285. DUO Roberts Alison - Nieuchwytny czar.pdf
(
486 KB
)
Pobierz
3881355 UNPDF
Alison Roberts
Nieuchwytny czar
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tej piżamy nie sposób było nie zauważyć. Wid
niejące na niej niesamowite wizerunki śmiejących się
tygrysów były tak charakterystyczne jak oznaczenia na
odzieniu więźnia. Zważywszy na to, że w całym ogro
dzie nie dało się dostrzec śladu dorosłego opiekuna, tę
piżamę musiał nosić mały zbieg.
To pewnie sprytnie zaplanowana ucieczka, pomyś
lała Polly Martin. Dopiero od tygodnia pracowała na
oddziale pediatrycznym Queen Mary Hospital w Christ-
church, ale dobrze wiedziała, jak pilnie tu się strzeże
małych podopiecznych.
Wprawdzie tygrysy nie zdały egzaminu jako strój
maskujący, ale po chwili, co należy przypisać zręczno
ści uciekiniera, skryły się bez śladu za gęstym żywo
płotem okalającym ogród różany rozciągający się na
prawo od ścieżki, jaką podążała Polly. Zboczyła z dróżki
prowadzącej do wejścia do szpitala i patrząc pod nogi,
stąpała ostrożnie, by nie podeptać rosnących tutaj bujnie
narcyzów. Kiedy wreszcie dotarła do żywopłotu i pod
niosła wzrok, po tygrysach nie było śladu.
Polly przystanęła przy wielkim jesionie i zastanowiła
się. Za dziesięć minut powinna pojawić się na oddziale,
a jeżeli się "spóźni, narazi się siostrze oddziałowej Lee
Fenton, ale nie ma rady. Na pewno szybko znajdzie
dziecko, a pozostawienie chorego pacjenta, zwłaszcza
takiego malucha, samego w parku, byłoby czymś nie
odpowiedzialnym. Jedno spojrzenie wystarczyło, by
ocenić, iż dziewczynka nie ma więcej niż trzy, może
cztery lata. Wprawdzie sierpniowe popołudnie niesie
obietnicę wiosny, ale wciąż nie jest na tyle ciepło, żeby
paradować w piżamie, a jak słońce zniknie za wierzchoł
kami najwyższych drzew, zapanuje chłód.
Dlaczego to dziecko się schowało? Czy cieszyło się
słońcem w ogrodzie z matką albo ojcem i po prostu się
zgubiło?
Nie.
Ruchy, jakie zaobserwowała Polly, były zdecydowa
ne. Dziewczynka uciekała, bo coś ją musiało prze
straszyć - może perspektywa przykrego zabiegu medy
cznego. Polly pomyślała z podziwem o odwadze malu
cha. Na ogół takie dzieci kurczowo trzymają się rodzi
ców. Albo krzyczą. Albo jedno i drugie.
- Gdzie jesteś? - krzyknęła Polly.
Rozejrzała się wokół; jej krzyk utonął w ciszy.
W wypielęgnowanym ogrodzie różanym nie można
znaleźć prawdziwej kryjówki, a Polly była pewna, że
w ciągu paru chwil, kiedy tu szła, dziecko nie zdążyłoby
dobiec do żywopłotu po drugiej stronie dużego ogrodu.
Polly westchnęła, odgarniając kosmyk prostych, jas
nych, sięgających ramion włosów. To może potrwać
dłużej niż przypuszczała, jeżeli czegoś nie wymyśli.
- No dobrze. Wygrałaś. Umiesz się bawić w chowa
nego. - Polly upuściła torebkę na ziemię koło drzewa.
- Teraz ja się schowam.
Odpowiedziała jej cisza. Polly czuła się trochę
głupio, przemawiając do pustego ogrodu różanego, ale
coś jej mówiło, że dziecko jest blisko. Postanowiła
spróbować jeszcze raz.
- Czy muszę włożyć piżamę do zabawy? - spytała
z udawanym niepokojem. - Zapomniałam jej wziąć.
I nie mam takiej z lwami.
- To są tygrysy! - odezwał się stanowczy głos
z nieoczekiwanej strony.
Polly gwałtownie zadarła głowę w górę.
- Ach! To ty jesteś na drzewie! Jak się tam dostałaś?
- Wdrapałam się. Umiem chodzić po drzewach.
- Właśnie widzę. - Nagie gałęzie jesionu były gęste,
ale nie sprawiały wrażenia zbyt mocnych. Dziecko
znajdowało się dość wysoko i Polly przesunęła się nieco,
żeby w razie czego móc je złapać. - Ja mam na imię
Polly - powiedziała wesoło. - A ty?
- Bonnie.
- Czy ktoś wie, że tu jesteś?
- Nie, ja uciekłam.
- Aha. - Polly skinęła głową z powagą. - Ja też mam
czasem ochotę uciec. Kiedyś naprawdę uciekłam.
- Czy byłaś wtedy taka mała jak ja?
- Nie. Całkiem duża. - Polly uśmiechnęła się w du
chu. Miała wtedy, a było to rok temu, dwadzieścia
siedem lat, ale dla Bonnie to pewnie cała wieczność.
- A ty ile masz lat?
- Pięć.
- Naprawdę? - Polly przyjrzała się dziecku, na ile to
było możliwe. Dziewczynka wydawała się mała na swój
wiek. W bladej buzi o drobnych rysach ciemne oczy
robiły wrażenie ogromnych. Kręcone włosy - lub raczej
to, co z nich zostało - też były ciemne.
- Dlaczego uciekłaś?
Uśmiech Polly mówił, że to osobiste pytanie nie jest
jej niemiłe. Ujęło ją to odważne i zapewne poważnie
chore dziecko.
- Wydarzyło się coś, co mi się bardzo nie podobało
- odparła szczerze. Bonnie nie zrozumiałaby wyjaś
nienia o nieudanym romansie i zawiedzionych marze
niach. - Więc uciekłam.
- Czy to bolało?
Zatem podejrzenie, że Bonnie umknęła ze strachu
przed bolesnym zabiegiem, byłoby trafne. Skoro uciek
ła, musiała wiedzieć, co ją czeka, czyli że już tego
doświadczyła. Polly postanowiła, że nie będzie czynić
rozróżnienia między bólem fizycznym i psychicznym.
- To, co sprawia nam ból, nie jest przyjemne,
prawda?
- Aha.
- Czy dlatego uciekłaś?
Potakujący ruch głową nastąpił po dłuższej chwili,
która pozwoliła Bonnie na namysł, czy można powie
rzyć Polly tak ważną wiadomość.
- Może byś zeszła z drzewa i o tym opowiedziała?
- W głosie Polly brzmiało współczucie.
- Nie.
- Och... No dobrze. - Polly zerknęła do tyłu. Na
pewno ktoś już szuka Bonnie. Może spora grupa ludzi.
Wkrótce nadciągną posiłki i ktoś, kto zna dziewczynkę,
nakłoni ją, żeby zeszła z drzewa.
Bonnie spoglądała z namysłem w dół.
- Możesz tu przyjść, jak chcesz.
- Jestem za duża.
Plik z chomika:
lid7op.pl
Inne pliki z tego folderu:
Anderson Caroline - Najbliższe sercu.pdf
(664 KB)
Robertson Patricia - Niewinne kłamstwo.pdf
(707 KB)
McArthur Fiona - Ocalona.pdf
(666 KB)
Marinelli Carol - Właściwa droga.pdf
(704 KB)
Neels Betty - Dziedziczka.pdf
(420 KB)
Inne foldery tego chomika:
Harlequin Medical(1)
Harlequin Medical(2)
Harlequin Medical(3)
Harlequin Medical(4)
harlequin medical(5)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin