Salier Patty - Dom spełnionych marzeń.pdf

(446 KB) Pobierz
The honeymoon house
PATTY SALIER
Dom spełnionych marzeń
(The honeymoon house)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Danielle Ford usiadła na skórzanej kanapie w gabinecie Harringtona, właściciela Century
City w Los Angeles.
Była tak bardzo zdenerwowana przed czekającą ją rozmową, że rajstopy przylgnęły do jej
spoconych nóg niczym wodorosty. Marzyła o tym, by je zdjąć.
– Danielle, zachorował architekt, któremu zleciłem zaprojektowanie mojego domu –
zaczął Harwood Harrington, elegancki biznesmen w średnim wieku. – Twoja siostra Lisa,
która, jak wiesz, jest moją agentką do spraw nieruchomości, twierdzi, że idealnie nadajesz się
do tego, by go zastąpić.
– Panie Harrington. – Zdenerwowanie Danielle rosło. – Mam wiele dobrych pomysłów.
Od Lisy, swojej siostry i współlokatorki, wiedziała, że Harrington marzy o przytulnym,
romantycznym domu dla swojej młodej żony i planowanego dziecka.
– Czy mogę zapoznać się z twoimi osiągnięciami, Danielle? – poprosił Harrington
ciepłym, lecz profesjonalnym tonem.
Jej ręce drżały.
– Oczywiście, panie Harrington. – Podała mu teczkę, modląc się w duchu, by ją zatrudnił.
Harrington przeglądał kartki ze zmarszczonym czołem.
– Lisa nie wspomniała, że masz na swoim koncie tylko dwa projekty.
Danielle nerwowo splatała i rozplatała palce.
– Tak, tylko dwa, ale właściciele byli bardzo zadowoleni z mojej pracy. Mogę dać panu
ich telefony.
Nagle zrobiło się jej słabo. Nie śmiała wyznać, że w swoim dorobku ma jeszcze jeden
projekt.
Dom Tildenów był jej pierwszym zleceniem i totalną katastrofą. Nie była to jednak tylko
jej wina. Wykonawca, Paul Richards, którego nigdy nie spotkała, był współodpowiedzialny
za tę klęskę.
Poruszyła się na krześle. Gdyby Harrington dowiedział się o domu Tildenów, nigdy nie
zleciłby jej swojego projektu. Ale prawdę znał tylko Paul Richards.
Danielle skubnęła rajstopy, kiedy Harrington nie patrzył w jej stronę.
Harwood Harrington pochylił się, opierając łokcie na dębowym biurku.
– Danielle, dzięki twojej siostrze udało mi się w ciągu ostatnich lat zrealizować kilka
bardzo korzystnych transakcji. Wiele jej zawdzięczam. Ale muszę być z tobą uczciwy.
Wolałbym architekta z większym doświadczeniem.
Danielle czuła suchość w gardle.
– Panie Harrington, przygotowałam komputerowy szkic najbardziej romatycznego domu,
o jakim mógłby pan marzyć – oznajmiła, wiedząc, że jest to jej jedyna szansa – Czy nie
zechciałby pan na niego spojrzeć? Przyniosłam ze sobą dyskietkę.
Kiedy zaczęła jej szukać w swej przepastnej torbie, zadzwonił telefon. W sobotę w
opustoszałym biurze Harrington sam odbierał telefony.
146101571.001.png
Skończył rozmawiać dokładnie w chwili, gdy wyjęła dyskietkę.
– Danielle, wyniknął pewien problem i muszę pojechać do zachodniego Los Angeles. –
Wstał. – Powinienem wrócić za około czterdzieści pięć minut. – Możesz przez ten czas
uruchomić swój program. Chętnie obejrzę te szkice.
W serce Danielle wstąpiła nadzieja. Wciąż miała szansę. Podeszła do komputera.
Harrington nie wiedział jeszcze, że interesuje ją nie tylko zaprojektowanie jego domu.
Od Lisy wiedziała, że Harrington planuje wybudować w Santa Monica bibliotekę
dziecięcą.
Odetchnęła głęboko. Biblioteka dziecięca. Obiecała rodzicom, oddanym swemu
powołaniu nauczycielom szkoły powszechnej, że kiedyś zaprojektuje bibliotekę dziecięcą na
ich cześć. Gdy rodzice zginęli w wypadku, poprzysięgła sobie dotrzymać tego przyrzeczenia.
Na ekranie komputera pokazał się jej projekt. Kiedy przesuwała bliżej krzesło, rajstopy
zaczepiły się o ostry kant biurka. W nylonie pojawiła się ogromna dziura.
– Koniec z wami! – wykrzyknęła.
Wybiegła na korytarz. W recepcji jednak nikogo nie było, a klucz do damskiej toalety
spoczywał zamknięty w szufladzie.
Biuro Century City w soboty było całkowicie opustoszałe. Wróciła do gabinetu
Harringtona, zamknęła drzwi i... odkryła, że nie ma w nich zamka.
Harrington powinien wrócić za około pół godziny. Miała czas. Szybko uniosła w górę
spódnicę.
Paul Richards przejeżdżał kolejne poziomy wielopiętrowego podziemnego parkingu
budynku Century City, szukając miejsca. Tak wielką wagę przywiązywał do spotkania z
Harringtonem, że przybył do jego biura czterdzieści minut wcześniej.
Miał właśnie skręcić, kiedy zgasł silnik jego wysłużonej furgonetki.
– Znowu to zrobiłeśjęknął. Samochód odmawiał mu posłuszeństwa piętnasty raz w tym
miesiącu.
Z leżącego na fotelu pasażera pasa z narzędziami wyjął klucz francuski i wysiadł,
wzdychając z rezygnacją.
Potrzebował nowego samochodu. Musiał spłacić dług hipoteczny, zaciągnięty na zakup
niewielkiego domku w Santa Monica. Potrzebował nowych zleceń na duże obiekty, gdyż
budownictwo mieszkaniowe przeżywało ostatnio kryzys.
Podczas ich ostatniego spotkania przedstawił Harringtonowi swoją propozycję. Harwood
Harrington miał środki, a Paul talent budowlany. Paul miał nadzieję stworzyć z Harringtonem
spółkę, zajmującą się budową obiektów przemysłowych i budynków użyteczności publicznej.
– Paul, podoba mi się twoja propozycja – oświadczył Harrington. – Gdy ja zajmę się
finansami, ty wykonawstwem, a Victor Horton projektowaniem, będziemy spółką nie do
pobicia Gdyby tylko Harrington podjął wreszcie ostateczną decyzję, Paul nie musiałby się
więcej martwić. Zatrzaskując maskę samochodu, zerknął na zegarek, pragnąc jak najszybciej
znaleźć się w gabinecie Harringtona.
Kilka minut później wchodził po cichu do biura w Century City. Żałował, że nie zdążył
odpowiednio ubrać się na to spotkanie. Przyjechał prosto z budowy i wciąż miał na sobie
146101571.002.png
robocze szorty i koszulkę.
Drzwi pokoju Harringtona były zamknięte. Harrington wiele razy mówił mu, by w soboty
wchodził do niego od razu bez pukania.
Otarł o szorty spocone dłonie, nacisnął klamkę i ruszył do środka...
– Panie Harrington... – Głos u wiązł mu w gardle. Stała przed nim zgrabna dziewczyna, w
jednym ręku przytrzymując uniesioną do góry spódnicę, a w drugim rajstopy. Jej szczupłe,
opalone nogi wieńczyły różowe figi.
– Co tu robisz? – pisnęła Danielle. Opuściła spódnicę. Jej policzki okrył intensywny
rumieniec.
Paul oparł się o drzwi, nie mogąc odwrócić od niej wzroku.
Czarne, lśniące włosy opadały na jej ramiona miękko jak jedwab.
– Raczej co ty tutaj robisz? – spytał, patrząc wymownie na trzymane przez nią w ręku
rajstopy.
Natychmiast wcisnęła je do torebki.
– M-mam pokazać panu Harrigtonowi coś na komputerze, k-kiedy wróci – wyjąkała. –
Więc, gdybyś mógł teraz wyjść...
– Wyjść? – powtórzył z niedowierzaniem Paul. – Ja także jestem umówiony z panem
Harringtonem.
– Możesz poczekać na zewnątrz.
– Wyrzucasz mnie?
Patrzyła na niego jasnymi, turkusowymi oczami.
– Niech pan posłucha, panie Kimkolwiek-Pan-Jest, jeśli nie zniknie pan stąd w ciągu
trzech sekund...
Był zaintrygowany.
– Co zrobisz?
– Nie wiem co, ale coś zrobię! Paul uśmiechnął się.
– Czekam na propozycje.
– To... nieprzyzwoite!
Danielle była poirytowana, zawstydzona, lecz przede wszystkim zła na siebie za to, że ten
mężczyzna tak bardzo ją pociąga.
W jego oczach płonęły figlarne iskierki. Brązowe kręcone włosy nadawały mu chłopięcy
wygląd. Zielona koszulka okrywała szerokie barki.
– Powiedz – zaczął. – Kim jesteś? Byłem tu setki razy. Z pewnością bym cię pamiętał.
Czuła, że nogi uginają się pod nią pod wpływem jego uporczywego spojrzenia.
– Ty pierwszy – zażądała.
Żaden mężczyzna dotąd tak nie wyprowadził jej z równowagi. Musiała przysiąść na
krawędzi biurka.
– Zgoda – zaczął.
Dokładnie w tym momencie wszedł Harwood Harrington.
– Paul, cieszę się, że już jesteś! Danielle natychmiast zeskoczyła z biurka.
– Danielle Ford, poznaj Paula Richardsa – przedstawił ich Harrington. – Paul będzie
146101571.003.png
budował mój dom. Zaś Danielle jest architektem, który go zaprojektuje.
– Paul Richards? – powtórzyła z niedowierzaniem. To niemożliwe! Paul Richards był
odpowiedzialny za katastrofę, jaką stał się jej pierwszy projekt. Co gorsza, dał jej później
fatalne rekomendacje, gdy jeden z klientów poprosił go o ocenę jej kompetencji.
– Danielle Ford? – upewnił się Paul. – Miło cię poznać.
Poczuła ciepły uścisk jego mocnej dłoni.
– Czy pracowaliście kiedyś razem? – spytał zaciekawiony Harrington.
Danielle wstrzymała oddech. Jedno słowo Paula mogło zniszczyć jej marzenia o
projektowaniu domu Harringtona, a następnie biblioteki dziecięcej.
– Hm... niech pomyślę – zaczął Paul, nie spuszczając z niej rozbawionego spojrzenia.
Błagała go w duchu, by nie wyjawił Harringtonowi prawdy o domu Tildenów.
– Kiedy wy będziecie się zastanawiać, ja zerknę na szkice Danielle.
Kiedy Harrington usiadł przed komputerem, Danielle ogarnęła panika. Nie wiedziała, co
zrobić. Paul nachylił się i spytał szeptem:
– Nie opowiadałaś Harringtonowi o swojej spartaczonej robocie, prawda?
– O mojej spartaczonej robocie? – oburzyła się. – To ty zbudowałeś dom pełen usterek!
– O, nie – zaprotestował ściszonym głosem. – Ty zaprojektowałaś dom-olbrzym na
skrawku ziemi. Wymiary kuchni były całkiem pomylone i ostatecznie okazała się ona
większa niż salon. Zapomniałaś też zaprojektować instalację wodociągową, więc w łazience
nie było gdzie poprowadzić rur!
Oparła ręce na biodrach.
– Czyżby? Widziałam zdjęcia gotowego domu. Zamontowałeś okna do góry nogami.
Podłoga była krzywa, a ze ścian wychodziły gwoździe. Świetna robota, panie Richards!
Paul uchylił się, jakby rzeczywiście go obraziła.
– Dobrze, dobrze – mruknął z rezygnacją. – Podjąłem się naraz zbyt wielu prac.
Budowałem trzy domy jednocześnie i ostatecznie wylądowałem na dwa miesiące w łóżku z
zapaleniem płuc. Przyznaję, że niedostatecznie nadzorowałem tamtą budowę. A jakie ty masz
usprawiedliwienie?
Spojrzała z niepokojem w stronę Harringtona, który włożył właśnie okulary, by lepiej
przyjrzeć się jej projektowi.
– Byłam tuż po studiach – odparła szeptem, przysuwając się bliżej Paula. – W firmie,
która mnie zatrudniła, brakowało doświadczonych architektów. Kiedy kończyłam kreślić,
pomyłkowo zabrano ode mnie projekt jeszcze przed ostateczną korektą.
Czuła na twarzy jego ciepły oddech. Zatrzymał wzrok na jej ustach. Przez jedną szaloną
sekundę miała wrażenie, że za chwilę ją pocałuje. I miała ochotę odwzajemnić ten pocałunek.
Natychmiast cofnęła się. Nie wolno jej wiązać się z mężczyzną, z którym łączy ją
również praca. Pamiętała lekcję, jakiej udzielił jej Kevin.
– Skoro wiedziałeś, że sam nie jesteś bez winy, dlaczego później dałeś mi takie złe
referencje? Jeden z klientów nie zlecił mi projektu ze względu na twoją opinię.
Paul patrzył jej prosto w oczy.
– Jak mogłem nie powiedzieć prawdy?
146101571.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin