Gołębiewski Łukasz - Śmierć książki. No future book.pdf

(1770 KB) Pobierz
1044775169.001.png
Łukasz Gołębiewski
No future book
1044775169.002.png
Człowiek Cyfr
„Śmierć książki” to tytuł, mam tego pełną świadomość, prowokacyjny. Sam bowiem
nie wierzę, że książka – jako utrwalona myśl ludzka – może zginąć.
Zmienić się może jednak jej nośnik, co – według mnie – pociągnie za sobą ogromne
reperkusje kulturowe, edukacyjne i ekonomiczne. Wraz ze śmiercią książki w jej
dotychczasowej, drukowanej postaci, głębokim przeobrażeniom ulegnie rynek
wydawniczy i księgarski, zmieni się rola bibliotek, zmianie ulegną preferencje i
kompetencje czytelnicze, zmieni się nasz sposób obcowania z kulturą, a w szczególności
z tekstem, w tym także tekstem literackim. Podtytuł „No Future Book” świadomie jest
niegramatyczny i świadomie odwołuje się do języka angielskiego, który jest
dominującym językiem przekazu hipertekstowego. Powinniśmy raczej użyć zwrotu „No
Future for the Book” lub „Books with No Future”. Język nowoczesnego przekazu, o
którym także będzie tu mowa, rządzi się jednak swoimi prawami i własną gramatyką,
unika poprawności, w imię symboliki liter i wyrazów.
Nawiązujące do stylistyki kultury punk hasło „No Future” samo w sobie stanowi
symboliczny przekaz. Świadczy o dekadencji, a nie o rzeczywistym końcu. Przewrotnego
sloganu „No Future” (bez przyszłości) użyłem jako podtytułu eseju, który w całości
poświęcony jest właśnie przyszłości. Przyszłości książki (Book) i wszystkich elementów
powiązanych z kulturą druku. Przyszłości, która wyrasta z dotychczasowych form
ekspresji. Gdybyśmy zrezygnowali z partykuły „no”, podtytuł tej pracy równie dobrze
mógłby brzmieć „Future of the Book”. Tym samym jednak pozbawilibyśmy ten tytuł
jego symbolicznej siły wyrazu, a użycie angielskich słów nie miałoby żadnego
uzasadnienia.
W 1455 roku moguncki złotnik Johannes Gutenberg wydrukował
czterdziestodwuwierszową Biblię, rozpoczynając nową erę w dziejach książki.
Wprowadzając ruchome czcionki, znane na Dalekim Wschodzie już tysiąc lat wcześniej,
matryce oraz prasę drukarską, zapoczątkował epokę masowej produkcji książek. Jego
wynalazek rozpowszechnił się w tempie jak na owe czasy błyskawicznym. W ciągu
zaledwie kilkunastu lat drukarnie powstały w całej Europie.
W 1473 roku w drukarni Kaspera Straubego w Krakowie ukazał się pierwszy znany
druk na ziemiach polskich – „Kalendarz astronomiczny”. Z wynalazkiem Gutenberga
wiązał się nie tylko łatwiejszy dostęp do książek, ale w ślad za nim wzrost czytelnictwa,
nastąpiła wymiana myśli w nieznanej dotąd skali, rozwój nauki i literatury, ewoluował
język, zmieniał się sposób formułowania myśli. Przed Gutenbergiem – jak pisze Marshall
McLuhan w znakomitej pracy „Zrozumieć media” – „rynek książki był rynkiem dość
rzadkich artykułów. Druk odmienił zarówno proces uczenia się, jak i dystrybucji.
Książka była pierwszą maszyną do nauki i pierwszym masowo produkowanym
towarem”. Znaczenie tego wynalazku dla rozwoju cywilizacji można porównywać do
wynalezienia koła. Po 1455 roku świat nie był już taki sam. „Narodził się człowiek liter”,
jak zgrabnie to ujął McLuhan. Wraz z wynalezieniem druku pojawił się też nowy gatunek
literacki – powieść (jak pisze Ian Watt w obszernej rozprawie „Narodziny powieści”,
nowa forma narracji z jednej strony została wymuszona przez samych wydawców,
oczekujących „obfitości słów”, z drugiej przez rosnące rzesze czytelników).
Obecnie na świecie drukuje się ponad cztery miliardy egzemplarzy książek rocznie, z
czego około 130 milionów w Polsce. Wartość światowego obrotu książkami to, nie
bagatela, około 60 miliardów euro rocznie (ponad 1/3 PKB Polski i – dla przykładu –
pięć razy więcej niż PKB Litwy). Pomijam tu całkowicie inne niż książki druki, przede
wszystkim prasę, która współcześnie – w znacznie większym stopniu niż książki –
kształtuje ludzkie opinie i poglądy.
Czy można sobie dzisiaj wyobrazić świat bez książek? Moja, osadzona w
dotychczasowej kulturze, wyobraźnia nie sięga aż tak daleko. Świat bez druku i bez
papieru? Być może wydaje się to mało prawdopodobne. Ale czy jeszcze dwie dekady
temu mogliśmy przypuszczać, że telefony komórkowe nie tylko będą w powszechnym
użyciu, ale będą łączyć nas z Internetem, umożliwiać słuchanie radia, oglądanie aplikacji
multimedialnych, czy odnajdywanie lokalizacji na mapie miasta? Czy mogliśmy
przypuszczać, że przez telefon będziemy słuchać książek i odbierać najnowsze
informacje: polityczne, gospodarcze, sportowe, czy prognozy pogody? Rewolucja
technologiczna, której jesteśmy świadkami, zmienia nasz świat szybciej niż wynalazek
Gutenberga. Bo i świat jest dzisiaj w zasięgu ręki – dzięki satelitom, tanim biletom
lotniczym i trylionom wysyłanych kilobajtów informacji. O ile wynalazek Gutenberga
stworzył „człowieka liter”, to współcześnie jesteśmy świadkami narodzin „człowieka
cyfr”, gdyż większość informacji rozpowszechnianych jest w zapisie binarnym, a nie
analogowym. Człowiek cyfr, być może lepszym określeniem byłoby e-człowiek, ale ten
zbitek dehumanizuje, to niczym robot czy cyborg. Ale też sens takiego wyrażenia może
być inaczej odczytany, przedrostek e- na początku, czyni z jednostki niewolnika medium.
Epokę druku zastąpiła epoka transmisji, a czcionkę protokół IP (Internet Protocol).
Co więcej, informacja wymyka się dziś spod kontroli. Jest dobrem powszechnym,
niczym chleb.
Jest globalna i demokratyczna. Każdy może ją tworzyć i emitować, każdy także może
być jej odbiorcą. Cyfrowej informacji nie da się powstrzymać, nie da się cenzurować,
przynajmniej nie w sposób absolutny. Jest tania, a w wielu krajach już całkowicie
bezpłatna. Rewolucja objęła wszelkie formy wymiany myśli – począwszy od nadawcy,
przez jej dystrybucję, po odbiorcę; pod znakiem zapytania postawiła skuteczność
ochrony praw autorskich, kontrolę treści i… kontrolę zysków. Wpływa na świat polityki i
gospodarki, na swobody obywatelskie i edukację, rewolucjonizuje język i postrzeganie
świata, ułatwia przepływ towarów i pieniędzy. Powstają nowe wspólnoty i wirtualne
przyjaźnie. Coraz więcej godzin spędzamy przed monitorami, coraz więcej czasu zajmuje
nam formułowanie myśli złożonych z wystukiwanych na klawiaturze liter. Każdy może
„drukować się sam”. Dowolnie można kompilować cudze myśli, można też manipulować
ludzkimi odczuciami na niespotykaną w dziejach skalę. Wirtualna miłość nie jest tylko
fantazją pisarzy, jak choćby Janusza Leona Wiśniewskiego, emocje już dziś powszechnie
wyrażamy za pomocą tzw. emotikonek. Nie odchodząc od komputera, ludzie zarabiają i
tracą fortuny. Człowiek cyfr nie jest już tym samym człowiekiem, a przecież jesteśmy na
początku drogi, po której poruszamy się z prędkością fali elektromagnetycznej
uwięzionej w światłowodzi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin