Zenon Janusz Michalski
Siwy strzelca strój - rzecz o Józefie Piłsudskim
Tom
Całość w tomach
Polski Związek Niewidomych
Zakład Wydawnictw i Nagrań
Warszawa 1990
Tłoczono w nakładzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1 Całość nakładu 100 egz.
Przedruk z wydawnictwa
„Krajowa Agencja Wydawnicza”,
Łódź 1989
Pisał W. Cagara
Korekty dokonały
K. Kruk
i D. Jagiełło
Jeżeli zdecydowałem się na napisanie do tej książki krótkiej przedmowy, uczyniłem to nie dlatego, by jakoś szczególnie fascynowała mnie postać jej bohatera. Jeśli zdecydowałem się na skreślenie tych paru kartek, zrobiłem to dlatego, że poświęcona tyle ważnej, co kontrowersyjnej postaci naszych najnowszych dziejów eseistyczna książka Zenona J. Michalskiego stwarza znakomitą okazję po temu, by podzielić się z jej Czytelnikami pewnymi przemyśleniami, dotyczącymi naszego własnego stosunku do naszych dziejów - zwłaszcza najnowszych - w ogóle, zaś do ich wybitnych autorów w szczególności.
Niedawny był to czas, kiedy z
różnych stron podnosiły się u
nas głosy o potrzebie zerwania z
faktów naszej przeszłości zasłon
milczenia, oczyszczenia obrazu
dziejów z propagandowej pleśni,
zapełnienia zobiektywizowaną
treścią białych do niedawna plam. Niemal każdy, kto zabierał głos w tej sprawie uroczyście deklarował, że czyni to z obowiązku walki o prawdę dziejową, o tę prawdę, której przeciwstawić się niepodobna. Bo któż śmiałby być... przeciw prawdzie? Każdy więc, kto umiał trzymać pióro w ręku i poczuł w sobie do tego powołanie, jął przystępować do zbożnego dzieła „odkłamywania” naszej historii, z puklerzem prawdy w dłoni, jak mu serce i umiejętności dyktowały. Doszło do tego, że nawet organizacje społeczne poczęły podejmować uchwały, dekretujące, co ową historyczną prawdą jest, a co nie jest. I cóż się okazało? Otóż to, że owych prawd podawanych jako jedynie prawdziwe jest tyle, ile całkiem współczesnych nam wyborów politycznych, że każda polityczna opcja niesie ze sobą swoją własną prawdę historyczną, która nie zgadza się z prawdą zwolenników innych opcji i wcale nie musi pozostawać w jakimkolwiek związku z tą prawdą, którą stara się określić poważna, naukowa historiografia.
Nie jest to tylko przypadkiem
naszego narodu, że każde
właściwie jego pokolenie,
przynajmniej w czasach
nowożytnych, stawiało i stawia
swojej przeszłości swoje własne
pytania, dążąc do tego, aby
przez odwołanie się do wiedzy
historycznej choć po części
wyjaśnić swoje własne,
teraźniejsze problemy, w
szczególności te, które tyczą
aktualnego położenia kraju i
narodu oraz perspektyw na
przyszłość. Nie miejmy jednak
złudzeń, że sięgamy w przeszłość
z bezinteresownej miłości do
prawdy, z nieprzepartej chęci
poznania tego, jak to niegdyś
było naprawdę. Jeżeli bowiem
historia - pisałem tak przed
paroma laty i powtarzam raz
jeszcze - budziła i pobudza wciąż tak żywe zainteresowanie - jak możemy to obserwować nie tylko w chwilach zaostrzenia napięć społecznych i politycznych - to dlatego, że my sami mamy do niej określony stosunek, jak najdalszy od bezinteresownej ciekawości, właśnie - jeśli wolno nam tu użyć brzydkiego słowa - najzupełniej interesowny. Każdy z nas, ludzi żyjących w określonym czasie i miejscu, w danym społeczeństwie, ma jakiś pogląd na sprawy dzisiejsze, na konflikty i problemy, które stawia przed nami współczesność. Każdy też z nas nosi w sobie jakiś system wartości, skoro uważa coś, co istnieje, za dobre bądź złe, ma jakąś swoją prawdę o dniu dzisiejszym i jakąś własną wizję jutra, a to wszystko podbudowane jakąś historią, jakimś wyobrażeniem o przeszłości, która uwarunkowała to, że jest dzisiaj tak jak jest, a jutro będzie tak samo lub zgoła inaczej. Każdy z nas nosi więc w sobie swoją własną prawdę o świecie, która jest jednocześnie - bo nie może być inaczej - jego prawdą historyczną. Wyznacza ją nie tylko i nie tyle nawet to, jak to niegdyś rzeczywiście było, ile jego własna, ludzka wizja świata i wintegrowany w nią system wartości. Było tak dawniej i tak jest dzisiaj, i dlatego właśnie wszelkie walki ideowe toczące się w każdej współczesności - tak samo lat temu dwieście, jak i dzisiaj ogarniały i obejmują również obszar historii, są bojami o ocenę przeszłości. Także nasz system wartości określa - co skłonni jesteśmy uznać z przeszłości za ważne, a co za nieistotne, co za dobre, a co za złe, a nieraz nawet, co za... prawdziwe, a co za fałszywe.
Zwracamy się do przeszłości w
oczekiwaniu zweryfikowania, przy pomocy wiedzy historycznej, naszych własnych prawd historycznych. Kiedy zaś owa wiedza nie może nam dostarczyć ich potwierdzenia, lub im wprost zaprzecza, wówczas najłatwiej oskarżamy ją o to, że nie jest ona niczym innym jak kłamstwem.
Tak więc z prawdą i fałszem w historii wcale nie jest tak prosto, jak się nam nieraz zdaje, bowiem zbyt często i chętnie żądamy od wiedzy historycznej potwierdzenia naszych własnych prawd historycznych, o których słuszności jesteśmy dogłębnie przeświadczeni, zamykając się hermetycznie przed takimi prawdami, które są dla nas niewygodne: te najchętniej oceniamy jako po prostu kłamstwa. Nawet wtedy, kiedy... są one naukowo i możliwie wszechstronnie udokumentowanymi prawdami.
Zwłaszcza wtedy, kiedy te ostatnie pozostają poza naszym zasięgfiem. Bohater książki Z. J. Michalskiego w Polsce Ludowej szczęścia do historyków nie miał - ani oni do niego - a przez długie lata był on postacią bądź przemilczaną, bądź karykaturowaną. Gdzieś w wysokich politycznych progach żywiono zapewne nadzieję, że czas przyniesie zapomnienie i pogrąży tę z wielu względów niewygodną figurę w historyczny niebyt. Ale tak się nie stało, bo stać się nie mogło. Jako zaś wokół tej postaci już wcześniej urosła legenda, wieloletnie przemilczenia hamując rozwój zobiektywizowanej, historycznej wiedzy, nie tylko legendy tej nie wygasiły, a przeciwnie: właśnie ją utrwaliły. Odżyła też ona w chwilach przesileń: najpierw z końcem lat 60_tych, później ze zdwojoną siłą w początku lat 80_tych. Wielu z nas ma to dobrze utrwalone w pamięci.
Dopiero w ostatniej dekadzie - jeśli nie liczyć paru wcześniejszych wyjątków, które nie czyniły jednak wiosny - nastąpił znaczący postęp, co się tyczy poważnych, naukowych badań nad bohaterem legendy, zaczęto też wprowadzać znaczące korektury do jego portretu w historycznych syntezach. Napawa to optymizmem, ale tylko tych, którym zależy na dotarciu do historycznej prawdy niezależnie od tego, jak dalece będzie ona zaprzeczała legendzie, i tej dla bohatera chwalebnej, i tej - bo jest i taka - legendzie czarnej, dla bohatera niezmiernie krytycznej. Bo oprócz legendy - białej czy czarnej - powinna istnieć i rozwijać się rzetelna wiedza, która może - i nie tylko ona - dać podstawę do krytycznej weryfikacji legendy.
Historia, ta pisana przez
historyków, jest dialogiem
historyka z przeszłością, ale
zarazem także i dialogiem autora
z jego społeczeństwem, które o
tej przeszłości ma - bo ma do
tego pełne prawo - swój własny,
ukształtowany sąd. Również
książka Z. J. Michalskiego jest
zaproszeniem do dialogu: nie
tylko z przeszłością, lecz
przede wszystkim ze
współczesnymi poglądami
czytelników. Jest zaproszeniem
tym ciekawszym, że - co było
założeniem autora książki -
wciągającym czytelnika w
dyskusję z autorem, który
otwarcie prezentuje swoje
argumenty przemawiające bądź
nie - odpowiedź należy do
czytelników, którzy wezmą udział
w dialogu - za słusznością, bądź
nie, proponowanych sądów. To,
czy się na nie zgodzimy, czy też
nie, zależeć będzie zarówno od
siły perswazyjnej Autora, jak i
od nas, jego czytelników, od
naszego intelektualnego i - nie
kryjmy tego - także
emocjonalnego stosunku do tego,
co stara się on nam przekazać. A więc: jest to zaproszenie do dialogu. Tylko tyle. Czy może - aż tyle?
Andrzej F. Grabski Łódź, 5 kwietnia 1988 r.
Józef Piłsudski, to postać w naszych dziejach tyle wybitna co kontrowersyjna. Napisano o nim całe tomy, w przeróżnych przedstawiając tonacjach, od superpostaci historii Polski po austrofila i kolaboranta. Był i jest przedmiotem uwielbienia czy podziwu, ale także dezaprobaty i potępienia. Każda książka o nim, każdy artykuł, wywoływały i wywołują spory, w których często emocje szkodzą myślom.
„Siwy strzelca strój” - to kolejna praca o Józefie Piłsudskim, zbiór esejów, których celem jest ukazanie postaci Marszałka w całej jej złożoności. Jeszcze jedna próba ukazania roli i miejsca Piłsudskiego w naszych dziejach najnowszych.
Słów kilka o tytule. Jest to - po pierwsze - fragment żołnierskiej piosenki z lat legionowej epopei, najlepszego niewątpliwie okresu w życiu Józefa Piłsudskiego, bo to przecież dzięki niemu pojawiły się na bitewnych szlakach wielkiej wojny polskie oddziały. I nie o liczby tu przecież chodziło, lecz o polityczny wymiar tego faktu.
Ten czas walki - wydawałoby się nie do zakwestionowania - także nie spotykał się z jednolitą oceną. Najdalej w negacji legionowego czynu poszedł chyba Roman Dmowski, który w wydanej w 1925 roku książce „Polityka polska i odbudowanie państwa” pisał:
„...Nie było tragedią
powstanie Naczelnego Komitetu
Narodowego w Krakowie, w którego
„naczelną” rolę nikt ani w kraju, ani za granicą nie wierzył. Nie były nią formacje legionowe w Galicji, a nawet wymaszerowanie z Krakowa do Kielc legionu pod dowództwem Piłsudskiego jako mianowanego rzekomo przez „rząd narodowy” w Warszawie komendanta polskich sił wojskowych... Tragedia rozpoczęłaby się dopiero, gdyby rząd narodowy wypowiadający wojnę Rosji naprawdę w Warszawie istniał, gdyby w odpowiedzi na zjawienie się legionu w granicach Królestwa wybuchło tu powstanie. Gdyby był taki ruch się zjawił i ogarnął kraj - cała nasza polityka znalazłaby rychły koniec. Długo byśmy wtedy pewnie nie czekali na pokój między Rosją a Niemcami, pokój, który by uregulował wiele spraw, a przede wszystkim kwestię polską. I to dobrze, na długo...”
Trudno się zgodzić z taką argumentacją i to z dwóch powodów. Po pierwsze - sprzeczności świata imperialistycznego narosły w takim stopniu, iż ich następstwa nie dałyby się odwrócić z powodu polskiego zrywu powstańczego. Po drugie - to już nie był ten czas, kiedy dążenia niepodległościowe Polaków łączyły solidarnie zaborców. Ewentualne polskie powstanie ułatwiłoby państwom centralnym rozprawę z Rosją, a powstańcom można by coś tam obiecać ze świadomością, iż w przypadku wygranej wojny nikt nie odważy się sądzić zwycięzców za niedotrzymanie obietnicy.
Bez względu jednak na zasadność argumentów wysuniętych w przytoczonej tu pracy, jest to przykład zasadniczych różnic w ocenie programu i działań Józefa Piłsudskiego.
Z tytułem „Siwy strzelca
strój” wiąże się jeszcze jedna
myśl. Jest to niestety właściwie
wszystko, co pozostało
Marszałkowi z czasów „krwi i chwały”, na długo jeszcze przed tym, nim zamknął oczy na zawsze.
Do tego stroju przywiązywał zawsze wielką wagę. Przekazując 11 grudnia 1922 roku władzę prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi podkreślał:
„...Wszedłem do Belwederu w tym oto mundurze I Brygady i w tym mundurze odnosiłem zwycięstwa - w tym mundurze znosiłem bezecne napaści... w tym mundurze opuszczę Belweder...”
„Siwy strzelca strój” zawiera wiele cytatów z „Pism zbiorowych Józefa Piłsudskiego”. Jest to próba uwierzytelnienia jego wypowiedziami oceny działań, które podejmował, oraz warunków, w których przyszło mu realizować te zadania. I tu nasuwa się refleksja, iż szkoda, że pisma Piłsudskiego są tak mało znane i trudno dostępne. Mogłyby wielu ludziom wiele spraw z toczących się od lat dyskusji wyjaśnić już w punkcie wyjścia.
„Siwy strzelca strój”. Cztery pierwsze rozdziały tej książki „Młodość górna i chmurna”, „Był czy nie był socjalistą?”, „Cel - rewolucja narodowa”, oraz „Sens legionowej epopei”, ukazują drogę Piłsudskiego do wolnej Polski. Drogę chwalebną, ale trudną, hartującą bojownika o niepodległość. Gdyby wtedy poległ na polu chwały lub nie powrócił z Magdeburga, mógłby stanowić powszechnie uznany wzorzec osobowy dla kształtowania patriotycznych postaw. Rodzi się tu jednak pytanie, czy bez obecności Piłsudskiego w Polsce Niepodległej powstałaby jego legenda, czy ktoś inny stający na czele nie przypisałby sobie jego zasług?
Kolejne rozdziały: „Jak to
było z Cudem nad Wisłą”?,
„Rzeczpospolita inaczej
uformowana”, „Wielki nieobecny?”
i „Gdy miał już pełnię władzy”,
ukazują Piłsudskiego w wolnej Polsce - od pierwszych dni Rzeczypospolitej aż po czas, gdy legendę tworzono w odwrotnych proporcjach - do społecznej akceptacji tego człowieka. „Wielki nieobecny?” spełnia tu rolę szczególną, przeciwstawiając się obiegowym poglądom, iż działalność Piłsudskiego w Polsce odrodzonej, to dwa okresy oddzielone od siebie Sulejówkiem. Nic bardziej błędnego, bo Sulejówek te okresy właśnie łączył w jedną logiczną całość. Wielki nieobecny, tak naprawdę nieobecnym w politycznym życiu kraju nie był ani przez chwilę.
Trudny to okres, na którym wycisnął piętno fakt, nie w klasycznej występującej formie, ale przecież dyktatury. Co rodziło tę apodyktyczność w rządzeniu? Ujawnione w warunkach uzyskanej nagle pełni władzy cechy charakteru? Przeświadczenie, iż nikt lepiej pokierować losami kraju nie potrafi? Wpływ warunków i otoczenia? A może wszystkie te czynniki razem wzięte?
Zamykają książkę dwie kwestie
- „Została legenda” i „Kim był w naszych dziejach?”
Kim był człowiek, który z uporem i samozaparciem od lat najmłodszych jeden tylko cel miał przed oczami - rewolucję narodową?
Kim był człowiek, który swą wizję Niepodległej tworzył wbrew wszelkiej logice, a w ostatecznym rachunku miał rację?
Kim był człowiek, który przez niemałą część swego życia tak wiele wzbudzał w ludziach miłości i nienawiści?
Siwy strzelca strój... - to w takich mundurach szli przez polskie drogi, i bezdroża młodzi chłopcy, ślepo wierzący swemu Komendantowi, że ich do wolnej Polski doprowadzi.
Siwy strzelca strój... - Nosił go od pierwszych dni strzeleckiej, a potem legionowej epopei, aż po zgon. Przez prawie ćwierć wieku tylko strój nie ulegał zmianie, zmieniał się - niestety, nie zawsze na korzyść ten, który go nosił.
Siwy strzelca strój - symbol walki i władzy...
Część I
Na drodze
do Polski Niepodległej
Urodził się Józef Klemens Piłsudski 5 grudnia 1867 roku w Zułowie niedaleko Wilna. Przyszedł na świat w warunkach szalejącego popowstaniowego terroru carskiego i te warunki w sposób rpzemożny kształtowały jego osobowość.
Towarzyszyło ponoć narodzinom przyszłego konspiratora wydarzenie bardzo znamienne. Była mroźna noc, szalała zamieć śnieżna. W pewnej chwili zaczęli dobijać się do drzwi oficerowie rosyjscy, którzy przejeżdżając obok i widząc oświetlone drzwi dworu, podejrzewali, iż odbywa się jakieś konspiracyjne zebranie. Powód - w postaci noworodka - uspokoił ich, a jak się później okazało - nie powinien był.
Urodził się Józef Piłsudski w Zułowie, ale ród Piłsudskich wywodził się ze Żmudzi i chociaż ze swym arystokratycznym pochodzeniem Piłsudski niewątpliwie przesadzał, była to zamożna, znana na Litwie rodzina. Sam Zułów liczył około 11 tysięcy hektarów, a był to tylko jeden z kilku majątków należących do ojca Pisłudskiego.
Stanisław Cat_Mackiewicz
pisze, iż w 1922 roku oglądał u
Bohdana Pisłudskiego
eks_właściciela Czabiszek nad
Wilią „wywód” Piłsudskich. W tym
„wywodzie” stwierdza: „Rodzina Piłsudskich nazwana była starożytną rodziną urodzonych Rymsza Giniatowiczów Piłsudskich herbu Kościesza z odmianą”. Wywód zaczynał się od XVI wieku, co było normalne dla naszej szlachty, bo dawniejszych dokumentów zwykle brakowało... Protoplastą jest ów Ginet podpisujący w 1413 Unię Horodelską. Od niego pochodzili Marek i Stanisław, a synem Stanisława był Bartłomiej Rymsza Giniatowicz, który pierwszy się pisał Piłsudski.
Drugim jego synem był Melchior żonaty ze Słowaczyńską. Starszy syn Melchiora, Kazimierz, chorąży parnowski, żonaty z Prejbitówną miał aż pięciu synów, z których wstępnym Marszałka był trzeci z kolei Roch, stolnik żmudzki, żonaty z Pancerzyńską, siostrą znanego w dziejach litewskich Pancerzyńskiego, biskupa wileńskiego. Synem Rocha był znowuż Kazimierz starosta alkoski, który z drugiej swojej żony, księżniczki Puzynianki, miał syna znowuż Kazimierza, rotmistrza Księstwa Żmudzkiego, sędziego ziemskiego rowieńskiego, dziedzica Poszuszwia, który ze swej żony Billewiczówny herbu Mogiła miał syna Piotra, sędziego granicznego żonatego z hrabianką Butlerówną. A to dziadek i babka naszego Marszałka. Synem Piotra był Józef Wincenty Piotr...”
Rodzice Józefa Piłsudskiego - Józef Wincenty Piotr Piłsudski i Maria z Billewiczów Piłsudska - pobrali się w kwietniu 1863 roku, a więc w tragicznych dniach powstania, a do Zułowa przenieśli się wkrótce po ślubie, gdy Pisłudskiemu - komisarzowi Rządu Narodowego - na Żmudzi groziła dekonspiracja i represje.
Józef Piłsudski o tym
pierwszym okresie swojego życia
pisał tak: „Urodziłem się na wsi, w szlacheckiej rodzinie, której członkowie, zarówno z tytułu starożytności pochodzenia jak i dzięki obszarowi posiadanej ziemi, należeli do rzędu tych, co niegdyś byli nazywani :|bene nati et |possesionati. Jako |possesionatus nie zaznałem długo żadnej troski o materialne rzeczy i otoczony byłem w dzieciństwie pewnym komfortem. A że rodzeństwo moje było liczne i rodzice względem nas byli bardzo łagodni i serdeczni - mógłbym nazwać swe dzieciństwo - sielskim, anielskim...”
Rodzeństwo rzeczywiście było liczne, bowiem Józef Wincenty Piłsudski herbu Kościesza i Maria z Billewiczów herbu Mogiła Piłsudska mieli dwanaścioro dzieci, a mianowicie: Helenę - 1864, Zofię - 1865, Bronisława - 1866, Józefa Klemensa - 1867, Józefa Adama - 1869, Kazimierza - 1871, Marię - 1873, Jana - 1876, Ludwikę - 1879, Kacpra - 1881 oraz bliźnięta Piotra i Teodorę w 1882 roku.
Pisłudski, wspominając, iż mógłby nazwać swe życie „sielskim, anielskim”, dodał:
„Mógłbym - gdyby nie zgrzyt jeden, zgrzyt, który sępił czoło ojca, wyciskał łzę z oczu matki i głęboko się wrażał w mózgi dziecięce. Tym zgrzytem było świeże wspomnienie o klęsce narodowej 1863 r.”
Wzrastał więc Józef Piłsudski w atmosferze żałoby popowstaniowej, w warunkach represji ze strony władz carskich i nasilających się procesów rusyfikacyjnych.
Gromadkę dzieci starała się
wychowywać w miłości do ojczyzny
przede wszystkim Maria
Piłsudska, jako że ojciec
pochłonięty bez reszty
gospodarowaniem, na opiekowanie
się dziećmi nie miał zbyt wiele
czasu. Gospodarowanie, nawiasem
mówiąc, nie było najlepsze i przed rodziną coraz częściej pojawiały się problemy natury materialnej.
„Matka, nieprzejednana
patriotka, nie starała się nawet
ukrywać przed nami bólu i zawodu
z powodu upadku powstania -
wspominał Piłsudski - owszem,
wychowywała nas, robiąc właśnie
nacisk na konieczność dalszej
walki z wrogiem ojczyzny. Od
najwcześniejszego dzieciństwa
zaznajamiano nas z utworami
naszych wieszczów, ze specjalnym
uwzględnieniem utworów
zakazanych, uczono historii
polskiej, kupowano książki
wyłącznie polskie. Ten
patriotyzm rewolucyjny nie miał
określonego kierunku społecznego
(...).
Poza książkami, tyczącymi się Polski - czytałem dosyć dużo najróżnorodniejszych książek, wszystko, co mi tylko nawinęło się pod rękę. Najwyższe wrażenie sprawiały na mnie książki opisujące byt narodów klasycznych - Greków i Rzymian. Prawdopodobnie dlatego, że były przepełnione szczegółami walk o ojczyznę i opisami bohaterskich czynów. Oprócz tego byłem rozkochany w Napoleonie i wszystko, co się tego mego bohatera tyczyło, przejmowało mnie wzruszeniem i rozpalało wyobraźnię. Wszystkie zaś marzenia moje koncentrowały się wówczas koło powstania i walki zbrojnej z Moskalami”.
I na jeszcze jedną charakterystyczną cechę atmosfery rodzinnego domu zwracał Piłsudski uwagę:
„(...) matka od
najwcześniejszych lat starała
się rozwinąć w nas samodzielność
myśli i podniecała uczucie
godności osobistej, które w moim
umyśle formowało się w sposób
następujący: tylko ten człowiek
wart nazwy człowieka, który ma
pewne przekonania i potrafi je
...
zkgrandler