Spindler Erica - Naśladowca.doc

(2121 KB) Pobierz

 


 


 


 


Tytuł oryginału Copycat

Copycat

Pierwsze wydanie: MIRA Books 2006

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

Korekta:

Ewa Popławska

© 2006 by Erica Spindler

© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin

Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane

w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych

- żywych lub umarłych - jest całkowicie przypadkowe.

Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o. 00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4

Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa

Druk: ABEDIK

ISBN 978-83-238-3068-9


CZĘŚĆ PIERWSZA


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rockford, Illinois Wtorek, 5. marca 2001 godz. 1.00

Włosy dziewczynki połyskiwały jedwabiście. Chciał ich dotknąć i przeklinał w duchu to, że musi nosić gumowe rękawiczki. Kosmyki miały kolor żółtego, soczystego jedwabiu, co było niezwykłe u dziesięcioletniego dziecka. Zwykle wraz z upły­wem lat barwa ta szarzała, aż nabierała mysiego odcienia, któremu dawny blask można było przy­wrócić jedynie za pomocą farby.

Przekrzywił głowę, zadowolony z tego, że ją wybrał. Dziewczynka była nawet piękniejsza i dos­konalsza od poprzedniej.

Pochylił się i pogłaskał ją po głowie. Patrzyła na niego pozbawionymi życia, niebieskimi oczami. Wciągnął głęboko w nozdrza jej miły, dziecięcy zapach.

Tylko ostrożnie...

Nie może po sobie zostawić żadnych śladów.

7


Ten Drugi wymagał od niego perfekcjonizmu. Wciąż chciał od niego więcej i więcej.

Ciągle go obserwował. Wystarczyło, że spojrzał przez ramię, a Ten Drugi już tam był.

Na jego czole pojawiły się zmarszczki i natych­miast zaczął myśleć o czymś innym, żeby nie było widać, co czuje.

Moja śliczna. Najcudowniejsza.

Śpiący Aniołek.

Śledcza Kitt Lundgren użyła kiedyś określenia Morderca Śpiących Aniołków, które media natych­miast podchwyciły.

To określenie bardzo mu się spodobało.

Jednak Ten Drugi kręcił na nie nosem. Wyglądało na to, że nic mu nie odpowiada.

Szybko skończył układanie ciała. Jej włosy... Koszulka nocna z różowymi kokardkami, którą wybrał specjalnie dla niej... Wszystko powinno być takie, jak sobie zaplanował.

Idealne.

A teraz finał. Wyjął z kieszeni różową pomadkę i delikatnie umalował dziewczynce usta. Starał się nie przesadzić z kolorem.

Gdy skończył, uśmiechnął się na widok swojego dzieła.

Dobranoc, mój mały aniołku. Śpij dobrze.


ROZDZIAŁ DRUGI

Wtorek, 5. marca 2001 godz. 8.25

Śledcza z wydziału do spraw zabójstw stanęła w drzwiach dziecięcej sypialni i poczuła, jak ściska się jej żołądek. Zginęła kolejna dziewczynka, a jej rodzice spokojnie spali przez całą noc na dole i nic nie słyszeli.

Najgorszy z możliwych koszmarów. Jednak dla tej rodziny stał się on brutalną rzeczywistością.

Ekipa techniczna przystąpiła do pracy, obfoto-grafowując miejsce zbrodni. Jeden z policjantów rozmawiał przez komórkę.

Po prostu dobrze znane, a przez to banalne dźwię­ki. Kitt przyzwyczaiła się do nich już dawno temu i zwykle nie zwracała na nie uwagi.

Ale to była już druga dziewczynka w ciągu sześciu ostatnich tygodni. A poza tym też miała dziesięć lat.

Tak samo jak jej Sadie.

Na myśl o córce poczuła ukłucie w sercu. Kitt starała się odpędzić od siebie te myśli, próbowała

9


skupić się na czekającym ją zadaniu. Musiała prze­cież złapać potwora, który to zrobił.

Niestety nie zostawił praktycznie żadnych śladów przy pierwszej ofierze. Może przynajmniej teraz coś spieprzył.

Kitt weszła do środka i rozejrzała się po sypialni. Jej ściany były pomalowane na pastelowy różowy kolor. W pokoju stały białe, rustykalne mebelki i łóżko z baldachimem. Koronkowe białe zasłonki pasowały do całości. Na półce siedziały lalki. Po­znała Felicity, ponieważ Sadie miała taką samą.

Prawdę mówiąc, pokój bardzo przypominał sy­pialnię jej córki. Wystarczyło tylko przesunąć łóżko z prawej strony na lewą, postawić w kącie biurko i zmienić kolor ścian z różowego na brzoskwiniowy, a poczułaby się jak u siebie.

Skup się, Kitt. Tu nie chodzi o Sadie. Zajmij się pracą.

Spojrzała w bok. Jej partner, Brian Spillare, był tu już od jakiegoś czasu i właśnie rozmawiał z porucz­nikiem Scottem Snowe'em z wydziału gromadzenia danych. W wydziale pracowało dziewięciu śled­czych, którzy w przeciwieństwie do swoich kolegów z wielkich miast mieli wszechstronne specjalistycz­ne przygotowanie i zajmowali się danymi wszelkie­go rodzaju: odciskami palców, próbkami krwi, ana­lizą śladów i opracowywaniem informacji balistycz­nych. Policjanci zbierali też owady i larwy, które zagnieździły się w ciałach ofiar, bo dzięki temu można było dokładniej określić czas zgonu. Poza tym fotografowali miejsce zbrodni i brali udział w sekcji zwłok, którą również dokumentowali foto­graficznie.

10


I zawsze mieli pełne ręce roboty.

Po zabezpieczeniu śladów, policjanci z tego wydziału przesyłali materiał dowodowy do sta­nowego laboratorium kryminalnego, które znaj­dowało się niedaleko budynku Urzędu Bezpie­czeństwa Publicznego, czyli UBP, w którym mie­ścił się nie tylko wydział policji w Rockford, ale także biuro szeryfa, urząd koronera i miejskie więzienie.

Zastępca szeryfa przysłał tu wszystkich pracow­ników wydziału gromadzenia danych, co wcale jej nie zdziwiło. Dwoje zabitych dzieci w ciągu sześciu tygodni to był prawdziwy wstrząs dla tego przemys­łowego miasta, gdzie tak bardzo ceniono wartości rodzinne. W ciągu roku ginęło tu zwykle piętnaście osób, a między nimi nie było dotąd dziesięcioletnich ślicznych blondynek, które tuż przed śmiercią zasy­piały słodko w swoich wychuchanych sypialniach.

Kitt zauważyła, że partner na nią patrzy. Wskaza­ła łóżeczko, ale dał jej znak, żeby zaczekała. Po chwi­li zakończył rozmowę z porucznikiem Snowe'em i podszedł do niej.

-              Ten facet zaczyna mnie wkurzać - powiedział.
Brian był misiowaty, a w dodatku miał rude włosy

i piegi. Jednak za maską dobroduszności krył się naprawdę wybuchowy temperament. Wielu gorzko żałowało, że weszło mu w drogę lub nadepnęło na odcisk.

Kitt nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Brian dostał tego sukinsyna w swoje ręce.

-              Długo tu jesteś? - spytała.

-              Jakieś piętnaście minut. - Zerknął w stronę
ofiary. - Myślisz, że spróbuje zabić trzecią?


-              Mam nadzieję, że nie - mruknęła. - Jednak
jeśli chcemy zyskać pewność, musimy go złapać.

Skinął głową, a następnie pochylił się i dotknął lekko jej ramienia.

-              Jak tam Sadie?

Umiera. Jej jedyne dziecko, radość jej życia! Kitty poczuła ucisk w klatce piersiowej. Pięć lat temu rozpoznano u jej córki ostrą białaczkę lim-fatyczną. Przeszła przez chemio- i radioterapię, a także przeszczep szpiku i teraz, po kolejnym niepowodzeniu, traciła siły do dalszej walki.

Nie mogła wydusić słowa, tylko bezradnie po­trząsnęła głową. Brian ścisnął ze współczuciem jej ramię.

-              Trzymasz się jeszcze?
Ale resztką sił.

-              Tak - odparła, czując, że napięcie słabnie.
- Próbuję.

Brian nie naciskał. Wiedział lepiej niż ktokol­wiek, pomijając Joego, jej męża, co Kitt przeżywa. Raz jeszcze ścisnął z westchnieniem jej ramię i po­deszli do łóżeczka. Kitt starała się nie wyobrażać sobie, co zobaczy. Wszystko wskazywało na to, że był to ten sam morderca co poprzednio, ale chciała spojrzeć na sprawę świeżym okiem, obiektywnie. Lepiej niczego z góry nie zakładać, nie dopasowy­wać śladów do żadnej teorii. Dobry śledczy koncen­truje się przede wszystkim na badaniu zebranych dowodów, bo to one mogą doprowadzić go do celu. Kto o tym zapomni, traci wiarygodność.

Jednak ledwie spojrzała na martwe dziecko, na­tychmiast poczuła, że trudno jej będzie zachować profesjonalny chłód i dystans.

12


Podobnie jak poprzednia ofiara, dziewczynka była ładną, niebieskooką blondynką. Gdyby nie ślady morderstwa: zsinienie, wybroczyny, powstałe na skutek pęknięcia naczyń krwionośnych w gał­kach ocznych i ustach oraz postępujące stężenie pośmiertne, można by pomyśleć, że śpi.

Śpiący aniołek.

Tak jak w przypadku poprzedniego dziecka.

Ułożone na poduszce jasne włosy dziewczynki przypominały aureolę. Morderca musiał włożyć wy­siłek w to, żeby tak właśnie wyglądały. Kitt po­chyliła się w stronę ofiary. Morderca umalował jej usta delikatną, różową szminką.

-              Wygląda na to, że ją udusił - powiedział Brian.
- Tak jak poprzednią.

Wskazywały na to wybroczyny i brak innych obrażeń. Kitt skinęła głową.

To znaczy, że umalował ją po dokonaniu mor­derstwa. - Spojrzała na partnera. - A co z koszulą nocną?

Taka sama jak poprzednio. Matka twierdzi, że to nie jej.

Kitt zmarszczyła brwi. Ozdobiona falbankami i różowymi kokardkami koszula nocna była napraw­dę ładna.

A ojciec coś mówił?

Nic szczególnego. Żadne nie dotykało ciała. Mat­ka przyszła obudzić ją do szkoły. Zaczęła krzyczeć, gdy tylko ją zobaczyła. To ojciec zadzwonił pod 911.

Wydało jej się dziwne, że nie dotykali ciała, ale prasa tyle pisała o poprzednim morderstwie, że pewnie od razu wiedzieli, co się stało. Nawet nie musieli sprawdzać, czy ich córka jeszcze żyje.

13


-              Musimy ich prześwietlić - dodał Brian.

Kitt skinęła głową. Statystyki wskazywały, że bardzo niewiele dzieci padało ofiarami osób spoza rodziny. Była to smutna prawda, którą jako poli­cjanci musieli brać pod uwagę.

Jednak oboje z Brianem wiedzieli, że istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że to dziecko było kolejną ofiarą przemocy w rodzinie. Tym razem mieli do czynienia z seryjnym mordercą małych dziewczynek.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin