Maggie Stiefvater-Drżenie.pdf

(149 KB) Pobierz
563220418 UNPDF
Drżenie
Maggie Stiefvater
ROZDZIAŁ PIERWSZY: GRACE-9°
C Pamiętam, jak leżałam na śniegu. Mały, czerwony punkcik życia, marznący iotoczony przez wilki.
Kąsały mnie, szarpały, lizały, wgniatały w ziemię. Ich stłoczoneciała nie dopuszczały do mnie tej
odrobiny ciepła, jaką dawało słońce. Lód błyszczałna kryzach wokół ich szyi. Wilcze oddechy
przybierały zmatowiałe kształty, którezawisały w mroźnym powietrzu. Piżmowy zapach sierści
przywoływał na myśl wońmokrego psa i palonych liści, był przyjemny i przerażający jednocześnie.
Jęzoryparzyły moją skórę, nieostrożne kły rozrywały rękawy i zaczepiały się o moje włosy,wilgotne
nosy trącały ramiona i obojczyki, sięgając do pulsujących krwią żył na mojejszyi. Mogłam
krzyczeć, ale nie krzyczałam. Mogłam walczyć, ale nie walczyłam. Po prostuleżałam tam i
pozwalałam, żeby to się działo. Obserwowałam, jak białe zimoweniebo nade mną powoli
szarzeje.Jeden z wilków trącił nosem moją dłoń, potem policzek. Jego cień na mojej twarzy,jego
żółte oczy wpatrzone w moje… Tymczasem pozostałe zwierzęta wciąż mnieszarpały.Wpatrywałam
się w te ślepia tak długo, jak tylko mogłam. Żółte, a z bliska wspanialecętkowane złotymi i
orzechowymi plamkami o tysiącu odcieni. Chciałam, żeby nieodwrócił wzroku, i nie zrobił tego.
Pragnęłam wyciągnąć rękę i chwycić go za futro naszyi, ale moje dłonie pozostały zaciśnięte na
piersi, ramiona były jak przymarzniętedo ciała.Nie mogłam sobie przypomnieć, jakie to uczucie,
gdy człowiekowi jest ciepło. Potemon zniknął, a pozostałe wilki podeszły bliżej, zbyt blisko,
zaczęłam się dusić. Cośzdawało się trzepotać w mojej piersi. Nie było słońca, nie było światła.
Umierałam.Nie mogłam sobie przypomnieć, jak wygląda niebo.Ale nie umarłam. Dryfowałam
zagubiona w morzu zimna, a potem nagle odrodziłamsię w świecie ciepła. Pamiętam jego żółte
oczy. Myślałam, że już nigdy ich niezobaczę.
ROZDZIAŁ DRUGI: SAM-9° C
Moi towarzysze porwali dziewczynkę ze zrobionej z opony huśtawki, wiszącej napodwórku za
domem, i zaciągnęli ją do lasu. Jej ciało zostawiło płytki ślad na śniegu,prowadzący z jej świata do
mojego. Widziałem, jak to się stało. Nie powstrzymałemich.
To była najdłuższa, najbardziej mroźna zima mojego życia. Dzień za dniem, podbladym słońcem
niedającym ani odrobiny ciepła. I głód. Głód, który palił i dręczył jaknienasycony władca. W
tamtym miesiącu nic się nie działo, krajobraz zamarzł,przybierając postać wypranej z kolorów,
pozbawionej życia dioramy. Jeden z naszostał zastrzelony, gdy próbował wykraść śmieci ze
schodów przed czyimś domem,więc reszta sfory pozostała w lesie i powoli umierała z głodu,
czekając na ciepło istarych znajomych.Do czasu, gdy znaleźli dziewczynkę. Do czasu, gdy
zaatakowali. Krążyli wokół niej,gotując się do skoku, warcząc i kłapiąc zębami. Walcząc o to, kto
pierwszy dopadniezdobyczy.Widziałem to. Widziałem ich boki dygoczące z głodu. Widziałem, jak
rozszarpują jejciało, rozgarniając śnieg, aż pod dziewczynką ukazała się naga ziemia.
Widziałempyski umazane czerwienią. A jednak nie powstrzymałem tego.Zajmowałem wysoką
pozycję w sforze – Beck i Paul dopilnowali, żeby tak było –więc mogłem zareagować natychmiast,
ale wahałem się, drżąc z zimna, stojąc pokostkiw śniegu. Dziewczynka pachniała ciepłem, życiem,
a przede wszystkim człowiekiem.Co było z nią nie tak? Jeśli żyła, to czemu nie walczyła?Czułem
jej krew, ciepły, czysty zapach w tym martwym, zimnym świecie. Widziałem,jak Salem rzuca się i
drży, rozdzierając jej ubranie. Mój żołądek skręcił się boleśnie –od tak dawna nie jadłem. Chciałem
przepchnąć się pomiędzy wilkami, stanąć obokSalema i udawać, że nie czuję jej człowieczeństwa,
że nie słyszę cichych jęków. Byłataka malutka pod naporem naszej dzikości. Sfora tłoczyła się
wokół niej, chcącwymienić jej życie za nasze. Warcząc i błyskając kłami, przepchnąłem się do
przodu.Salem warknął na mnie, ale mimo młodszego wieku i tego, że przymierałem głodem,byłem
wyższy i smuklejszy od niego. Paul zamruczał groźnie, żeby mnie wesprzeć.Znalazłem się tuż obok
563220418.001.png
niej. Nieobecnym wzrokiem patrzyła w górę, w bezkresneniebo. Może była martwa. Trąciłem
nosem jej rękę. Zapach wnętrza jej dłoni, słodki,maślany i słony, przypomniał mi o innym życiu.
Potem zobaczyłem jej oczy.Przytomne. Żywe.Dziewczynka spojrzała na mnie z taką straszną
szczerością. Cofnąłem się,odskoczyłem, znowu zacząłem się trząść – ale tym razem to nie gniew
dręczył mojeciało. Jej oczy wpatrujące się w moje. Jej krew na moim pysku. Czułem się
rozdarty,wewnętrznie i zewnętrznie. Jej życie. Moje życie.Sfora odsunęła się ode mnie nieufnie.
Teraz to na mnie warczeli wszyscy.Powarkiwali też nad swoją ofiarą. Pomyślałem, że to
najpiękniejsza dziewczynka,jaką kiedykolwiek widziałem, malutki, zakrwawiony anioł leżący na
śniegu. A oni mielizamiar ją zniszczyć. Ujrzałem to. Ujrzałem ją w sposób, w jaki nie widziałem
niczegowcześniej. I powstrzymałem ich.
ROZDZIAŁ TRZECI: GRACE3° C
Po tym wszystkim widziałam go jeszcze wiele razy, zawsze gdy było zimno. Stał naskraju lasu,
przy naszym podwórku za domem. Jego żółte oczy wpatrywały się wemnie nieruchomo, gdy
napełniałam karmnik dla ptaków lub wynosiłam śmieci, alenigdy nie podszedł bliżej. Podczas
długiej zimy w Minnesocie dni potrafiły trwać całą wieczność, a ja trzymałam się kurczowo
zmarzniętej huśtawki − dopóty, dopókiczułam na sobie jego spojrzenie. Później, gdy już wyrosłam
z huśtawkowych zabaw,schodziłam z tarasu na tyłach domu i cicho zbliżałam się do niego, z
wyciągniętą ręką i wnętrzem dłoni skierowanym do góry, ze spuszczonym wzrokiem.
Żadnegozagrożenia. Starałam się przemawiać jego językiem. Ale nieważne, jak długoczekałam,
nieważne, jak bardzo starałam się dotrzeć do niego, on zawsze wtapiał sięw podszycie lasu, nim
zdołałam do niego dotrzeć.Nigdy się go nie bałam, choć był wielki i silny, i choć mógł mnie po
prostu ściągnąć zhuśtawki, powalić na ziemię i zaciągnąć do lasu. Ale w jego oczach nie było
widaćtej dzikości, o której świadczyło ciało. Pamiętałam jego spojrzenie, każdą złotą cętkę,i nie
potrafiłam się bać. Wiedziałam, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Chciałam, żebywiedział, że ja też
go nie skrzywdzę. Czekałam. I czekałam.On też czekał, choć nie wiedziałam na co. Miałam
wrażenie, że tylko ja próbujęnawiązać kontakt. Ale zawsze tam był. Obserwował mnie obserwującą
jego. Nigdysię do mnie nie zbliżył, ale nigdy też nie był zbyt daleko.I tak to trwało przez kolejne
sześć lat: natarczywa obecność wilków zimą i ich nawetbardziej natrętna nieobecność w lecie. Tak
naprawdę nie myślałam o upływającymczasie. Myślałam, że są wilkami. Zwykłymi wilkami.
ROZDZIAŁ CZWARTY: SAM32° C
Dzień, w którym niemal porozmawiałem z Grace, był najgorętszym dniem w moimżyciu. Nawet w
księgarni, gdzie chodziła klimatyzacja, upał falami wkradał się przezdrzwi i przenikał do środka
przez panoramiczne okna. Siedziałem w słońcu,zgarbiony na stołku za ladą, i chłonąłem lato,
jakbym mógł zatrzymać w sobie każdą jego kroplę.Godziny leniwie upływały, a popołudniowe
światło wybielało książki na półkach, ażstały się bladymi, pozłacanymi wersjami samych siebie, i
ogrzało papier oraz tuszwewnątrz okładek, tak że zapach nieprzeczytanych słów zawisł w
powietrzu.To właśnie uwielbiałem, gdy byłem człowiekiem. Czytałem, kiedy drzwi otworzyły sięz
cichym dzyń, wpuszczając duszny podmuch gorącego powietrza orazgrupkę dziewczyn. Śmiały się
zbyt głośno, żeby potrzebować mojej pomocy, więckontynuowałem lekturę, pozwalając im tłoczyć
się wzdłuż ścian i rozmawiać owszystkim poza książkami.Nie poświęciłbym dziewczynom więcej
uwagi, gdyby nie to, że kątem okadostrzegłem, jak jedna z nich zgarnia swoje ciemnoblond włosy i
związuje je w długikucyk. Sama czynność nie znaczyła nic, ale ruch uwolnił tchnienie zapachu,
któreuniosło się w powietrzu. Rozpoznałem tę woń. Już wiedziałem.
To była ona. To musiała być ona. Szybko skryłem twarz za książką i zaryzykowałemprzelotne
spojrzenie w kierunku dziewczyn. Pozostałe dwie nadal rozmawiały igestykulowały, wskazując na
papierowego ptaszka, którego zawiesiłem pod sufitemnad sekcją z książkami dla dzieci. Jednak ona
nic nie mówiła, trzymała się z tyłu,patrząc na otaczające ją książki. Zobaczyłem wyraz jej twarzy i
rozpoznałem w nimcoś z siebie samego. Jej oczy skakały po półkach, szukając możliwości
ucieczki.Zaplanowałem sobie tysiąc różnych wersji tej sceny, ale teraz, gdy ta chwilanadeszła, nie
wiedziałem, co robić.Ona tutaj była taka realna. Co innego, gdy siedziała na swoim podwórku, po
prostuczytając książkę albo gryzmoląc coś w zeszycie. Tam dystans między nami
stanowiłniemożliwą do pokonania przepaść; czułem wszystkie powody, żeby trzymać się odniej z
daleka. Tutaj, w księgarni, ze mną, wydawała się być oszałamiająco blisko, wsposób, w jaki nie
była nigdy wcześniej. Nic nie mogło mnie powstrzymać przedporozmawianiem z nią.Jej spojrzenie
powędrowało w moim kierunku, więc pośpiesznie skupiłem się naksiążce. Nie rozpoznałaby mojej
twarzy, ale z pewnością poznałaby moje oczy.Musiałem wierzyć, że rozpoznałaby moje oczy.
Modliłem się, żeby wyszła, żebymmógł znowu oddychać. Modliłem się, żeby kupiła książkę,
żebym musiał siędo niej odezwać. Jedna z dziewczyn zawołała:– Grace, chodź i spójrz na to! „Stań
na wysokości zadania. Jak dostać się nawymarzoną uczelnię?”. To brzmi nieźle, prawda?Powoli
wciągnąłem powietrze i obserwowałem jej smukłe, oświetlone słońcem plecy,gdy przykucnęła i z
koleżankami oglądała książki przygotowujące do egzaminu SAT .Coś w pochyleniu jej ramion
zdawało się świadczyć o zaledwie uprzejmymzainteresowaniu tematem; kiwała głową, one
wskazywały inne książki, ale Gracewydawała się rozkojarzona. Obserwowałem, jak słońce wlewa
się przez okna,rozświetlając pojedyncze delikatne włosy w jej kucyku i zamieniając każdy z nich
wpołyskującą złotem nić. Jej głowa kiwała się niemal niedostrzegalnie, tam i zpowrotem, w rytm
muzyki odtwarzanej w księgarni.– Cześć.Szarpnąłem się do tyłu, gdy nagle zobaczyłem przed sobą
twarz. Nie Grace. Jednejz pozostałych dziewczyn, ciemnowłosej i opalonej. Przez ramię miała
przewieszonyogromny aparat fotograficzny i patrzyła mi prosto w oczy. Nic nie mówiła,
alewiedziałem, o czym myśli. Reakcje na kolor moich oczu wahały się od ukradkowychspojrzeń do
całkowitego gapienia się; przynajmniej była szczera.− Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym zrobiła
ci zdjęcie? – zapytała. Nerwowoszukałem wymówki.– Niektórzy Indianie uważają, że jeśli ktoś
zrobi im zdjęcie, zabierze im duszę. Tobrzmi całkiem logicznie, więc przykro mi, żadnych fotek. –
Przepraszającowzruszyłem ramionami. – Jeśli chcesz, możesz sfotografować księgarnię.Trzecia
dziewczyna przepchnęła się przed tę z aparatem. Miała puszyste,jasnobrązowe włosy, była
wyjątkowo piegowata i promieniowała taką energią, żenatychmiast poczułem się wyczerpany.
Flirtujemy, co Olivia? Nie mamy na to czasu. Proszę, kolego, weźmiemy tę.Wziąłem od niej
„Stań na wysokości zadania...”, rozglądając się powściągliwie wposzukiwaniu Grace.−
Dziewiętnaście dolarów i dziewięćdziesiąt dziewięć centów – powiedziałem. Sercemi waliło.−
Za wydanie w miękkiej oprawie? – Skomentowała piegowata dziewczyna, alepodała mi
banknot dwudziestodolarowy. – Reszty nie trzeba.Nie mieliśmy słoika na napiwki, więc
położyłem monetę na ladzie, obok kasy. Powolizapakowałem książkę i paragon do torebki.
Myślałem, że może Grace podejdzie,żeby sprawdzić, czemu to tak długo trwa. Ale ona została
w dziale z biografiami. Zprzechyloną głową czytała tytuły na grzbietach. Piegowata dziewczyna
wzięłatorebkę i szeroko uśmiechnęła się do mnie i Olivii. Potem obie podeszły do Grace
izaczęły zaganiać ją w stronę drzwi. Odwróć się, Grace. Spójrz na mnie. Jestem tutaj.Gdyby się
teraz odwróciła, zobaczyłaby moje oczy i musiałaby mnie rozpoznać.Piegowata dziewczyna
otworzyła drzwi – dzyń – i wydała z siebie niecierpliwydźwięk, przywołując resztę stada: czas
ruszać w drogę. Olivia odwróciła się wprzelocie i jej oczy znowu odnalazły mnie za ladą.
Wiedziałem, że gapię się na nie,na Grace, ale nie potrafiłem przestać. Olivia zmarszczyła brwi i
wyszła ze sklepu.Piegowata dziewczyna powiedziała:– Grace, idziemy.Poczułem ból w piersi,
moje ciało przemawiało językiem, którego mózg nie do końcarozumiał. Czekałem. Ale Grace,
jedyna osoba na świecie, która chciałem, żeby mniepoznała, tylko przesunęła spragnionym
palcem po okładce jednej z nowych książekw twardej oprawie i wyszła ze sklepu. Nawet nie
zdawała sobie sprawy z tego,że tam byłem, w zasięgu jej ręki.
Autor: Maggie Stiefvater Przedział wiekowy: powyżej 12 latTłumacz: Ewa KleszczWydawca:
WilgaKategoria: BeletrystykaTyp okładki: miękkaFormat:13 x 20 cm
Zgłoś jeśli naruszono regulamin