Fern Michaels - Żar Vegas.pdf

(1051 KB) Pobierz
149925563 UNPDF
Fern Michaels
Żar Vegas
Światła Las Vegas Tom III
Vegas Heat (Part 1)
Przekład Ewa Błaszczyk
149925563.001.png
Chciałabym poświęcić tę książkę najbliższym i najdroższym memu sercu osobom:
Cynthii, Susy, Michaelowi, Davidowi, Kelly i Billowi.
Oraz starym i młodym czworonogom, które napełniają ciepłem moje serce:
Fredowi, Gusowi, Harry’emu, Maxie, Rosie, Lily i Lennie, Buckowi, Weenie,
Spanky’emu, Pete’owi, Zackowi, Tinkerowi, Einsteinowi, Izzie i Benniemu.
Kocham was wszystkich.
149925563.002.png
C ZĘŚĆ PIERWSZA
1980
R OZDZIAŁ PIERWSZY
Dobrze poinformowani twierdzili, że „Babilon” to kasyno z prawdziwego zdarzenia.
Wiadomo było również, że wpływy rodziny Thorntonów, jego właścicieli, sięgały bardzo daleko.
Wszystkich nurtowało pytanie, jak Ash Thornton, przykuty do wózka inwalidzkiego i dręczony
bólem dwadzieścia cztery godziny na dobę, jest w stanie zarządzać „Babilonem”.
Pokój bez okien, przez który codziennie przepływały pieniądze, był świadkiem tego, jak
dobrze radził sobie inwalida. Asha najbardziej podniecał widok, zapach i dotyk gotówki — ton
bilonu, stosów i paczek z banknotami tak ciężkich, że musiał kupić podnośnik hydrauliczny, aby
móc je przemieszczać po biurze.
Fanny zdumiewało, że Ash zamiast liczyć pieniądze, pakował je według nominałów i ważył.
Córka Sunny wyjaśniła jej, że milion dolarów w banknotach studolarowych waży dziewięć
kilogramów, milion w dwudziestodolarówkach waży czterdzieści sześć kilo, a milion w
pięciodolarówkach — sto osiemdziesiąt kilo.
Elektroniczna waga do pieniędzy miała nawet swoją nazwę — Toledo. Sunny, śmiejąc się
nerwowo powiedziała kiedyś, że milion dolarów w monetach ćwierćdolarowych z automatów do
gry waży dwadzieścia jeden ton. Codziennie przez „Babilon” przepływała tak wielka fortuna, że
pieniądze trzeba było ważyć, a nie liczyć.
Co ja tutaj robię? — zastanawiała się Fanny. Próbuję spełnić oczekiwania teściowej i
udowodnić, że jestem w stanie strzec fortuny Thorntonów, odpowiadała sobie. Próbuję pomóc jej
rodzinie, a moją własną utrzymać w całości.
Fanny Thornton nienawidziła urządzonego z przepychem, dekadenckiego kasyna. Dziś
powinna była zadzwonić i zarezerwować miejsce na lunch możliwie najdalej od tego raju
głupców. Wiedziała, że ochrona z dołu zgłosiła jej pojawienie się, gdy tylko przekroczyła próg.
Ash prawdopodobnie obserwował ją przez jeden z ukrytych wizjerów. Birch i Sage już pewnie
po nią szli, a Sunny siedziała z nogami opartymi o wysuniętą szufladę biurka, czekając na jej
przybycie. Ona również z pewnością została powiadomiona, że Fanny Thornton jest już w
kasynie. Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: po co?
Fanny przyśpieszyła kroku, aby nie patrzeć na rzędy automatów do gry i stołów do pokera.
Dostrzegła za to zmierzających w jej kierunku przystojnych synów bliźniaków, ubranych w
ciemne garnitury i klasyczne białe koszule. Mogliby uchodzić za bankierów z Wall Street. Na
twarzach obu malował się uśmiech, ale tylko Sage miał go również w oczach.
— Mamo! Co cię tu sprowadza? Porzuć ten oficjalny wyraz twarzy, bo inaczej goście
pomyślą, że w „Babilonie” spotkało cię coś przykrego — Birch pochylił się i ucałował ją lekko w
policzek.
— Mamo, miło cię widzieć. — Sage przytulił ją i głośno cmoknął w drugi. — Masz czas na
lunch albo przynajmniej na filiżankę kawy?
— Mam. Jak tam ojciec? — W jej głosie słychać było jedynie uprzejmość.
— Czy jest to pytanie, które nie wymaga odpowiedzi, czy może jedno z tych, na które
odpowiedź nie ma znaczenia? — Birch ujął ją pod rękę, aby poprowadzić przez kasyno.
— I jedno, i drugie.
Sage szczerze się roześmiał. Mięśnie twarzy Bircha napięły się.
Fanny spojrzała kolejno na synów. Bliźniacy różnili się jak noc i dzień. Sage był kochający,
otwarty, przyjaźnie usposobiony i zawsze chętny do pomocy. Czasem obawiała się, że jest za
bardzo podobny do niej. Birch był natomiast chłodny, samolubny, arogancki i nieprzystępny dla
149925563.003.png
wszystkich, z wyjątkiem ojca, po którym odziedziczył najbardziej charakterystyczne cechy.
Fanny strząsnęła rękę syna. Birch zaciął usta. Nie przejęła się tym. Miała pełne prawo
oczekiwać lojalności od swoich dzieci.
— Jeśli chcesz zaprowadzić mnie do biura twojego ojca, to sobie daruj. Może cię to zdziwi,
ale nie potrzebuję eskorty.
— Mamo, dlaczego zawsze jesteś taka przykra, kiedy tu przychodzisz? — spytał Birch.
Fanny zatrzymała się w pół kroku.
— Zdumiewa mnie to, co mówisz, Birch. Byłam w kasynie dokładnie dwa razy w ciągu
osiemnastu miesięcy. Pierwszy raz na wielkim otwarciu, a drugi — kiedy Sunny zemdlała i Sage
po mnie zadzwonił. Za pierwszym razem tak długo się uśmiechałam, że omal nie dostałam
szczękościsku. Druga wizyta upłynęła mi na robieniu Sunny zimnych okładów. Może pomyliłeś
mnie z kimś innym.
— Mamo, Birch nie miał na myśli
— Miał. Birch mówi dokładnie to, co ma na myśli. Nie lubię tego miejsca. Nigdy nie lubiłam,
nawet kiedy było dopiero na desce kreślarskiej. Moje uczucia się nie zmieniły. Jedynym
powodem, dla którego tu jestem, są interesy. A teraz, jeżeli pozwolicie, pójdę do biura Sunny.
Sama trafię. Przyprowadźcie ojca.
— Mamo — Birch patrzył, jak matka odchodzi wyprostowana, głucha na wszystko, co
chciałby powiedzieć.
— Kiedy ostatni raz zadzwoniłeś do matki, żeby po prostu się z nią przywitać i zapytać, jak
się miewa? Nie wybaczyła nam decyzji sprzed dwóch lat. Nie winię jej. To była zdrada
największego kalibru. Obaj to wiemy. Mamy szczęście, że w ogóle się do nas odzywa.
— Bzdura. Prowadzimy interesy. Szkoda czasu na bezsensowne „on powiedział, ona
powiedziała, to mi się nie podoba i tamto też mi się nie podoba”. Zresztą nie ma sensu dzwonić,
bo i tak nigdy jej nie ma w domu. Zawsze gdzieś wychodzi z Simonem.
— Wujem Simonem, Birch. Okaż trochę szacunku. Mama może robić, co jej się podoba. Nie
musi nam się tłumaczyć. Ma pięćdziesiąt cztery lata i jest niezależna. Zarabia więcej pieniędzy
niż całe to kasyno. No, udowodnij, że tak nie jest.
— Nie muszę niczego udowadniać. Nie podlizuję się, żeby później donosić, jak ty to masz w
zwyczaju, Sage.
— Co ty wygadujesz? Kiedy mama tu przychodzi, choć ma do tego pełne prawo, zawsze
uruchamia się niewidzialny alarm. Ojciec się wkurza, Sunny blednie, a ty się tak nadymasz, że
nie zdziwiłbym się, gdybyś pękł. Czy ja jestem tutaj jedyną normalną osobą? O, przepraszam,
dopisz jeszcze naszą siostrę Billie do listy normalnych. Nie zapominaj, skąd mamy pieniądze na
to szpanerskie kasyno. A może właśnie to cię gryzie?
— Nie mówmy o tym teraz, Sage. Pójdę po tatę i spotkamy się w gabinecie Sunny. Jak
myślisz, gdzie teraz jest wuj Simon? Ojciec mówi, że chodzi za matką jak cień. I że są zrośnięci
biodrami. A właściwie to nie powiedział: biodrami.
— Wiem, co powiedział. Byłem przy tym. Ta nonsensowna sytuacja trwa już zbyt długo,
Birch. Dlaczego nie możesz przyjąć rzeczy takimi, jakimi są? Trzymasz stronę ojca. Chcę ci
tylko powiedzieć, że nie podoba mi się to, co widzę.
— Och, dobry synek! Dobry synek mamusi. A ja jestem złe nasienie, prawda? Bo nie mogę
ścierpieć, że nasz wuj całkowicie zawładnął życiem mamy. Ojciec też nie może tego znieść. On
ją ciągle kocha.
— To chyba największa bzdura, jaką kiedykolwiek słyszałem. Jesteś głupi, jeżeli w to
wierzysz. Uporządkuj wreszcie swoje sprawy, zanim będzie za późno.
— Rany, Sage, to zabrzmiało prawie jak groźba.
149925563.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin