Lamb Charlotte - Zgubne namiętności 06 - Gorąca krew.pdf

(635 KB) Pobierz
CHARLOTTE LAMB
CHARLOTTE LAMB
Gorąca
krew
7688010.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Film zakończył się i nagle światła zapaliły się, zanim Kit
zdołała się otrząsnąć z wrażeń. Nerwowo szukała w torebce chu-
steczki do nosa, jednocześnie pochylając głowę tak, aby opada-
jące na czoło srebrzyste włosy, ukryły przynajmniej częściowo
łzy spływające jej po policzkach.
Nie chciała, żeby ktokolwiek dostrzegł jej wzruszenie. Czuła
się głupio, płacząc rzewnymi łzami na starym, biało-czarnym
filmie, nakręconym tak dawno, że przypuszczalnie połowy osób,
które znajdowały się na widowni, nie było jeszcze wtedy na
świecie!
Kit była entuzjastką kina. Uwielbiała chodzić na filmy, inte-
resowała się techniką ich kręcenia. To było jej prawdziwe hobby.
Niedawno kupiła sobie amatorską kamerę filmową i nieraz spę-
dzała cały weekend, filmując różne krajobrazy, a nawet utrwala-
jąc na taśmie występy nieprofesjonalnych aktorów w ich małym
miejscowym teatrzyku. Wśród filmów szczególnie ceniła sobie
stare, biało-czarne produkcje z dawnych lat. Jej zdaniem dosko-
nale oddawały atmosferę tamtych czasów, wręcz nostalgiczną,
której, nawet za lat sto, nie można się będzie doszukać w kolo-
rowych produktach filmowej muzy.
Została członkiem Klubu Starych Filmów, gdy tylko powo-
łano go do życia przy miejscowym kinie. Na początku nazywano
go kpiąco „pchlą dziurą", potem dorzucono określenia „klasycz-
ny", a nawet „królewski". Kit czynnie uczestniczyła w życiu
7688010.003.png
6
GORĄCA KREW
GORĄCA KREW 7
klubu. Jednak to nie tylko stare filmy, które tam pokazywano,
najbardziej ją interesowały. Magnesem, który ją przyciągał do
klubu, były spotkania organizowane raz na miesiąc z udziałem
krytyków filmowych, reżyserów, aktorów.
Gdy zapaliły się światła, ludzie tłumnie skierowali się do
wyjścia, spiesząc do domu lub do chińskiej restauracji po drugiej
stronie ulicy, gdzie co wieczór o tej porze przychodziło bardzo
dużo klientów.
Kit potrącano ze wszystkich stron, co najwyżej z krótkim
„przepraszam". Ona ze swej strony kurczyła się, jak mogła, co
zresztą nie było trudne, bo ważyła niewiele i miała tylko metr
pięćdziesiąt pięć wzrostu. W pewnej chwili wydało się jej, że
wszyscy widzowie już wyszli. Rozejrzała się więc wokół i do-
piero wówczas dostrzegła, że w jej rzędzie, tuż obok, siedzi
nadal jakiś mężczyzna. Nogi miał skrzyżowane, podobnie ręce,
i sprawiał wrażenie, że nigdzie się nie spieszy, a tylko obserwuje
ją z uwagą.
Gdy spotkały się ich oczy, mruknął konwencjonalnie, jakby
znali się od wieków.
- Dawno już nie widziałem kobiety płaczącej na filmie. Pier-
wszy raz była pani na „Damie Kameliowej"?
Kit poczuła, że się rumieni. Nieco zmieszana potaknęła. Za-
stanawiała się, czy on od dawna ją obserwuje? Tak była pochło-
nięta akcją filmu, że nie zwróciła uwagi, kto siedzi obok. Obrzu-
ciła go teraz uważnym spojrzeniem i odniosła wrażenie, że chyba
go zna. Przypominał jej kogoś osadzeniem głowy, gęstą brązową
czupryną, przyprószoną tylko tu i ówdzie odrobiną siwizny,
uśmiechającymi się niebieskimi oczami. Kogoś jej niewątpliwie
przypominał. Ale kogo? Wytężała pamięć, jednak bezskutecznie.
- Czy pan również widział ten film po raz pierwszy? - za
pytała Kit, chcąc się czegokolwiek dowiedzieć o nieznajomym.
Co prawda nie sprawiał wrażenia kogoś, kto uwielbia roman-
tyczne filmy, ale po mężczyznach można się wszystkiego spo-
dziewać. Ona sama przed laty miała krótki romans z człowie-
kiem poważnym, energicznym, zasługującym na zaufanie i do-
statecznie zaawansowanym w latach, aby wiedzieć, jak te cechy
wykorzystywać. Przy bliższym poznaniu okazał się jednak typo-
wym maminsynkiem, trzymającym się kurczowo spódnicy ro-
dzicielki, niezdolnym do podjęcia samodzielnej decyzji, i tak
twardym w postępowaniu jak papierowa chusteczka.
- Nie może pani wymagać, abym pamiętał, ile razy widzia-
łem „Damę Kameliową" - odparł nieznajomy, uśmiechając się
przy tym rozbrajająco. - Jestem wielkim entuzjastą Grety Garbo.
A pani nie jest? Widziałem wszystkie jej filmy, każdy po kilka
razy, ale ten był i jest moim najbardziej ulubionym. Czy czytała
pani książkę i widziała operę?
Kit roześmiała się, ubawiona, po chwili zdała sobie jednak
sprawę, że on bynajmniej nie żartuje.
- Chce pan powiedzieć, że była wystawiana również opera?
- zapytała, a jej wielkie zielone oczy jeszcze się powiększyły,
równocześnie jednak rzucając ostre błyski jak rozbite szkło
w słońcu.
- „La Traviata"... widziała ją pani chyba?
Kit pokręciła głową.
-Oczywiście słyszałam o niej nieraz, ale nie jestem entuzja-
stką opery, nie widziałam więc jej na deskach scenicznych,
lecz muzykę słyszałam wiele razy.
-Och, musi ją pani zobaczyć. Libretto jest mniej więcej takie
jak film. Tylko jest w nim więcej smutku, romantycznych
uczuć, no i przede wszystkim... muzyka. - Przy tych słowach
mężczyzna uśmiechnął się do swych myśli i Kit zobaczyła, że
jego twarz ogromnie na tym zyskuje.
7688010.004.png
8
GORĄCA KREW
GORĄCA KREW
9
Jego włosy wprawdzie przyprószyła siwizna, ale twarz wciąż
była młoda, a oczy pełne blasku.
-Bez muzyki każdy film traci połowę swego wyrazu - do-
powiedział mężczyzna. - Zgodzi się pani zapewne ze mną?
Można się obyć bez słów, ale muzyka kreuje nastrój na
ekranie.
-Całkowicie się zgadzam - przytaknęła Kit. -I twórcy kina
rozumieli to od początku. Nawet nieme filmy zawsze miały
muzyczną oprawę. Muzykę odgrywaną oczywiście na
żywo, w sali projekcyjnej, przez pianistę albo organistę. A
bywało przecież, że i przez całe trio...
Za nimi rozległo się wymowne pochrząkiwanie i gdy Kit
odwróciła się, dostrzegła bileterkę wyraźnie zniecierpliwioną.
-Och, przepraszam, czy tylko my pozostaliśmy na sali?
-Właśnie, a najwyższy czas już zamykać. Zaczynałam po-
dejrzewać, że chcecie tu państwo pozostać na resztę nocy.
Dziewczyna przy tych słowach obróciła się na pięcie i ruszyła
do wyjścia. Kit i mężczyzna natychmiast podnieśli się z foteli
i szybkim krokiem przeszli do jasno oświetlonego holu, gdzie
kierownik kina także z niecierpliwością czekał, chcąc wszystko
pozamykać.
-Przepraszamy, że zatrzymaliśmy pana tak długo, ale był to
wspaniały wieczór - stwierdził mężczyzna i obdarzył
kierownika swym najbardziej ujmującym uśmiechem.
-Cieszę się, że jest pan zadowolony. Mieliśmy zajęte dzisiaj
prawie wszystkie miejsca. Zawsze tak się dzieje, gdy
pokazujemy film z Garbo. Zapraszamy do nas przy
najbliższej okazji. Dobranoc państwu.
-Do zobaczenia - odparli oboje i wyszli przez wielkie
drzwi, składające się głównie z płyt szklanych o dużych
wymiarach. Kierownik kina zamknął je za nimi.
Marcowy zimny wiatr dął na zewnątrz, roznosząc wilgoć
w powietrzu. Kit wzdrygnęła się. Kto by pomyślał, że zaczęła
się już wiosna? Uciekający czas wpływał na nią ostatnio depre-
syjnie. Czyżby oznaczało to zbliżającą się starość? -
pomyślała i nieświadomie przyspieszyła kroku, jakby mając
nadzieję, że w ten sposób ucieknie od ponurych myśli.
Mężczyzna zrównał z nią natychmiast krok i opiekuńczym
gestem podniósł jej kołnierz od płaszcza, chroniąc w ten sposób
częściowo przed wiatrem. Odwróciła się do niego zaskoczona,
a nawet lekko przestraszona.
- Sprawiała pani wrażenie zmarzniętej - powiedział, jakby
się tłumacząc. - Czy lubimy chińskie dania?
Zielone oczy Kit rozszerzyły się.
-Czy nie jest pan trochę za szybki? Przecież ja nawet nie
wiem, jak pan ma na imię.
-Och, niech pani nie będzie taka wiktoriańska...
No, tak. Miał w sobie dużo uroku. Zwłaszcza gdy mówił, gdy
się śmiał. Musiał być prawdziwym podrywaczem w młodych
latach. Ciekawe, ile liczy ich sobie dzisiaj? - zastanawiała się
przez chwilę, obrzucając go jeszcze raz badawczym spojrzeniem.
W każdym razie jest młodszy ode mnie, zdecydowała. Nie ma
jeszcze pięćdziesiątki. Na swój wiek trzyma się doskonale.
Mężczyźni zresztą zawsze tak wyglądają. I zawsze ją to drażniło,
gdyż było to takie niesprawiedliwe.
Nie mogła jednak ukryć przed sobą, że sytuacja sprzed paru
minut pochlebiła jej. Dawno już przecież wyrosła z wieku, kiedy
mężczyźni podrywali ją w kinie. On jednak wyraźnie zwrócił na
nią uwagę. Może więc był krótkowidzem i wydawało mu się, że
jest młodsza niż w rzeczywistości? Zareagowała jednak natych-
miast na takie przypuszczenie i powtórzyła w tym swoim we-
wnętrznym monologu, że wprawdzie kobiety żyją dłużej od męż-
czyzn, ale także szybciej się starzeją. Wraz z upływem lat odnosi
7688010.005.png
10 GORĄCA KREW
GORĄCA KREW
11
się wrażenie, jakby ktoś ołówkiem rysował na każdym kobiecym
licu wciąż nowe zmarszczki wokół oczu i ust. I, o paradoksie,
tych zmarszczek jest tym więcej, im częściej kobieta się uśmie-
cha, czyli im bardziej jest pogodna. Te, które są chłodne, ponure
na twarzy i w sercu, dłużej zachowują gładką skórę. Jeżeli pro-
wadzisz aktywne życie, uprawiasz sporty na świeżym powietrzu,
jak jazda na nartach czy pływanie na żaglówce, musisz za to
zapłacić dodatkowymi zmarszczkami. Kit pomyślała, że jej włas-
na twarz przypomina zapewne pomarszczoną śliwkę, bo przecież
większość urlopów spędziła na słońcu, pod żaglami, czy w Au-
strii, na nartach.
Oczywiście nie żałowała wszystkich tych wspaniałych lat, ale
musiała przyznać, że wpatrywanie się w lustrzane odbicie nigdy
jej nie pasjonowało.
- Proszę nie zastanawiać się zbyt długo nad podjęciem decy-
zji. - Mężczyzna wymówił te słowa powoli. - Nikogo zwykle
tak nie popędzam, nie chcę jednak, żeby pani odeszła, zanim
dowiem się o pani czegoś więcej i nim zyskam pewność, że się
jeszcze spotkamy.
Kit zabrakło tchu i, co było jeszcze bardziej zaskakujące,
zabrakło jej również słów. Nagle zrozumiała, kogo jej ten obcy
człowiek przypomina. Clarka Gable'a? Brakowało mu tylko
wąsów.
Tymczasem mężczyzna zajrzał jej głęboko w oczy i powie-
dział cichym głosem:
- Zacznę od tego, że nazywam się Joe Ingram. Mam czter-
dzieści dwa lata, jestem rozwiedziony, ale nie jestem homose-
ksualistą, bo interesują mnie wyłącznie kobiety. Los rzucał mnie
w rozmaite strony świata, mieszkałem w wielu krajach. Tutaj
zjawiłem się całkiem niedawno, ale nagle postanowiłem, że zo-
stanę na dłużej, bo miejsce zaczęło mi się wyraźnie podobać.
Kit popatrzyła na niego niedowierzająco.
- Czy z twoim wzrokiem coś jest nie w porządku, Joe? Chcę
cię powiadomić, że ja mam pięćdziesiąt dwa lata, to znaczy, że
jestem o dziesięć lat starsza! Jestem również rozwiedziona. Mam
dwudziestosześcioletniego syna, który jest już żonaty i ma dwój-
kę dzieci. No i dodam jeszcze, że moje włosy są siwe, a kiedyś
byłam blondynką.
Joe wysunął do przodu jeden długi palec i delikatnie nawinął
na niego pasmo jej włosów.
-A więc to jest naturalna siwizna? A ja myślałem, że to
dzieło fryzjera. Wyglądają wspaniale... Ale nie powiedziałaś
mi dotychczas, jak się nazywasz. - On też przeszedł na
„ty".
-Kit... Kit Randall - powiedziała powoli, cały czas patrząc
mu w oczy. - Czy zrozumiałeś, co ci powiedziałam?
Jestem o dziesięć lat starsza od ciebie.
-Nie jestem głuchy, i oczywiście zrozumiałem, ale ja nie
przywiązuję specjalnej wagi do wieku. A ty? Na ogół ludzie,
zwłaszcza zaś kobiety, są w tej mierze bardzo
konwencjonalni, tacy typowi...
-A tu jest właśnie małe, typowe miasteczko, Joe. A wię-
kszość małych miast jest szczególnie wyczulona na tradycję,
na stare zwyczaje. Tak przynajmniej dzieje się w Anglii.
Silverburn pod tym względem niczym się nie różni. Wiem o
tym doskonale, bo spędziłam tu całe moje życie.
Po wypowiedzeniu tych słów, Kit dopiero w pełni zrozumia-
ła, jak bardzo różniła się od tego mężczyzny. On był człowiekiem
światowym, dużo podróżował, można powiedzieć - kosmopoli-
ta. Ona natomiast była wychowana na domowym podwórku.
Nigdy nie czuła potrzeby, aby wynieść się z tego spokojnego,
pięknego zakątka Anglii, pełnego łąk z soczystą trawą, gęstych
lasów, wiekowych osiedli.
7688010.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin