A lasy wiecznie spiewaja, Ragna Gulbranssen.txt

(1161 KB) Pobierz
Ragna Gulbranssen
A lasy wiecznie �piewaj�

Tytu� orygina�u
Tom I - OG BAKOM SYNGER SKOGENE
Prze�o�y� Henryk Goldmann
Tom II - DET BLASER FRA DAUINGFJELL (cz�� pierwsza i druga) INGEN VEI GAR UTENOM (cz�� trzecia)
Prze�o�y� Henryk Le�niewski
Obwolut�, ok�adk� i strony tytu�owe projektowa� Dariusz Miro�ski
Licencyjne wydanie klubu ��WIAT KSI��KI" za zgod� Wydawnictwa REBIS
Copyright � by Ragna Gulbranssen
Copyright � for the Polish translation by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 1994
�B.M." Sp. z o.o. VI O/Warszawa - �WIAT KSI��KI Warszawa 1994
Zak�ady Graficzne w Poznaniu, ul. Wawrzyniaka 39
ISBN 83-7129-073-X Nr 1072

* * *

CZʌ� PIERWSZA
1
Ostre kontury ska�, wznosz�ce si� ponad Jomfrudal*, �agodnia�y w zapadaj�cym mroku jesiennego wieczoru. W g��bi, za ciemniej�c� mas� g�r, niebo rozb�ys�o nagle i s�o�ce znikn�o za horyzontem, pozostawiaj�c za sob� krwaw� �un� ogni. Na wynios�ym zr�bie sta� ciemny jak ska�a nied�wied�. W�szy�. Spogl�da� w d� na nisko po�o�one tereny, na zasnute mg�� jeziora i strumienie.
Nied�wied� mia� kanciast� g�ow� i d�ug�, chud�, pokryt� cienkimi k�akami szyj�. Od kilku lat dopiero p�n� jesieni� uk�ada� si� do snu zimowego. Wiele zwierz�t pada�o jego ofiar� i �ar� du�o, a mimo to czego� mu brakowa�o. Uczucie syto�ci i b�ogiego odr�twienia, kt�re ogarnia�o go zawsze w jesieni, nie chcia�o si� jako� pojawi�. W tym roku za� dzia�o si� z nim co� naprawd� niedobrego. Gdzie� w g��bi jego cielska czai� si� b�l. Teraz nic mu ju� nie smakowa�o. Nie rozszarpywa� swych ofiar z t� sam� chciwo�ci�, co kiedy�. Wi�ksz� cz�� zabitych przez siebie zwierz�t pozostawia� niemal nietkni�t�. Ssa� ciep�� krew, po�era� drgaj�ce jeszcze serce i inne l�ejsze do strawienia k�ski - i tym si� nasyca�.
Cia�o jego sta�o si� dziwnie ci�kie i pr�dko si� teraz m�czy�. Nie mia� ju� si�, aby tropi� �osia po le�nych ost�pach, a przy tym �w g�uchy, czaj�cy si� wewn�trz b�l nie ust�powa� nawet na chwil�. By� mo�e b�l ten wst�pi� we� owego dnia, kiedy jaki� cz�owiek z lasu bj�rndalskiego odda� do niego strza�, kt�ry rozleg� si� straszliwym echem doko�a. Zdawa�o mu si�, �e sam piorun wbi� si� w jego cia�o. Z rany la�a si� krew. Odt�d jaki� nieokre�lony b�l przypomina� mu nieustannie o tym okropnym zdarzeniu. Niezdolny �ciga� �osia, porywa� teraz owce i zabija� krowy. Na domiar z�ego tej jesieni ludzie o wiele wcze�niej sp�dzili byd�o do wsi. Niejednokrotnie nied�wied� by� zmuszony skrada� si�

* Dolina Dziewicy

w ciemno�ciach nocy a� do domostw, wy�amywa� drzwi od ob�r i sta-jen, aby zdoby� krew i po�ywienie. Ludzie z krzykiem i ha�asem rzucali si� za nim. Ale raz dosi�gn�� �ap� jednego ze swych prze�ladowc�w. Cz�owiek nie podni�s� si� wi�cej. Od tego czasu pozostawiono nied�wiedzia w spokoju.
Tutaj, na otwartej r�wninie, ludzie i psy byli inni ani�eli na p�nocy, w Bj�rndal*, gdzie przebywa� za m�odych lat. Psy w Bj�rndal szczeka�y tak g�o�no i uporczywie, �e mo�na by�o og�uchn��. Ludzie natomiast zachowywali si� tak cicho i spokojnie, �e dopiero kiedy byli ju� zupe�nie blisko, zauwa�a�o si� ich obecno��. A w�wczas rozlega� si� straszliwy strza�, kt�ry przeszywa� wn�trzno�ci i druzgota� ko�ci. Potem d�ugo pozostawa� b�l. Tu, na otwartej r�wninie, psy chowa�y si� ostro�nie za lud�mi. Robi�y du�o wrzawy i ha�asu, ale nie k�sa�y. Tutaj zatem pozostanie. W nocy za�, gdy pogasn� �wiat�a, b�dzie m�g� wygodnie podkra�� si� do jakiej� stajni lub obory.
Czarny, gro�nie odcinaj�cy si� na tle czerwonego nieba nied�wied� sta� d�ugo, nieruchomo. Mia�o si� ju� ku nocy i niebo coraz bardziej ciemnia�o. �eb nied�wiedzia by� kanciasty, szyja wyci�gni�ta ku przodowi, na niej stercza�y sko�tunione k�aki; pot�nie zbudowany tu��w by� teraz skurczony w sobie, pod futrem ostro wystawa�y �opatki.
Dawny cz�owiek - olbrzym - zabijaka...
Tego samego wieczoru ludzie z okolicy t�umnie pod��yli na plebani�. Pan Diderich, pastor, sprawowa� w�adz� i opiek� w obr�bie parafii, kiedy pu�kownik von Gall z Borgland by�, jak teraz, nieobecny.
Pan Diderich dopiero niedawno przyby� w te strony. Ale pokaza� ju� wszystkim, co potrafi. Umia� leczy� ludzi i zwierz�ta, a o zdrowie moralne parafii dba� swym krasom�wczym talentem. Powinien wi�c znale�� rad� i na nied�wiedzia, i na inne nieszcz�cia.
Wielu uwa�a�o wieczorn� czerwie� nieba za oznak� zbli�aj�cego si� nieszcz�cia. Kto� nawet twierdzi�, �e na tle czerwonego nieba ujrza� krwawy, p�on�cy miecz. Potem i inni wmawiali sobie, �e widzieli to samo.
Siedzieli w pokoju duchownego i rozprawiali o ci�kich czasach. Duszono im owce, zabijano krowy. Na d�ugo przed w�a�ciw� por� sp�dzili z g�r byd�o. I wtedy sta�o si� co� nies�ychanego: drzwi stajen i ob�r zosta�y wy�amane i doszcz�tnie roztrzaskane, byd�o poduszone; za� do ocala�ych zwierz�t, szalonych z przera�enia, nie mo�na si� by�o nawet zbli�y�.
Per Velt, m�ody parobek z Bj�rkland, otrzyma� tak pot�ny cios w g�ow�, �e jeszcze teraz le�a� bezw�adny, nie odzyskawszy przytomno�ci.
To nie by� zwyk�y nied�wied�! To by� potw�r, jakiego jeszcze nikt nie widzia�. Olbrzymi, silny, chudy i kanciasty, mia� zielone, b�yszcz�ce oczy. Na jednym boku - ka�dy to widzia� - by�a jasna plama. To by� nied�wied� nie z tego �wiata.
Czekali.
Pan Diderich kaza� im czeka� na siebie. Wiedzia�, czego chcieli od niego. Musia� si� zastanowi�, powinien przecie� wyst�pi� stosownie do sytuacji.
W pokoju ucich�o. Ludzie bladymi twarzami patrzyli bezradnie ku sobie. Jedni my�leli prawdopodobnie o krwawym mieczu na niebie jako zapowiedzi najgorszych nieszcz��, inni my�leli mo�e o tym, �e do domu przyjdzie im wraca� po ciemku i �e mog� by� napadni�ci przez potwora. Jeszcze inni czuli gniew do starego samotnika z Bj�rkland, kt�ry spowodowa�, �e musieli przyj�� o tak p�nej porze. Ale ka�dy obawia� si�, �e mo�e w�a�nie w tej chwili potw�r w�amuje si� do jego stajni i morduje mu zwierz�ta.
Po c� w�a�ciwie tutaj przybyli? Jakiej pomocy mogli oczekiwa�? Ubieg�ej niedzieli pastor modli� si� z ambony do Pana, aby oszcz�dza� swoje owieczki i nie do�wiadcza� ich ci�kimi pr�bami, a szczeg�lnie, aby broni� je przed krwio�erczymi bestiami. S�owa modlitwy brzmia�y w ko�ciele jak grzmoty, lecz w dwa dni potem nied�wied� w�ama� si� do obory w Bj�rkland. Co zatem m�g� tu zdzia�a� pastor?
Uzbroili si� w strzelby, niekt�rzy zabrali psy i ruszyli na ob�aw�. Ale psy si� ba�y, a strzelby by�y zardzewia�e; poza tym nikt nie zdoby� si� na strza�, gdy nied�wied� odwr�ci� si� ku nim. Doprawdy to wstyd, ale krzycz�c uciekli sromotnie, gdy zobaczyli, jak nied�wied� jednym uderzeniem �apy powali� na ziemi� Pera Velta.
Gdyby przynajmniej pu�kownik by� teraz w Borgland! To bardzo dzielny wojak, ale i on z pewno�ci� nie chcia�by zadziera� z takim zwierzem. Wdawa� si� w sprawy nie z tego �wiata to rzecz bardzo dra�liwa.
Nareszcie zjawi� si� pan Diderich.
Wszyscy podnie�li si� z szacunkiem, a cz�owiek z Bj�rkland powiedzia�, o co chodzi. Pastor poprosi�, aby zaj�li swe miejsca. Wszyscy
9
usiedli, a pastor wyg�osi� do nich kazanie, komentuj�c s�owo Bo�e dotycz�ce kary i poddania si� temu, co nieuniknione.
Nie zbywa�o im na odwadze, a teraz resztki jej zacz�y ich opuszcza� - owo �nieuniknione" mo�e ju� gdzie� si� na nich czai, czekaj�c chwili, kiedy b�d� wracali w ciemno�ci do domu.
Jedynym cz�owiekiem zdolnym odezwa� si� jeszcze po mowie pastora by� sk�py, stary ch�op z Bj�rkland. ��da� on zemsty na nied�wiedziu za zaduszone owce i ja��wk�, kt�r� rozszarpa� mu �w chciwy krwi potw�r. Jemu te� przysz�a do g�owy my�l, na jak� nie zdoby�by si� �aden ze wsp�towarzyszy. Chrz�kn�� i wtuli� ostro�nie g�ow� w ramiona, bo wiedzia�, jak� reakcj� wywo�a jego propozycja. Je�eli B�g odmawia pomocy, pozostaje tylko jedno wyj�cie. Nale�y zobaczy�, czy Z�y i jego pomocnicy, kt�rych ma tutaj na ziemi, mog� w istocie zdzia�a� to, czego nie potrafi� inni.
Zn�w odchrz�kn�� i wykrztusi�:
- Je�eli ju� nie ma lepszej rady, to nale�y chyba zwr�ci� si� do ludzi z Bj�rndal, do tych na p�nocy, mo�e kto� z nich zechce pom�c.
Niekt�rzy wstali z udanym oburzeniem, inni za� pochylili si�, jak gdyby nie �mieli nikomu spojrze� w oczy. Dla dumnych, pysza�kowa-tych ch�op�w by�a to przykra, bardzo przykra sytuacja. Oni, kt�rzy pod ka�dym wzgl�dem przewy�szali tych le�nych w��cz�g�w z Bj�rndal, mieliby �ebra� pomocy u tej ho�oty! Ale r�wnocze�nie wida� by�o, jak wszyscy odetchn�li z ulg�, a gdy owe s�owa zosta�y powiedziane. Najgorsze ju� min�o, z�e s�owo zosta�o wyrzeczone. Nikt nie mia� odwagi si� przeciwstawi�.
Ale kogo wyprawi� na p�noc? Nie wypada�o pos�a� tam byle kogo, gdy� ta ho�ota z Bj�rndal strasznie zadziera�a nosa. Ka�dy to widzia�, ilekro� spotykali ich na swej drodze lub gdy - co prawda z rzadka - pokazywali si� w ko�ciele.
Ciemny mur lasu oddziela� otwart� r�wnin� od Bj�rndal. By� to g�rski las, do kt�rego od po�udnia, jak daleko pami�� ludzka si�ga, �aden chrze�cijanin nie wa�y� si� wst�pi�. Droga do Bj�rndal prowadzi�a przez ten las, ale co znajdowa�o si� po tamtej stronie? Niew�tpliwie by� tam znowu las i chyba tak�e nied�wied�, z kt�rym mo�na si� by�o zetkn�� oko w oko na samym �rodku drogi. A ludzie stamt�d - zawsze tak wynio�li i tak pow�ci�gliwi w rozmowie, kiedy przychodzili tutaj - oka�� si� przy spotkaniu mo�e jeszcze gorsi ni� nied�wied�. Tradycyjnie, z ojca na syna, ludzie na
r�wninie utrzymywali z�� opini� o le�nych ludziach z p�nocy, tak �e teraz, pod dzia�aniem w�asnego uprzedzenia, bali si� z nimi spotka�. Nikt nie chcia� my�le� o tym, �e m�g�by zosta� powo�any do odbycia tej podr�y. Nikt nie mia� odwagi wymieni� jakiego� nazwiska. Ale kto� musia� spe�ni� misj�.
I zn�w pan Diderich okaza� si� prawdziwym ojcem parafii. Je�eli znajdzie si� kto�, kto go zawiezie, jutro b�dzie got�w do drogi. Zdecydowano, �e sam projektodawca b�dzie s�u�y� za przewodnika. I stary sk�piec z Bj�rkland musia� si� zgodzi�.
Od dawien dawna r�wnina mia�a swych sta�ych mieszka�c�w. By�a to ziemia uprawna. Coraz wi�cej lasu wyr�bywano na wsch�d i na zach�d. Najpierw ukazywa�y si� z rzadka rozrzucone ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin