Maciszewski Jarema - Szlachta Polska.doc

(1087 KB) Pobierz
JAREMA MACISZEWSKI

 

JAREMA MACISZEWSKI

SZLACHTA POLSKA

I JEJ PAŃSTWO

Wyd. II, Warszawa 1986

 

 

PRZEDMOWA DO WYDANIA I

Czytelnikowi należy się wyjaśnienie. Temat przedstawiony na kartach tej książki jest niezwykle rozległy. Nie leżało w możliwościach autora ujęcie go w sposób pełny, wyczerpanie w niewielkim tomiku całej listy zagadnień, spraw i zjawisk odnoszących się do dziejów szlachty polskiej i państwa, które stworzyła. Autor ograniczyć się musiał do wybrania jedynie problemów - ważnych i najważniejszych. Były jednak i takie, które potraktowane zostały z konieczności pobieżnie, niektóre zostały tylko zasygnalizowane. Dotyczy to zwłaszcza problematyki gospodarczej, która szczególnie obszernie przedstawiona została w innych, łatwo dziś dostępnych, publikacjach. Niemniej intencją autora było przekazanie Czytelnikowi pewnego obrazu całościowego, możliwie przejrzystego rzeczowo i chronologicznie.

Aczkolwiek książka niniejsza opatrzona jest etykietą pracy popularnonaukowej, to równocześnie jest także wyrazem naukowych ambicji autora, który pragnął przedstawić w niej Czytelnikowi nie tylko wyniki dotychczasowych badań historycznych, lecz także nowe ujęcia będące rezultatem własnych studiów, poszukiwań i przemyśleń.

Przypisy noszą charakter informacji bibliograficz

nych. Podano w nich najważniejsze pozycje - głównie nowsze - które pozwolą zainteresowanemu pogłębić wiedzę w zakresie szczególnie go zajmującym, jak również skonfrontować poglądy i opinie autora z dorobkiem innych historyków. Zrozumiałe, że zakres literatury przedmiotu i źródeł wykorzystanych przez autora jest nierównie szerszy niż cytowane w przypisach monografie i artykuły.

Konieczność zwięzłego ujęcia prezentowanego materiału zmusiła autora do skąpego jedynie ilustrowania głoszonych tez fragmentami źródeł lub opisem faktów szczegółowych. W niektórych przypadkach wydawało się to niezbędne, tam zwłaszcza gdzie cytowana wypowiedź w sposób skrótowy, lapidarny ilustruje zjawisko lub odsłania sposób myślenia czy pobudki postępowania ludzi żyjących w tamtych czasach.

Praca niniejsza powstała w ramach prac badawczych Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego w latach 1967-68.

Jarema Maciszewski

Warszawa, 15 kwietnia 1969 r.

 

 

PRZEDMOWA DO WYDANIA II

Niemałą rozterkę przeżywał autor, przygotowując drugie wydanie tej książki. Z jednej strony ogrom materiału historycznego stanowiący jej przedmiot nasuwał pokusę pokaźnego, co najmniej trzykrotnego zwiększenia jej objętości, wnikania w szczegóły, wprowadzania drobiazgowych analiz, wzbogacenia narracji znacznie większą ilością wypisów źródłowych, przedstawienia nowych wątków tematycznych, z drugiej - zaskakująco dla autora życzliwe przyjęcie książki przez Czytelników i krytykę naukową oraz publicystyczną nakazywało rozwagę. Zwielokrotnienie objętości książki spowodowałoby po prostu całkowitą zmianę jej charakteru - byłaby to z konieczności zupełnie inna praca.

Nie mógł więc autor nie zadać sobie pytania: Czy właśnie taka, o stosunkowo niewielkiej objętości książka, będąca próbą syntetycznego ujęcia problemu, nie jest czytelnikowi najpotrzebniejsza? Czy pracując nadal nad pogłębianiem zawartych w niej tez, nad rozszerzaniem naszej wiedzy o staropolskim społeczeństwie, nie powinien jednak - wprowadzając nieznaczne uzupełnienia wynikające z postępu badań oraz korekty pewnych omyłek, przeoczeń i przejaskrawień - udostępnić tej książki współczesnemu czytelnikowi

7

w takiej mniej więcej postaci, w jakiej ukazała się piętnaście lat temu, uzyskując zaszczytną nagrodę „Miesięcznika Literackiego”. Biorąc to wszystko pod uwagę, a także fakt, że książka ta jest po dziś dzień cytowana w polskich i obcych publikacjach historycznych, autor zdecydował się w końcu na odłożenie na pewien czas pracy nad szerokim, być może dwutomowym ujęciem dziejów szlachty polskiej i jej państwa i na przygotowanie do druku drugiego, nieznacznie tylko przerobionego i uzupełnionego wydania.

Zmiany zatem i poprawki nie idą zbyt daleko. Wprowadzono je tylko tam, gdzie wydawały się niezbędne. I tak usunięte zostały nieścisłości rzeczowe lub interpretacyjne, wskazane przez recenzentów (autor w tym miejscu serdecznie za krytykę dziękuje ł) bądź dostrzeżone przez autora w toku dalszych badań. Uzupełniony został podstawowy zestaw informacji historycznych o tak ważne kwestie szczegółowe, jak na przykład treść artykułów henrykowskich czy działalność antykrólewskiej opozycji magnackiej za rządów Jana III Sobieskiego. Są to niekiedy informacje typu podręcznikowego, autor jednak stale miał na uwadze, że książkę jego będzie czytał nie tylko historyk profesjonalista.

Rozszerzono zakres przedstawienia staropolskiej kultury politycznej, w tym mechanizmów kształtowania się opinii publicznej i jej wpływu na władzę polityczną, na jej sposób funkcjonowania i decyzje. Rozszerzono nieco niektóre wątki interpretacyjne. Zbędne natomiast wydawało się wprowadzanie nowych rozdziałów poświęconych problematyce obyczajowej, życiu rodzinnemu i erotycznemu szlachty ze względu na obszerne, niedawno wydane książki Zbigniewa Kuchowicza, traktujące o tych sprawach 2.

Przypisy uzupełniono tylko w tych częściach tekstu, które uległy zmianom w stosunku do wydania pierwszego. W ogóle - zakres naszej wiedzy o społeczeństwie staropolskim, a zwłaszcza o szlachcie polskiej, rozszerzył się w ciągu ostatnich lat ogromnie. Badania szczegółowe wkroczyły na obszary dotąd przez naukę pomijane lub niedoceniane, a także badane przy użyciu wielce niedoskonałych narzędzi poznawczych. Dotyczy to przede wszystkim- chociaż nie jedynie - sfery świadomości społecznej, mentalności, sposobu myślenia i postrzegania rzeczywistości tak przyrodniczej, jak i społecznej, rodzajów i charakteru wiezi społecznych, czynników integrujących i dezintegrujących dawne społeczeństwo polskie i jego ówczesną klasę kierowniczą. Autor poczuwa się w tym miejscu do obowiązku szczególnego zaakcentowania znaczenia pracy Andrzeja Zajączkowskiego Główne elementy kultury szlacheckiej (wydanej we Wrocławiu w 1961 r.), która otworzyła nowy etap badań nad społeczeństwem szlacheckim, usiłując rzutować problematyką socjologiczną w przeszłość, zwłaszcza że należał wówczas do grona szczególnie surowych krytyków tej książki. Nie oznacza to oczywiście, iż z krytyki tej obecnie wycofuje się, odwrotnie: mógłby ją zapewne uczynić bardziej szczegółową, ale właśnie po latach widać wyraźnie, że bez tej twórczej podniety, jaką była książka Zajączkowskiego, bez nowatorskich, chociaż nie zawsze trafnych, spostrzeżeń i ujęć, bez wskazania na nowe możliwości badawcze i nowe narzędzia poznawania przeszłości - nie mógłby zapewne dokonać się ten wielki postęp w badaniach nad kulturą szlachecką, jaki się dokonał.

Raz jeszcze okazało się dowodnie, że bieg zdarzeń, główny ongiś przedmiot zainteresowania historyka, to tylko zewnętrzna powłoka procesu dziejowego, że pod nim tkwi drugie, trzecie, może nawet czwarte dno. Stąd też - niech Czytelnik wybaczy w tym miejscu autorowi, iż formułuje tu poniekąd swoje credo badawcze - w dzisiejszej nauce historycznej rekonstrukcja

9

faktów, zdarzeń jednostkowych i związków przyczynowych zachodzących między nimi zaczyna powoli stawać się nauką pomocniczą historii, konieczną, niezbędną, wysoce wartościową, ale przecież tylko pomocniczą.

Jest jeszcze jeden problem teoretyczny, który należałoby pokrótce omówić właśnie we wstępie do książki o szlachcie. Wedle utartego poglądu historykowi nie przystoi „gdybanie”, a więc podejmowanie próby odpowiedzi na pytanie; „Co by było, gdyby...?”

Powszechna opinia głosi, że odpowiedź na tak sformułowane pytanie badawcze wykraczałaby poza ramy nauki, że stałaby w sprzeczności z rygorami naukowego myślenia. Wprawdzie istnieje-chyba jeden jedyny - dział historii, który tego typu pytania badawcze formułuje i usiłuje na nie odpowiedzieć. Jest to historia wojen, po części historia sztuki wojennej, w której istota badania, zwłaszcza jeśli ma służyć współczesności, sprowadza się często (chociaż nie zawsze) do poszukiwania rozwiązań optymalnych w danej konkretnej sytuacji historycznej, na danym konkretnym teatrze operacyjnym i w danym położeniu taktycznym. Jest to przecież swoista gra wojenna rzutowana w przeszłość. Klasyczny przykład (wprawdzie w zakresie dziejów najnowszych) mistrzowskiego ujęcia historii alternatywnej stanowi dzieło Mariana Porwita Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku3, w którym autor nie tylko rekonstruuje i komentuje bieg wydarzeń, ale równocześnie usiłuje odpowiedzieć, czy były rozwiązania lepsze, wydajniejsze, bardziej optymalne.

Dlaczego jednak wspomina się o tej metodzie w książce o szlachcie polskiej? Odpowiedź jest prosta:

każdy historyk piszący o dziejach Polski przedrozbiorowej i jej siły kierowniczej nie może, czy chce, czy nie chce, nie podejmować próby odpowiedzi na pytanie

10

 

@

nasuwające się niejako samo przez się: Czy mogło być inaczej? Czy państwo polskie musiało utracić niepodległość? Czy upadek tego państwa był zakodowany genetycznie w odległych czasach i minionych pokoleniach? Jeśli tak, to od kiedy i dlaczego, jeśli zaś nie, to w którym momencie nastąpił ów fatalny zwrot? Błąd lub zespół błędów czy działanie czynników obiektywnych, zbyt późno rozpoznanych? Czy istniały inne warianty rozwoju wydarzeń? Możliwości innych decyzji w różnych konkretnych sytuacjach? Jakie mogłyby być skutki takich bądź innych decyzji, posunięć, zwrotów, rozstrzygnięć?

Wszystkie te pytania wiodą ku historii alternatywnej, chociaż jak dotąd uprawianie jej jest raczej domeną publicystów niż badaczy. Ale przecież nie ma historyka Polski szlacheckiej, który by nie stwierdzał przy różnych okazjach, że oto takie czy inne rozwiązanie było błędem, przejawem krótkowzroczności, świadectwem nie wykorzystanych możliwości lub szans itd. Oznacza to wprost, że historyk dostrzega jednak rozwiązania inne, doskonalsze, może trochę na zasadzie porzekadła pióra Jana Kochanowskiego: „mądr [!] Polak po szkodzie”.

Ale gdybyśmy eksponowali nadmiernie wątki alternatywne, czyż nie wkroczylibyśmy nieuchronnie na niemal nieograniczone pole domysłów, hipotez trudnych do sprawdzenia i weryfikacji, podatnych na dowolności, na oderwanie toku myślenia od rzeczywistości historycznej?

Autor starał się tej pokusie nie ulec i nie poszukiwać po trzystu czy czterystu latach rozwiązań innych niż te, które stały się faktem i są źródłowo potwierdzone. Zapewne zamiar ten nie mógł się w pełni udać, trudno bowiem było wyczyścić tekst z sądów wartościujących oraz - w kilku przynajmniej fragmentach - z opinii wskazujących na inne możliwości.

11

Większość historyków dostrzegała dla Polski XV- XVIII stulecia podstawową alternatywę w kwestii: demokracja szlachecka czy absolutyzm monarszy. Aut aut. Wiemy, dokąd zaprowadziła Polskę demokracja szlachecka, wynaturzona z czasem w oligarchię możnych oraz zdecentralizowany konglomerat lub federację „władztw” magnackich i sąsiedztw szlacheckich, powiatów, ziem, województw, prowincji itd. Ale czy wiemy, dokąd zaprowadziłby Polskę absolutyzm, jeżeli w ogóle był on w warunkach społecznych i geopolitycznych Rzeczypospolitej XV, XVI czy XVII wieku możliwy? I czy na pewno - przyjmowano to na ogół bez dowodu - istniała tylko ta alternatywa, konieczność wyboru między dwiema skrajnościami?

Temat to stary jak świat. Najpełniejszy kształt artystyczny znalazł on w Samuelu Zborowskim Juliusza Słowackiego oraz w Dumie o hetmanie Stefana Zerom-skiego. W historiografii przewija się czerwoną nicią przez dzieła większości najwybitniejszych historyków polskich, od Adama Naruszewicza i Joachima Lelewela poczynając poprzez Józefa Szujskiego, Michała Bo-brzyńskiego, Władysława Konopczyńskiego, Aleksandra Rembowskiego, Władysława Smoleńskiego, Wacława Sobieskiego, Władysława Czaplińskiego na współczesnych syntezach kończąc. Oczywiście, zależnie od poglądów piszący na ten temat albo traktowali demokrację szlachecką jako synonim anarchii i bezrządu oraz wygodny parawan dla oligarchicznych rządów możnych i wpływów obcych potencji, a tym samym absolutyzm jako ustrój zapewniający ład, porządek, siłę państwa i rozwój, albo też odwrotnie: absolutyzm traktowali jako skrajną postać despotyzmu, przemoc na co dzień, tyranię, rządy obcych z pochodzenia monarchów, demokrację zaś szlachecką jako ustrój oryginalny, odpowiadający polskiej tradycji, zapewniający

12

szacunek i poszanowanie praw jednostki, stanowiący istotną siłę polityczną w ówczesnej Europie itd.

W pewnych okresach historycznych spór wokół tej problematyki nosił wyraźne cechy aktualnych sporów politycznych. Dość wspomnieć o polemikach między przedstawicielami szkoły krakowskiej i jej epigonami a szkołą warszawską na przełomie XIX i XX wieku, spór o ocenę postaci Stefana Batorego w międzywojennym dwudziestoleciu (ideologia państwowa przeciwstawiana ideologii narodowej) itd. Innymi słowy, materia to nie tylko historyczna, ale i polityczna, w pewnej mierze - jak większość zresztą problemów historycznych - zawsze aktualna, tym bardziej że nie może obejść dookoła tak frapującego problemu, jak cechy tak zwanego charakteru narodowego, ukształtowane w toku procesu dziejowego.

I znowu - zależnie od optyki - można akcentować i przywoływać takie, jak na przykład umiłowanie ojczyzny, wierność tradycji, niechęć do stosowania przemocy, troska o sprawy publiczne, szanowanie praw mniejszości czy konieczność poszukiwania consensusu, lub też: skłonność do anarchii, brak dyscypliny, niesza-nowanie prawa i wszelkiej władzy, zapalczywość, brak wytrwałości, pieniactwo, sobkostwo, partykularyzm, zawiść, pojmowanie wolności jako prawa do samowoli i nawet swawoli. Rzecz w tym - jak w greckiej tragedii - że w owym wątku tematycznym nie ma jednoznacznych, a raczej jednoznacznie prawdziwych ocen, że ścierają się, przy formułowaniu wszelkich ocen, różne racje potęgowane różnymi emocjami.

Stąd też materia ta łatwiej poddawała się wizji artystycznej niż badaniu naukowemu, a ‘język poetycki trafniej i precyzyjniej umiał w lapidarnym skrócie przedstawić istotę rzeczy niż surowa proza naukowa. „Nie ciebie się boję zewnętrzna potęgo, nawałności janczarska, co mię strasznymi chcesz ogarnąć skrzy-

dłami, góry kamienne na piersi me dźwigasz i kraczesz nad sercem złowieszczych wron chmurą [...] Ciebie się nie tylko boję, lecz lękam, o wolna, o kresu nie znająca duszo polska. Przed tobą drżę, ty niełacna, krnąbrna, sama siebie szaleństwem chłoszcząca, ty sobie samej nie znana i nikomu nie wiadoma [...] Nie przed najeźdźcą drży moje serce, lecz przed wami, o sobie-pany. Każdy z osobna wódz, każdy król [...], z kim chce, z tym zawiera przymierze, z kim chce - prowadzi wojny, i gdzie chce, szuka ojczyzny”.

Te gorzkie słowa Stefana Zeromskiego mogłyby posłużyć za motto do każdej nieomal pracy historycznej, poświęconej szlachcie polskiej i jej państwu, zarówno pisanej z pozycji „republikańskich”, jak i „absoluty-stycznych”. Nieprawdopodobne splątanie wielkości i małości, samolubstwa i prywaty z poświęceniem, służbą publiczną i ofiarnością czyni wręcz niemożliwym nakreślenie wyraźnej granicy oddzielającej powłokę - „czerep rubaszny” - od uwięzionej w nim „duszy anielskiej” (Juliusz Słowacki). Sprzeczności te, w które uwikłało się całe społeczeństwo szlacheckie (wyrażam w tym miejscu pogląd: „uwikłało się”, a nie: „zostało uwikłane”), były najpewniej także cechą większości jednostek składających się na to społeczeństwo, i to nie tylko w wieku XVI czy XVII, ale nawet w czasach Oświecenia. Studium Romana Wołoszyńskiego o Ignacym Krasickim* przenikliwie odsłoniło pełną tych właśnie sprzeczności osobowość „Księcia Poetów”, światłego działacza, pisarza i publicysty wieku oświeconego, ale zarazem jakże bardzo przesiąkniętego sar-matyzmem, cechami, które sam przecież swym ciętym piórem zwalczał.

Jakże niespójne wewnętrznie są ważne wydarzenia dziejowe owych trzech „szlacheckich” stuleci, wymykające się spod jednoznacznych ocen: polityka wewnętrzna Batorego, trzecia elekcja, rokosz sandomier-

1A.

ski (Zebrzydowskiego), postawa społeczeństwa wobec najazdu szwedzkiego, konfederacja tarnogrodzka czy wreszcie konfederacja barska: w tej ostatniej jedni chcieli dostrzec pierwsze powstanie polskie, inni - ostatni o tak masowym natężeniu konserwatywny, obskurancki ruch w obronie „złotej wolności”. Byli jednak i tacy, którzy w tym ruchu dostrzegali i jedno, i drugie zarazem.

Na tym nie kończą się trudności w zrozumieniu i przedstawieniu polskiego procesu dziejowego od wieku XVI po wiek XVIII. Ciąży na jego obrazie przyjęcie za konieczność „finalistycznego” punktu widzenia s, stałego pamiętania o tragicznym finale szlacheckiej państwowości polskiej. Nie darmo mistrz Matejko malując chwilę największego - wydawałoby się - tryumfu szlacheckiej Polski, gdy były wielki mistrz zakonu krzyżackiego, a w ów dzień już świecki książę pruski na kolanach przysięgał królowi polskiemu wierność i posłuszeństwo, szczególnie wyeksponował zamyśloną, smutną twarz błazna królewskiego Stańczyka. Trudno jest oderwać się od owego finalistycznego sposobu myślenia historycznego, chociaż okazuje się to absolutnie niezbędne, jeżeli pragnie się wykrywać w tym długim okresie dziejowym także trwałe wartości, to wszystko, co okazało się nieprzemijającym dorobkiem narodu i państwa, jeśli nie chce się malować rzeczywistości historycznej jednolicie czarną barwą.

Czytelnik osądzi, w jakiej mierze udało się autorowi uniknąć tego i innych niebezpieczeństw, uproszczeń czy po prostu zbyt kategorycznego tonu tam, gdzie możliwych jest wiele interpretacji i wyjaśnień lub gdzie wyniki badania naukowego nie mogą nas jeszcze zadowolić. Unikał też autor wszelkiej możliwej prezentyza-cji. Istnieje naturalnie - nie ma powodu, aby na fakt ten zamykać oczy - wielki problem, nie tylko naukowy, lecz również polityczny, społeczny, wychowawczy:

jak wiele elementów kultury szlacheckiej, szlacheckiego sposobu życia, szlacheckiego podchodzenia do rzeczywistości pozostało żywych i stanowi część składową współczesnej kultury - może także politycznej - polskiej? Jaką część naszych współczesnych trudności, niepowodzeń, porażek, frustracji dałoby się zapisać na konto owej nie przezwyciężonej do końca, trudnej spuścizny? Ale może również zasadnym byłoby pytanie, czy spuścizna ta nie pozostawiła aż po dziś dzień także pewnych wartości pozytywnych?

Nie te jednak problemy są treścią mniejszej książki. Autorowi wypada więc w tym miejscu zgłosić pod a-dresem Czytelnika prośbę, by nie poszukiwał On na kartach tej książki podtekstów współczesnych, a w materiale historycznym kostiumu dla spraw bieżącej polityki. Po pierwsze, nie leżało w intencjach autora dopatrywanie się analogii między bardzo już odległą przeszłością a wydarzeniami współczesnymi, po drugie zaś analogie takie, często bardzo ponętne i lubiane przez czytelników książek historycznych i artykułów publicystycznych, bywają na ogół zwodnicze. Historia jest wprawdzie, wedle wciąż aktualnej cyce-rońskiej formuły, „świadectwem czasów, światłem prawdy, żywą pamięcią i nauczycielką życia”, ale bieg zdarzeń w zasadzie nigdy się nie powtarza, mimo iż często ich zewnętrzny obraz bywa do siebie podobny. Jest to bowiem przeważnie podobieństwo złudne, przypadkowe. Występują oczywiście w procesie dziejowym określone prawidłowości; bywa też - zwłaszcza jeśli funkcjonują czynniki stałe - że podobne przyczyny rodzą podobne skutki, nie o tym wszelako mówi ta książka.

Poprzez przedstawienie zwięzłego, ale możliwie całościowego obrazu, w założeniu autorskim - dynamicznego, poprzez próbę formułowania wniosków syntetyzujących autor chciał skłonić Czytelnika do refleksji

1R

i zadumy nad tym fragmentem dziejów ojczystych, do wyrobienia sobie własnego na rzecz poglądu.

W ten sposób, dokonując - jakże zresztą skromnego - wkładu w pomnażanie kultury historycznej współczesnego społeczeństwa i w zaspokajanie pewnego wycinka jego potrzeb poznawczych, pragnął autor wypełnić swą powinność historyka.

Czy mu się to udało i w jakiej mierze - osądzić może tylko Czytelnik.

Oddając w Jego ręce drugie wydanie książki Szlachta polska i jej państwo, autor pragnie bardzo serdecznie podziękować licznemu gronu dawnych i obecnych uczniów oraz współpracowników, uczestnikom seminariów magisterskich i doktorskich w Zakładzie Historii Kultury Staropolskiej Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz członkom zespołu badawczego pracującego nad poznaniem świadomości narodowej i państwowej w Rzeczypospolitej XVI i XVII wieku, zwłaszcza dr Urszuli Augustyniak, mgr Ewie Bem, mgr Alinie Czańce, mgr Alinie Micha-lak, mgr Jolancie Choińskiej-Mice, mgr Katarzynie Zielińskiej, dr. Janowi Dzięgielewskiemu, dr. Januszowi Ekesowi, dr. Andrzejowi Lipskiemu, dr. Markowi Plewczyńskiemu, mgr. Wojciechowi Sokołowskiemu i dr. Jerzemu Urwanowiczowi. Ich to badaniom, ustaleniom, odkryciom, a także pomysłom interpretacyjnym, żywym i pełnym pasji poznawczej wypowiedziom w rozlicznych, krytycznych i twórczych dyskusjach, zawdzięcza aator bardzo wiele.

Jarema Maciszewski

Warszawa, w kwietniu 1984 r.

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

KLASA, STAN, WARSTWA

Kiedyś - ze sto was tysięcy Było szlachty...

Juliusz SlowacM

.Ł-^laczego Polska upadła? Jak to się stało, że wielkie państwo, którego obszar w 1619 roku wynosił około miliona kilometrów kwadratowych, które w swych dziejach miało Grunwald i Byczynę, Kirchholm i Kłu-szyn, Chocim i Wiedeń, drugi pokój toruński i hołd pruski, układ będzińsko-bytomski i pokój polanowski

- w XVIII stuleciu stało się łatwym łupem sąsiadów? Co spowodowało, że kraj wielkiej kultury, ojczyzna Mikołaja Kopernika, Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Jana Kochanowskiego, która powołała do życia Wszechnicę Jagiellońską, a dzięki nie spotykanej w owych czasach tolerancji religijnej - prześladowanym i uciskanym zapewniła azyl i bezpieczeństwo osobiste, co spowodowało, że ów kraj utracił niepodległy byt państwowy?

Jest to problem, który od dwustu bez mała lat nurtuje myślących Polaków6, stanowi przedmiot naukowych dociekań i publicystycznych rozważań, budzi niepokój twórczy pisarzy i artystów. Każda szkoła historyczna, każdy kierunek ideowo-polityczny i ideowo-

-artystyczny usiłowały na te pytania odpowiedzieć. Studia szczegółowe dostarczyły wiele cennego materiału, objaśniającego zarówno przebieg ważnych wydarzeń dziejowych, jak i zjawiska ekonomiczne i społecz

 

ne, ustrojowe i prawne. Nie mamy wszakże do tej pory takiego syntetycznego ujęcia dziejów Polski przedrozbiorowej, które wytłumaczyłoby kompleksowo i wszechstronnie przyczyny zahamowania w XVII wieku prawidłowego rozwoju ekonomicznego, społecznego, ustrojowego i kulturalnego kraju, a jednocześnie niemożność przezwyciężenia przeszkód tamujących postęp i zawrócenia z drogi wiodącej państwo do upadku.

Wszystkie dotychczasowe kompleksowe opracowania

- a było ich niemało - zawierają wiele luk, przemilczeń, budzą rozmaite wątpliwości i zastrzeżenia. Jedni - główną przyczynę upadku państwa chcieli widzieć w jego ustroju politycznym, zdeterminowanym rzekomo cechami charakteru narodowego Polaków, ich skłonnością do anarchii i bezrządu, niechęcią do silnej władzy państwowej, którą w tamtej epoce reprezentować mógł jedynie monarszy absolutyzm. Inni

- główną przyczynę tragedii Polski przedrozbiorowej widzieli właśnie w wypaczeniu zasad gminowładztwa szlacheckiego, w dominującej pozycji magnaterii i w absolutystycznych dążeniach królów obcych dynastii7. W nowszych czasach przyczyn upadku Polski poszukiwano w zjawiskach społeczno-gospodarczych, w fol-warczno-pańszczyźnianym ustroju rolnym i słabości miast, w rozroście latyfundiów magnackich. Wreszcie

- wielu historyków nie bez racji zwracało uwagę na przemoc obcą, która nie dopuściła do postępowych reform ustrojowych, do wzmocnienia siły zbrojnej państwa i w końcu zadała Rzeczypospolitej śmiertelny cios. Podkreślano zdradziecką rolę jednostek, ich egoizm, samolubstwo i prywatę, jak również negatywny wpływ całej warstwy możnowładczej lub nawet całej klasy feudałów na losy państwa i narodu.

W każdej z tych opinii kryje się cząstka prawdy i zarazem żadna z tych opinii nie wyjaśnia wszystkiego. Zatrzymajmy się na przykładach. Trudno nie zgodzić

się ze stanowiskiem, że przyczyną słabości Polski stał się ustrój folwarczno-pańszczyźniany i niedorozwój miast, ale równocześnie trzeba pamiętać, że taki sam lub podobny ustrój istniał w Brandenburgii i w Prusach, w Rosji, we wschodnich częściach monarchii habsburskiej, a kraje te nie tylko przezwyciężały kryzysy, niekiedy bardzo ostre i niebezpieczne, ale - jak Rosja i Prusy w XVIII wieku - rosły w siłę, podczas gdy Rzeczpospolita słabła.

Trudno również nie zgodzić się z negatywną oceną roli magnaterii w dziejach Polski. Istotnie - rola ta w generalnym rachunku była wręcz złowroga, ale przecież nie we wszystkich okresach historycznych magna-teria popełniała te same grzechy. Nieporozumieniem jest traktowanie możnowładztwa jako jednolitej całości; nie należy zapominać, że w warstwie tej dochodziły do głosu rozmaite koncepcje polityczne i ustro-jowo-prawne, rozmaite poglądy i stanowiska, niekiedy przeciwstawne sobie. Dotyczyło to nie tylko spraw drugorzędnych, ale niekiedy także wręcz zasadniczych.

Wystarczy przypomnieć, że w dobie rządów Zygmunta III Wazy właśnie część magnaterii reprezentowała tendencje absolutystyczne i centralistyczne, zmierzając do ograniczenia demokracji szlacheckiej, oraz że z warstwy tej nierzadko rekrutowali się postępowi pisarze, myśliciele i działacze, przewidujący i zdolni politycy lub znakomici dowódcy wojskowi. Nie były to wyjątki potwierdzające regułę, lecz całe grupy. Przy ocenie więc roli magnaterii w życiu dawnej Polski należy opinie indywidualizować, wystrzegając się pochopnych, niekiedy pozostających w rażącej sprzeczności z prawdą historyczną, uogólnień. Panowało na przykład dość powszechnie przekonanie, że głównym motorem interwencji polskiej w Moskwie w latach 1604- 1618 (epoka Samozwańców” i wojen polsko-moskiewskich) była magnateria, podczas gdy w rzeczywistości

przez długi czas znaczna większość magnatów, senatorów, urzędników była zdecydowanie jej przeciwna. W tej konkretnej sprawie fakt, że kilku magnatów rzeczywiście parło do interwencji lub ją spowodowało, nie może rzutować na ocenę całej warstwy społecznej.

Szczególnie skomplikowana kwestia to rola możnowładztwa w wytyczaniu polskiej polityki zagranicznej i jej podstawowych kierunków. Utarło się mniemanie, że magnateria zwichnęła prawidłową, zgodną z racją stanu państwa, zachodnią orientację tej polityki i popchnęła Rzeczpospolitą na wschód, ogarniając granicami państwa polskiego terytoria zamieszkane przez ludność niepolską: ukraińską, białoruską i litewską. W opinii tej bez wszelkiej wątpliwości kryje się wiele racji, niemniej problem jest bardziej złożony. Po pierwsze bowiem, aż do końca XVI wieku magnateria, która faktycznie sprawowała władzę na niepolskich ziemiach znajdujących się w obrębie Rzeczypospolitej, dysponując tam olbrzymimi latyfundiami i własną siłą zbrojną, była w swej przytłaczającej większości pochodzenia rodzimego: litewskiego lub ruskiego. Po drugie, magnaci polscy co najmniej tak samo starali się powiększać swe posiadłości o nowe wsie, osiedla i miasteczka położone na wschodzie, jak magnaci ruscy usiłowali wchodzić w posiadanie dóbr położonych w województwach rdzennie polskich: krakowskim, sandomierskim czy lubelskim. Po trzecie wreszcie, ekspansja na wschód interesowała również rozliczne grupy szlachty, a także Kościół katolicki, reprezentujący w dawnej Polsce, jak wiadomo, kolosalną siłę materialną i ideologiczną.

Problemy związane z rolą magnaterii sięgają głębiej. W ostatnich latach ożyła na nowo dyskusja o charakterze zasadniczym: kto właściwie w dawnej Polsce sprawował władzę, szlachta czy możnowładztwo, a jeśli możnowładztwo, to od kiedy? Poglądy głoszące, że już w drugiej połowie XVI stulecia demokracja szlachecka stała się tylko parawanem dla niczym nie skrępowanych rządów magnaterii, uległy w ostatnich latach dość gruntownej rewizji. Wielu historyków jest dziś zdania, że granicą oddzielającą okres demokracji szlacheckiej od epoki oligarchii magnackiej była nie druga połowa wieku XVI, ani nawet przełom XVI i XVII stulecia, lecz dopiero druga połowa wieku XVII8.

Zresztą - podobnie jak w odniesieniu do ustroju rolnego czy poziomu sił wytwórczych, tak i w kwestii zagadnień ustrojowo-społecznych - nie można poprzestać wyłącznie na analizie sytuacji polskiej, wyizolowanej z powszechnego tła dziejów. Trzeba zadać pytanie, jak przedstawiały się podobne kwestie w innych państwach. Oczywiście, nie można ograniczyć się do zewnętrznego porównania podobnych do siebie zjawisk, nie wnikając w ich treść wewnętrzną, nie lokalizując ich w określonym ciągu rozwojowym.

Wokół ustroju politycznego Rzeczypospolitej szlacheckiej nagromadziło się również wiele nieporozumień lub zgoła fałszywych wyobrażeń. Sejm polski urósł w oczach opinii publicznej do symbolu anarchii i bez-rządu. Po dziś dzień zebranie, którego uczestnicy nie mogą uzgodnić konkluzji i istotę spraw topią w kłótniach i niepotrzebnym gadulstwie, porównuje się z sejmikiem szlacheckim. A osławione liberum veto? Czyż nie stało się ono symbolem braku wyrobienia obywatelskiego i zmysłu politycznego dawnych gospodarzy państwa polskiego? Wielu ludzi liberum veto uznaje za główną sprężynę anarchii w dawnej Polsce i podstawową przyczynę rozkładu wewnętrznego Rzeczypospolitej, zapominając, że nie tyle przepis prawny decyduje o funkcjonowaniu urządzeń państwowo-prawnych, ile praktyka. Ta zaś przez bardzo długi okres wykluczała

możliwość zastosowania istniejącego przepisu o koniecznej jednomyślności wszystkich posłów przy podejmowaniu uchwał sejmowych.

Jeszcze więcej mitów i nieznajomości rzeczy nagromadziło się wokół zagadnienia szlachty, nie bez wpływu znakomitych powieściopisarzy z Henrykiem Sienkiewiczem na czele. Idealizowano szlachtę, zwłaszcza tę służącą w wojsku; przypisywano jej postawy i pobudki, których mieć nie mogła w XVI czy XVII stuleciu. Takie pojęcia, jak „miłość ojczyzny”, „patriotyzm”, „wierność”, w dawnych stuleciach miały inną treść niż w wieku XIX czy w naszych czasach. Z drugiej strony - demonizowano tę szlachtę, przypisując jej wszystkie siedem grzechów głównych. „Czerep rubaszny” szlachetczyzny stał się niejako poetyckim symbolem, zaanektowanym przez język potoczny. A prawda tymczasem leży gdzieś pośrodku. Ani rycerz bez skazy, „Jezus Chrystus w roli oficera jazdy” (jak to sienkiewiczowskiego Skrzetuskiego określił ongiś Bolesław Prus), ani nieugięty „defensor fidei” (obrońca wiary) czy „rycerz od kresowych stanic”, jak go przedstawiały łzawo-sentymentalne opowiastki lub klerykal-ne opowiadania dla maluczkich, ani także opój, hulaka i nicpoń, okrutny kat chłopów, pieniacz i awanturnik nie widzący dalej niż granice własnej „zagrody” (na której rzekomo miał się czuć równy wojewodzie) - nie reprezentował przeciętnego szlachcica polskigo XVI i XVII wieku. W następnym stuleciu sytuacja uległa dość zasadniczym przeobrażeniom, ale żadna z przytoczonych krańcowych ocen nie da się przypasować do najczęściej spotykanego herbowego hreczkosieja.

Błędem metodycznym jest konstruowanie wizerunku ówczesnego człowieka (mowa o człowieku przeciętnym, nie odbiegającym zbytnio od obowiązujących wówczas wzorców osobowych) na podstawie utworów publicystycznych lub pism politycznych powstałych w tam-

24

tych czasach. Pisarze bowiem przedstawiali zwykle wypadki skrajne, prezentowali typy i postawy wykraczające poza powszechny wzorzec. Jeśli pisarz na przykład występował przeciwko rozbojom w ziemi przemyskiej czy sanockiej lub przeciw bezkarności niektórych przestępców w swoich czasach, to dla ekspresji przedstawienia wybierał zazwyczaj przykłady krańcowe, najostrzejsze, najbardziej rzucające się w oczy. Procent przestępców bądź awanturników w społeczeństwie szlacheckim był jednak znikomy i nie oni narzucali swoją postawą czy swoimi czynami obowiązujący wówczas stereotyp mentalności, postaw, poglądów, uczuć.

Odsłonięcie owej „przeciętności” jest, jak się wydaje, sprawą istotną, gdy chcemy zbadać strukturę psychiczną społeczeństwa polskiego dawnych stuleci, tropić cechy tak zwanego charakteru narodowego Polaków ukształtowane w przeszłości. Cechy te ulegały daleko idącym przeobrażeniom, ale przecież odsłonięcie ich genezy i źródeł pozwoli niejedno zrozumieć również ze sfery zjawisk współczesnych.

Przez długie wieki kultura polska była kulturą klasową, to znaczy tworzoną przez konkretne klasy społeczne, służącą ich interesom, gustom i zapatrywaniom. Można mówić o kulturze szlacheckiej (feudalnej), kulturze mieszczańskiej i chłopskiej. Oczywiście poszczególne elementy tych kultur - zwłaszcza w XVI stuleciu - przenikały się nawzajem, oddziaływały na siebie, tym bardziej że istniała podstawowa wspólnota:

językowa i terytorialna, a także po części religijna. Dopiero w okresie rozwoju kapitalizmu zaczęła kształtować się kultura ogólnonarodowa, integracja zaś wszystkich klasowych elementów kulturowych, oczyszczanie śladów kultury szlacheckiej czy burżuazyjnej z ich klasowego piętna, tworzenie się nowych wartości kulturowych na tle społecznych przeobrażeń epoki socja-

lizmu - dokonuje się na naszych oczach w procesie powstawania jednolitej kultury polskiej.

Nie ulega wszakże najmniejszej wątpliwości, że wpływ elementów kultury szlacheckiej na kulturę polską doby kapitalizmu i nawet na ogólnonarodową kulturę polską dnia dzisiejszego był szczególnie silny9. Dodajmy: silniejszy niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Decydowała o tym nie tylko potęga tradycji, odgrywająca w Polsce ze szczególnych względów rolę olbrzymią, lecz również atrakcyjność trwałych wartości kultury szlacheckiej, niepowtarzalność i całkowita oryginalność niektórych jej elementów, nade wszystko zaś - dominująca pozycja szlachty we wszystkich dziedzinach życia dawnej Polski, która w dodatku nie skończyła się wraz z upadkiem szlacheckiego państwa. Przeżyła go i w swoisty sposób utrzymywała się nadal w XIX stuleciu, wnosząc do ogólnonarodowej tradycji niesłychanie cenny wkład na przykład w postaci powstań narodowowyzwoleńczych, działalności oświatowej czy więzi z ruchami wyzwoleńczymi innych krajów. Rolę, jaką spełniała duża część szlachty polskiej aż do końca lat sześćdziesiątych XIX wieku, na tle ówczesnej sytuacji w Europie należy ocenić jako wręcz rewolucyjną, chociaż masy szlacheckie pozostawały na ogół - poza chlubnymi wyjątkami - wierne swemu tradycyjnemu konserwatyzmowi społecznemu.

W tej sytuacji przezwyciężenie wpływów szlachet-czyzny v/ narodzie polskim musiało być procesem długotrwałym i skomplikowanym, w żadnym razie nie sprowadzającym się do prostej negacji. Elementy kultury szlacheckiej przenikały do innych klas społecznych, zwłaszcza że na skutek niedorozwoju polskiego kapitalizmu mieszczaństwo było słabe i nie ono, lecz właśnie szlachta przede wszystkim stanowiła bazę społeczną inteligencji polskiej. Można wymienić ludzi po-

26

chodzenia szlacheckiego, którzy zajęli poczesne miejsce w polskim ruchu rewolucyjnym. Poszczególne elementy kultury szlacheckiej, uwolnione od obciążeń feudalnych, przestawały służyć dawnym treściom społecznym, obyczajowym, dawnym normom moralnym i dawnym ideom - stawały się nieydnokrotnie narzędziem rewolucyjnego działania. Z drugiej strony wszakże przenikały do innych klas społecznych szkodliwe przeżytki szlachetczyzny, negatywne wzorce postaw i stereotypy wartości. Spotykamy je do dziś.

Wszystko, co zostało powiedziane, ma na celu zwrócenie uwagi nie tylko na potrzebę twórczego przezwyciężenia przeszłości, ale również na nieuchronnie istniejącą więź genetyczną między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, więź istniejącą obiektywnie, niezależnie od przekonań i chęci ludzkich. Ani w teorii, ani w praktyce tych trzech członów nie da się od siebie oddzielić. Wzajemnie są ze sobą powiązane i wzajemnie się warunkują. Każdy z nas jest po trosze produktem przeszłości, tak jak nasze wnuki i prawnuki;

będą wytworem nie tylko swego czasu, ale również i naszej epoki.

Państwo polskie w XVI, XVII i XVIII stuleciu zwykło się określać mianem Rzeczypospolitej szlacheckiej 10. Miano to jest trafne i na ogół wiernie oddaje charakter państwa, jego praw, instytucji i urządzeń społecznych. Szlachta odgrywała w tym państwie rolę przemożną, i to zarówno wtedy, gdy uzyskała dzięki swej sile ekonomicznej i politycznej pozycję dominującą, jak i wtedy, gdy zaczęła ją tracić na rzecz magna-terii. Nawet w wieku XVIII - w czasach saskich i stanisławowskich - rola szlachty pozostawała wciąż wielka, aczkolwiek warstwa ta była już bardzo zróżnicowana wewnętrznie i nie można jedną miarą trakto-

wać tak zwanej gołoty szlacheckiej i posesjonatów, czyli właścicieli majątków ziemskich.

Czyż więc odpowiedzi na pytania wyrażone na wstępie nie należy szukać w badaniach historycznych nad szlachtą? Jej pozycją ekonomiczną, gospodarczą, poglądami społecznymi, koncepcjami ustrojowymi i politycznymi? Jej stosunkami z innymi klasami i warstwami społecznymi? Szlachta - historycznie sprawę traktując - wzięła na siebie całkowitą i wyłączną odpowiedzialność za państwo i jego losy. Szlachta była w dużej mierze odpowiedzialna za jego klęski, nie w subiektywnym znaczeniu, lecz obiektywnie, jako ta część społeczeństwa, która przez trzy co najmniej stulecia uczestniczyła we władzy i korzystała w całej pełni z jej atrybutów.

Nie należy się jednak łudzić. Analiza dziejów szlachty niewątpliwie może wyjaśnić wiele, może wskazać szereg elementów, które wpłynęły na załamanie się państwowości polskiej - nie wyjaśni przecież wszystkiego. Aby odkryć całą prawdę o Polsce przedrozbiorowej, potrzeba jeszcze wielu studiów szczegółowych, wielu odkryć i wielu naukowych sporów. Jednakże w porównaniu z poprzednimi pokoleniami wiemy więcej, stosujemy nowe metody badawcze, wkraczamy w sprawy, które dotąd nie były przedmiotem dociekania historycznego. Dotyczy to zarówno dziejów politycznych v/ tradycyjnym ujęciu, jak i dziejów społecznych oraz gospodarczych, a także dziejów kultury w najszerszym tego słowa znaczeniu. Z powodzeniem stosuje się już w badaniach historycznych metodę statystyczną (kwantytatywną), niektóre zagadnienia stanowiące przedmiot analiz socjologicznych, jak na przykład opinia publiczna i formy jej kształtowania, biorą na swój warsztat badawczy historycy. Obraz przeszłości staje się dzięki temu bardziej wszechstronny, wnioski syntetyczne - bardziej kompleksowe, nau-

28

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin