Krentz Jayne Ann - Swit nad zatoka(1).doc

(1849 KB) Pobierz
Rozdział 1

 

Krentz Jayne Ann

Świt nad zatoką.

 

 

Rozdział 1 - 2 -

Rozdział 2 - 15 -

Rozdział 3 - 23 -

Rozdział 4 - 34 -

Rozdział 5 - 46 -

Rozdział 6 - 55 -

Rozdział 7 - 65 -

Rozdział 8 - 72 -

Rozdział 9 - 83 -

Rozdział 10 - 86 -

Rozdział 11 - 91 -

Rozdział 12 - 98 -

Rozdział 13 - 114 -

Rozdział 14 - 118 -

Rozdział 15 - 124 -

Rozdział 16 - 128 -

Rozdział 17 - 135 -

Rozdział 18 - 137 -

Rozdział 19 - 139 -

Rozdział 20 - 142 -

Rozdział 21 - 149 -

Rozdział 22 - 154 -

Rozdział 23 - 167 -

Rozdział 24 - 170 -

Rozdział 25 - 178 -

Rozdział 26 - 187 -


Rozdział 1

-                       Pozbywasz się mnie? - Gabe Madison przystanął na środku dywanu. Nie wierzył własnym uszom. Na jego surowej twarzy malowało się oburzenie. - Nie możesz się mnie pozbyć. Jestem klientem. Nikt nie pozbywa się klientów,

-                       Ja się pozbywam. - Lillian Harte siedziała niewzruszona za eleganckim biurkiem, z dłońmi splecionymi na gładkim, szklanym blacie. Z całej siły starała się nie stracić nad sobą panowania. - Przeprowadzam redukcję.

-                       Redukcja polega na zmniejszaniu liczby pracowników, nie klientów. Co z tobą? Podobno prowadzisz tu biuro matrymonialne. - Gabe wskazał kosztownie wyposażony gabinet, za którego oknami, aż po horyzont, rozciągało się Portland. - Potrzebujesz klientów.

-                       Z niektórymi jest więcej kłopotu niż pożytku. - Gabe zmrużył zielone oczy.

-                       I ja niby jestem takim klientem?

-                       Tak. - Rozplotła dłonie i odchyliła się na oparcie fotela. - Przykro mi, naprawdę.

-                       Jasne, już ci wierzę. - Uśmiechnął się zimno.

-                       To był błąd, Gabe. Mówiłam ci to na początku, kiedy wymyśliłeś, że chcesz skorzystać z usług Private Arrangements. Tłumaczyłam, że pewnie nic z tego nie będzie, ale ty nie przyjmowałeś odmowy.

Zresztą, nic dziwnego, pomyślała. W końcu Gabe nie podźwignął swojej rodziny z upadku i nie zbudował Madison Commercial, dobrze prosperującej firmy, licząc się z czymś tak banalnym jak odmowa. Tylko Harte, a więc i ona, mógł w pełni docenić osiągnięcie Madisona. Tylko Harte rozumiał, ile wysiłku Gabe musiał włożyć, żeby przełamać trwające od trzech pokoleń pasmo porażek i odbudować imperium.

Jej ojciec często mawiał, że Gabe odniósł sukces, bo opanował sztukę samokontroli - niesamowite osiągnięcie jak na Madisona, ale od kiedy Gabe został klientem Private Arrangements, Lillian zaczęła podejrzewać, że nie tylko nauczył się powściągać swoją porywczość, ale przy okazji stłumił wiele innych emocji. Przypuszczała, że Gabe nie pozwalał sobie na żadne silniejsze uczucia. I pewnie płacił o wiele wyższą cenę za swój triumf, niż ktokolwiek zdawał sobie z tego sprawę.

Owszem, uśmiechał się, ale nigdy się nie śmiał. Chyba nie był rozrywkowym facetem. Widywała go zirytowanego, tak jak teraz, ale ani razu nie stracił panowania nad sobą. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że owszem, interesowały go kobiety, ale nie przekraczał granicy między fizyczną satysfakcją a prawdziwą namiętnością. I mogła się założyć, że nigdy nie był zakochany, bo nie pozwolił sobie na takie ryzyko.

I on spodziewa się, że Private Arrangements znajdzie mu żonę? Nie było szans.

-                       Ja nie popełniłem błędu - powiedział Gabe. - Dokładnie wiedziałem, co robię i czego chcę, kiedy zgłosiłem się do ciebie. To ty popełniłaś błąd. I to nie jeden, a pięć.

-                       Fakt, że nie wypaliło wszystkich pięć randek, na które cię umówiłam, powinien chyba coś mówić nam obojgu - odparła, próbując załagodzić sytuację.

-                       Zgadza się. Mówi, że pięć razy spieprzyłaś sprawę.

Wiedziała, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale nie spodziewała się, że Gabe okaże się aż tak uparty. Nie wyszło i tyle. Powinien zadowolić się zwrotem pieniędzy i nie robić afery.

Zaczęła się trochę niepokoić, że Gabe tak się zapiera, żeby pozostać jej klientem. Poniewczasie zdała sobie sprawę, że był przyzwyczajony walczyć do upadłego, jeśli mu na czymś zależało. Powinna się domyślić, że ten facet tak łatwo nie zrezygnuje.

Oparła się łokciami o biurko i bawiła długopisem; chciała zyskać trochę czasu na zebranie argumentów. Nic nigdy nie było proste między Madisonami a Harte'ami. Młodsi członkowie tych dwóch rodzin lubili udawać, że dawny konflikt, który wybuchł między ich dziadkami i doprowadził do upadku dynamicznie rozrastającego się imperium, w ogóle nie dotyczy następców, ale mylili się. Skutki odbiły się na dwóch kolejnych pokoleniach. Gabe stanowił idealny przykład tego, że przeszłość była nadal żywa.

-                       Ja uważam, że wywiązałam się z umowy - powiedziała. - W ciągu ostatnich trzech tygodni zorganizowałam ci pięć randek.

-                       No właśnie. Pięć. Zapłaciłem za sześć.

-                       Narzekałeś na wszystkie pięć. Szósta byłaby tylko stratą czasu.

-                       Te pięć niewypałów to twoja wina. - Zacisnął szczęki. - Albo programu komputerowego. Nieważne. Kandydatki po prostu nie były dobrze dobrane.

-                       Naprawdę? - Uśmiechnęła się lekko. - Nie rozumiem, jak to możliwe. Powinny doskonale pasować. Analiza komputerowa wykazała, że w przeszło osiemdziesięciu pięciu procentach odpowiadały twoim wymaganiom.

-                       Tylko w osiemdziesięciu pięciu? To wszystko wyjaśnia. - Uśmiechnął się kwaśno. - Problem w tym, że ty i twój komputer odwalacie chałturę. Nie znaleźliście ani jednej kandydatki, która spełniałaby moje oczekiwania w stu procentach.

-                       Bez żartów, Gabe. - Odłożyła starannie długopis. - Stuprocentowy ideał nie istnieje. Posługuję się programem komputerowym, nie magiczną różdżką.

-                       W takim razie niech będzie dziewięćdziesiąt pięć procent. - Rozłożył dłonie. - Jestem elastyczny.

-                       Elastyczny? - Wpatrywała się w niego przez chwilę skonsternowana, a potem stłumiła śmiech. - Bez urazy, ale jesteś równie elastyczny, jak stalowy pręt.

I tak samo twardy, pomyślała. Jego charakterystyczny uniform - drogie, stalowoszare garnitury, grafitowoszare koszule, srebrne spinki do mankietów z onyksami i krawaty w srebrno-czarne paski - obrósł już legendą wśród miejscowych biznesmenów, którzy ubierali się swobodniej, ale elegancki strój był kiepskim kamuflażem żelaznej woli, zahartowanej w gorącym ogniu walki.

Łatwo było zauważyć jej oznaki. W każdym razie Lillian nie miała z tym problemu, żelazna wola Gabe'a uwidaczniała się w jego chodzie - poruszał się z gracją urodzonego myśliwego. Widoczna była w jego postawie i chłodnym, czujnym spojrzeniu. Zawsze w stanie gotowości mimo pozornego rozluźnienia. Jego wewnętrzna siła tworzyła niewidzialną aurę. Ten mężczyzna nigdy nie działał pod wpływem impulsu. Miał wszystko pod kontrolą.

Najbardziej jednak niepokoiło Lillian to, że Gabe nie tylko budził jej zainteresowanie, ale i fascynację.

 

Właściwie znała go przez całe życie. Pochodził z Eclipse Bay, na wybrzeżu Oregonu, gdzie Harte'owie od zawsze mieli letni dom. Jako nastolatka czasami wpadała na Oabe'a w tym małym miasteczku - ale był Madisonem. Wszyscy wiedzieli, że mężczyźni z tej rodziny oznaczali kłopoty. Porządne dziewczęta mogły sobie pozwolić na niewinne fantazje; ale nie umawiały się z Madisonami. Poza tym Gabe był od Lillian pięć lat starszy, a jak jeszcze dodać do tego skomplikowaną historię stosunków obu rodzin, powstawała bariera nie do pokonania. Ten mur przetrwał nienaruszony aż do ślubu jej siostry Hannah z jego bratem, Rafe'em, przed kilkoma miesiącami. Całe miasteczko było w szoku. Czyżby niesławny konflikt między Harte'ami a Madisonami w końcu został zażegnany? To pytanie wciąż pozostawało zagadką.

Po spotkaniu z Gabe'cm na weselu Lillian poczuła dziwne pobudzenie i niepokój. Nie umiała sobie tego wytłumaczyć, ale miała nadzieję, że jej przejdzie. Jednak kiedy kilka tygodni później wszedł do Private Arrangements, zdała sobie sprawę, że czekała na niego. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego, ale gdy dotarto do niej, że zjawił się tylko jako klient, poczuła się zawiedziona.

Mimo to pozwoliła sobie na kilka interesujących fantazji z jego udziałem.

Potem wypełnił długi kwestionariusz, z którego wprowadzała dane do programu. „Tylko nie typ artystki" - napisał. Pewnie to jedno z nielicznych miejsc w formularzu, gdzie był absolutnie szczery.

- To nie moja wina, że dobrałaś mi nieodpowiednie kandydatki - powiedział.

-                       Doskonałe pasowały. - Uniosła zamkniętą dłoń.

- Wszystkie z wyższym wykształceniem. - Wyprostowała jeden palec. - W odpowiednim przedziale wiekowym. - Wyprostowała drugi palec. - Spełnione zawodowo i finansowo niezależne. - Trzeci palec. - Nie miały nic przeciwko, żeby zabawiać twoich klientów. - Kolejny palec. - I żadna z nich z pewnością nie była typem artystki.

-                       Wszystkie były dziwnie zainteresowane moimi dochodami. I nawet nie bardzo się z tym kryły.

-                       A dlaczego miały się kryć? Ty byłeś bardzo zainteresowany ich statusem finansowym. Wyraźnie zaznaczyłeś, że mają być dobrze sytuowane.

-                       Bo nie chce, żeby kobieta wyszła za mnie dla pieniędzy. - Odwrócił się i zaczął krążyć po gabinecie. - I jeszcze jedno. Wszystkie były zbulwersowane, kiedy wspomniałem o kontrakcie przedmałżeńskim.

-                       Gabe, zastanów się! Kto wyjeżdża z czymś takim na pierwszej randce?

-                       A do tego gadały o długich wakacjach na południu Francji i swoich drugich domach na Maui. Ja nie mogę sobie pozwolić na miesiąc wakacji.

-                       A w ogóle na wakacje?

-                       Do diabła, mam firmę na głowie.

-                       Mhm. - Zero wakacji. Naprawdę rozrywkowy facet, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos

-                       Aha... - Odwrócił się do Lillian. - Wszystkie mają też Bóg wie, jakie oczekiwania.

-                       A ty nie? - Wydawał się szczerze zdumiony. Jego twarz przybrała surowszy wyraz.

-                       Nie. Już ci mówiłem, jestem bardzo elastyczny.

Pochyliła się do przodu.

-                       Posłuchaj, Gabe Podobno za każdym razem, już po półgodzinie od rozpoczęcia randki, nie kryłeś znudzenia.

Wzruszył ramionami.

-                  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin