Pickart Joan Elliott - Wyrok ślub.pdf

(377 KB) Pobierz
140978353 UNPDF
Joan Elliott Pickart
Wyrok: Ślub
Tłumaczyła Julia Turlejska
140978353.002.png
Rozdział 1
Jennifer Anderson stała na korytarzu najwyższego piętra budynku sądu,
zwrócona ku niezwykle wysokiemu młodemu mężczyźnie, który trzymał na
ramieniu kamerę.
– Zrób sobie przerwę, Tyczka – rzekła. – Daj mi chwilę na rozczytanie moich
notatek i przypomnienie sobie, o co w nich chodzi. Spotkajmy się w tej małej sali
na końcu korytarza za jakieś pół godziny, dobra?
– Jasne – odparł Tyczka i oddalił się.
Jennifer weszła do pustej sali i zatopiła się w jednym z kilku foteli stojących
wokół dużego prostokątnego stołu. Oparła łokcie o jego blat, położyła głowę na
dłoniach i zamknęła oczy.
Nagle zdała sobie sprawę, że jest bardzo zmęczona. Miała ochotę położyć się na
wygodnej kanapie stojącej pod ścianą i uciąć sobie drzemkę.
Wiedziała jednak, że jeśli odpręży się choć na trzy sekundy, to odpłynie. Raz...
dwa...
Czując, że zasypia, poderwała się gwałtownie i otworzyła oczy. Poklepała się
po policzkach, wmówiła sobie, że jest rozbudzona, i przystąpiła do przeglądania
notatek.
Tego dnia planowała zająć się ustalaniem szczegółów dotyczących kręcenia
ostatnich zdjęć do swego filmu dokumentalnego. A to oznaczało, że nie powinna
nawet na krok odstępować prokuratora okręgowego Evana Stone'a.
Evan... Boże... Cóż powiedziałby, gdyby wiedział, że ona... Nawet się nad tym
nie zastanawiaj ! – skarciła się w myślach. – A już na pewno nie teraz.
Spojrzała na zegarek, wstała i poprawiła zielony sweter luźno opadający na
czarne spodnie dopasowane do czarnych butów na płaskim obcasie.
No to co? Do roboty! – dodała sobie otuchy. Odkładała spotkanie z Evanem jak
najdłużej się dało. Nakręciła już tyle materiałów ukazujących pracę policyjnych
śledczych, sekretarek i asystentów prokuratora okręgowego, że mogłaby z nich
zmontować co najmniej pięć filmów. Cały czas zbierała odwagę na ponowne
spotkanie z Evanem. Chciała przede wszystkim zachować spokój i profesjonalizm.
– Poradzę sobie – powiedziała pod nosem.
– Z czym? – spytał Tyczka, który właśnie pojawił się w drzwiach.
Jennifer zignorowała jego pytanie.
– Wiesz co? Posiedź tu trochę. Muszę zobaczyć, czy Evan Stone ma wolną
140978353.003.png
chwilę, i omówić z nim parę szczegółów technicznych.
– W porządku – odparł.
– No dobra. Świetnie – odpowiedziała. – No to pójdę już do jego biura. Tak
właśnie zrobię. Zaraz. Natychmiast.
Nie drgnęła jednak.
– Jakoś dziwnie się zachowujesz...
– Nieprawda – odparła tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Po prostu
przygotowuję się do rozmowy z Evanem. Przecież wiesz, że nie wydaję się
zachwycony dokumentem poświęconym pracy biura prokuratora okręgowego,
zwłaszcza że to właśnie on pełni tę funkcję. Niby wyjaśniliśmy sobie wątpliwości
na ten temat cztery miesiące temu, ale trudno powiedzieć, jakie teraz ma
nastawienie do tego filmu.
– Nie zastanawiaj się, po prostu idź do niego poradził Tyczka, kładąc na stole
kamerę.
Nagle drzwi biura Evana otworzyły się i wyszła przez nie krępa, młoda kobieta.
Po chwili odsłoniła stojącego w drzwiach Evana Stone'a.
Widząc go tak blisko, Jennifer wpadła w panikę. Oto stał kilkadziesiąt kroków
od niej. Miała wrażenie, że patrzy prosto na nią. Powinna do niego podejść z
odprężoną miną. Wierzyła, że jest w stanie to zrobić. A może wcale nie? Chciała
odwrócić się na pięcie, uciec jak najdalej i nigdy więcej nie spotkać Evana.
– Weź się w garść! – rozkazała sobie pod nosem i stanowczym krokiem ruszyła
naprzód.
Evan patrzył na zbliżającą się ku niemu Jennifer. Serce biło mu jak młot. Nagle
poczuł, że po jego klatce piersiowej spływa kropelka potu. Nie mógł zrozumieć, co
wywołało u niego tę dziwaczną reakcję.
Odchrząknął tak głośno, że Belinda Morris, jego pięćdziesięciodwuletnia
sekretarka, spojrzała na niego pytająco, po czym zerknęła w stronę Jennifer.
– No proszę, wreszcie nadeszła ta chwila. Ja już miałam przyjemność
porozmawiania z panią Anderson. Sam urok! Gdybyś był dżentelmenem,
wyszedłbyś jej naprzeciw...
– Niby co byłoby w tym takiego dżentelmeńskiego?
– No cóż... Teraz stoisz jak władca na progu swej posesji. Byłoby miłej, gdybyś
przynajmniej udawał, że cieszysz się na jej widok. Dałbyś jej do zrozumienia, że
jesteś zachwycony ponownym spotkaniem. Przecież opowiadałeś mi o waszym
pierwszym spotkaniu cztery miesiące temu.
– Wcale nie jestem zachwycony – burknął. – Być może juz zapomniałaś, że
140978353.004.png
prowadzę bardzo – dużą, prestiżową sprawę i że proces lada dzień się rozpocznie.
Nie mam czasu na jakieś bzdurne filmy dokumentalne.
Jennifer Anderson była jednak coraz bliżej... Bliżej i bliżej... Przemierzyła
pozostałe kilka metrów dzielące ją od Evana i zwróciła wzrok ku jego sekretarce.
– Dzień dobry, Belindo – rzekła. – Jak się masz?
– Świetnie. A ty?
Mam nogi jak z waty i zaraz z wrażenia stracę przytomność, miała już na
czubku języka Jennifer. I chciała jeszcze dodać: nie sądziłam, że spotkanie z
Evanem będzie dla mnie takim przeżyciem...
– Witaj, Jennifer – rzekł Evan cicho.
Jennifer głęboko westchnęła, starając się w ten sposób uspokoić. Miała
nadzieję, że nikt tego nie zauważył. Powoli zwróciła wzrok na Evana i spojrzała
mu głęboko w oczy.
– Evan – rzekła, nie rozpoznając cienkiego głosiku, jakim wypowiedziała te
słowa.
– Podobno chciałaś ze mną porozmawiać?
– Tak, jeśli masz wolną chwilę.
– Zapraszam – powiedział, cofając się o krok.
Belindo, bardzo proszę, nie łącz ze mną żadnych rozmów.
– Tak jest, szefie. Tylko zamknijcie za sobą drzwi, a ja już dopilnuję, by nikt
wam nie przeszkadzał!
– Uważaj, co mówisz. Pamiętaj, że nie jesteś niezastąpiona – rzekł Evan,
patrząc wymownie na swoją sekretarkę.
– Nie żartuj! Nie poradziłbyś sobie beze mnie z tym biurem.
Przechodząc koło Evana, Jennifer poczuła delikatny zapach jego wody
kolońskiej. Usłyszała, jak zamyka za sobą drzwi – ciche kliknięcie wydało się jej
eksplozją. Z ulgą usiadła na jednym z krzeseł naprzeciw biurka Evana. Założyła
nogę na nogę, wyprostowała się i lekko uniosła głowę.
Evan obszedł biurko i usiadł w kremowym, skórzanym fotelu.
Gabinet Evana był przestronny. Wielkie okna sięgały od podłogi po sam sufit.
Regał na książki zajmował jedną ze ścian. Z boku stał drugi fotel i dwa krzesła.
Evan zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że Jennifer jest jeszcze piękniejsza
niż cztery miesiące temu. Wtedy, kilka dni przed jej wyjazdem służbowym do
Kalifornii, widzieli się po raz ostatni.
Czarne włosy opadały na jej ramiona, a niezwykłe, zielone oczy mieniły się
niczym dwa szmaragdy. Odnosił wrażenie, że Jennifer roztacza wokół siebie
140978353.005.png
nieziemską aurę.
Przestań! – zganił samego siebie.
– Doszły mnie słuchy, że byłaś ostatnio bardzo zajęta – rzekł w końcu, by
przerwać krępującą ciszę.
– Istotnie – przyznała. – Razem z Tyczką... Tyczka to mój kamerzysta.
Nakręciliśmy sporo materiału tu, w sądzie, i w komendzie policji. Wszyscy byli
bardzo pomocni, co znacznie ułatwiło mi pracę. Tak, zdecydowanie ułatwiło mi
pracę. Sfilmowaliśmy pustą salę rozpraw na dole, gdzie będzie toczył się proces, w
którym jesteś oskarżycielem. Uznałam, że doda to filmowi dramatyzmu. Pokażemy
puste krzesła przysięgłych, pulpit sędziego, stół, przy którym zasiądzie oskarżony, i
tak dalej. Dodałam głosy w tle, co podkreśla, że choć teraz sala jest pusta, wkrótce
pojawią się w niej ludzie, którzy zadecydują o przyszłości jednego człowieka...
Muszę przyznać – ciągnęła – że bardzo się postarałeś, by spełnić moje marzenie.
Pamiętasz, jak mówiłam, że film znacznie by zyskał, gdybyś do mojego powrotu
dostał jakąś dużą sprawę? No i proszę. Chyba trudno sobie wymarzyć coś lepszego
niż sprawa Gardnera. W całym Chicago mówi się tylko o niej. Weźmiesz do ręki
gazetę, włączysz telewizję... wszędzie o niej trąbią... Chyba opowiadam głupoty.
– Oj, chyba tak. Czy czujesz się niezręcznie, spotykając się ze mną?
– A czy ty czujesz się niezręcznie, spotykając się ze mną?
– Ja spytałem pierwszy – Evan pokręcił głową i skrzywił się. – Zachowujesz się
jak dziewczynka z podstawówki.
– Może i tak – rzekła Jennifer, odwracając głowę i usuwając niewidzialną nitkę
ze spodni.
– Przyznaję, że jestem trochę zdenerwowana naszym spotkaniem. Nie potrafię
wymazać z pamięci tego, co między nami zaszło. To w ogóle nie powinno było się
wydarzyć. Chciałabym, żebyś wiedział, że nie mam zwyczaju... A zresztą, nie
wiem, po co w ogóle o tym rozmawiamy.
– Masz rację, to nie ma sensu. Powiem tylko, że nie mam o tobie złego zdania z
powodu tego, co zaszło wtedy między nami. Ja też na ogół się tak nie zachowuję.
Chyba możemy uznać, że nadal się wzajemnie szanujemy.
– No proszę – rzekła Jennifer cicho. – Ależ jesteśmy cywilizowani i uprzejmi.
Popełniliśmy błąd, ale to stare dzieje, więc rzeczywiście najłatwiej będzie o tym
zapomnieć. Uroczo.
Evan skrzywił się.
– A co chciałaś usłyszeć?
– Przepraszam – westchnęła głęboko. – Po prostu trudno mi o tym mówić. To,
140978353.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin