Wańkowicz Kundlizm Dzieje rodziny Korzeniewskich.txt

(416 KB) Pobierz
MELCHIOR WANKOWICZ

KLUB TRZECIEGO MIEJSCA
KUNDUZM
DZIEJE RODZINY
KORZENIEWSKICH

KLUB
TRZECIEGO MIEJSCA
LIST DO FLORCZAKAl I BLISKICH
Pierwszy raz zwr�ci�em uwag� na Pana, przeczytawszy Pa�ski list o powstaniu.
- Patrz - poda�em go bliskiemu i rozumnemu cz�owiekowi.
- Pod�y artyku�! - zmi�� pismo.
Straci� c�rk� w powstaniu. Pan odbiera� sens tej �mierci.
W�wczas pomy�la�em - jak trudno jest pisa� prawd�. Przeciwko prawdzie bowiem
b�d� nie tylko przywary ludzkie. Ale b�dzie przeciwko niej sprzysi�enie 
najcnotliw-
szych.
*
A Pan, drogi Panie Zbigniewie, sam krucho z t� prawd� stoi. Wie Pan, co si� Panu 
nie
podoba. Przeczuwa Pan, czego by Pan chcia�. Ale nie wie Pan, ani nawet w 
mglistym
zarysie nie umie Pan wskaza� drogi, po kt�rej chcia�by i�� do tego.
Dla niewielu tylko (na szcz�cie) my�lenie mo�e by� celem samo w sobie. 
Wi�kszo��
(i s�usznie) wymaga od publicystyki wskaz�wek: co robi�? Tej wskaz�wki nie mog�
liczeni na palcach publicy�ci, maj�cy poczucie odpowiedzialno�ci, z r�kawa 
wytrzasn��.
Tymczsem szata ideowa jest potrzebna czytelnikowi jak ubranie. Skoro Pan jej nie 
mo�e
dostarczy�, czytelnik idzie do sklepik�w publicystycznych po tandet�, a do Pana 
czuje
tym wi�cej goryczy, im silniej odczu�, dzi�ki Panu, �e paraduje w tandecie.
C� maj� Pa�scy odbiorcy robi�? Cz�owiek musi przecie� w co� si� ubiera� i w 
czym�
chodzi�.
Gdyby by� Pan w stanie oferowa� jak�� wyko�czon� szat� ideow�, to znaczy tak�,
w kt�rej mo�na pracowa�, kt�rej mo�na u�ywa�, w kt�rej mo�na i�� do czego�, 
gdyby
Pan na przyk�ad propagowa� cho�by trockizm - mia�by Pan przynajmniej 
pokrzepiaj�ce
poczucie, �e nale�y Pan do kamienowanych prorok�w. Ale i to jest Panu odj�te.
Jest wi�c tak, �e Pa�skie artyku�y s� jak �wiate�ka pe�gaj�ce na kisn�cym 
torfowisku.
Jad�c drog� widzi si� takie ognie. Wytlewaj�. Mo�e si� �atwo zdarzy�, �e Pan 
scze�nie
razem z nimi - tu� przy tej rojnej drodze. Przechodnie, mijaj�c takiego 
umieraj�cego
biedaka, po�piesznie konstruuj� uzasadnienie dla swej oboj�tno�ci.
' [Red.:] Zbigniew Florczak, ur. w 1925 r. w Wilnie, pisarz, artysta malarz i 
rysownik.
Podczas okupacji hitlerowskiej �o�nierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, 
nast�pnie
jeniec Stalagu XB, Sandbostel i Westertimke. Do kraju powr�ci� w grudniu 1949 r. 
Klub Trze-
ciego Miejsca jest reakcj� Wa�kowicza na dwa emigracyjne artyku�y Z. Florczaka: 
Lustro bl^du
("Wiadomo�ci", Londyn, stycze� 1947) oraz Podro^ na horyzonty ("Kultura", Pary�, 
1949). Od
po�owy 1968 r. Z. Florczak pod pseudonimem Pelikan pisuje do paryskiej "Kultury" 
- pierw-
szy szkic pt. Koniec malej stabilizacji by� sprawozdaniem z pami�tnego zebrania 
ZLP w lokalu
ZAiKS-u. Ostatnie szkice Pelikana w "Kulturze" ukaza�y si� w latach 1988, 1989.
Jedni m�wi�, �e kto nie produkuje potrzebnych ludziom warto�ci, ten ginie - c�
na to poradzi�. Inni �a�uj� nawet, ale powiadaj�, �e po to s� fachowcy, �eby si�
Panem zaj�li.
Nale�a�em do tych ostatnich. Stronie od publicystyki. W reporta�u wystarcza
spostrzegawcze patrze� i sygnalizowa�; w publicystyce ponadto nale�y podsuwa�
rozwi�zania.
Je�li wi�c zbli�am si� do Pana z pomoc�, na jak� mnie sta�, to staje si� to tak, 
jak
kiedy le��cego na ulicy biedaka min�o, odwracaj�c wzrok, dziesi�ciu doktor�w, 
a�
wreszcie nieuczony przechodzie� pochyli� si� i zaryzykowa� rozerwa� d�awi�cy 
ko�nierz.
Przypu��my, �e Pan po tym zabiegu zaszed� do mnie. Postawi�em na stole herbat�,
zasun��em rolety, zapali�em niera��ce �wiat�o. Przygl�damy si� sobie. T�umacz� 
si�
z niefachowej pomocy, ale widzi Pan, lepsza taka jak �adna. Bo... i ja tak jak 
Pan par� razy
le�a�em po�rodku rojnej ulicy. Tylko... �e nikt mnie nie podni�s�. Sam si� 
zwlok�em.
I wie Pan, co mi si� doda�o? Przekonanie, �e w�r�d mijaj�cego t�umu jest wielu 
bliskich
i drogich. Tylko przechodz� w przekonaniu, �e Panem powinni zaj�� si� bardziej
powo�ani.
Kiedy tak niespieszne rozmawiamy ze sob� - chciwie wpatruj� si� w Pana. Nie znam
Pana, nie widzia�em Pa�skiej fotografii. Mo�e by mi co� powiedzia� zarys czo�a, 
szcz�ki,
spojrzenie, u�miech? Mo�e by pog��bi�, a mo�e �ci�� rozmow�?
Kiedy imaginacyjnie rozmawiam z Panem, patrz� w jedynie dost�pny mi fakt: Pan
ma, podobno, trzydzie�ci lat?
Ja mam blisko sze��dziesi�t.
Rozumie Pan, jak nam trudno rozmawia�?
Pan widzi na moich zgarbionych plecach okres przedniepodleg�o�ciowy, walk�
o niepodleg�o��, jej budowanie, Pan widzi w moim d�awi�cym brzemieniu 
nakostnia�e
warstwy odruch�w i, po prostu, g�upstw, wymodelowanych w moim samopoczuciu we
wspania�y pomnik Dzie�a Mojego Pokolenia.
Ja patrz� na Pana jak na ��todzioba, kt�ry w�a�ciwie nie zna� Polski takiej, 
jaka by�a.
I nagle t� moj� niezmiern� wy�szo�� przeszywa �r�ca my�l: �e Pan dopiero przed
trzydziestu laty pojawi� si� na ziemi "Stamt�d", �e rzucony Pan by� w to 
piekie�ko
powojenne doskonale nagi i uczulony.                             '
Uczulony... W�a�nie...
I jak cz�owiek o os�abionym ju� wzroku, kt�ry obserwuje przedpole i nie jest
pewien, czy to, co bierze za czo�g, jest czo�giem - prosi m�odszego o 
zweryfikowanie, tak
ja prosz� Pana o to.
Cz�� i.
�WIAT
DOJUTRKI
Z tym patrzeniem go�ym okiem w teren jest zabawna sprawa. Fachowcy
posi�kuj� si� lunetami, zdj�ciami stereoskopowymi, kombinacj� zdj�� piono-
wych i uko�nych, odcyfrowaniem wsp�nak�adaj�cych si� cieni, zestawieniami
szybko�ci d�wi�ku i g�osu - i w rezultacie tych wszystkich m�dro�ci widz�
to, co im nakazuje widzie�... pod�wiadomo��.
Kiedy pierwszego dnia bomby niemieckie pad�y na Warszaw�, a �ona
niepokoi�a si�, �e c�rka utkwi w Oksfordzie, powiedzia�em:
- Telefonuje, �e zdo�a jeszcze przez Szwecj� przylecie� w ten barszcz, i tak
powinna zrobi�. Ale czego ty jako matka si� niepokoisz, �e tam utknie? Przecie�
tu b�dzie Serbia (rozbita i zaj�ta w czasie tamtej wojny).
Z perspektywy lat jest jasne, �e by�a to nieskomplikowana, jedynie s�uszna
dedukcja. Ale kt� by j� podzieli� w dniach wrze�nia? Naturalnie, sam si� z ni�
nie wysuwa�em, bo w czasie akcji na to nie czas. Ale w dni wrze�niowe nawet
w samym sobie nikt tak nie my�la�. Czy przez dyscyplin� wewn�trzn�? Przez
dzielno��? W takim razie nie ma r�nicy mi�dzy wishful-thinking\ i dzielno�ci�.
I w takim razie ci, kt�rzy - jako rycerze "kultury zachodniej, do kt�rej od
wiek�w nale�y nar�d polski" - wybieraj� si� "na drgaj�cym szatana ciele za-
tkn�� sztandar zwyci�ski sw�j" s�, po prostu, dzielni w odr�nieniu od nas,
epileptyk�w, kt�rych drgawki tarzaj� przy ludnej ulicy?
A przecie� wojskowi studiowali, uzbrojeni w doktryny (marsza�ek �mi-
g�y-Rydz po kl�sce mi powiedzia�: "No, tylko (!) tego uderzenia czo�g�w
nie przewidzieli�my"), a przecie� dyplomaci studiowali owo przedpole,
uzbrojeni w raporty (minister Beck mi 'powiedzia�; "Jeszcze w lutym
1959 mia�em wra�enie, �e burza zwali si� wzd�u� Dunaju - w d� od
nas...").
Przeszed�szy w br�d Dniestr, patrz�c, ju� bezpieczny, na "bolszewick�
stron�", przypomnia�em sobie t� rozmow� z �on� i pomy�la�em, �e przyrz�dy na
nic, je�li ich wskazania fa�szuje wisbful-thinking.
Wycisn��em z wody ubranie, dobi�em do Czerniowiec, w drodze do
Bukaresztu pisa�em kulaw� francuszczyzn� artyku� do pism rumu�skich na ma�ej
"efce", kt�r� przenios�em przez nurt unosz�c nad g�ow�. Z dworca pojecha�em
* [Red.:] Wishful-tbinking- pobo�ne �yczenie, termin spopularyzowany przez M. 
Wa�kowi-
cza jako "chciejstwo".
10
do trzech po kolei redakcji. Materia� by� pierworz�dny, ca�a Rumunia chcia�a
wiedzie�, co w te gor�ce dni dzieje si� za jej �cian�. Z artyku�u jednak mo�na 
by�o
wydedukowa�, �e zalew rosyjski wtoczy si� na Bukowin� i Besarabi� (co te� si�
sta�o). We wszystkich trzech redakcjach nie chciano imputowa� takich my�li
czytelnikom i artyku� nie^ukaza� si�. Teraz rozumiem, �e ju� w�wczas stan��em
u pocz�tku biegn�cego przez �wiat muru wishful-thinking, tego samego, za
kt�rym potem chcia� �wiat widzie� siln� i niezale�n� Polsk� w sojuszu z Rosj�,
tego samego, kt�ry zdobi�y baszty zar�wno Ja�ty, jak... Karty atlantyckiej.
*
W tym miejscu Pa�skie trzydzie�ci lat spojrza�o na moje sze��dziesi�t z po-
czuciem politowania.
�e... niby o czym tu d�ugo gi�dzi� w sprawach tak jasnych.
Widzi Pan - jak ma si� trzydzie�ci lat, to jest jasne, �e wszyscy s� durnie
i od nas zaczyna si� �wiat. Jak si� ma lat sze��dziesi�t, cz�owiek pokornieje:
ostatecznie ten �wiat nie czeka� na nas, aby co� zrobi� i te "durnie" dokona�y
jednak wie�u rzeczy wcale dobrze.
Wi�c, aby zbuntowa� si� przeciw nim, trzeba sobie wywalczy� prawo do
powt�rnej m�odo�ci. Rozumie Pan? Epilepsja ju� trz��� przesta�a i facet nagle
wydziera si� z powrotem - do epileptyk�w.
-            '   *
Rzu�my metafizyk� - wr��my do sprawy zasadniczej: narastaj�cego zdumienia,
�e zwyk�a uczciwo�� w my�leniu nie jest tak dalece wydoskonalonym przy-
rz�dem.
By�o to w lutym 1940 roku. C�rka, po uko�czeniu kampanii wrze�niowej, co
dla niej nast�pi�o a� w ko�cu pa�dziernika, przyjecha�a do Bukaresztu. Byli�my
zaproszeni na �niadanie, na kt�rym rozpali�a si� dyskusja, kiedy wr�cimy. By�o
to przed niemieckim skokiem na Skandynawi�. Kt�ra� z pa� wyrazi�a przekona-
nie, �e na wiosn� (1940!). Panowie, jako realniejsi, z u�miechem pob�a�liwej
wy�szo�ci stwierdzili, �e to niemo�liwe. Niew�tpliwie pot�ga niemiecka na
wiosn� zostanie skruszona, ale, rozumie pani, wojskowe eszelony b�d� mia�y
pierwsze�stwo. Chyba, �e kto zechce skoczy� do Polski dzikim sposobem, na
w�asn� r�k�, czepiaj�c si� transport�w wojskowych. Rozwa�ni panowie mieli
powa�ne obawy, �e z nale�nym komfortem, z rodzinami, z nieuronionym
a nawet powi�kszonym baga�em zaleszczyckim, nie uda si� wr�ci� przed je-
sieni� 1940. Nawet przed p�n� jesieni�. Jeden posun�� si� tak daleko, �e 
s�dzi�,
�e to mo�e nie nast�pi� przed wiosn� 1941. Ale umilk� zakrzyczany jako
defetysta.
Do salonu, ��cznie z kaw�, pani domu wnios�a sztambuch. Zaproponowa-
�em, aby w nim ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin