki, która wiodła z ogrodu do rezydencji. Mimo wszystko miała nadzieję, że to nie był lord Stamford.

Lecz to był on.

Boże, miej ją w swej opiece! Przecież cuchnęła jak obora!

Rozważa w myślach możliwość natychmiastowej ucieczki, jednak widok hrabiego powstrzymał . Skuliła się i obserwowała, jak mężczyzna nadchodził.

Edmund był wysoki i masywnie zbudowany niczym dziki angielski wiąz. Zbliż się ku niej, stawiając pospieszne, chwiejne kroki. Choć czas wyrył na jego twarzy głębokie ślady, nie miało to znaczenia. Rozpoznałaby go wszędzie. Serce zaczęło trzepotać jej w piersi. Lord Stamford odziany był w proste wiejskie ubranie. Spod kaftana z cielęcej skóry wystawały białe rękawy płóciennej koszuli. Miał na sobie ciemnordzawe spodnie i czarne, lśniące buty. Mimo skromnego stroju prezentował się wspaniale.

Kate ogarnęła niewysłowiona radość. Z emocji aż drża. Powoli zaczęła podnosić się, nie odrywając wzroku od ciemnowłosego mężczyzny, który kroczył ku niej. Wzięła głęboki oddech, starając się odzyskać zimną krew albo chociaż zapanować nad rozdygotanym ciałem.

Pragnęła przywitać dawnego przyjaciela, zachowując przynajmniej pozory godności. Trzęce się kolana odmówiły jej jednak posłuszeństwa i dziewczyna znów klapnęła na siedzenie.

Padając między róże, podrapała s i dotkliwie pokła kolcami. Zagryzła wargę, żeby nie jęknąć. Siłą woli cofnęła łzy upokorzenia które już chciały stoczyć się po policzkach. Lord Stamford zbliż się do różanego klombu.

Dzień dobry, ogrodniku.

Tego szeroki, promienny uśmiech sprawił, że Kate zakręciło sie w głowie Przez nieskończenie długi czas jej serce pozostawało uśpione i spokojne. Teraz jednak zaczęło uderzać w alarmującym tempie.

Zmusiła się do słabego uśmiechu.

Czy nic ci się nie stało? zapytał hrabia. Jego zielone oczy pociemniały z niepokoju.

Kate, która wciąż nie mogła wykonać najmniejszego nawet ruchu, pokręciła jedynie głową.

Nie wyszeptała.

Edmund chwycił za rę i pociągnął do góry, pomagając jej stanąć na nogach. Przez grubą, wełnianą, oblepioną ziemiąkawicę ojca poczuła ciepło męskiej dłoni. Jej dotyk parzył jak ogień.

Niespodziewanie pojawiła się brunatna bestia. Wydville chwycił mocno za łcuch okalający szyję ciężko dyszącego zwierzęcia. Mimo to dziewczyna przezornie cofnęła się o krok.

Och, Percy, popatrz tylko, co narobił. Zasypał biednego ogrodnika całą masą ziemi. Chyba nakopał jej tyle, że starczyłoby na nowy ogród.

Ogar szczeknął w odpowiedzi. Gruby i donośny dźwięk zabrzmiał jak ryk lwa. Kate wstrzymała oddech. Z nietajonym lękiem wpatrywała się w psa.

Zajęty jej zabrudzonym odzieniem Edmund zdawał się w ogóle nie dostrzegać jej zdenerwowania.

Obawiam się, że twoje ubranie wymagaćdzie naprawy. Dopilnuję, żebyś otrzymał nowe.

To nie będzie konieczne, mój panie.

Proszę cię jedynie, żebyś trzymał z dala swego psa pomyślała.

Jeszcze jako dziecko Kate została pogryziona przez charta, który wydawał się zupełnie nieszkodliwy. Ugryzienie było głębokie i dotkliwe. Od tamtej pory nie miała zaufania do psów, nawet jeżeli wyglądały na skore do zabawy i zachowywały się niewinnie. Edmund natomiast kochał wszystkie stworzenia. Psy, koty, fretki czy ptaki zawsze znalazł czas dla każdego zwierzaka, który stanął mu na drodze.

Ależ tak, to jest jak najbardziej konieczne upierał się. Percy zachował się bardzo nieładnie już podczas pierwszego dnia po naszym powrocie do Rose Hall.

Wydaje mi się, że dostrzegł zająca.

Percy przepada za zającami, powinienem jednak trzymać go przy nodze.

Kat modliła się, żeby tak włnie zrobił. Wydville zmarszcz brwi.

Wybacz mi. Nie przedstawiłem się jeszcze powiedział...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin