Duży brat.doc

(40 KB) Pobierz
NAJEMCA

Znalezione gdzieś w Internecie zdjęcie przypomniało mi jedną z moich najstarszych fantazji. Jeśli dobrze pamiętam byłem wtedy w czwartej klasie, czyli miałem coś koło 10-ciu lat (czy to aby legalne?). To bardzo naiwna, być może wręcz głupia historyjka ale z jakichś powodów wciąż mnie „kręci”.

Sam jestem jedynakiem ale jeden z moich kolegów miał dużo starszego, praktycznie dorosłego brata, który (nie licząc tatuażu) wyglądał, prawie identycznie jak ten na zdjęciu. Spotkałem go tylko dwa razy w życiu ale to wystarczyło, żeby na długi czas stał się głównym bohaterem moich fantazji masochistycznych. Nie przeszkadzało mi nawet, że ten wielki, silny chłop był łagodny jak baranek i cierpliwy jak anioł, marzyłem o takim właśnie bracie i knułem w jaki sposób nakłoniłbym go do zdominowania mnie...

Tomek był moim dalekim kuzynem, zarówno pod względem powinowactwa jak i odległości w jakiej mieszkał. Pewnego lata całą rodziną wybraliśmy się do niego z wizytą. Mimo, że o starszy o ponad dziesięć lat, przez cały czas chętnie się mną zajmował nie pozwalając się nudzić ani przez chwilę. Widząc to nasi rodzice zdecydowali się wybrać na całonocną zabawę zostawiając mnie pod opieką Tomka.

Ze wszystkich zabaw, najbardziej podobały mi się zapasy z moim wielkim bratem, który za każdym razem rozkładał mnie na obie łopatki i przez dłuższy czas w tej pozycji mocno przytrzymywał. Jego też bawiło jak niewzruszonej sile przeciwstawiam zręczność i szybkość. „Wijesz się jak piskorz” – wołał śmiejąc się. Bawiły mnie szczególnie te chwile, kiedy znajdowałem się uwięziony w jego uścisku, unieruchomiony i bezwolny. Chciałem, żeby trwały w nieskończoność. Ale oczywiście nie trwały nawet pięciu minut.

Przedsięwziąłem chyba najstarszy typ prowokacji w dziejach ludzkości. Nie miałem tylko pojęcia, że ma szansę zadziałać na dwudziestoletniego faceta! Ale zadziałał. Wcześniej musiałem się ostro napracować bowiem zasoby cierpliwości Tomasa były niemal niewyczerpane i minęło strasznie dużo czasu zanim w końcu trafiłem do skrzyni. Właściwie to sam podsunąłem mu ten pomysł jako jedyny sposób na ostatecznie uspokojenie mojej skromnej osoby. Oczywiście nie zrobiłem tego wprost, o nie, krążyłem wokół tematu, lekko popychając go w kierunku mojego pomysłu aż w końcu wyglądało na to, że to on sam podjął decyzję.
- Jeśli nie przestaniesz zamknę cię w karcerze – ostrzegał z uśmiechem na ustach, ni to w żartach ni to na serio.
- Nie ośmielisz się! – parsknąłem, również uśmiechnięty
I tak dalej....
Nie sprawiło mu dużo trudności schwytanie mnie, wsadzenie do kufra i zamknięcie wieka. Nie pomogła mi nawet zręczność piskorza.
- Doigrałeś się smarkaczu – fuknął Tomek siadając na wieku.
Nie widziałem go ale po głosie było słychać, że nadal się śmieje. Znałem swoją rolę i wiedziałem, że powinienem się domagać wypuszczenia. Z drugiej jednak strony miałem ochotę posiedzieć trochę w zamknięciu. Postanowiłem go dalej prowokować.
- I tak zaraz mnie wypuścisz
- Taaak? A jak nie? – podjął Tomek.
- Nie ośmielisz się trzymać mnie tu dłużej niż kilka minut
- Ach tak? To ja ci pokażę na co się ośmielę... – rozochocił się Tomek i zaczął turlać kufer po podłodze. Odbijałem się od wszystkich ścian chichocząc przy tym jak szalony.
- Cholera jemu to się podoba – zirytował się Tomek samemu śmiejąc się z tego do rozpuku - No to sobie tam posiedzisz dłużej a jak mnie ładnie poprosisz to może cię stamtąd dzisiaj w ogóle wypuszczę. – oświadczył stukając w wieko.
- Zapooooomnij – parsknąłem butnie
- A chcesz tam spędzić noc?
- Nie boję się!
- No to zobaczymy...

W skrzyni było duszno ale przez szpary dostawało się dość powietrza żeby utrzymać mnie przy życiu. Znacznie bardziej dawała się we znaki ciasnota, wkrótce byłem prawie cały zdrętwiały. Tomek najpierw siedział na skrzyni a potem poszedł oglądać sobie telewizję. Przez cały czas jednak ze mną rozmawiał (być może upewniał się w ten sposób, że jeszcze żyję). W końcu nadszedł czas, kiedy dalszy pobyt w zamkniętym na skobel kufrze stał się bardziej niż uciążliwy. Nie zależnie od tego jak się wierciłem nie dało się już znaleźć w miarę wygodnej pozycji. Robiło się coraz duszniej a dyskomfort związany z drętwotą kończyn zaczął ustępować tępemu bólowi kręgosłupa. Co by nie mówić siedziałem w karcerze ładny kawał czasu. Tymczasem Tomek podchwycił ideę zabawy i wcale nie kwapił się do wypuszczania mnie na wolność.
- Co zrobisz jeśli cię wypuszczę?
- Będę ci wdzięczny – jęknąłem
- To za mało...
- Wypastuję ci buty – zaoferowałem się i aż mi się zrobiło chłodno z podniecenia na myśl o bliższym spotkaniu z wspaniałymi traperami Tomasa.
- No nie wiem...
- Wyliżę je? – trochę przesadziłem ale zawsze warto było spróbować.
- Wystarczy, że wypastujesz – zaśmiał się Tomek
- I jeszcze jedno: żebyś nie rozrabiał, do końca dnia będe cię trzymał na smyczy!
Wszystko nadal utrzymane było w konwencji zabawy ale perspektywa całego wieczoru na smyczy... bardzo mnie podniecała.
- Zgoda! – zawołałem ze swojego coraz ciaśniejszego więzienia.
- W porządku, teraz mnie jeszcze tylko przeproś... STO RAZY i jesteś wolny.
Tomek znowu zaniósł się śmiechem a ja ze stoickim spokojem zacząłem litanię przeprosin.
- Przepraszam Tomek, przepraszam, sorry Tomcio, wybacz mistrzu, przepraszam...
- Nie słyszę – zawołał Tomas
- KURDE, PRZEPRASZAM! – ryknąłem i obaj zanieśliśmy się śmiechem.
- Przepraszam, wybacz mi, będę posłuszny, zrobię co karzesz... – właśnie wpadłem na pomysł jak podsunąć mu więcej pomysłów na tortury
- ...błagam wypuść mnie, przepraszam cię, mistrzu wybacz, będę posłuszny, wykonam każdy twój rozkaz...
- Poważnie? – przerwał mi brat
- Najzupełniej, zrobię wszystko co mi każesz
- No to szczekaj
Głupie, banalne i raczej śmieszne. Ale dobre i to. Zacząłem szczekać w swoim kufrze ku wielkiej uciesze Tomka. Wreszcie usłyszałem klekot zapadki i wieko uniosło się do góry. Spróbowałem się podnieść lecz Tomek natychmiast wepchnął mnie nogą z powrotem.
- Pamiętasz co obiecałeś – zapytał surowo
- Każde słowo
- I nadal się zgadzasz czy może już się rozmyśliłeś? Bo chyba nie zamierzasz mnie oszukać?
- Skąd, nie miałbyś przecież większych kłopotów z wpakowaniem mnie tu znowu – spojrzałem w górę na niezwykle władcze ale jednocześnie łagodne oblicze mojego brata.
- No właśnie, nie chciałbyś tu chyba wrócić?
- Wolałbym już, żebyś zlał mnie pasem – podsunąłem mu kolejny podniecający pomysł – nic nie powiem rodzicom.
- Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że ja mógłbym cię uderzyć! – wykrzyknął zaskoczony i wyraźnie wstrząśnięty Tomas. Wyglądało na to, że na lanie nie mam co liczyć. Złapał mnie za fraki, jednym ruchem wyciągnął na podłogę i postawił przed sobą. Obawiałem się, że na tym nasza zabawa się skończy toteż natychmiast szeroko się uśmiechnąłem.
- To gdzie masz pastę do butów? – zapytałem z bandyckim błyskiem w oku. Tomek znów się uśmiechnął i potarmosił moje i tak zmierzwione długim pobytem w ciasnym kufrze włosy.

Niestety nie miał w domu smyczy ani obroży dlatego ich funkcje musiał przejąć długi, cienki skórzany pasek. Zadzierzgnął mi go dość mocno na szyi a drugi koniec trzymał sobie w ręku. Buty pastowałem mu długo i dokładnie. Potem równie długo i nie mniej dokładnie je glansowałem. Efekt był imponujący i ku mojej wielkiej radości Tomek zaproponował, żebym wyczyścił mu też wyjściowe mokasyny w których chodził do pracy. Z przyjemnością spełniłem jego prośbę. Resztę wieczoru spędziliśmy oglądając filmy na video – oczywiście ja cały czas byłem trzymany na pasku. Tomek bawił się szarpiąc postronkiem lub za jego pośrednictwem przyciągając mnie do siebie. W miarę możliwości starałem się dawać mu do zrozumienia, że akceptuję tą formę zabawy, żeby przypadkiem nie pomyślał sobie, że robi mi krzywdę. W rzeczywistości sprawiał mi wiele przyjemności trzymając mnie cały czas na uwięzi. Mogłem się też delektować szorstkim dotykiem jego dłoni kiedy głaskał mnie po policzkach albo tarmosił włosy.

Niestety wszystko co miłe musi mieć swój koniec i koło jedenastej w nocy Tomek postanowił położyć mnie spać. Również przy tej okazji udało mi się wyciągnąć trochę dla siebie. Chwilka fochów i Tomek postanowił, że umyje mnie własnoręcznie (oczywiście tylko od pasa w górę), włącznie z wyszczotkowaniem zębów.

Marzyłem, żeby nasza zabawa trwała wiecznie. Zrobiłbym wszystko, żeby przedłużyć ją choć o kilka chwil dlatego odważnie poprosiłem, czy mógłbym spać razem z nim. Tomek najpierw trochę się migał ale potem ku mojej wielkiej radości zgodził się. Odesłał mnie do swojego pokoju, kazał się przebrać w piżamę i kłaść do łóżka. Wersalka brata okazała się dostatecznie duża aby mogły w niej spać dwie osoby ale jednocześnie na tyle mała, że owe osoby musiały leżeć się dość blisko siebie. Trafiłem do raju!

Gdy Tomek umywszy się samemu wszedł do pokoju w którym mieliśmy spać, ze zdziwieniem stwierdził, że nadal mam na szyi zawiązany jego pasek.
- Możesz już to zdjąć – uśmiechnął się pobłażliwie. Ja jednak, bynajmniej, nie miałem na to najmniejszej ochoty.
- Umowa to umowa, no nie? – odparłem dumnie i wyciągnąłem wolny koniec rzemienia w jego kierunku.
Tomek uśmiechnął się jeszcze szerzej, położył się obok mnie a wolny koniec paska obwiązał sobie wokół lewego nadgarstka.
- Nigdzie mi teraz nie uciekniesz – pogroził
- Eee tam, jak zaśniesz będę się mógł sam odpiąć – pokazałem mu wolne ręce i zacząłem na niby majstrować przy węźle na mojej szyi.
- Kto wie, może nawet zdołam cię niepostrzeżenie związać i...
- W takim razie będę ci, mały, musiał skrępować te twoje rozbiegane rączki.
- Proszę bardzo – zgodziłem się natychmiast, nie chcąc ryzykować zmiany zdania i nie bawiąc się już w żadne droczenie.
Tomek podszedł do swojej szafy (ciągnąc mnie oczywiście za sobą) i wyjął z niej dwa kolejne paski oraz dwie pary skarpetek. Kiedy wróciliśmy do łóżka, paskami związał mi nogi i ręce (za plecami) a skarpetkami zakneblował usta i zasłonił oczy.
- No to cię chyba uziemiłem – szepnął mi do ucha po czym zgasił światło i położył się obok, naciągając kołdrę na mnie i na siebie.
Miał rację, to była niezapomniana noc. Nic nie widziałem lecz wobec i tak panujących w pokoju ciemności nie była to duża niedogodność. Zwłaszcza, że miejsce widoku w zupełności wypełniały dotyk i zapach.

Rano obudziłem się odrętwiały i niezbyt wyspany (spróbujcie się wyspać ze związanymi z tyłu rękami!) ale za to bardzo szczęśliwy. Tomek wyjął mi z ust swoje skarpetki i zapytał jak się spało. Zapewniłem go, że zupełnie znośnie.
- Najgorsze zostawiłem Ci na koniec – oświadczył zakładając mi z powrotem knebel i siadając na mnie okrakiem.
Czekał mnie długi kwadrans łaskotek. Związany, zakneblowany, wreszcie przygnieciony ciężarem Tomasa byłem całkowicie bezradny. A ten nie miał dla mnie litości. Wiłem się pod nim i rzucałem ale nie miałem najmniejszych szans osłonić wrażliwych miejsc. To było zaiste piekielne piętnaście minut - kiedy skończył nie miałem siły ruszyć nawet palcem.

Zostałem, wciąż związany, w łóżku kiedy Tomek poszedł się umyć ale nasza zabawa miała się już ku końcowi. Za kilka godzin mieli wrócić rodzice a żaden z nas nie chciał, żeby zobaczyli ślady po więzach na moich nadgarstkach – mogli by wyciągnąć mylne wnioski. Przez ten czas zjedliśmy śniadanie i pograliśmy w „Eurobusines”. Potem przyjechali rodzice i wkrótce po obiedzie wróciłem do domu, marząc o kolejnym spotkaniu z moim dużym bratem.

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin