Podchody.doc

(39 KB) Pobierz
Podchody - wyścig wyobraźni

Podchody - wyścig wyobraźni

 

7/8/2004

Słowo podchody, rozpala myśli każdego – nocna przygoda, gdzieś w lesie... Ale przecież nie zawsze taka wyprawa jest możliwa. Co więcej, nie zawsze jest konieczna! Udane podchody można bowiem przeprowadzić równie dobrze w środku dnia, w centrum miasta. Potrzebne są tylko: wyobraźnia, dobre pomysły i humor, w który każdy uczestnik musi zaopatrzyć się obowiązkowo.

Przypomnijmy w skrócie zasady. W zabawie biorą udział dwie grupy - jedna uciekająca i jedna pościgowa. Uciekający zostawiają za sobą ślady w postaci wskazówek (znaków) oraz zadań, jakie należy wykonać w trakcie pogoni. Jeżeli goniący wypełnią wszystkie zadania i odnajdą uciekających – zostają zwycięzcami. W przeciwnym razie – zwyciężają „uciekinierzy”.

Zanim jednak zabawa rozpocznie się na całego, warto pewne sprawy przemyśleć, przygotować. Po co? Po to, żeby bawić się lepiej i bez przeszkód.

 

Na szlaku czy chodniku

 

Podstawową metodą znakowania drogi ucieczki są strzałki. Warto jednak pamiętać gdzie się je umieszcza i robić to w taki sposób, aby nie uległy zniszczeniu, ale i także, aby samemu niczego nie zniszczyć.

Strzałka ułożona z szyszek lub patyków może zostać rozdeptana, jeśli znajdzie się na uczęszczanym szlaku. Lepiej poszukać jakiegoś kamienia aby oznaczyć go kredą. Oczywiście, nie podczas deszczu, bo zmyje on znak.

Nie można niszczyć otoczenia – wycinać znaków na drzewach, malować znaków farbą tam, gdzie inni uznają je za wandalizm, np. na ścianach domów. Zamiast tego, warto czasem twórczo wysilić „mózgownicę” i opracować jakiś inny, być może nowatorski system oznaczeń, którego rozszyfrowanie już samo w sobie będzie nie lada zadaniem dla goniących.

 

Listy, zadania, wiadomości

 

Jeszcze bardziej należy uważać na to, jak oznacza i gdzie umieszcza się wiadomości. Nie powinny one być ukryte tak aby „nikt ich nie znalazł”, ale również nie powinny rzucać się oczy, gdyż mogą zostać „przechwycone” przez przypadkowych ciekawskich.

Informacje w listach zawierać mogą wskazówki co do dalszego kierunku poszukiwań, ale wcale nie muszą być proste. W jednej wiadomości można nakazać liczenie drzew, liczby budynków, przystanków, numerów domów, itp., po to, by w następnej „niecnie” wykorzystać uzyskaną liczbę (np. „o tyle kroków lewo znajdziesz kolejny list”) i od razu sprawdzić jak sumiennie ścigający wywiązują się ze swoich zadań.

Wiadomości mogą zatem zawierać gry liczbowe, ale również rebusy, zagadki, szarady, łamigłówki. znakomitym pomysłem jest nakazanie by udać się w jakieś miejsce określone w liście starą lub tradycyjną nazwą. Trzeba jednak mieć pewność, że w grupie ścigającej jest ktoś, kto zna owe nazwy i będzie potrafił je rozszyfrować.

Zadania, to jednak nie tylko wskazówki dokąd się udać, ale również jak to zrobić. Na przykład oczekiwać na tramwaj śpiewając do jego przyjazdu jakieś piosenki, a w pojeździe stojąc na jednej nodze... Można też maszerować gęsiego ustawiwszy się wcześniej według alfabetycznej kolejności imion, wzrostu, dat urodzenia. Pozwala to lepiej poznać się nawzajem. Najweselej jest wówczas, gdy prowadzący grupę musi dodatkowo wykonywać po drodze jakieś dziwne czynności, gesty, które „wąż” za nim powtarza. Najzabawniej, gdy dzieje się to na tłoczonej ulicy, w samym środku dnia...

Zadania mogą być także „poważniejsze”. Kiedyś, aby otrzymać kolejną wiadomość, musieliśmy sprzedać w kolejowej poczekalni bardzo stary telewizor. Nie było to łatwe, mimo iż cena była bardzo okazyjna – 1 zł!

Wiadomości to nie tylko listy. Czasami na hasło może podać ją sklepikarz lub poproszony o to „przypadkowy” przechodzień. Jeszcze trudniejszym wyzwaniem jest pozostawienie taśmy magnetofonowej. Oczywiście, bez magnetofonu! Cóż, wówczas trzeba wykazać się nie lada inwencją i znaleźć kogoś, kto użyczy sprzętu, na którym możliwe będzie odsłuchanie zadania.

 

Najważniejszy jest umiar

 

Jeżeli podchody rozgrywane są w terenie nieznanym, dobrze, gdy w grupie pościgowej znajduje się ktoś dyskretny, „dobrze poinformowany” przez uciekających dokąd oni zmierzają. Nawet najlepsza, świetnie zaplanowana zabawa może bowiem natrafić na trudności, których nie udało się wcześniej przewidzieć.

Także nie wszystkie zadania, choćby najfajniejsze nadają się zawsze do realizacji. Może to wynikać z tego gdzie rozgrywamy podchody – inne możliwości stwarza las czy pole, inne miasto. Nie można też, bez wcześniejszego ustalenia i zgody zmuszać kogoś do wydawania pieniędzy. Nie można też zakłócać porządku i przeszkadzać innym. No, może z pewnymi wyjątkami…

W pierwszym liście znaleźliśmy kiedyś informację o tym jak dojść do punktu, w którym „coś” będzie na nas oczekiwać. Tym „czymś” była kolejna wiadomość, która skierowała nas do... kolejnej wiadomości. Gdy po odkryciu wszystkich dotarliśmy w końcu do celu, okazało się, że jest to sklep, w którym każdy musi kupić... pudełko zapałek, co na końcu zabawy zostało skrupulatnie sprawdzone.

Innym razem prosząc w sklepie o pudełko zapałek, otrzymaliśmy... litrowy słoik musztardy, która potem okazała się niezbędnym dodatkiem do kiełbasek pieczonych przy ognisku na końcu zabawy.

Jednym z zadań jakie przyszło mi kiedyś realizować, było odnalezienie wiadomości przez telefon. W liście znaleźliśmy informację o tym, że wiadomość czeka pod jednym z pięciu wymienionych numerów. Trzeba było zadzwonić pod każdy i podać bardzo dziwnie brzmiące hasło... Jakie? Nie powiem! Niech każdy wymyśli swoje!

Jeżeli podchody organizowane są z jakieś okazji – urodzin, imienin i ich zakończenie planowane jest w jakimś konkretnym miejscu, można nakazać grupie pościgowej, zanim przystąpi do świętowania, wykonanie zadania lub podanie hasła, na które każdy otrzyma, np. kawałek ciasta.

Po zakończeniu świętowania, zabawę można naturalnie kontynuować...

 

I to już koniec?

 

Przy tym wszystkim nie można zapomnieć iż podchody, to podchody. Chodzi zatem nie tylko o wypełnienie wszystkich zadań niezbędnych aby podążać śladem grupy uciekającej. Cały czas należy być ostrożnym i czujnym. Wszak, jak wskazuje sama nazwa zabawy chodzi o to, aby podejść uciekających. A więc zrobić to w sposób niespodziewany, znienacka. Dopiero wówczas można stwierdzić kto jest zwycięzcą – kto kogo podszedł.

Finis coronat opus - koniec wieńczy dzieło – głosi łacińska maksyma. Czy gdy już wszyscy się spotkają pośmieją, wybawią, to podchody stają się tylko historią, miłym wspomnieniem? To zależy. Niejednokrotnie okazywało się, że nasze „pościgowe” wysiłki w realizacji zadań, jakie otrzymywaliśmy w listach, ktoś fotografował lub nagrywał na taśmie video. Czasem robił to któryś z goniących, kiedy indziej - wówczas oczywiście z ukrycia - ktoś z uciekających.

Taka „dokumentacja”, to wspaniały pretekst do tego aby za jakiś czas ponownie spotkać się w tym samym, a może i szerszym gronie i wspominając wspólne przygody już zacząć planować kolejne...

 

Tomek Nowak

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin