Bortoli G. - Śmierć Stalina.pdf

(1190 KB) Pobierz
GEORGES BORTOLI
ŚMIERĆ STALINA
PRIX DES MAISONS
DE LA PRESSE
985708740.002.png
PRZEDMOWA
Od 5 marca 1953 roku wiele rzeczy uległo zmianie, gdy umarł starzec w podmiej-
skiej okolicy Moskwy. W tydzień po złożeniu go do grobu świat odczuł że nie jest
ten sam.
Czy był, czy nie wytworem epoki, stał się sam epoką; Stalin i po Stalinie. Pano-
wanie ogromne, szef o rozgłosie, o władzy niezmiernej. Strach i miłość, które on in-
spirował, geniusz nadludzki, który mu przypisywano. Później, z dziś na jutro –
otchłań zapomnienia, ostrożne szepty. Najgorliwsi jego uczniowie udają, że nie znają
swego mistrza. I jednocześnie denuncjują jego zbrodnie. I znowu cisza. Jego rodacy
kluczą, by nie wymówić słowa Stalin, określają go wstydliwą parafrazą: „epoka kul-
tu jednostki”.
Nikt nie umiał się tak maskować, jak on. Zrobił ze swej osoby mit, ze swojego
królestwa jaskinię Platona – cienie na murze. Wybudował zamek z mgły, który szo-
kował świat.
Usiłowałem go odnaleźć. Przede wszystkim chciałem opisać to przejście z czasu
– z jego czasu – do innego, iść krok za krokiem przez ostatnie dni Stalina i pierwsze
dni ery następnej. Przeszukiwałem uważnie w pismach, słuchałem świadków,
wszystkich świadków. Tych, którzy go spotykali. I tych, którzy ścinali drzewa na
Syberii i tych, którzy z jego woli znaleźli się bardzo nisko.
To panowanie zakończyło się przed 20 laty, ale jest jednym z najgorzej znanych
w historii. Stalin chciał być tajemnicą.
Z całego serca dziękuję tym, którzy mi pomogli w zbliżeniu się do niego, którzy
żywili tę książkę ciałem i krwią swego własnego doświadczenia.
Musiałem zachować anonimowość niektórych osób. Zawsze aktualny regulamin
zabrania Sowietom „dostarczać informacji” przybyszowi z zagranicy – zwierzenie
się jest zbrodnią.
Może te przeżycia dawnego czasu znikną z wszystkim, co jeszcze istnieje. Może
nadejdzie dzień, kiedy nowe wydanie tej książki poda nazwiska bez strachu, że za-
szkodzi tym wszystkim, którzy podzielili się ze mną swymi wspomnieniami.
Moskwa – Paryż 1968—1973
3
985708740.003.png
LATO
l.
ORSZAK
Pewnego dnia szedłem przez Arbat
Bóg przejeżdżał tamtędy w 5 wozach
Borys Słucki.
Reflektory. Samochody pędzą z nadzwyczajną prędkością. Brak białych świa-
teł, jakie są zwykle na moskiewskich wozach. Są żółte. Jednocześnie zwiększa się
piekielny hałas, ochrypły, prawie zwierzęcy – syreny i klaksony, a ty stoisz odrę-
twiały z wrażenia.
Wśród niezliczonej ilości policjantów, którzy pojawili się nagle, jedzie 5 czar-
nych samochodów; widać niewyraźny cień kierowcy jakby przykutego do swego
pojazdu. Firanki nie pozwalają widzieć tylnych siedzeń.
Historia i legenda ocierają się o siebie. Za tymi firankami – ukryty wszechpo-
tężny, okrutny, ten, który w każdej chwili ma twe życie w swych rękach.
O drugiej w wieczór lipcowy Arbat jeszcze śpi, choć staje się spokojniejszy niż
za dnia. Arbat, to ulica o arabskiej nazwie. Jest jedną z najruchliwszych ulic w
Moskwie. Choć to wieczór, widać jeszcze sporo kobiet starych, ubranych w swe
szare spódnice i szare chustki, śpieszą ze swymi koszykami do domów. Widać
młode pary wychodzące z kina i bez pośpiechu kierujące się do stacji kolejki pod-
ziemnej oświetlonej czerwonym, jarzącym światłem.
Naraz sygnał z Kremla przerywa ten ruch. Wszystkie światła Arbatu, nawet te
najdalsze, stają się czerwone. Milicja blokuje rogi krzyżujących się ulic, obstawia
przyległe, całkowicie wstrzymuje ruch.
4
985708740.004.png
Anioły–stróże w cywilu i w uniformach obstawiają chodniki, tak że przechod-
nie przeciskają się pod murami. Zamyka się okiennice. Nie jest dobrze widzieć
zbyt dużo. Wielkie czarne auta wynurzają się z Kremla przez bramę Borowiczki
i wpadają do miasta z szybkością 100 kilometrów na godzinę.
Stalin udaje się do swego wiejskiego domu. Jest niewidoczny za firankami,
chroniony przez szyby odporne na kule i opancerzoną karoserię. Nikt nie może od-
różnić jego wozu od wozów eskorty. Wszystkie są identyczne, pozbawione znaków
rejestracyjnych. Kierowcy–wirtuozi, wciąż się zmieniają.
Jest rok 1952.
W ciągu ćwierćwiecza panowania tego absolutnego władcy nikt nigdy nie sły-
szał o jakimkolwiek zamachu na niego. Ale z roku na rok ostrożność, którą się
kieruje, wciąż się zaostrza.
3000 agentów Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa – MGB czuwa nad drogą
długości 15 kilometrów, która prowadzi z Kremla do daczy Stalina. Wszyscy,
którzy mieszkają wzdłuż tej drogi, podlegają szczególnej inwigilacji. A nowi przy-
bysze są starannie dobierani.
W tym czasie – powiedział jeden moskwiczanin – uzyskać od policji „propi-
skę” , żeby móc mieszkać na Arbacie, to otrzymać certyfikat najwyższego obywa-
telstwa.
Wszyscy wierzą, że Stalin mieszka na Kremlu, a to jest nieprawda. Jego miesz-
kaniem jest dacza w pobliżu Kunczewa na północny zachód od Moskwy. Ale pra-
sa, poeci, filmy, ikonografia uparcie kojarzą jego imię i jego obraz ze starą fortecą
o czerwonych murach – rama godniejsza dla bohatera niż willa w okolicy pod-
miejskiej. Tej nocy, jak każdej, w oknach będą się świeciły światła widoczne z pl.
Czerwonego aż do świtu i będą myśleli: „On żyje, myśli i pracuje dla nas” – tak
jak podaje radio.
Ci, którzy widzą pięć wozów przejeżdżających pod ich oknami, zgadują praw-
dę. Mogliby nawet, obserwując odjazdy i przyjazdy, wywnioskować, że Stalin sta-
rzejąc się spędza coraz mniej czasu w swym biurze. Ale dlaczego zajmować się
tymi strasznymi tajemnicami? Dlaczego mówić o tej największej tajemnicy pań-
stwowej, ryzykować najcięższe kary? Mówić gdzie jest Stalin to szkodzić jego
bezpieczeństwu, a to znaczy być złym obywatelem. Kraj ulegle widzi swego wodza
tam, gdzie go nie ma.
5
985708740.005.png
Korespondenci zachodni nie wiedzą więcej. Chmura zasłania Stalina przed
oczami jego narodu. W rzeczywistości to istota abstrakcyjna, która ucieka w nocy
poprzedzana wyciem syren i klaksonów .
Jego twarz jest wszędzie i jego twarzy nikt spośród zwykłych ludzi naprawdę
nie widział.
Siedzący w samochodzie ZIS IOI to mały 72–letni starzec. W bladym świetle,
które dociera od stołu, gdy czasem zapala małą lampkę, aby zobaczyć godzinę na
kieszonkowym zegarku, jego głowa wydaje się szara, szare są i wąsy, które retusze-
rzy „Prawdy” nazywają czarnymi. Prawie zupełnie białe i coraz rzadsze w stronę
szczytu czaszki włosy, malarze wciąż przedstawiają jako czarne usiane nieznacznie
srebrnymi nitkami.
Obrazy, filmy, pokazują go wysokim, majestatycznym. Jego głowa zawsze się
wznosi ponad głowami towarzyszy, ponad tłum zebranych, których ramiona wyci-
ągają się z miłością do niego. Gierasimow, arcykapłan oficjalnego malarstwa,
umiejscawia go na tle wież Kremla. Dominuje swą atletyczną budową, jak Kreml
dominuje nad Moskwą.
Za zaciągniętymi firankami jest tylko mały, stary, brzuchaty. Na kołnierz mary-
narki spada gruba fałda karku.
Tysiące poetów i pisarzy, a niektórzy są sławni i wielcy, czczą go w stu języ-
kach. Paul Eluard poświęcił mu na 70–lecie pieśń miłosną.
Roger Vailland w swych listach miłosnych do Elżbiety radzi jej czytać tekst –
klucz do Stalina – rozdział z „Historii WKPB(b)” aby lepiej przeżywała miłość.
W jego kraju nazywają go „nasz kochany ojciec”, „nasz drogi wódz i pan”,
„nasz drogi i kochany Stalin”, „największy wódz wszystkich czasów i wszystkich
ludów”.
W całym Związku Sowieckim nie publikuje się żadnej książki, żadnej broszury,
żadnego zeszytu, ani jednej tezy chemicznej, astronomicznej, botanicznej, filolo-
gicznej – niczego, co by nie zawierało choć kilku myśli z jego nauk. Mało jest
świąt rodzinnych: ślubów, urodzin, aby nie wzniesiono pierwszego toastu na jego
cześć.
Ten kult jest częścią życia codziennego.
Kiedy ogłoszono podniesienie normy pracy, robotnicy westchnęli, ale mówili:
„Stalin wie”. I kiedy w sklepach brakowało kiełbasy gospodynie szeptały: „Gdyby
Stalin wiedział”.
6
985708740.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin