Czerwony Kapturek
Jan Brzechwa
Narrator:
Snuj się, snuj, bajeczko!
A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką,
Mieszkała wdowa z córeczką.
Córeczka, chociaż mała,
Swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę,
Pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała też czasem,
Bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek...
A zwała się, po prostu, Czerwony Kapturek.
Widziano ją bowiem nierzadko,
Jak krząta się przed chatką,
W ogródku i na podwórku -
W czerwonym kapturku.
Tak się zwała, jak się zwała,
Często w niebo spoglądała,
W modre niebo, kędy ptaki
Szybowały pośród chmurek.
Teraz wiecie, kto to taki,
Czerwony Kapturek.
Czerwony Kapturek:
"Nie Mruczek, nie Burek,
Nie jeż, nie ptak -
To ja zwę się tak.
Mam warkoczyk,
Modre oczy,
Buzię mam jak mak.
Nie Mruczek, nie Burek
W tej chatce, przy mamie
Mój cały świat,
Nie psocę, nie kłamię,
A mam siedem lat.
Nie znam troski,
Śpiewam piosnki,
Kocham każdy kwiat.
Pobiegnę na wzgórek,
A las mi gra,
To ja, właśnie ja!"
W lesie, stąd chyba z milę,
A może nawet nie tyle,
Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
Zbierała lecznicze zioła
Rosnące dookoła,
Miała oswojonego dzięcioła,
I jeża, i wiewiórkę,
A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.
Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:
Mama:
"Był gajowy u mnie z wieczora,
Przyniósł wieści, że babcia jest chora.
Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
Muszę kota napioć,
Muszę kozę wydoić,
I przegotować mleko,
I nakwasić ogórków...
To przecież niedaleko,
Skocz do babci, Czerwony Kapturku.
W tym koszyczku jest masło i serek,
I leków różnych szereg:
Tabletki aspiryny
I suszone maliny,
Proszki od bólu głowy
I olej rycynowy,
Kwas borny do płukania
I maść do nacierania.
Nie trać, córeczko, czasu,
Leć do babci, do lasu.
Idź prosto, jak ta ścieżka,
Nie zbaczaj tylko z drogi,
Bo tam w borze wilk mieszka,
Wilk okrutny i srogi!
Słuchaj mojej przestrogi."
Biegnie Czerwony Kapturek,
Jak przykazała matka,
Nie zbiera ptasich piórek,
Nie zrywa nawet kwiatka.
Tu strumień, tam pagórek,
A w środku ścieżka gładka.
Tak jak prowadzi dróżka.
Na drzewie jemiołuszka
Śpiewa głosikiem cienkim
Swoje leśne piosenki.
Gil, siedząc na jednej z osik,
Też pragnął zaśpiewać cosik
I dźwięczny wytężył głosik.
Gil:
"Piu-piu! Fiu-fiu!
Tu gil!
Tu-tu, tu-tu,
Tryl-tryl!
Czerwony Kaptur-tur-tur,
Uważaj, tu bór, tu bór,
Tu bór, tu las, tu lis.
Lis by cię chętnie zgryzł,
I lis, i każdy zwierz.
Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
Piu-piu! Fiu-fiu!
Tu gil!"
Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
Zatrzeszczał w pobliżu krzak,
Wilczych jagód zatrzeszczał krzak,
I zza krzaka wychylił się wilk,
I odezwał się basem tak:
Wilk:
"Witam cię, mój prześliczny Czerwony Kapturku,
Nie bój się moich ząbków i moich pazurków.
Oczernili mnie ludzie przed tobą,
A ja jestem niewinną osobą,
Ja wywodzę się z takich wilków,
Co nie krzywdzą nawet motylków.
Ja mięsa po prostu nie trawię,
Poprzestaję na jagodach i trawie.
A co ludzie mówią - to plotki.
Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
Może w kotki, a może w łaskotki
Czy w kosi-kosi-łapci?
"Panie wilku, ja idę do babci,
Babcia chora i czeka od rana..."
"A gdzie mieszka babunia kochana?"
"Za polaną, przy siódmym pagórku..."
"No to śpiesz się, Czerwony Kapturku."
"Babcia czeka od godzin już kilku.
Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!"
Biegnie prosto przed siebie,
Nie ogląda jaszczurek
Ani chmurek na niebie,
Nóżkami szybko drepce
Do babci, co w izdebce
Na przyjście wnuczki czeka.
Wilk spoglądał z daleka,
Postał jeszcze z minutę
I popędził na przełaj, skrótem.
Popędził przez ostępy,
Złowrogi i podstępny,
Mknął szybko borem-lasem,
Tak podśpiewując basem:
"W las dam nurka
I Kapturka
Sprytnie zmylę.
W mą pułapkę
Złapię babkę
Już za chwilę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!
Moim wrogom
Dzisiaj srogą
Dam nauczkę,
Bo mam chrapkę
I na babkę,
I na wnuczkę.
Zaszumiały drzewa żałośnie,
Zatrzęsły się dębowe żołedzie,
Zaterkotał derkacz na sośnie:
Derkacz:
"Co to będzie, ojej, co to będzie?
Co to będzie, Czerwony Kapturku?!"
A wilk stanął przy siódmym pagórku,
Podwinął pod siebie ogon,
Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
I do babci w okienko zapukał,
Po czym schował się szybko za murek.
Babcia:
"Kto to puka? I czego tu szuka?"
"To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."
"Jakiś dziwny masz głos..."
"Bo mam chrypkę..."
"Nie zdążyłam cię dojrzeć przez szybkę,
Chodź do okna..."
"Niestety nie mogę,
Bo po drodze zraniłam się w nogę,
Ledwo stoję... Ach, wpuść, babciu miła!"
No, i babcia drzwi otworzyła.
Możecie sobie, moi drodzy, wyobrazić, co się wtedy stało!
By opisać to - słów jest za mało,
Przerażenie zaciska wprost gardło.
Powiem krótko: wilczysko się wdarło
I ryknęło:
"Mam chrapkę
Na babkę!
I jem wszystko, że aż furczy!"
To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Ale kiszki wciąż grały mu marsza,
Bowiem babcia, osoba starsza,
Była koścista i chuda,
Więc mu obiad nie bardzo się udał.
"Brzuch mam pusty po takiej potrawie.
Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
Przeobrazić się muszę w babunię.
Włożę czepek staruszki na głowę,
Gdzie piżama? Jest! Proszę... Gotowe!
Teraz - hops! - pod pierzynę do łóżka...
O, lusterko! No tak... jeszcze chwilka!
Wykapana babunia-staruszka,
Niepodobna zupełnie do wilka.
Schowam łapę, bo widać pazurek.
Idzie!... Idzie Czerwony Kapturek!"
"Pobiegnę na wzgórek,
To ja, właśnie ja...
O, już chatka babuni!
Co też dzieje się u niej?
Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
A to co? Na dachu wiewiórka...
Rzuca we mnie orzechy...
Może właśnie z uciechy?
Nie. Złości się jak jędza.
Po prostu mnie odpędza.
Wiewiórko, cóż to znaczy?
Witałaś mnie dawniej inaczej.
Powiem babci, dostaniesz burę..."
"Kto tam?"
"Ja, Czerwony Kapturek.
"Wejdź, kochanie..."
"Już idę, już lecę...
Babciu, może zapalić świecę?"
"Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
Chodź, Kapturku, przywitaj się ze mną."
"Babciu, taki dziwny masz głos.
Dlaczego mówisz przez nos?"
"Jesteś głupia... Ugryzła mnie osa...
A zresztą... nie wtrącaj się do mego nosa."
"Babciu, dlaczego jesteś taka zła?"
"Boś za długo do mnie szła,
Zresztą... nie pytaj już więcej..."
"Babciu, a gdzie twoje ręce?"
"Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
Przestań pytać i usiądź tu przy mnie."
"Babciu... ja trochę się boję,
Bo te zęby są jakieś nie twoje..."
"Dobre są każde zęby,
Które prowadzą do gęby,
A że jeść tymi zębami wygodnie,
Zaraz ci udowodanię!"
To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
Oblizał się, jęzorem mlasnął,
Wlazł pod pierzynę i zasnął,
Nie troszcząc się więcej o nic.
Ale to, moi drodzy, nie koniec.
...
irinka123