096. Jessica Matthews - Jesteś zbyt blisko.pdf

(572 KB) Pobierz
125962525 UNPDF
JESSICA MATTHEWS
Jesteś
zbyt blisko
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Naomi Stewart chciała być w domu.
Osłaniając oczy przed jaskrawym czerwcowym słońcem, za­
trzymała się na chodniku przy szpitalu Deer Creek, by lepiej mu
się przyjrzeć. Jak na takie małe miasteczko, ten wzniesiony
w latach czterdziestych dwupiętrowy budynek z czerwonej ce­
gły był gmachem imponującym, ale nie wytrzymywał porów­
nania ze szpitalem, w którym zaczynała pracę. Lakeside Memo­
rial w Kansas City miał siedemnaście pięter, a na sześciu hek­
tarach należącej do szpitala ziemi stały jeszcze niezliczone bu­
dynki biurowe. Był też wyposażony w najnowocześniejszy
sprzęt medyczny.
Nie bardzo jeszcze wiedziała, jak jest ze sprzętem w Deer
Creek - dotychczas była w tym szpitalu tylko kilka godzin, i to
właściwie wyłącznie w sali przyszpitalnego pogotowia. Kiedy
w poprzednim tygodniu jej szef, Walter Davenport, postawił jej
ultimatum, nie podał żadnych szczegółów, a ona była zbyt oszo­
łomiona obrotem wydarzeń, by o cokolwiek pytać.
Wzdrygnęła się, przypominając sobie tę rozmowę sprzed
tygodnia i uczucie rozpaczy, jakie nią wtedy owładnęło. Usu­
nięcie jej nazwiska z listy dyżurów zabolało ją bardziej niż
zakładanie szwów chirurgicznych bez znieczulenia.
To prawda, że Walter nie mógł nie reagować na jej zemdlenia
podczas ostrego dyżuru, ale wciąż miała nadzieję, że się o tym
nie dowie. Niestety, plotki rozchodzą się wśród personelu jak
JESTEŚ ZBYT BLISKO
zaraza. A potem nie zdołała przekonać Davenporta, by zmienił
decyzję.
W końcu postawiono ją przed wyborem: albo weźmie zwol­
nienie, albo przez trzy miesiące, dopóki całkiem nie dojdzie do
siebie, będzie pracowała w Deer Creek, gdzie tempo pracy jest
wolniejsze. Nie była zachwycona żadnym z tych rozwiązań.
Żeby zasłużyć na awans, trzeba być stale widoczną, a praca
w szpitalu odległym o godzinę jazdy samochodem od Kansas
City nie stwarzała takich możliwości jak praca na pełnym pa­
cjentów oddziale nagłych wypadków w samym mieście.
Z drugiej strony, rywalizacja o stanowisko kierownika zmia­
ny pogotowia była zbyt ostra, by Naomi mogła sobie pozwolić
na bezczynne siedzenie w domu.
Wybrała więc mniejsze zło i w parę chwil po podjęciu tej
decyzji znalazła się oko w oko z lekarzem z Deer Creek.
Nie minął tydzień, a już ulokowano ją w tymczasowym mie­
szkaniu. Stało się to tak szybko, że zaczęła podejrzewać, iż
sprawa jej przeniesienia została z góry ukartowana.
Starła kropelki potu pokrywające czoło, po czym głęboko
odetchnęła, wyprostowała ramiona i udała się z powrotem do
klimatyzowanych pomieszczeń oddziału, które opuściła zale­
dwie kilka minut temu.
Betonowy chodnik alejki promieniował gorącem, toteż we­
szła na korytarz pogotowia z uczuciem ulgi, ale znowu nie
mogła się powstrzymać od porównywania.
W Deer Creek jest tylko jedna salka zabiegowa i trzy pokoje
- właściwie pokoiki - do badania pacjentów. W Lakeside było
pięć sal zabiegowych i siedem pomieszczeń do badań. Przywy­
kła do poczekalni z co najmniej trzema tuzinami krzeseł, a nie
do ośmiu miejsc siedzących, z których korzystali też pacjenci
radiologii. Kontrast między znanym jej światem a tym obcym
otoczeniem był bardzo jaskrawy.
JESTEŚ ZBYT BLISKO
7
W każdym razie przyjęcie oczekujących w poczekalni pa­
cjentów zajęło jej sporo czasu. Nie odbywało się to w tak gorą­
czkowym tempie jak w Lakeside, była jednak wciąż zajęta;
dopiero przed paroma minutami udało się jej ukraść kilka chwil,
by pójść do samochodu.
Z daleka machała do niej energicznie Lacey Olsen. Naomi
przyśpieszyła kroku i dotarła do pokoju pielęgniarek w momen­
cie, gdy Lacey odkładała słuchawkę radiotelefonu.
- Pani doktor! Nadjeżdża erka.
Naomi rzuciła na krzesło czarną nylonową torbę. Wzięła ją
z samochodu, bo miała zamiar się przebrać w coś bardziej na­
dającego się do pracy niż najlepsza suknia, jaką włożyła rano,
udając się po raz pierwszy do Deer Creek, ale teraz przestała
o tym myśleć.
- Wskaźniki pacjenta?
- Brak tętna. Prowadzą reanimację. - Lacey spojrzała uważ­
nie na Naomi. - Jeśli chce się pani przebrać, ma pani na to dwie
minuty.
- Nawet nie będę próbowała. Może potem, kiedy już zała­
twimy ten przypadek.
Dobiegające z dala wycie syreny nasiliło się, a potem za­
milkło, sygnalizując przybycie karetki. Naomi, Lacey i Tim -
dyplomowana pielęgniarka o sylwetce futbolisty - pośpieszyły
w stronę automatycznych drzwi, gotowe na przyjęcie pacjenta.
Dwaj mężczyźni w niebieskich kombinezonach straży
pożarnej wbiegli, pchając wózek noszowy, na którym leżał oty­
ły mężczyzna z przymocowanym do piersi kablem monitora
serca.
- Siedemdziesiąt lat, bez tętna - informował jeden z pielęg­
niarzy, podczas gdy cała grupa podążała obok wózka z pacjen­
tem do sali zabiegowej. - Krzywa jest płaska, odkąd do niego
dojechaliśmy. Nie chorował na serce. Żona powiedziała, że czuł
8
JESTEŚ ZBYT BLISKO
się zupełnie dobrze i nagle spadł z krzesła. Sama rozpoczęła
reanimację.
- Dawno? - spytała Naomi.
- Jakieś dwadzieścia minut temu.
Trzydziestoletni mężczyzna o płowych włosach, najwidocz­
niej pełniący w karetce główną rolę, przerwał naciskanie klatki
piersiowej pacjenta i odszedł na bok.
Brak tętna i nie ma żadnych oznak pracy serca. Naomi nie
miała nadziei na uratowanie chorego, kiedy zaczęła go badać.
Brak spontanicznej akcji oddechowej, nie reagujące źrenice
i głęboka utrata przytomności to nieomylne oznaki kliniczne.
Wyprostowała się i ściągnęła z rąk rękawiczki.
- To już, chłopcy. Czas zgonu - spojrzała na zegar ścienny
- dziewiąta dziesięć.
Na parę sekund wszyscy zamarli, jakby oddając ostatni hołd
zmarłemu. Dramat się skończył. Naomi rzuciła okiem na jasno­
włosego pielęgniarza, stojącego naprzeciwko niej. Srebrna tab­
liczka przypięta do prawej górnej kieszeni kombinezonu infor­
mowała, że nazywa się Dale Simonson. Teraz starł gołym przed­
ramieniem pot z czoła.
- Chester Lang był wspaniałym człowiekiem. Tak mi się
zdawało, że już nie żyje, kiedy dojechaliśmy tutaj...
- Jestem pewna, że tak było - przytaknęła Naomi.
Ci dwaj męczyli się na próżno, ale skoro już rozpoczęto
reanimację, tylko lekarz mógł ją przerwać, stwierdzając zgon
chorego. W ciągu następnych paru minut pracowali w milcze­
niu, odłączając od zwłok monitory i inny sprzęt. Kiedy załoga
karetki zebrała już cały swój ekwipunek, Dale uśmiechnął się
lekko do Lacey i spytał:
- Czy kawa już gotowa?
- Nie jestem kelnerką! Myślisz tylko, żeby się dorwać do
kofeiny!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin