Laurens Stephanie - Klub Niezdobytych 08 - We władzy miłości.pdf

(1750 KB) Pobierz
Flash
437841799.003.png
STEPHANIE LAURENS
WE WŁADZY MIŁOŚCI
Tytuł oryginału: Mastered by Love
437841799.004.png 437841799.005.png 437841799.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wrzesień roku 1816
Coquetdale, Northumbria
To nie tak miało być.
Royce Henry Varisey, dziesiąty książę Wolverstone, owinął się ciaśniej
peleryną po tym, jak zmienił po raz ostatni konie zaprzężone do świetnie
resorowanej dwukółki, i skręcił z londyńskiej drogi w węższą, prowadzącą ku
Sharperton i Harbottle. Łagodnie wznoszące się podnóże Cheviot Hills otoczyło
go niczym ramiona matki; zamek Wolverstone, dom jego dzieciństwa i
odziedziczona niedawno siedziba rodu, stał w pobliżu wioski Alwinton, tuż za
Harbottle.
Jeden z koni wypadł z rytmu; Royce sprawdził, co było tego przyczyną,
odczekał, póki słabnące zwierzęta nie zaczęły biec znów w jednym tempie, a
potem je pośpieszył. Własne konie księcia, para karych pełnej krwi, dowiozły go
aż do St. Neots. Było to w poniedziałek i od tego czasu musiał zaprzęgać świeżą
parę mniej więcej co pięćdziesiąt mil.
Teraz był środowy poranek, książę zaś wkraczał - po długich szesnastu latach
- na rodzinną ziemię. Ziemię przodków. Zostawił za sobą mroczne lasy Rothbury
i przed jego oczami roztaczał się widok na niemal pozbawione drzew podnóże
Cheviot Hills, usiane tu i ówdzie białymi plamkami pasących się owiec. Za
nagimi grzbietami opustoszałych wzgórz rozciągała się Szkocja.
Wzgórza, podobnie jak granica, odegrały istotną rolę w dziejach księstwa.
Wolverstone powstało w czasach Wilhelma Zdobywcy jako ziemie
przygraniczne. Zadaniem ich właścicieli była obrona Anglii przed
podejmującymi łupieżcze wyprawy Szkotami. Kolejni książęta, znani jako Wilki
437841799.001.png 437841799.002.png
Północy, przez całe wieki cieszyli się przywilejami zapewniającymi im w tych
włościach iście królewską władzę.
Wielu powiedziałoby, że nadal tak jest.
Z pewnością pozostali wielce wpływowi, łącząc bogactwo z walecznością.
Odnoszone na obu polach sukcesy sprawiały, że kolejni władcy woleli
pozostawić przebiegłych, politycznie ustosunkowanych arystokratów w spokoju,
aby rządzili na środkowym pograniczu, jak robili to od czasów, gdy pierwszy z
nich postawił elegancko obutą normańską stopę na angielskiej ziemi.
Royce, po tak długiej nieobecności, przyglądał się krajobrazowi szczególnie
uważnie. Rozmyślając o historii swojej rodziny, zastanawiał się po raz kolejny,
czy niezależność rodów z pogranicza - wywalczona, uznawana przez tradycję i
gwarantowana królewskim edyktem, potem prawnie ograniczona, lecz nigdy tak
naprawdę nie utracona - przyczyniła się do pogłębienia przepaści po-między nim
a ojcem.
Zmarły książę należał, podobnie jak większość równych mu wiekiem i rangą,
do starej szkoły sprawowania władzy. Zakładała ona, że lojalność, wszystko
jedno: wobec ojczyzny czy suwerena, jest towarem, który może być kupowany i
sprzedawany, czymś, za co zarówno Korona, jak i kraj muszą zapłacić
odpowiednią cenę. Co więcej, dla książąt i lordów z pokolenia jego ojca słowo
„ojczyzna" miało niejasne znaczenie; sprawując na swoim terenie władzę
absolutną troszczyli się przede wszystkim o nadane im dobra. Dla nich królestwo
było czymś bardziej odległym i mglistym, zwłaszcza tam, gdzie chodziło o
honor.
Choć i Royce'owi okazywanie bezwzględnego posłuszeństwa wobec
monarchii - w osobie szalonego króla Jerzego i jego rozwiązłego syna, księcia
regenta - nie wydawało się szczególnie pociągające, czuł się w obowiązku służyć
swojemu krajowi, Anglii i pozostać wobec niego lojalnym.
Ponieważ był jedynym synem wpływowej książęcej rodziny, nie dopuszczono
go, jak nakazywała tradycja, do służby w polu. Nic zatem dziwnego, że kiedy
zaproponowano mu, by w wieku lat dwudziestu dwóch zorganizował na obcej
ziemi siatkę angielskich szpiegów, ochoczo się zgodził. Nie tylko mógł mieć w
ten sposób udział w pokonaniu Napoleona. Posiadając rozliczne kontakty i
osobiste znajomości, a także wrodzone zdolności przywódcze i umiejętność
inspirowania podwładnych, doskonale nadawał się do roli, którą mu
wyznaczono. I rzeczywiście, od pierwszej chwili pasowała do niego niczym
rękawiczka.
Ojciec uznał jednak, iż przyjmując stanowisko, syn zhańbi nazwisko oraz
tytuł, plamiąc reputację rodziny. Zgodnie z jego staroświeckimi poglądami
szpiegostwo było zajęciem absolutnie niehonorowym, nawet jeśli szpiegowało
się aktywnych militarnie wrogów. I nie był w swych poglądach odosobniony.
Zażądał, by syn się wycofał, a kiedy Royce odmówił, urządził na niego
zasadzkę - w publicznym miejscu, u White'a, w porze, gdy klub był najbardziej
zatłoczony. Wspierany przez przyjaciół podzielających jego poglądy dokonał,
nie przebierając w słowach, publicznego sądu nad krnąbrnym potomkiem.
Na koniec przemowy triumfalnie oświadczył, że jeśli Royce odmówi
podporządkowania się jego woli, będzie tak, jakby on, dziewiąty książę, nie miał
już syna.
Royce, choć rozwścieczony do białości atakiem, zauważył owo „jakby". Był
jedynym prawowitym potomkiem płci męskiej, ojciec nie mógł go więc
formalnie wydziedziczyć, choćby nie wiem jak byt na niego zły. Mógł jednak, i
właśnie to zrobił, zabronić mu wstępu na rodzinne włości.
Stojąc na karmazynowym dywanie ekskluzywnego klubu naprzeciw
będącego o krok od ataku apopleksji ojca, otoczony tłumem zafascynowanych
arystokratów, czekał niewzruszony, aż książę skończy dobrze przygotowaną
tyradę. Gdy cisza zgęstniała, wykrztusił przez zaciśnięte zęby trzy słowa:
Jak sobie życzysz.
Odwrócił się i wymaszerował z klubu. Od tego dnia przestał być synem
swego ojca. Odtąd znano go pod nazwiskiem Dalziel, zapożyczonym od mniej
znaczącej gałęzi rodu jego matki. Posługiwanie się nim było tym bardziej
stosowne, że właśnie dziadek ze strony matki - dawno już zmarły - wpoił
Royce'owi credo, którym postanowił kierować się w życiu. Podczas gdy
Variseyowie byli lordami z pogranicza, ziemie Debraighów - nie mniej
potężnych i wpływowych - leżały w sercu Anglii. Także służyli bezinteresownie
królowi i ojczyźnie - zwłaszcza ojczyźnie - od stuleci. Stali, jako wojownicy i
mężowie stanu, po prawicy niezliczonych monarchów, kierując się wpojonym
głęboko poczuciem obowiązku wobec ludu.
Ubolewając nad rozłamem pomiędzy Royce'em a księciem, Debraighowie
zaaprobowali jednakże wybór młodzieńca i zaoferowali pomoc. On jednak,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin