Żanna Kormanowa - Józef Glazer (1897-1938).pdf

(102 KB) Pobierz
702908908 UNPDF
Żanna Kormanowa
Józef Glazer
(1897 – 1938)
Wypada się znów nisko pokłonić młodości, przed pół wiekiem bez mała
minionej, i z tej dali przywołać wspomnienie o serdecznym i skromnym
towarzyszu, z którym uszło się kęs drogi w roku 1917, 1918 i 1919 w łódzkim
kole młodzieży, początkowo SDKPiL, a następnie KPRP, o towarzyszu Józefie
Glazerze. Już nie żyją członkowie centralnego i dwóch filialnych kół: Gutek
Rwal, „Justyn” Jaszuński, Witek Kolski, „Cichy” Nusbaum, Józiek Szapiro,
Albert Żytłowski i tylu, tylu innych. Z setek nieomal uczestników zostało nas
bodaj że dwie zaledwie. Ale każde z tamtych istnień ludzkich przebiegało przez
życie jak meteor: świetliście i szybko. I każde zostawiło ślad istotny, ślad, który
należy utrwalić.
Dziś pragnę przypomnieć Józefa Glazera.
Urodzony „rewolucyjnie”, bo w sam dzień 14 lipca, w rocznicę zburzenia
Bastylii. Urodzony dwakroć rewolucyjnie, bo w proletariackiej Łodzi, w pięć
lat zaledwie po owym tygodniu majowym 1892 r., o którym każdy kamień
łódzkiego bruku, każdy wapnem bielony brzeg łódzkiego rynsztoku krwawą
zachował pamięć.
Urodzony w rodzinie polskiej i patriotycznej, choć i ojciec buchalter i
matka nauczycielka byli Żydami z pochodzenia. Dziad Józka Glazera walczył i
padł w powstaniu styczniowym. Do lasu wyruszył z panem, któremu wiernie
służył, aż z nim śmierć powstańczą podzielił. Owdowiała pani wzięła wówczas
do dworu dwie siostry po pachciarzu i obie żydowskie panny odebrały tu
edukację staranną, ogładę ogólną i wykształcenie fachowe, a wszystko to
bardzo polskie i rzetelnie patriotyczne. Matka Józefa została nauczycielką.
Górowała nad otoczeniem wiedzą i kulturą, 30-letnia dopiero wyszła za mąż.
Odtąd poświęciła się wyłącznie rodzinie, wychowaniu córki i syna. Chciała
otworzyć dzieciom bogaty świat potrzeb intelektualnych i wzruszeń
artystycznych. Łożyła szczodrze, ponad stan, na pańską edukację dzieci –
języki obce, gra na skrzypcach, turystyka. Wychowywała je w miłości i
szacunku dla człowieka, w polskich tradycjach, w żywym poczuciu ludzkiej
godności, w pogardzie dla szpetoty małostkowego kłamstwa, oszustwa,
próżności.
Józef uwielbiał matkę i przeniósł ten synowski szacunek, gotowość
pomocy, czynną uprzejmość na inne stare kobiety. Żartowano sobie, że miał
słabość do starych kobiet i dzieci. Zawsze miał kieszenie pełne cukierków dla
swoich małych przyjaciół. Często widywano go, jak prowadził przez ulicę, czy
dźwigał toboły przygodnie spotkanym staruszkom.
Gdy matka w latach pierwszej wojny postradała wzrok, Józiek czytywał
oślepłej godzinami pisma i książki, by złagodzić poczucie kalectwa, rozwiać
smutek w zgasłych źrenicach.
Szkołę średnią kończył Glazer w Łodzi, na wyższe studia techniczne
pojechał do Grazu. Musiał je przerwać po dwu latach z braku funduszów. W
1917 roku wrócił do Łodzi i choć otoczony atmosferą sympatii legionowych i
kultem „Dziadka”, od piłsudczyzny odwrócił się od razu. Znalazł natomiast
drogę do SDKPiL i w 1917 roku wszedł do jej organizacji młodzieżowej.
Liczył wówczas 20 lat. Opanowaniem, spokojem, taktem, równym i miłym
stosunkiem do ludzi podbił od razu nasze serca – lubiany był i szanowany i w
Kole, i w Radzie Delegatów Robotniczych, gdzie pilnie pełnił wszelkie
pomocnicze funkcje włącznie z organizowaniem partyjnej obstawy dla
zabezpieczenia ewentualnego odwrotu frakcji komunistów z ponurej wielkiej
sali na poły prowizorycznego teatru przy ówczesnej ulicy Konstantynowskiej,
w której łódzka RDR parokroć zasiadała.
Już wówczas uznawano jego rozsądek, dojrzałą rozwagę przyjaznej rady,
sprawiedliwy umiar jego sądów. Wzywali go na arbitra zażartych sporów
politycznych i płonący jak żagiew egzaltacją walki Rwal i w gorącej wodzie
kąpany Władek Kochański, syn łódzkiego handlowca, później generał w Armii
Czerwonej, i skupiony, milkliwy Władek Hibner.
Władek przypadł szczególnie do serca Glazerowi. Ta przyjaźń
młodzieńcza dwu czystych, ideowych ludzi szczególną miała osnowę i
szczególny wątek – gdy tylko czas pozwalał, spotykali się wieczorami i snuli
marzenia – o socjalistycznym jutrze Łodzi, o mieście fabryk, w których władać
będzie brać robociarska. Znosili w mig zgniłe rudery Bałut, zakładali na tym
odrazę budzącym śmietnisku zielone skwery z kolorowymi ławkami, domy
jasne i pogodne, o wielkich oknach, całe w słońcu. Rekwirowali elitarny
Helenów dla dzieci robotniczych i planowali dla nich serdeczny, troskliwy
regulamin całorocznych półkolonii, gier dziecięcych i sportów, zajęć
freblowskich, posiłków i wypoczynku w zorganizowanych zespołach. Władek
mówił, przypominał, inicjował, Józek kreślił na planie „złego miasta” jego
wyśniony, robociarski kształt przyszły, rzucał na papier zarysy budowli, łuki nie
istniejących ulic, rozbierał płoty fabrykanckich ogrodów, planował żłobki,
przedszkola, szkoły i technika, kina i teatry. Ilekroć oglądam dziś Łódź, tak
odmienną w latach władzy ludowej, wracam myślą do tej pary komunistów, do
ich wizji, nierealnej wówczas, a przecież tak konkretnej, tak dziś dosłownie w
krew i skórę faktów obleczonej.
Józef wciągany był coraz bardziej do prac partyjnych. Powierzono mu
„technikę” - korektę odezw, organizowanie lokali, składów na bibułę.
2
Małomówny, skupiony, dokładny, był już wówczas konspiratorem znakomitym
– za jego „rządów” nie było podobno w „technice” łódzkiej ani jednej wsypy.
Był też chętnie słuchanym, a co najważniejsze – budzącym zaufanie,
propagandystą. Tłumaczył jasno, przystępnie i przekonywająco politykę
partyjną, dyrektywy instancji, druki i hasła. Inż. Lucjan Prentki „Adam” -
członek Komitetu Łódzkiego KPRP powtarzał nieraz prośbę towarzyszy z
Górnej: „przyślijcie nam towarzysza Józefa, tego skromnego”.
Wojna w 1920 roku oderwała tow. Glazera od Łodzi, od Polski. Zgodnie z
dyrektywą partii zaciąga się do wojska, by w mundurze prowadzić nadal
rewolucyjną pracę; współpracuje z nielegalnym pismem KPRP Żołnierz-
Robotnik, nie ustaje w ostrożnej ale upartej propagandzie w koszarach. Jako
„podejrzany” zostaje niebawem wysłany z Modlina, gdzie przebywał, na front,
do Lidy. Żołnierz z cenzusem i wykształceniem technicznym, przydzielony do
łączności, zostaje na froncie telegrafistą.
Jest komunistą. Nienawidzi interwentów czyhających na młodą republikę
radziecką. Boleje nad lokajską u imperialistów służbą ówczesnego rządu
polskiego. Widzi z bliska, na własne oczy, jakim celom służyć musi obleczony
w żołnierski strój polski chłop i robotnik – zaborowi Litwy i Białorusi,
dławieniu wyzwoleńczych ruchów chłopskich, ochronie dworów ziemiańskich,
interwencyjnym planom imperialistów zachodnich. Buntuje się w nim
wszystko.
Przystępuje do konspiracyjnej działalności wśród żołnierzy, zmierzającej
do wyrwania ich spod wpływów piłsudczyzny... Przez cały miesiąc trwa ta
groźna zabawa z ogniem. Powiadomiony, że władze wyśledziły jego działanie,
że grozi mu sąd polowy, musi uciekać. Przedostaje się więc na stronę radziecką,
by już nigdy do Polski nie wrócić. Przyjęty do szeregów Armii Czerwonej,
pracuje do zawarcia pokoju na froncie zachodnim, a następnie jako instruktor
KC przy Polskim Biurze, w Moskwie.
Wojna domowa wygasła. Krzepła z dnia na dzień władza radziecka.
Interwenci musieli na razie odstąpić, wycofać się, przyczaić. Kraj radziecki
podejmował gigantyczne zadanie wyczarowania z ruin budów socjalizmu. Jak
powietrza potrzeba mu było wykwalifikowanych kadr zwłaszcza
wypróbowanych, pewnych, partyjnych.
Glazer zostaje skierowany do Wyższej Szkoły Technicznej im. Baumana '
w Moskwie, jednej z najstarszych w Rosji, znanej ze swych tradycji
rewolucyjnych – tu rezydował w 1905 roku Komitet Moskiewski
Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, odbywały się wiece,
przeszkalano drużyny bojowe. Tu też wystawione zostało ciało zamordowanego
Baumana. Józiek miał tu kończyć studia inżynieryjne, a jednocześnie pracować
partyjnie w Biurze Studenckim, regulować według słuszności i potrzeb pracy
3
niełatwe stosunki między nowym radzieckim studentem, ex-partyzantem, ex-
czerwonoarmistą, a starą nieufną i niechętną profesurą. I tu miał wiele zdziałać
taktowną, rozumną mediacją, troską o ludzkie potrzeby starych specjalistów,
miarkowaniem zadziornej postawy młodej kadry porewolucyjnych studentów.
' Mikołaj Bauman (1873-1905) – jeden z kierowników moskiewskiej organizacji
bolszewików. Zginął ze sztandarem w ręku 31 października 1905 r., w dniu
opublikowania manifestu cara, na czele demonstracji zorganizowanej przez
Moskiewski Komitet Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR).
Bohater znanej książki Sergieja Mścisławskiego – Szpak, ptak wiosenny.
W 1927 roku Glazer opuścił szkołę politechniczną jako inżynier budowy
mostów kolejowych. Skierowany zostaje natychmiast bezpośrednio z ławy
studenckiej na budowę Turksibu ' , jednej z legendarnych podówczas budów
Kraju Rad.
' „Turksib” - turkiestańsko-syberyjska linia kolejowa zbudowana w latach 1927-1930,
łącząca republiki radzieckie: kazachską i uzbecką.
Trasa prowadziła przez niezmierzone obszary tundr syberyjskich do
Kazachstanu, do kraju pasterzy-koczowników, rozbijających na krótko swe
prymitywne jurty ' , w ślad za stadami na wypasach. Rewolucja wdzierała się w
to pustkowie stalowym torem magistrali, łączącej dwie zapadłe kolonie caratu,
żarte przez głód i ciemnotę. Rewolucja rozdarła płachty niewietrzonych
namiotów, by wyprowadzić z nich oniemiałe ze zdumienia, zastraszone przez
mułłów i wróżów gromady prymitywnych półnomadów '' i ukształtować z nich
brygady mechaników i maszynistów, zwrotniczych i dróżników, przyszłych
budowniczych socjalistycznego Kazachstanu.
' Jurta (z tureckiego) – na Syberii namiot plemion koczowniczych, o ścianach
pochyłych z otworem u szczytu.
'' Nomada (grecki) – pasący bydło, koczownik, człowiek nie mający stałego miejsca
zamieszkania.
Budować trzeba było rękoma Kazachów, pracować zaś w oparciu o
inżynierów dawnego reżymu, tzw. „biełopodkładoczników”, budować na
krawędzi między zabobonem a sabotażem.
Glazer oddał się tej pracy z całym zapałem. Objeżdżał auły ', gromadził
Kazachów, opowiadał im, czym stanie się kolej dla nich, dla ich dzieci, ich
kraju. Założył sieć kursów i lotnych szkół; likwidacja analfabetyzmu
poprzedzała tu przeszkolenie techniczne, kształcenie zawodowe. Prowadził
systematyczną informację polityczną. Dwoił się i troił, sypiał dosłownie na
koniu, przemierzając nocą po 40 km bezdroży od Ałma-Aty, gdzie mieścił się
zarząd budowy i instancje partyjne, do stanowisk pracy.
' Auł (z tatarskiego) – u ludów kaukaskich: wieś.
4
Zdobywał powoli zaufanie kadry technicznej. Rozumiał, jak trudno było
starym inżynierom petersburskim przywyknąć do polowych warunków
budowy, do nowego klimatu politycznego. Nie ukrywał trudności, nie upiększał
prawdy. Okazywał im jednak szacunek i życzliwość, wytwarzał atmosferę
zaufania, podnosił pionierskość wysiłku, nazywał Kolumbami nowego świata.
Toteż na jego odcinku budowy – był kierownikiem południowej trasy Turksibu
– starzy inżynierowie przychodzili na otwarte zebrania partyjne, a swojego
młodego partyjnego zwierzchnika traktowali z ojcowską wyrozumiałością.
Po Turksibie przyszły inne budowy, inne prace. Wartki prąd wciągał coraz
głębiej, przykuwał coraz mocniej polskiego komunistę do drugiej równie
drogiej sercu, radzieckiej ojczyzny. Z kraju, po więzieniu, drogą wymiany
przyjechała żona Józka Glazera, Maria. Znali się jeszcze z czasów, kiedy
działała w łódzkim Związku Młodzieży SDKPiL, w latach 1916-17.
Niebawem było ich już czworo – w cztery lata po synku Janku przyszła
na świat córeczka Wanda. I choć daleko za kordonem granicy państwowej i
granicy ustrojowej pozostała Łódź, Warszawa, Zagłębie, towarzysze i
przyjaciele młodości, w domu Glazerów na słynnym Kriwonikolskim,
mówiono zawsze po polsku, skupiano polskich towarzyszy, gromadzono
skrzętnie wieści z kraju.
Aż znów historia wdarła się do tego życia, wielka i okrutna zarazem – rok
1937, rok wojny domowej w Hiszpanii.
7 stycznia 1937 roku Glazer został skierowany decyzją władz Kominternu
do Hiszpanii. Synek jego miał wówczas 5 lat, córeczka – 5 miesięcy. Józef
wyjeżdżał z Moskwy podniecony i radosny – prawo do udziału w bezpośredniej
walce z faszyzmem odczuł jako zaszczytne wyróżnienie partyjne. Zresztą w
styczniu 1937 roku niełatwo już było polskiemu komuniście spać i oddychać
spokojnie – lawina wypaczeń narastała.
Z Hiszpanii Józiek nadsyłał skąpe listy – milczał o pracy, opisywał piękno
kraju, okrucieństwo faszystów, bohaterstwo ludu. W jednym z listów
wspomniał, że gościł Rwala, że noc całą przegadali w Barcelonie. Skądinąd
wiadomo, że inż. Kolbiński – pod tym pseudonimem działał i zginął w
Hiszpanii Józef Glazer – był jednym z organizatorów i należał do kierowniczej
kadry intendentury brygad międzynarodowych w mieście Albacete, że
następnie, jako komunista, inżynier i znakomity organizator, przeniesiony
został na wysokie stanowisko do republikańskiego Ministerstwa Obrony. Tu,
latem 1938 roku na ulicach Barcelony zginął od bomby, w trakcie pełnienia
służby.
Łódzkie koło młodzieży SDKPiL – front polsko-radziecki pod Lidą –
Armia Czerwona w latach wojennego komunizmu – studia moskiewskie za
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin