adam asnyk wiersze.doc

(910 KB) Pobierz

ADAM   ASNYK

 

 

Ja Ciebie kocham

 

Ja ciebie kocham! Ach te słowa

Tak dziwnie w moim sercu brzmią.

Miałażby wrócić wiosna nowa?

I zbudzić kwiaty co w nim śpią?

Miałbym w miłości cud uwierzyć,

Jak Łazarz z grobu mego wstać?

odzieńczy, dawny kształt odświeżyć,

Z rąk twoich nowe życie brać?

 

Ja ciebie kocham? Czyż być może?

Czyż mnie nie zwodzi złudzeń moc?

Ach nie! bo jasną widzę zorzę

I pierzchającą widzę noc!

I wszystko we mnie inne, świeże,

Zwątpienia w sercu stopniał lód,

I znowu pragnę - kocham - wierzę -

Wierzę w miłości wieczny cud!

 

Ja ciebie kocham! Świat się zmienia,

Zakwita szczęściem od tych słów,

I tak jak w pierwszych dniach stworzenia

Przybiera ślubną szatę znów!

A dusza skrzydła znów dostaje,

Już jej nie ściga ziemski żal -

I w elizejskie leci gaje -

I tonie pośród światła f

 

                                                                                   

                                         

 

 

 

* * *
 

 

Jednego serca! tak mało, tak mało,

Jednego serca trzeba mi na ziemi,

Co by przy moim miłością zadrżało,

A byłbym cichym pomiędzy cichemi.


Jednych ust trzeba, skąd bym wieczność całą

Pił napój szczęścia ustami moimi,

I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,

Widząc się świętym pomiędzy świętymi!

Jednego serca i rąk białych dwoje,

Co by mi oczy zasłoniły moje,

Bym zasnął słodko, marząc o aniele,


Który mnie niesie w objęciach do nieba.

Jednego serca! Tak mało mi trzeba...

A jednak widzę, że żądam zbyt wiele!

 

 

*** (Bodaj owa rzeczka szuwarem zarosła)
 

 

Bodaj owa rzeczka szuwarem zarosła,

Która mnie młodego w obcy kraj zaniosła,

Bodaj owa rzeczka rybek nie rodziła,

Która mnie młodego z domem rozłączyła,

Bodaj owa rzeczka wyschła do ostatka,

Że mnie tam zaniosła, gdzie nie znajdzie matka.


"Nie trzeba ci było, o mój chłopcze młody,

Puszczać się tak łatwo na wezbrane wody.

Nie trzeba ci było z domu się wydzierać,

Nie musiałbyś teraz z tęsknoty umierać.

Rzeczka będzie rzeczką i wciąż będzie płynąć -

Wstecz nie wróci woda, musisz marnie ginąć!

A twojej mogiły nie obleją łzami,

Tylko nad nią burze będą wyć nocami!"

 

 

*** (Chłopca mego mi zabrali)

 

 

Chłopca mego mi zabrali.

Matulu!

W świat daleki go pognali,

A ja za nim umrę z bólu -

Dałam na mszę sznur korali,

Niechaj Pan Bóg go ocali,

Matulu!


Do szeregu poszedł z bronią.

Mój Boże!

Tam śmierć pewna - poszedł po nią.

Miłość moja nic nie może

Ani łzy go nie zasłonią

Przed zawistnej śmierci dłonią.

Mój Boże!


Nie pytają o to wrogi.

Kto ginie.

Czy jest sercom ludzkim drogi?

Czy płacz siostry za nim płynie?

Czy umiera matka z trwogi.

Kiedy pyta śmierci srogiej:

Kto ginie?


Na kulami zaoranej.

Na roli.

Ma paść we krwi mój kochany...

Czyliż na to Bóg pozwoli.

By samotnie ginął z rany

Z dala swoich - na zasianej

Krwią roli?


Spojrzyj na nas, Ty Panienko

Przeczysta!

I nad serca mego męką

Ty się zlituj, o gwiaździsta

Niebieskiego dnia jutrzenko!

Osłoń jego swoją ręką,

Przeczysta!

 

 

*** (Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej)
 

 

Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej

Od żyta złotej, od lasów szumiącej,

Da Bóg, a przyjdzie dzień nieustający

Dla srebnych pługów udręki mozolnej

 

Jeszcze oddźwiękną kamienie na młoty

I z trwardym ziemią pogada lemieszem

I z wszystkich jeszcze kamieni wykrzeszem

Iskier snop złoty

 

Więc gdy wiosennym oglądam wieczorem

W mgły otulona zagonów szarzyznę,

Ktoś w moim sercu wykuwa toporem

Moją Ojczyznę.

 

 

*** (Huczy woda po kamieniach)
 

 

Huczy woda po kamieniach,

A na głębi cicho płynie -

Nie sądź ludzi po zachceniach,

Ale prawdy szukaj w czynie.


Kto prawdziwe czuć niezdolny,

Ten się szumem słowa pieści -

Potok głośny a swawolny

Mało wody w sobie mieści.

 

Lecz spokojnej cisza toni

Zwykle wielką głąb zwiastuje -

Na wiatr uczuć swych nie trwoni,

Kto głęboko w duszy czuje!

 

 

*** (Jednego serca! tak mało! tak mało)
 

 

Jednego serca! tak mało! tak mało,

Jednego serca trzeba mi na ziemi!

Coby przy mojem miłością zadrżało:

A byłbym cichym pomiędzy cichemi...


Jedynych ust trzeba! skąd bym wieczność całą

Pił napój szczęścia ustami mojemi,

I oczu dwoje, gdzieby, patrzył śmiało,

Widząc się świętym pomiędzy świętemi.


Jednego serca i rąk białych dwoje!

Coby mi oczy zasłoniły moje,

Bym zasnął słodko, marząc o aniele,


Który mnie niesie w objęciach nieba...

Jednego serca! tak mało mi trzeba,

A jednak widzę, że żądam za wiele!

 

 

*** (Kiedym cię żegnał, usta me milczały)
 

 

Kiedym cię żegnał, usta me milczały,

I nie wiedziałem, jakie słowo rzucić,

Więc wszystkie słowa przy mnie pozostały,

A serce zbiegło i nie chce powrócić.


Tyś powitała znów swój domek biały,

Gdzie ci słowiki będą z wiosną nucić,

A mnie przedziela świat nieszczęścia cały,

Dom mój daleko i nie mogę wrócić.


Tak mi boleśnie, żem odszedł bez echa,

A jednak lepiej, że żadnym wspomnieniem

Twych jasnych maszeń spokoju nie skłócę,


Bo tobie jutrznia życia się uśmiecha,

A ja z gasnącym żegnam się promieniem

I w ciemność idę, i już nie powrócę.

 

 

*** (Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne)
 

 

Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne,

Co się własną upajają wonią:

Przed żywszym blaskiem jeszcze w cień się chronią

I wierzą jeszcze w swe trwanie niezmienne.


Po nich, ach! inne stubarwne, płomienne,

Znów zakwitają i za słońcem gonią:

Wiedzą, że zwiędną, więc czasu nie trwonią

I gaszą tylko pragnienia codzienne.


A później znowu wspomnień astry blade

Wschodzą samotne na schyłku jesieni,

I chcą trwać tylko i walczą z ulewą,


Widząc w około martwość i zagładę,

A w końcu jeden cyprys się zzieleni,

Ponure, smutne rezygnacji drzewo.

 

 

*** (Po co się budzą pragnienia szalone)

 

Po co się budzą pragnienia szalone,

Gdy ich nie można ugasić napojem?

Po co się serce wyrywa stęsknione

Do burzy, gardząc ciszą i spokojem?


Po co chce zedrzeć przyszłości zasłonę

I nieskończoność zmieścić w łonie swoim

Kiedy zaledwie dotknie się spragnione,

Usycha w żalu nad zmąconym zdrojem...


Próżne zabiegi! Wieczyste pragnienia!

Zwodnicze widma! Któż was nie wyklina?

A jednak mimo klątw i złorzeczenia,


Każdy na nowo wraca i zaczyna

Szukać tej mary, co świat opromienia,

I o dawniejszych klęskach zapomina.

 

 

*** (Przykro, przykro jest dębowi, gdy go robak toczy)
 

 

Przykro, przykro jest dębowi, gdy go robak toczy,

Ale przykrzej nie móc płakać, gdy łez pełne oczy.


Smutno biednej jest ptaszynie, gdy jej skrzydła urzną,

Ale smutniej jeszcze temu, co kocha na próżno.


Źle jest zmykać jeleniowi, gdy go zdybią w kniei,

Ale gorzej jeszcze sercu wyrzec się nadziei.


Trudno pływać ciężkim głazom po rzecznej głębinie,

Ale trudniej nie żałować szczęścia - kiedy minie.


Ciężko, ciężko wrócić na świat, gdy się leży w grobie,

Ale ciężej, o mój miły, zapomnieć o tobie!

 

 

 

 

 

 

*** (Siedzi ptaszek na drzewie)
 

 

Siedzi ptaszek na drzewie

I ludziom się dziwuje,

Że najmędrszy z nich nie wie,

Gdzie się szczęście znajduje.


Bo szukają dokoła,

Tam gdzie nigdy nie bywa,

Pot się leje im...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin