Andrews Lynn V. - Lot siódmego Księżyca.doc

(1033 KB) Pobierz

9

 

 

 

 


LynnV. Andrews

 

 

 

 

 

 

Lot siódmego księżyca

Nauka o tarczach

 

 

 

 

 

Przełożył

Marek Maciorek

ZYSK I S-KA WYDAWNICTWO

 

 

 

Książkę tę dedykuję mej matce Rosalyn i córce Yanessie, których miłość i zrozumienie umożliwiły mi tę podróż.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Szczególne słowa uznania kieruję do Twili Nitsch Yehwehnode z Narodu Senekow i Pauli Gunn Allen za to, że są szamankami.

Wielkie dzięki dla Johna V. Loudona, mego wydawcy, którego rozwaga i poświęcenie niezmiernie mi pomógł}

 

 

 


 

Księżyc w twoich rękach

 

 

 

Kiedy weźmiesz księżyc w swoje ręce i odwrócisz go

(ciężki, trochę zaśniedziały talerz), znajdziesz się tam;

kiedy wyrwiesz suchy wodorost z piasku i odwrócisz go,

i zachwycisz się bursztynem pod spodem, twoje oczy

będą widzieć tak jak teraz

(nie pamiętasz),

gdy mi duszę odwrócono,

spostrzegając drugą stronę każdej rzeczy, liść dziewanny i derenia, skrzydło ćmy i nasienie mleczu pod ziemią.

H.D. [Hilda Doolittle] z The Selected Poems ofH.D.


Przedmowa

Jestem kobietą.

Ostatnie kilka lat swego życia spędziłam na duchowym poszukiwaniu. Początkowo ścieżka wiodła mnie do wielu nauczycieli mężczyzn. Każdy z nich na swój sposób dawał mi jakieś spojrzenie w zakamarki mej natury. A jednak czegoś mi ciągle brakowało.


   Wiedziałam, że chcę się uczyć od kobiety — było to dla mnie jedyne wyjście. Miałam szczęście. Po serii nieco-dziennych zdarzeń moją nauczycielką została Agnes Whistling Elk, indiańska szamanka z Manitoby w Kanadzie.              ;

Przy pierwszym spotkaniu spytałam ją, czy nie wydaje jej się dziwne, że ktoś z Beverly Hills siedzi w jej przytulnej chacie w Manitobie i prosi o pomoc.

              Zawsze znajdą się pomocnicy i znaki wskazujące drogę komuś, kto chce nią pójść — powiedziała. — Nieświadomie pierwszy raz w życiu poszłaś właściwą drogą. Nie, nie dziwi mnie twoja obecność. Wiele znaków przepowiadało twój przyjazd i zdziwiłabym się, gdybyś się nie zjawiła. Przecież wiesz, że kobieta widzi inaczej niż mężczyzna.

Pytałam Agnes, czy mężczyzn uczy tak samo jak kobiety. Roześmiała się i odparła, że sama powinnam znaleźć odpowiedź, po czym dodała:

              Naucz kolejnych dziesięciu mężczyzn, jakich spotkasz, co to znaczy mieć dziecko.

Lot siódmego księżyca opowiada o tym, jak Agnes wprowadziła mnie w świat mej kobiecości i tożsamości. Poprzez wiele wizji i obrzędów wiodła mnie wokół kręgu wiedzy i dała mi twórczą

mandalę — tarczę, którą noszę na co dzień. W doświadczeniach rytuału mego przejścia tkwi pradawna mądrość kobiety. Moja opowieść podobna jest do historii innych kobiet zaangażowanych w poszukiwanie. Nasze sytuacje są różne, ponieważ wszystkie jesteśmy inne, ale źródło naszego zrozumienia jest jedno i to samo.

Agnes nigdy mi nie mówiła, czego mam się uczyć. Po prostu stawiała mnie w takich sytuacjach, w których — chcąc przetrwać — musiałam się rozwijać i zmieniać. Szamanka opowiada o tym, jak Agnes prowadziła mnie przez cztery etapy mego dopiero, co rozpoczętego dzieła. Większość z nich dotyczyła poprawy mej fizycznej kondycji, gdyż Agnes uważała, że pomiędzy duchowym nauczaniem a fizyczną odpornością winna istnieć równowaga. Stawiała mnie także w sytuacjach, w których uczyłam się równoważyć w sobie pierwiastek męski i żeński. Wiązało się to głównie z poszukiwaniem świętego koszyka ślubnego. W końcu nauczyła mnie, że trzeba dokonać aktu mocy albo aktu piękna w świecie. W moim przypadku było nim pisanie książki. Nauczyłam się, że źródłem aktu piękna jest stworzenie sobie lustra, aby w każdej chwili wiedzieć, kim się jest. Dzięki paranormalnym zjawiskom, mej wyprawie do Kanady i w procesie śnienia, Agnes uświadomiła mi wyraźnie to, co jest bardzo ważne dla każdego z nas, mianowicie, że można nas wytrącić z mechanicznej egzystencji, aby powstała prawdziwa zmiana, a może nawet transformacja. Trzeba odrzucić swe struktury myślenia i wiary, aby usłyszeć coś nowego.

Spytałam raz Agnes, co sądzi o pewnym wersecie z Biblii: „wielu jest powołanych, lecz mało wybranych". Uśmiechnęła się i powiedziała, że wszystkie zostaniemy powołane i wybrane, jeśli będziemy mieć odwagę zrobić krok w nieznane. Napisałam tę książkę, aby podzielić się pradawnymi tradycjami, zapamiętanymi przez Agnes Whistling Elk i Kobiecą Wspólnotę Tarcz.

Kobieca Wspólnota Tarcz to tajemna organizacja oparta na pradawnych tradycjach kobiet. Przez długi czas należały do niej wyłącznie Indianki, ale zmiany energii na naszej planecie spowodowały przyjęcie kobiet innych ras. Dzielimy się swą wiedzą, dążąc do zaprowadzenia równowagi, mądrości i pełniejszego spojrzenia na Ziemię.


Obrońca Dzieci: Tarcza Południa

Czasami lubię się nad sobą użalać

i przez cały ten czas

potężne wiatry noszą mnie po niebie.

z tradycji Ojibway zaadaptował Robert Bly na podstawie tłumaczenia Frances Densmore

Stałam przed wejściem do hotelu w Beverly Hills. Ciepły wiatr z południa jak jedwab muskał mi skórę. Powietrze przesycone było zapachem kapryfolium, zrobiłam głęboki oddech, próbując się rozluźnić. Z niecierpliwością czekałam na Hyemeyohstsa Storma, autora Siedmiu Strzał i szamana z Montany, który miał przedstawić mi dwóch producentów filmowych z Nowego Jorku chcących nakręcić film na podstawie mojej Szamanki. Myśl, że znowu zobaczę się z Hyemeyohstsem, łagodziła moje zdenerwowanie. Spojrzałam na kłębiaste czarne chmury i pomyślałam, czemu tak długo ich nie ma.

Czekając, aż boy odprowadzi mój samochód, obserwowałam rozległy teren wokół hotelu. Basen, kabiny do przebierania, bajeczni goście — królowie i księżniczki, gwiazdy filmowe, rekiny biznesu — wszystko to sprawiało, że hotel nabierał szczególnego uroku i kiedy indziej byłabym szczęśliwa, że mogę tu mieszkać. Dzisiaj jednak było inaczej. Wybierałam się w podróż do Kanady, gdzie miałam odwiedzić Agnes Whistling Elk, Indiankę Kri, która została moją nauczycielką. Parę dni temu wynajęłam swe mieszkanie i czas do wyjazdu miałam spędzić w hotelu.

Gdy boy zabrał samochód i bagaże, przed hotel podjechał z piskiem cadillac seville w jaskrawo-różowym kolorze, z którego wysiadła piękna dziewczyna. Wszystkie oczy spoczęły na niej, i nic dziwnego — na sobie miała kostium z różowego materiału i prowadziła filigranowego pudla w takim samym kolorze. Oto i Hollywood — pomyślałam smętnie. Przed hotel podjechała kolejna limuzyna z napisem OJCIEC na tablicy rejestracyjnej. Stałam za wysoką kolumną porośniętą kwitnącym bluszczem i widziałam, jak nagle wszystkie drzwi limuzyny otworzyły się jednocześnie. Przez moment nikt nie wysiadał, ale zaraz powstało wielkie zamieszanie, gdy umundurowani służący rzucili się do pomocy starszemu panu, wyciągając go z tylnego siedzenia i sadzając na elektrycznym wózku. Wydawał mi się jakiś znajomy. Miał taką wielkopańską manierę unoszenia swej kościstej ręki i rozkazywania. Prawie warczał na swego młodego szofera, który potknął się i o mało nie przeleciał nad wózkiem, gdy podjeżdżał pod krawężnik.

Kiedy ten wytworny szpakowaty pan przejeżdżał koło mnie, nagle skręcił i najechał mi na nogę. Wpadłam na klomb. Poczułam, jak jedna noga zapada mi się w błoto, i zaczęłam rozpaczliwie machać rękami, żeby nie stracić równowagi.

Ktoś chwycił mnie za łokieć. Był to Hyemeyohsts, który podbiegł i przytrzymał mnie. Wyciągnęłam stopę ze świeżo podlanego klombu i z butem w ręce pokuśtykałam do hotelu, gdzie przeprosiłam wszystkich i udałam się do toalety. Stojąc przed umywalką i ścierając błoto z pięty, kątem oka zobaczyłam blondynkę średniego wzrostu ubraną w sukienkę z białego jedwabiu, która przyglądała mi się z lustra. Niepewnie zerknęłam w jej stronę. Obraz rozmywał się, to znów nabierał ostrości. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że patrzę na samą siebie. Bolała mnie głowa.

Usiadłam na różowym taborecie przed lustrem i usiłowałam skupić się na wizji. Ogarniały mnie mdłości. Potrząsnęłam głową i wpatrywałam się w obcy, zamazany wizerunek w lustrze. Wyglądałam okropnie, a czułam się jeszcze gorzej, jak pacjent budzący się po narkozie, który wodzi wzrokiem po nieznajomych ścianach i czuje się przestraszony i bezradny. Chciałam, żeby Agnes mogła powiedzieć mi, co robić.

Agnes Whistling Elk jest moją nauczycielką. Ta indiańska szamanka posiada wiele umiejętności. Jest stara, ale często pojawia się jako młoda i zwinna. Przez kilka lat uczyła mnie o zastosowaniu pradawnej mądrości kobiety.

Często towarzyszyła jej inna szamanka, zwana Ruby Plenty Chiefs. Ruby jest nieco gburowata i przeważnie szorstka w obyciu. Przy niej czuję się niepewnie, jakbym odsłaniała swe ukryte lęki. Wygląda na egotystkę, ale także posiada ogromną siłę, każdy jej ruch jest przemyślany.

Dziś widzę, że moje szkolenie dotyczyło głównie przełamywania kulturowych ograniczeń, jakie mi narzucono, a tym samym — wszystkim kobietom. Kiedy zwierzyłam się Agnes, że chcę napisać Szamankę, ostrzegła mnie, że staję do walki.

              Piszesz o pradawnej mocy kobiety, o nauce, którą już prawie zapomniano. Są ludzie, którzy będą walczyć z twoim przesłaniem, ale jest ono tak ważne, że musisz spróbować. Jesteś białą kobietą ze świetlistego miasta i tak łatwo ci nie uwierzą.

Agnes mocno wierzy w potrzebę odbudowania równowagi pomiędzy męską i żeńską energią na jej ukochanej matce ziemi. Uważa, że żyjemy w czasie wizji, w czasie, kiedy ludzie ziemi mogą znowu słuchać o tajemnicach, które od dawna pozostają w ukryciu. To czas oczyszczenia i przebudzenia. Albo zniszczymy matkę ziemię, albo nauczymy się żyć z nią w harmonii. Aby teraz nauczyć się żyć z nią w równowadze, zarówno mężczyźni, jak i kobiety muszą powtórnie poznać swą kobiecość. Agnes uważa, że to właśnie element kobiecy wewnątrz nas wszystkich wymaga uleczenia i odrodzenia.

W dążeniu do odzyskania tej żeńskiej energii zmierzyłam się z moim przeciwnikiem, Rudym Psem, który ją skradł dla siebie w postaci świętego koszyka ślubnego. Był to biały mężczyzna, który potrzebował Agnes do odbudowania w sobie żeńskiej równowagi. Kiedy jednak próbował zagarnąć całą moc dla siebie, Agnes odprawiła go. Zamiast szamanem został czaro-wnikiem, który poszedł w stronę zła, a nie miłości. To właśnie Rudego Psa bałam się najbardziej na świecie.

Znajomy głos wyrwał mnie nagle z zadumy:

              Lynn, posłuchaj mnie. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie i coś trzeba zrobić.

Słyszałam głos Agnes tak wyraźnie, że przez chwilę rozglądałam się dokoła, chcąc zobaczyć, gdzie ona jest. W toalecie była jednak tylko młoda, dobrze ubrana kobieta, która myła ręce, a z głośnika płynęły dźwięki piosenki Strangers in the Night. - Nie masz żadnej tarczy, żadnej ochrony. Jesteś szeroko otwarta i aż prosisz się o atak. Jeśli nie chcesz, aby Rudy Pies znów cię zaatakował, musisz się nauczyć robić tarcze.

Tarcze? — zdziwiłam się. Obleciał mnie strach.

Tak — odparła, odpowiadając moim myślom.

Zamknęłam oczy. Prawie widziałam, jak siedzi przy drewnianym stole w swej chacie, skupiony wyraz jej klasycznej indiańskiej twarzy, długie siwe warkocze opadające na czerwoną koszulę Pendletona.

Widzisz, twoje światło rośnie po drugiej stronie i przyciągasz do siebie wszelkie wpływy, dobre i złe, jak ćmy do płomienia. To, co rodzi się w świecie fizycznym, istnieje także w świecie duchów.

O jakie tarcze chodzi? — pomyślałam.

Są to tarcze, które pozwalają, aby tylko myślowe formy światła przenikały i wracały przez ciemność i destrukcję do nadawcy—odpowiedziała, a po chwili dodała powoli słabnącym w mym umyśle głosem:

Wracaj do roli myśliwego. Masz kłopoty, ponieważ wykradłaś ślubny koszyk i pokonałaś Rudego Psa. Nie staniesz przed rysiem i nie poprosisz go, żeby wskoczył na ciebie, prawda? Będziesz chyba szukać ochrony. Znajdujesz się obecnie w jeszcze większym niebezpieczeństwie! Kiedy zdobywasz sen, zabierasz go do Duchowej Chaty Kaczinów, Strażników Wielkiego Snu. Czemu ich nie poprosiłaś o ochronę?

Nie wiedziałam, że mogę — powiedziałam, jakbym z nią rozmawiała.

Ochrona to pierwsza rzecz, o jaką należy prosić—odparła zniecierpliwiona. — Druga rzecz to wskazówka. Nie wiedziałam, że jesteś taka głupia.

               Agnes, co się ze mną dzieje? Pomożesz mi? — zapytałam głośno. Kobieta myjąca ręce spojrzała na mnie podejrzliwie i czym prędzej wyszła. Agnes zaczęła się śmiać.

              Lynn, znowu zachowujesz się jak cielę, które zgubiło
matkę. Zbyt łatwo się poddajesz. — Jej głos zniknął.

Czułam się wykończona. Czy głos Agnes to tylko złudzenie?

 

Byłam w transie. Jak długo znajdowałam się w toalecie? Wydawało mi się, że kilka dni. Spojrzałam na zegarek. Minęło zaledwie parę minut. Pospiesznie wróciłam do towarzystwa, nadal czując się kompletnie wykończona.

Hej, Lynn, dobrze się czujesz? — spytał Storm wyraźnie zaniepokojony.

Tak... trochę mi słabo, to wszystko. Powinnam chyba coś zjeść.

Musiałam wyglądać okropnie, ponieważ chwycił mnie pod ramię i poprowadził przez foyer wyłożone czerwonym dywanem. Ani na moment nie spuszczał mnie z oka.

Usiedliśmy w Polo Lounge i zamówiliśmy lunch. Pierwszą rzeczą, jaka do mnie dotarła, było duże natężenie głosów. Znowu poczułam, jakbym się wynurzała z mgły. Kiedy wszystko opadło, miałam wyostrzone zmysły. Poziom szumu był nieznośny. Musiałam zmrużyć oczy przed ostrym światłem, które odbijało się od niklowanych pulpitów stołów i drogiej biżuterii stałej klienteli. Hyemeyohsts nadal trzymał mnie za ramię. Pochylił się i chwycił mnie za podbródek, pociągając w swoją stronę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin