O trzech dziwnych kompanach.pdf

(149 KB) Pobierz
101566747 UNPDF
O trzech dziwnych
kompanach
Nad Borami Tucholskimi dawno ju ż zapad ł
zmierzch i ksi ęż yc sk ą pa ł wierzcho ł ki drzew w bladej
po ś wiacie. Migocz ą ce gwiazdy odbija ł y swoje oblicza
w p ł yn ą cej leniwie Czarnej Wodzie* która z szumem
i chlupotem obija ł a si ę o brzegi. Le ś na g ę stwina
wype ł ni ł a si ę odg ł osami nocnego ż ycia,
pohukiwaniem sów, wyciem wilków, szmerami i
101566747.001.png
chrobotaniami. Oraz g ł o ś nym ś miechem, ś piewem i
d ź wi ę kami wydobywanymi z gitary w miejscu, które
z daleka znaczy ł o si ę jako ł una na tle lasu. By ł a to
grupka m ł odych ludzi, która, nie trzymaj ą c si ę
wyznaczonych dla turystów szlaków, zab łą dzi ł a w
borze i b łą ka ł aby si ę pewnie dalej, gdyby nie le ś niczy,
który natkn ął si ę na nich przypadkiem.
Przestraszonych i zmarzni ę tych zaprowadzi ł do
swej le ś niczej chaty, gdzie natychmiast odzyskali
dobry humor. Za pozwoleniem stra ż nika rozpalili
ognisko, rozsiedli si ę wygodnie na pie ń kach i
rozpocz ę li zabaw ę . Le ś niczy przy łą czy ł si ę do nich, a
wtedy m ł odzie ż zacz ęł a prosi ć swego wybawiciela o
jak ąś tutejsz ą histori ę .
Stary Borowiak** u ś miechn ął si ę dobrodusznie i nie
zastanawiaj ą c si ę zbyt d ł ugo, zacz ął opowiada ć .
- Jako, ż e jestem le ś niczym, to opowiem wam o mym
druhu po fachu, któremu dawno, dawno temu
przytrafi ł a si ę przedziwna historia. Lecz dzi ę ki
swojej m ą dro ś ci i przemy ś lno ś ci uda ł o mu si ę
wybrn ąć z niej ca ł o. Pos ł uchajcie zatem, jak to by ł o…
***
Razu pewnego m ł ody le ś niczy, któremu powierzono
opiek ę nad le ś niczówk ą „Go łą bek”, zgodnie ze swoimi
obowi ą zkami wyruszy ł , by sprawdzi ć , czy w jego
my ś liwskim rewirze nie dzieje si ę nic niepo żą danego.
Doszed ł do skrzy ż owania dróg, gdy ujrza ł trzech
m ęż czyzn, a byli oni ubrani w tak cudaczny sposób,
ż e nie sposób by ł oby ich nie zauwa ż y ć .
Pierwszy z nich nosi ł na sobie obszerny p ł aszcz,
podarty i dziurawy, gdzieniegdzie naszyta by ł a
widoczna ł ata. Wiatr rozwiewa ł po ł y starego
odzienia i le ś niczy pomy ś la ł , ż e stoj ą cy przed nim
dziwak sam jest jak ten wiatr, który ch ł osta go i
owiewa z ka ż dej strony. Drugi ubrany by ł jeszcze
dziwniej, zwa ż ywszy na ciep łą pogod ę , która ostatnio
dopisywa ł a w Borach Tucholskich. Mia ł bowiem na
sobie ciep ł e i bia ł e jak mleko owcze futro, we ł niana
czap ę naci ą gni ę t ą na uszy oraz grube r ę kawice. Na
trzeciego za ś z towarzyszy nie da ł o si ę w ogóle d ł u ż ej
patrze ć , gdy ż by ł ubrany w szaty tak b ł yszcz ą ce, ż e
a ż widok ten rani ł oczy.
Le ś niczy pomy ś la ł , ż e nie podobaj ą mu si ę ci
w ę drowcy i ż e nie ma ochoty wdawa ć si ę z nimi w
dysputy. Nie wypada ł o jednak odej ść bez s ł owa, tote ż
powiedzia ł szybko:
- Niech b ę dzie pochwalony Jezus Chrystus!
Zamierza ł teraz odej ść w swoj ą stron ę by doko ń czy ć
obchód, ale trzej dziwaczni m ęż czy ź ni zatrzymali go
i nie pozwolili si ę oddali ć .
- Nie odejdziesz st ą d tak pr ę dko, panie le ś niczy. –
Powiedzieli ze zdecydowaniem. – Pu ś cimy ci ę
dopiero wówczas, gdy powiesz, którego z nas
pozdrowi ł e ś w imi ę syna bo ż ego.
- Najsilniejszego z was. – Odpowiedzia ł pr ę dko
Borowiak, lecz podró ż ni nadal nie chcieli pozwoli ć
mu odej ść .
Zacz ę li spiera ć si ę o to, który z nich jest tym
najsilniejszym, lecz ż adna k ł ótnia nie przybli ż y ł a ich
do rozwi ą zania zaistnia ł ego problemu. Postanowili
wi ę c, ż e rozjemc ą w ich sporze b ę dzie le ś niczy.
Ten zamy ś li ł si ę g łę boko, gdy ż nie chcia ł odpowiada ć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin