Bartek.doc

(43 KB) Pobierz
Może to was rozczaruję ale nie jestem gejem, miałem jednak jedną przygodę sexualną z facetem

Był późny wieczór. Niedawno wróciłem z roboty. Zerkając w telewizor (TVN 24), przygotowywałem sobie kolację. Nagle usłyszałem bardzo długi i przenikliwy dzwonek do drzwi.

              Kiedy otworzyłem, za drzwiami stał mój sąsiad, Bartek. Mieszkał piętro niżej z chorą na serce matką. Ojciec po pijanemu rozbił się kilka miesięcy wcześniej na drzewie. Był wysokim, krótko ostrzyżonym blondynem o przepięknych, zielonych oczach, typem „miśka”.

              - Słuchaj, Piotrek – powiedział od progu. – Pomóż mi, proszę. Z moją matką jest bardzo źle.

              - Już idę – odpowiedziałem.

              Wziąłem podręczną walizeczkę przydatną każdemu ratownikowi medycznemu i wyszedłem, zamykając drzwi.

              Z matką Bartka było nie tylko bardzo źle, było wręcz tragicznie. Próbowałem reanimować ją sztucznym oddychaniem, masażem serca, zastrzykami z glukozy, ale nic nie pomagało. Nie mówiąc tego na głos stwierdziłem zgon.

Na wszelki wypadek wezwałem pogotowie. Przyjechało naprawdę bardzo szybko. Lekarz, spokojny starszy pan z klasą, potwierdził moje przypuszczenia.

              Jeszcze nigdy nie widziałem tak wstrząśniętego człowieka jak Bartek. Na zmianę przeklinał cały świat, wył z rozpaczy i przeraźliwie płakał. Przecież w ciągu kilku miesięcy stracił oboje rodziców, a był jedynakiem.

              W porozumieniu z lekarzem zadzwoniłem do najbliższego zakładu pogrzebowego, a Bartkowi dałem silny zastrzyk uspokajający.

              Kiedy do drzwi zadzwonili ludzie z zakładu pogrzebowego, wyprosiłem Bartka z lekarzem pogotowia, panem Zbigniewem, do innego pokoju i zamknąłem drzwi. Wypuściłem ich dopiero wtedy, gdy – z moją pomocą – ciało pani Marii zostało przeniesione do czarnego Forda Transita.

              Przez następne trzy dni załatwiałem wszystkie formalności związane z pogrzebem. Jednocześnie zastanawiałem się, co teraz zrobić z Bartkiem.

W zaistniałej sytuacji on nie mógł mieszkać sam. Zamieszkalibyśmy razem. Wcześniej czy później musiałby się więc zorientować, że jestem gejem. Jak by na to zareagował? A jeśli on też jest homoseksualistą, to czy moglibyśmy wejść w bliższe stosunki? To fakt – podobał mi się. Lubię wysokich chłopaków przy tuszy. Ale z drugiej strony był ode mnie 6 lat młodszy – ja miałem 28, on niedawno skończył 22.

Kilka dni po pogrzebie zapukałem do drzwi jego mieszkania (uparł się, że woli mieszkać sam).

Kiedy otworzył, zapytałem:

- Czy mogę wejść? Myślę, że powinniśmy poważnie porozmawiać.

- Jasne, Piotrek, wejdź. Może napijesz się herbaty? Mam doskonałą, przed chwilą parzyłem.

- Przygotuj dwie szklanki.

Usiadłem na krześle w jasnej i zamiecionej kuchni.

Bartek starał się, żeby wszystko było po staremu – czyste, schludne, zadbane. Ale nie było – bo zabrakło matki. Dramat, który przeżywał mój sąsiad, widziałem w jego na pozór tylko spokojnych ruchach, rozbieganych, smutnych oczach, tikach nerwowych (drgały mu usta i powieki).

              Kiedy przyniósł dwie szklanki z herbatą i ciasteczka, poprosiłem delikatnym głosem:

              - Proszę cię, Bartku, usiądź.

              - Słucham. O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

              - O twojej przyszłości.

              - Ale ja już nie mam żadnej przyszłości – Bartek walczył ze sobą, by się nie rozpłakać. – Słyszysz?! Nie mam już nic!

              - Ależ masz przed sobą wspaniałą przyszłość – pospieszyłem z odpowiedzią. – Tylko pozwól sobie pomóc.

              - Jak mam to zrobić? – niepewnie zapytał Bartek.

              - Pozwól mi ze sobą zamieszkać. Wiem, że potrzebujesz drugiej osoby. Nie możesz być sam. Naprawdę.

              - Tylko tyle? – podejrzliwie zapytał mój rozmówca. – Nie chcesz nic w zamian?

              - Nie. Zupełnie nic. Tylko... – zawiesiłem głos. – Tylko musisz o czymś wiedzieć.

              - O czym muszę wiedzieć?

              - Jestem gejem. A ty... podobasz mi się.

              - Więc chcesz seksu ze mną!

              - Nie – próbowałem uspokoić sytuację. - Nie chodzi mi o seks... Chodzi mi o  c i e b i e.

              - O mnie?! O mnie chodziło tylko matce. Dopóki nie umarła.

              - Właśnie d l a t e g o, że ją również bardzo dobrze znałem, pozwól mi się tobą zająć.

              Niepewnym krokiem Bartek wstał z krzesła. Stanął za mną, objął za szyję, pocałował w policzek i powiedział:

- Dziękuję ci – najmocniej jak umiem. Za to, że ratowałeś moją matkę. I za to, że chcesz się mną zaopiekować. I za to, że t e ż  jesteś homoseksualistą.

              Na tym nasza rozmowa się skończyła. W ciszy wypiliśmy przestudzoną już herbatę, zagryzając świetnymi maślanymi ciasteczkami produkcji Bartka.

              W następnych dniach załatwiałem wszystkie formalności związane z likwidacją mieszkania, w którym poprzednio mieszkał Bartek, jego przeprowadzką do mnie, a przede wszystkim – goniłem go do nauki (w związku ze śmiercią matki miał pewne zaniedbania, a wielkimi krokami zbliżała się letnia sesja egzaminacyjna).

              Na szczęście niepotrzebnie się obawiałem. Wszystkie zaliczenia i egzaminy złożył w zerowych lub pierwszych terminach. Oceny zaś miał albo dobre, albo bardzo dobre.

              Kiedy Bartek, rozpromieniony, wpadł z informacją, że ostatni egzamin zdał na piątkę, nie mogłem ukryć radości. Wyściskałem go, po wielekroć przytuliłem, a na koniec powiedziałem:

              - Zasłużyłeś na wspaniały prezent. Co powiesz na wspólną podróż dookoła świata?

              - Dookoła świata?! Łaaaaaał! Fantastycznie! Kiedy wyruszamy?

              - Pojutrze. Tylko musimy pójść do biura podróży i ustalić, jaką trasą chcemy lecieć. Bo to nie jest sztampowe biuro podróży. To biuro, które s p e ł n i a   m a r z e n i a. Zarówno co do trasy, jak i długości podróży.

              - Ale to będzie cholernie drogie – zaniepokoił się Bartek.

              - O pieniądze się nie martw. Zasługujesz na to, żebym nawet stał się materialnym nędzarzem. Przecież będziemy „jeszcze zawsze miłością bogaci”. To cytat z piosenki „Zakochani”, którą śpiewa Irena Santor. Ale jakże piękny i prawdziwy cytat, czyż nie?

              - Oczywiście, że tak – odpowiedział Bartek, po czym pierwszy raz pocałował mnie prosto w usta. Długo, namiętnie...

              Już wiedziałem, że w sprawie wycieczki pójdziemy jutro, ale przecież nic się nie stanie – zaczekają.

              Zsunąłem z Bartka marynarkę, a następnie zacząłem rozpinać guziki w jego koszuli, pod którą nie miał nic.

              On cały czas namiętnie mnie całował, a ja systematycznie odsłaniałem to ciało, na poznanie którego tak oczekiwałem.

              W pewnym momencie Bartek przerwał pieszczoty i szepnął:

              - Zaczekaj.

              Najpierw sam rozebrał się do naga, a potem ściągnął ubranie ze mnie. Kiedy mocno się do mnie przytulił, poczułem niesamowitą mieszankę zapachów. Były to wonie dobrej wody po goleniu, potu i mężczyzny. Wszystko to łączyło się w idealną, jedyną w swoim rodzaju całość.

              - Jestem gotowy na to, by obdarować miłością ciebie i zostać nią obdarowanym – powiedział w pewnej chwili.  

              Odsunął się na kilka kroków ode mnie i okiem znawcy zlustrował moje ciało. Następnie wrócił i poprosił:

              - Podnieś ręce.

              Gdy spełniłem jego prośbę, on zaczął lizać mnie od prawej pachy w dół, aż do biodra. Kiedy tak robił, czułem narastające podniecenie.

              Następnie identycznie wylizał z potu mój prawy bok. Po skończeniu tej czynności, szepnął:

              - Możesz opuścić ręce.   

              Po chwili poczułem na lewym sutku jego język. Najpierw przesuwał nim po otoczce, a potem oblizywał samą brodawkę. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo wrażliwe są moje sutki. Potwierdziło się to wtedy, gdy język, a później także wargi Bartka znalazły się na prawym sutku.

              Skończywszy, powiedział:

              - Mam teraz ochotę „poszperać” językiem w twoim pępku.

              Zrobił to, nie czekając na odpowiedź. Szperanie zajęło mu sporo czasu, gdyż mój pępek był głęboki, a mnie sprawiło dużo przyjemności.

              Przez cały czas czułem, że mój penis nie może doczekać się swojej kolejki. Wreszcie przyszła i jego pora.

              Bartek delikatnie wziął do ust najpierw główkę, masując ją jednocześnie wargami i językiem. Tymczasem jego dłonie zaczęły pieścić mosznę i jądra. Robiły to najpierw łagodnie, a potem coraz mocniej. Także język i usta nie próżnowały, przesuwając się coraz bardziej ku nasadzie penisa.

Zaczynałem odczuwać zbliżanie się orgazmu – gigantycznego orgazmu.

                  - Mocniej, Bartku, mocniej! – prosiłem.

Nie musiałem prosić dwa razy. Bartek momentalnie przyspieszył i wzmocnił ruchy palców, języka i warg.

Na efekt nie musiałem długo czekać. Bardzo szybko całe moje ciało zesztywniało, pokryło się zimnym potem i eksplodowało ogromnym ładunkiem spermy.

              Bartek nie miał najmniejszych problemów z przełykaniem tak dużych ilości nasienia. Kiedy skończyłem szczytować, on jeszcze oblizał jego resztki i szepnął:

- To było jak najwykwintniejszy deser.  

- Czy mógłbym ci się odwdzięczyć za te doznania? – zapytałem po chwili odpoczynku.

- A co będzie z naszym wyjściem do biura podróży?

- Nie przejmuj się. Możemy pójść nawet jutro. Zaczekają.

- Jeśli tak, to proszę bardzo.

Całując jego usta, poczułem smak własnej spermy. Kiedy Bartek znowu mocno mnie przytulił zorientowałem się, że jego ciało jest bardzo miękkie i delikatne, a złociste „futerko” pokrywające powierzchnię skóry łaskotało mnie delikatnie.

Pieściłem ustami całą twarz mojego towarzysza, jego włosy, a także uszy. Następnie przesunąłem się ku szyi, liżąc również grdykę. Gdy osiągnąłem sutki, usłyszałem ze strony Bartka jęk rozkoszy:

              - Tak, kochanie, tak... Nie przestawaj...   

Nie przestawałem więc. Lizałem je, ssałem, delikatnie przygryzałem oraz lekko ściskałem palcami. Tymczasem ciało Bartka wiło się z rozkoszy, oczy były przymknięte a pełne usta delikatnie rozchylone.

              W pewnej chwili poczułem, że mój przyjaciel zaczyna osuwać się na podłogę.

              Przerażony przerwałem pieszczoty i zapytałem:

              - Bartku, czy coś się stało?! Czy zrobiłem coś nie tak?

              - Nie, nie... – odpowiedział chłopak słabym głosem. – Tylko moje serce nie wiedziało, że orgazm to naprawdę silne przeżycie. Już nie mogę... Zaraz wytrysnę...

              Szybko włożyłem jego penisa do ust, by już po kilku sekundach poczuć w ustach smak jego nasienia. Orgazm Bartka był naprawdę długi, ale po wszystkim chłopak naprawdę zemdlał.  

              W ekspresowym tempie ubrałem jego oraz siebie i wezwałem pogotowie. Na moje wyraźne żądanie pojechałem wraz z nim do szpitala. Tam okazało się, że Bartek cierpi na dziedziczną chorobę serca, na którą zmarła jego matka. Sesja egzaminacyjna, wiadomość o podróży dookoła świata i przeżyty ze mną orgazm tylko pogorszyły jego stan. Przytomność odzyskał w nocy. Mimo usilnych starań lekarzy sytuacja zdrowotna Bartka nie ulegała poprawie.

Kilka dni potem Bartek słabym głosem wypowiedział słowa, których tak bardzo się bałem:

- Moja matka mnie wzywa. Zresztą ja już w s z y s t k o zrobiłem: pochowałem oboje rodziców, skończyłem III rok mojej wymarzonej filozofii i przeżyłem z Tobą swój pierwszy raz. Niczego więcej nie chcę. Już niedługo umrę, już bardzo niedługo...

Odszedł następnego dnia nad ranem. Miał 22 lata i 3 miesiące...

Żegnaj, Najukochańszy. Już n i g d y  nikogo nie pokocham tak, jak Ciebie. Może n i k o g o  już nie pokocham.  

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin