00:00:01:movie info: XVID 576x432 25.0fps 697.7 MB|/SubEdit b.4056 (http://subedit.com.pl)/ 00:00:04:Jak okiem sięgnšć|żadnej wini! 00:00:07:Ale czuję,|ten smród. 00:00:20:Przecieli ogrodzenie pana Wright'a|i pana Shipstead'a. 00:00:24:Tak? 00:00:26:Shane, co by zrobił|jakby ich przyłapał jak przecinajš nasze ogrodzenie? 00:00:32:Poprosiłbym ich|by skorzystali z bramy. 00:00:35:Oh, Shane! Kto pierwszy przy stajni!|Ruszaj!! 00:01:17:Dlaczego nigdy|nie nosisz broni, Shane? 00:01:21:Nie widuję|tylu złych ludzi co ty. 00:01:27:Shane. 00:01:30:- Powiedzieć Ci co?|- Jeli chcesz. 00:01:36:Którego dnia oglšdałem, twój rewolwer. 00:01:42:- Ale tylko oglšdałem.|- Oh? 00:01:47:- Jeste na mnie zły?|- Nie, chyba nie. 00:01:52:Ale na twoim miejscu,|nie dotykałbym więcej takich rzeczy. 00:01:56:- Zawinšłem go z powrotem w koc.|- Brawo!!. 00:02:01:Mogę go znowu zobaczyć? 00:02:05:Obiecałe mi pokazać|jak się z niego strzela. 00:02:11:Proszę! 00:02:13:No dobrze. Chodmy. 00:02:23:Poddaj się! 00:02:26:Trzeba Cię troszkę poduczyć!|Chod. 00:02:30:Stań tutaj. 00:02:32:No dobrze|Ręce na bokach. 00:02:36:Masz za nisko pas.|Kabura nigdy nie może być na wysokoci dłoni. 00:02:40:Poprawmy to. 00:02:42:Kolba musi być zawsze,|między łokciem a nadgarstkiem. 00:02:48:Aby wyjmujšc 00:02:50:rewolwer z kabury|nie podnosić go za wysoko, rozumiesz? 00:02:54:Spróbuj. Szybko! 00:02:57:- Czy tak robiš to prawdziwi rewolwerowcy?|- Nie, Joey. 00:03:02:Większoć ma własne sztuczki. 00:03:05:Jedni noszš kaburę |pod pachš. 00:03:08:Inni wkładajš rewolwer|za spodnie. 00:03:12:Jeszcze inni majš dwa rewolwery.|Ale jeli znasz się na rzeczy, wystarczy jeden... 00:03:22:Jaki sposób jest najlepszy? 00:03:24:Ten którego Cię uczę jest równie,|dobry jak inne. 00:03:28:- Chcę zobaczyć jak strzelasz.|- Wybierz mi jaki cel? 00:03:33:Widzisz, ten biały kamień? 00:03:48:Rany Julek, ale oko! 00:03:54:Widziełe, Joey?|I pamiętaj. 00:03:59:Przy takim położeniu pasa,|wycišgasz broń bez problemu. 00:04:02:- Shane.|- Witam, pani Starrett. 00:04:06:- Uczyłem Joey'a strzelać.|- Widziałam... 00:04:09:Shane uczył mnie strzelać. 00:04:13:- Tak, wiem. Umyj się, jedziemy na zabawę.|- Oh, Mamo! 00:04:18:Mój syn nie będzie strzelać. 00:04:21:Zawsze musisz|wszystko popsuć? 00:04:25:Broń to narzędze,|ani lepsze ani gorsze, 00:04:29:od siekiery, czy łopaty. 00:04:33:Rewolwer jest taki jak człowiek który go używa. Zapamiętaj to. 00:04:37:Było by znacznie lepiej|gdyby w dolinie nie bylo ani jednego rewolweru, 00:04:43:włšcznie z Twoim. 00:04:46:Co to za strzelanina? 00:04:50:Popieszyłe się ze więtowaniem? 00:04:54:Fiu, fiu moja żona,|w lubnej sukni! 00:04:59:Shane, zaprzęgaj konie, 00:05:02:bo zapowiada się|wietna zabawa! 00:05:22:Sam mam pójć z torbami|a tych kmiotów mam jeszcze głaskać po główkach?. 00:05:27:- Nie jest tak le.|- Łatwo Ci mówić. 00:05:31:Znamy się od dawna.|Wiesz, że jestem rozsšdny. 00:05:34:- Ale czasami.|- Nie mam wyboru. 00:05:40:Minęły już czasy kiedy wszystkie sprawy|rozwišzywało się za pomocš rewolwerów. 00:05:44:Pogodziłem się z tym.|Próbowałem przegnać tych wsioków innymi sposobami. 00:05:47:Musisz przynać,|że broń zawiesilimy na kołku. 00:05:54:A teraz? 00:06:12:- Domylam się i wcale mi się to nie podoba.|- Domysły zachowaj dla siebie. 00:06:18:- Wiem, że lubię Starrett'a.|- Niech słucha dobrych rad. 00:06:22:- Twoich?|- Co z tobš, nic ci nie pasuje? 00:06:26:Bez urazy, Ruff. 00:06:30:Ale gryzie Cię własne sumienie. 00:06:36:Sumienie... 00:06:42:Witaj Torrey.|Co chciałe ? 00:06:47:- Butelkę. Dzi więto.|- Chod, Wejd. 00:07:00:Butelkę whistky i nalej jednego. 00:07:17:Twoje zdrowie, Ryker,|za przepędzenie Ernie'go z jego ziemi. 00:07:24:Jeszcze raz to samo. 00:07:27:- To jeden z nich?|- Tak. 00:07:30:Erni stracił wszystko co miał.|i na co harował jak wół. 00:07:39:Co Ci powiem, Ryker,|Erni ucieka bo jest tchórzem. 00:07:45:A teraz moje zdrowie bo nie jestem tchórzem|i nie dam się przegonić ze swojej ziemi. 00:07:52:Raptus. 00:07:55:Łatwo mógłbym go|zprowokować. 00:08:00:Spokojnie. 00:08:02:Nie zastraszysz już ani mnie|ani Joe'go Starrett'a. 00:08:12:Nie. Chodzi mi o Starrett'a. 00:08:15:- Czy kto chciałby| się do mnie przyłšczyć? 00:08:20:I wypić za suwerennoć najwspanialszego stanu|w Uni? 00:08:24:Jestem z Wyoming. 00:08:30:Za niepodległoć|Alabamy. 00:08:41:Jankesie!!!. 00:09:43:Witaj, Axel. 00:09:45:Spóniłe się rebeliancie,|wzielimy Richmond dwie godziny temu! 00:09:48:- Podejdcie tu...|- Marian! 00:09:52:Ty też.|Mam wam co bardzo ważnego do powiedzenia. 00:09:55:- Axel...|- ma racje... 00:10:00:Wiecie jakie mamy dzi więto.|więto niepodległoci. 00:10:06:Dla wszystkich, poza tym człowiekiem. Tak jest. 00:10:09:Tego dnia Joe Starrett|wybrał niewolę! 00:10:20:- Chciałem powiedzieć...|- Smiało, Joe! 00:10:25:- Właciwie to Axel ma rację.|- Co ty powiedział, Joe? 00:10:30:10 lat temu wybrałem niewolę.|To była trudna decyzja. 00:10:35:Nikt jednak nie powzišł jej tak łatwo jak ja. 00:10:39:A co więcej, z nikim|na wiecie bym się nie zamienił. 00:10:46:- Dobry wybór!|- No dalej Joe, pocałuj jš. 00:10:52:Chod tu! 00:11:17:Gratulacje Joe. 00:11:19:Powiedz chłopakom, że mam co|na dobry humor. 00:11:24:Wszystkiego najlepszego, Joe! 00:11:26:Spisalimy Cię już na straty.|Ernie'go też. 00:11:29:Erni wyjechał,|spakował swój cały dobytek. 00:11:33:- Spodziewałem się tego.|- Zastraszyli go ludzie Ryker'a. 00:11:37:- Może jest mšdrzejszy niż mylelimy.|- Co robiłe w miecie? 00:11:46:- Joe, chcę tańczyć.|- Marian, odgrodzili mnie od Ciebie. 00:12:51:- Joe zakazał Ci samemu jedzić do miasta.|- W salonie byli tylko Ryker i Grafton. 00:12:57:Grafton to równy goć. 00:12:59:Był tam jeszcze kto,|Pewnie wynajęty przez Ryker'a. 00:13:02:- Kto to był?|- Obcy, chyba rewolerowiec, ale trzymałem fason. 00:13:07:- Miał broń?|- Tak, dwa rewolwery. 00:13:11:- Jak wyglšdał?|- Przekonasz się jak go sam zobaczysz, szczupły, dwa rewolwery... 00:13:17:W czarnym kapeluszu. 00:13:19:- To twój znajomy?|- Nie. 00:13:22:Ale opis pasuje do niejakiego Wilson'a ,|rewolwerowca. 00:13:26:- Jack Wilson?|- Jest taki w Cheyenne. 00:13:29:- To nie może być on?|- Nie wiem nie pytałem o nazwisko. 00:13:32:- Kto taki jak on?|- Może przyjechać tylko 00:13:36:- do Ryker'a|- Torrey nie powiedział że to napewno Willson. 00:13:40:Gdyby to był Willson|rozpoznałby go, Shane? 00:13:46:Może, ale jeżeli to on,|jest szybki. Miejcie się na bacznoci. 00:13:51:Bardzo dobrze znasz się|na tym fachu, Shane. 00:13:56:Dosyć tego gadania|Jedzcie póki goršce 00:13:59:Nie chce żadnej strzelaniny.|Raczej zabijania. 00:14:03:Zapraszam wszystkich na poczęstunek.|Was też panowie! 00:14:08:Torrey, chciałem jechać do kowala, 00:14:12:Ale Joe nie kazał nam się puszczać do miasta|w pojedynkę. 00:14:16:Daj mi znać|kiedy będziesz chciał jechać do miasta. 00:14:20:Byłem żołnierzem, walczyłem na wojnie. 00:14:24:Umiem strzelać... 00:14:34:Shane... 00:14:36:- Tak, Joey?|- Mylisz że to on? 00:14:40:- Kto?|- Człowiek którego Torrey widział w miecie. 00:14:45:Czy to Wilson? 00:14:48:- Nie tobie się o to martwić.|- Odpoczywaj Joey. Już dawno powiniene spać. 00:14:53:Tak, mamo. 00:14:59:- Nie, Joey. Ja otworzę.|- W porzšdku. 00:15:02:Ok. Wyręczę Cię. 00:15:05:Kto tu jest? 00:15:08:Mój brat Ruff,|przyjechał do Ciebie z wizytš. 00:15:26:Witaj, Starrett. 00:15:30:Dobry wieczór Pani. 00:15:34:Chciałbym co z tobš omówić. 00:15:37:Cokolwiek mamy do omówienia|możemy zrobić tutaj. 00:15:41:Od razu przejdę do rzeczy.|Co powiesz na pracę u mnie? 00:15:46:Pracuję na swój rachunek.|Dosyć narobiłem się już dla innych. 00:15:50:Daj mi skończyć. 00:15:52:Dobrze Ci zapłacę. O wiele więcej|niż wycišgnę z tego skrawka ziemi. 00:15:57:Nie, nie jestem zainteresowany. 00:16:00:Jeszcze nie skończyłem.|Możemy połšczyć stada. 00:16:06:Co więcej. Kupię twojš farmę. 00:16:09:Podaj tylko rozsšdnš,cenę. 00:16:14:Czy to jest uczciwa propozycja? 00:16:16:Szkodziłe nam,|chociaż mielimy słusznoć. 00:16:20:Słusznoć? Wy? 00:16:27:Kiedy przyjechałem w te strony|nie byłe dużo starszy od swego syna. 00:16:33:Było nam ciężko. Mnie, jak i innym,|którzy w większoci już nie żyjš. 00:16:39:Strzała Cheyenne'a sprawiła, że|mam niesprawne ramię. 00:16:44:Ta ziemia to my.|Odkrylimy jš, 00:16:48:a jej poskromnienie okupilimy krwiš i głodem. 00:16:51:Nasze bydło dziesištkowali|indianie i złodzieje. 00:16:56:Wam nie sprawiajš już kłopotów|bo dalimy sobie z nimi radę. 00:17:00:Ta ziemia stała się bezpieczna. 00:17:04:Częć z nas przypłaciła|za to życiem. 00:17:08:Ludzie, którzy się tu osiedlajš|przyjeżdzajš na gotowe. 00:17:13:Pogrodzili moje pastwiska|A także odcieli je od wody. 00:17:20:Niektórzy, tacy jak ty,|zasypujš rowy irygacyjne. 00:17:24:przez co strumień czasowo wysycha|I muszę przeganiać stada w inne miejsce. 00:17:30:I ty twierdzisz że nie mamy praw|do tej ziemi. 00:17:34:My którzy pracowalimy na niej ryzykujšc życie,|nie mamy praw? 00:17:40:Uważam Cię za uczciwego człowieka, Starrett. 00:17:44:Nie umiejszam zasług twoich, czy innych,|ale to nie wy odkrylicie te tereny. 00:17:50:Długo przed wami byli tutaj|traperzy i indianie. 00:17:53:- Mieli większe zasługi od was.|- Nie byli ranczerami. 00:17:57:Jasne! Mówisz o prawach|ale odmawiasz ich wszystkim innym. 00:18:02:Rzšd patrzy na tę sprawę|inaczej. 00:18:05:Nie przyjechałem się sprzeczać.|Tylko złożyć uczciwš propozycję. 00:18:11:Co czeka pozostałych? 00:18:13:- Shane może do nas przystać w każdej chwili.|- Pytam o osadników? 00:18:17:Bad rozsšdny! 00:18:20:Zresztš mam komplet ludzi|do pomocy. 00:18:27:- W takim razie odmawiam.|- Nie dajesz mi w takim razie wyboru. 00:18:40:Co o tym sšdzisz, synu?|Niechciałby wejć ze mnš do spółki? ...
Spirit72