Boczne Drogi.txt

(432 KB) Pobierz
Joanna Chmielewska

BOCZNE DROGI


Zeskanowa� na potrzeby w�asne i bliskich znajomych baskiw
mailto:baskiw@poczta.onet.pl

Od Teresy, mojej ciotki z Kanady, przyszed� list. Nie by� to ewenement, bo list�w od niej przychodzi�o wiele, ten jednak�e tym si� odznacza�, i� precyzowa� termin jej przyjazdu do Polski na lato. Od d�u�szego ju� czasu dawa�a wyraz nieprzepartej t�sknocie do szeleszcz�cych �an�w zb� i skowronk�w �wierkaj�cych w przestworzach oraz, og�lnie bior�c, ojczy�nianej sielanki na �onie rodziny, no i wreszcie podj�a m�sk� decyzj�. Powiadomi�a nas, �e samolot wycieczkowy Polonii kanadyjskiej przylatuje na Ok�cie czternastego czerwca o godzinie wp� do �smej rano.
Na ca�� rodzin� pad� blady strach, bo diabli wiedz�, jakie wymagania mo�e mie� osoba rozbestwiona kapitalizmem, r�wnocze�nie za� wszyscy chcieli podj�� t� Teres� z honorami i uczuciem, �eby si� tu poczu�a zgo�a jak w raju. Rzecz wydawa�a si� nieco skomplikowana.
- Jezus Mario, J�zefie �wi�ty - powiedzia�a moja matka z lekk� zgroz� i wyra�nym przygn�bieniem. - Co my jej damy do jedzenia? Poprzednim razem jad�a tylko chud� szynk�, sk�d ja jej wezm� chud� szynk�?
- A t�ust� szynk� masz? - spyta�a jadowicie jej siostra, druga moja ciotka, Lucyna. - Bo jakby� mia�a t�ust�, to wiesz, ten t�uszcz mo�na odkroi�...
Siostra ojca, ciocia Jadzia, osoba o �agodnym usposobieniu, a zarazem moja trzecia ciotka, uczyni�a nie�mia�e przypuszczenie, �e Teres� da si� karmi� chudym twaro�kiem, kt�rego jest pod dostatkiem. Ojciec, nie zdaj�c sobie sprawy, co czyni, zaproponowa� ciel�cin�, czym �miertelnie obrazi� moj� mamusi�, utrzymuj�c�, �e si� z niej g�upio naigrawa. Rozmaite osoby postronne udziela�y �yczliwych rad, z kt�rych �adna nikomu nie przypada�a do gustu.
Osobi�cie mia�am wi�ksze zmartwienia ni� g�upi twaro�ek, nie bra�am zatem udzia�u w rozwa�aniach. Godzina jej przybycia wydawa�a mi si� taka wi�cej upiorna. Co najmniej ty dzie�-wcze�niej j�am czyni� pr�by wczesnego chodzenia spa�, �eby zd��y� na lotnisko na wp� do �smej rano i do tego jako tako przytomna. Istnia�y wprawdzie czasy, kiedy biura projekt�w pracowa�y od sz�stej rano i mnie r�wnie� ten kataklizm dotkn��, na szcz�cie jednak trwa�o to niezbyt d�ugo, bo tylko do chwili, kiedy jeden z filar�w naszego zawodu na jakim� szalenie wa�nym zebraniu w obliczu wysoko postawionych osobisto�ci mocno zirytowany powiedzia�, �e sz�sta rano to jest godzina do niczego. Zbyt p�na do udoju kr�w, a zbyt wczesna do udoju architekt�w. Jego wypowied� wzi�to pod uwag� i rzecz uleg�a zmianie. Od tamtych czas�w min�o wiele lat i przywyk�am raczej do ogl�dania �wit�w niejako od ty�u.
Do�o�ywszy wysi�k�w czternastego o si�dmej pi�tna�cie by�am gotowa do wyj�cia. Od drzwi zawr�ci� mnie telefon. Dzwoni� ojciec z informacj�, �e nast�pi�a drobna zmiana, samolot kanadyjski przylatuje nie o wp� do �smej, tylko o dziesi�tej pi�tna�cie.
Na lotnisko, spokojnie i bez �adnych z�ych przeczu�, przyjecha�am o dziesi�tej dwadzie�cia. Ustawi�am samoch�d na dalekich ty�ach parkingu. Znalaz�am
kolejno ojca, cioci� Jadzi� i Lucyn�, nie znalaz�am natomiast mojej mamusi.
- Twoja matka siedzi w wychodku u mnie w domu - oznajmi�a Lucyna. - Ze zdenerwowania dosta�a rozstroju �o��dka. Kaza�am jej zosta�, bo z dwojga z�ego lepiej, �eby siedzia�a w wychodku tam ni� tu. Wiesz, o kt�rej do mnie przysz�a?
Poczu�am lekki niepok�j, ale zarazem i zaciekawienie, znaj�c bowiem w�asn� rodzicielk�, wiedzia�am, �e mo�na si� po niej spodziewa� czyn�w oryginalnych, szczeg�lnie o poranku.
- Pewno wcze�nie - odpar�am. - Bo co?
- A jak ci si� zdaje, ile czasu potrzebuj�, �eby si� dosta� od siebie na lotnisko?
Lucyna mieszka�a na Ok�ciu, niejako u wylotu teren�w portu lotniczego, tu� obok przystanku autobusowego. Trudno by�o mieszka� bli�ej.
- Nie wiem, ile czasu jedzie autobus - powiedzia�am ostro�nie po namy�le.
- Trzy minuty - rzek�a Lucyna zimnym g�osem.
- No to chyba razem z dziesi�� minut?
- Owszem. Dziesi��. Za� twoja matka przylecia�a i wyrwa�a mnie ze snu pi�� po sz�stej. Za��da�a, �eby natychmiast jecha� na lotnisko, bo inaczej nie zd��ymy. Mnie zawdzi�czasz, �e ojciec do ciebie dzwoni�, bo inaczej te� by� tu siedzia�a jak g�upia od wp� do �smej
rano.
Samolot z Kanady nadlecia� i wyl�dowa� par� minut po jedenastej. W wielkiej hali panowa�o najdoskonalsze pandemonium, jak zwykle przy przylocie Polonii kanadyjskiej i ameryka�skiej. Na widokowym balkoniku k��bi� si� zbity t�um, zach�annym wzrokiem wpatrzony w podje�d�aj�ce do kontroli celnej baga�e. Uda�o mi si� przepchn�� bli�ej por�czy i rzuci� okiem.
- Jest Teresa! - zaraportowa�am z przej�ciem.
- W czym� czerwonym na g�owie, stoi przy wyj�ciu, wygl�da na to, �e pierwsza. Lucyna, pchaj si� na d�, pr�dzej!
Wszyscy razem znale�li�my si� przy drzwiach, kt�rymi pojedynczo wypuszczano pasa�er�w. Ojciec by� nieco obra�ony na cioci� Jadzi�, bo on r�wnie� pozna� Teres� w jakim� czerwonym pagaju na g�owie, a ciocia Jadzia nie chcia�a mu wierzy�, twierdz�c, �e ma skleroz�. Tymczasem to ona ma skleroz�, a on widzia� dobrze. Lucyna uczyni�a przypuszczenie, �e Teresa przyodzia�a si� w �w czerwony kapelusz na wszelki wypadek, z uwagi na ustr�j, bo kto wie, jakie krety�skie plotki zn�w tam si� u nich zal�g�y. A mo�liwe, �e po prostu chcia�a nas uczci�. T�um napiera� na drzwi, wyszed� uprzejmy pan w kraciastej koszuli i drog� perswazji uzyska� drobne ust�pstwo. T�um przesta� si� pcha� na drzwi i stan�� szerokim kr�giem wok�.
Owe drzwi, jak wiadomo, otwieraj� si� tylko od wewn�trznej strony. Przy ka�dej wychodz�cej osobie usi�owano zajrze� do �rodka, przytrzymuj�c je pod pozorem pomocy przy wywlekaniu baga�y, ale zasadniczo kr�g trwa� twardo w miejscu. Wy�ama�a si� ko�cista wsiowa baba w podesz�ym wieku. Roni�c rzewne �zy i si�kaj�c nosem, uczepi�a si� drzwi i trzyma�a je otwarte, co z jakich� przyczyn jest tam �le widziane, aczkolwiek zawsze budzi cich� aprobat� oczekuj�cych. Pan w kraciastej koszuli zn�w wyszed� i �agodnie poprosi�, �eby zaniecha�a manewr�w. Baba, symuluj�c g�uchot�, pu�ci�a drzwi tylko na chwil� i natychmiast przytrzyma�a je ponownie za nast�pn� osob�. Kr�g nie wytrzyma� i zacz�� si� zacie�nia�. Pan w kraciastej koszuli j�� perswadowa� babie z nieco wi�kszym naciskiem, ale ci�gle by� nieskalanie uprzejmy. Kr�g zacie�nia� si� bardziej, musia� jednak cz�ciowo odskoczy�, bo z drzwi celnym kopem zosta�a wypchni�ta potwornych rozmiar�w waliza, kt�ra rozp�dzi�a si� na �liskiej posadzce i run�a ludziom na nogi. Za ni� z nieco mniejszym impetem pojecha�y dwie nast�pne. Ludzie si� troch� skot�owali, baba zr�cznym unikiem zesz�a z drogi walizom i zn�w dopad�a drzwi. Wida� by�o, jak r�ka jej do nich przyros�a i mowy ju� nie ma o oderwaniu, atmosfera niepokoj�co zg�stnia�a, napi�cie wzros�o. Pan w kraciastej koszuli sta� w s�siednim wej�ciu i patrzy�, nic ju� nie m�wi�c.
- Niech p�kn�, on j� za chwil� udusi - zauwa�y�a Lucyna, z �yw� uciech� przygl�daj�c si� scenie.
Mia�y�my znakomite miejsce ko�o s�upa i doskona�y widok na wszystko. Zgodzi�am si� z ni�, bardzo zainteresowana. Ciekawi�o mnie, ile jeszcze wytrzyma pan w kraciastej koszuli, wyraz twarzy mia� bowiem taki, �e mo�na by�o liczy� najwy�ej na par� minut. Do interesuj�cych wydarze� jednak�e nie dosz�o, oczekiwana przez bab� osoba wysz�a wreszcie i obie run�y sobie w ramiona, gwa�townie szlochaj�c i przewracaj�c si� o walizki. Pan w kraciastej koszuli nagle jakby zmi�k� w sobie, na moment przymkn�� oczy, dmuchn�� przeci�g�ym westchnieniem i wycofa� si� do �rodka. Obie baby, krajowa i zagraniczna, oddali�y si� w ko�cu, wlok�c baga�e po ludzkich nogach.
W�wczas przypomnia�y�my sobie o Teresie, kt�ra w�r�d takich atrakcyjnych widok�w ca�kowicie wylecia�a nam z g�owy. Powinna by�a wyj�� ju� dawno, bo sta�a przecie� jako�pierwsza, a z ca�� pewno�ci� nie wioz�a nic takiego, co mog�oby ciekawi� kontrol� celn�. T�umy wysz�y, a ona nie. Gdzie, u licha, mog�a
si� podzia�?
- Pomylili�cie si� obydwoje, to wcale nie by�a ona, przyleci nast�pnym samolotem-powiedzia�a Lucyna g�osem ponuro proroczym.
- W ka�dym razie powinna wyj�� baba w czerwonej bani na g�owie - zaprotestowa�am. - Ona czy nie ona, sta�a prawie na czele.
Czas jaki� przekomarza�y�my si� na ten temat we trzy z cioci� Jadzi�. Ojciec nie bra� udzia�u w dyskusji, bo nie dos�ysza� proroctwa Lucyny. Kres w�tpliwo�ciom po�o�y�a sama Teresa, wypychaj�c przez owe denerwuj�ce drzwi waliz� przeci�tnych rozmiar�w, ale za to niezwykle grub�. Obydwoje z ojcem rozpoznali�my j� bezb��dnie, na g�owie istotnie mia�a czerwon� bu��, pod bu�� za� bardzo dziwny wyraz twarzy. Miesza�y si� w nim elementy oszo�omienia i furii.
- O Bo�e, my�la�am, �e zostan� tam ju� na ca�e �ycie! - wykrzykn�a. - Wyjd�my z tego t�oku!
- Co� ty tam robi�a tyle czasu, przecie� sta�a� przy samych drzwiach? - powiedzia�a ciocia Jadzia, odpracowawszy ju� padanie w obj�cia. - Przepuszcza�a� wszystkich tak z uprzejmo�ci?
- Komu� zgin�y walizki - odpar�a Teresa. - To znaczy nie tak, kto� zgin�� walizkom. Akurat przede mn�. Gdzie jest moja najstarsza siostra? Na lito�� bosk�, dajcie mi co� pi�, w samolocie by�a herbata na pomyjach i ju� od Montrealu zabrak�o wody! Gdzie� mi si� podzia�a jedna noc i ja zaraz id� spa�! Gdzie moja siostra?!
Atmosfera portu lotniczego wywar�a ju� na nas sw�j wp�yw. Lucyna wyja�ni�a Teresie kr�tko i tre�ciwie, gdzie jest i co robi jej najstarsza siostra. R�wnocze�nie powiadomi�am j�, �e napoje s� na
 g�rze w kawiarni i mo�emy tam p�j��. R�wnocze�nie ciocia Jadzia koniecznie chcia�a wiedzie�, kto i dlaczego zgin�� walizkom. R�wnocze�nie ojciec, nie s�uchaj�c nas wszystkich, usi�owa� spowodowa� opuszczenie hali wraz z baga�ami. Teresie, kt�ra lecia�a na wsch�d i od poprzedniego poranka nie zmru�y�a oka, zacz�o to wszystko nieco szkodzi� na umys�.
- Kto idzie spa�? - dopytywa�a si� natarczywie. - Czy ja si� wreszcie dowiem, kto idzie spa�, to znaczy nie, nie tak, wiem, kto idzie spa�, ja id� spa�, chcia�am powiedzie�, gdzie ta kawiarnia? Na lito�� bosk�, niech Janek przestanie si� pcha� i posiedzi chwil� spokojnie,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin