Sierżant konnej policji.txt

(580 KB) Pobierz
WIESŁAW WERNIC
SIERŻANT KONNEJ
POLICJI
ILUSTROWAŁ STANISŁAW ROZWADOWSKI
CZYTELNIK  1985 WARSZAWA
Kim jest Owen?
Wrzesień 1890 roku był, jak na tę porę roku, niezwykle ciepłym miesišcem. Zaskakujšce
upały, typowo letnie w jesiennej porze, zastały nas obu w południowej częci Saskatchewanu 
okręgu kanadyjskich Terytoriów Północno-Zachodnich1.
Przybylimy tu najpierw kolejš do stolicy okręgu, Reginy, a póniej dwukonna bryczka
przez półtora dnia, przerwanego nocnym biwakiem wród pustkowi bezkresnej prerii, dowiozła
nas do wielkiego gospodarstwa hodowlanego, własnoci Jonathana Caldwella.
Przyczynš tej niespodziewanej dla nas obu (Karola Gordona i mnie) podróży były
przedziwne tarapaty, w jakie popadł właciciel Alicji (tak nazywała się farma Caldwella). O
wycišgnięcie go z tych tarapatów Caldwell goršco nas prosił za porednictwem znanego nam od
lat porucznika (ongi sierżanta) Północno-Zachodniej Konnej Policji  Gary Mitchella.
Nie będę powtarzał historii, jaka się przydarzyła posiadaczowi Alicji. Nie ma ona bowiem
nic wspólnego z tym, o czym mam zamiar opowiedzieć2. Ale do rzeczy!
Na wstępie wspomniałem o letniej aurze tamtej jesieni. To włanie jej zawdzięczałem
możnoć wysłuchania i z kolei powtórzenia opowieci o przedziwnych życiowych perypetiach
przypadkowo poznanego przeze mnie człowieka. Gdyby bowiem padały dokuczliwe deszcze i
dęły wiatry sygnalizujšce nadcišganie zimy, nie mógłbym tyle czasu spędzać w ogrodzie
otaczajšcym budynek farmy, grzejšc się w słońcu i... nastawiajšc uszu, jak to się potocznie
okrela. Zaiste warto było słuchać!
Nigdy dotšd podczas mych wypraw z Karolem Gordonem nie zawędrowałem tak daleko na
północ amerykańskiego kontynentu. Stało się to dopiero rok póniej3. Wówczas jednak
wydawało mi się, że przebywam jeli nie w samym sercu Północy, to w jego pobliżu. Jakże
fascynowały mnie tutejsze egzotyczne nazwy rzek, jezior, osad ludzkich!
Oto Płaszczyzna Jeżozwierza, Jezioro Węża, Jezioro Kri (od nazwy indiańskiego plemienia),
Jezioro Frobishera (głonego odkrywcy i podróżnika), Cienina Pelikana, Jezioro Pian, Jezioro
Ostatniej Góry. miasteczko o nazwie Hudson Bay. W jakiż to sposób i dlaczego przywędrowała
tu nazwa Zatoki Hudsona, położonej w linii powietrznej o trzysta pięćdziesišt mil na wschód od
tej osady?
A inne osiedla? Chociażby taka Marchew nad rzekš... Marchwiš albo Indiańska Głowa,
Żółta Trawa, Biały Las. Samo miano okręgu Saskatchewan wywodzi się od rzeki o tejże nazwie.
Przekręconej nazwie, bo Indianie zwš tę rzekę Kisikatchewan, co oznacza wolno płynšca
1 Saskatchewan uzyskał prawa prowincji Kanady dopiero w 1905 r.
2 Historia ta została opisana w powieci pt. Znikajšce stado".
3 Historia ta została opisana w powieci pt. Skarby Mackenzie".
woda.
Urok egzotyki takich nazw po prostu mnie oczarował. Jakże chciałbym napotkać którego z
ojców chrzestnych, na przykład Jeziora Ostatniej Góry, aby mi wytłumaczył pochodzenie tej
nazwy. Lub też  Cieniny Pelikana. Przecież pod tš długociš i szerokociš geograficznš nigdy
nie żyły pelikany! Na pewno mieszkali tu ludzie (a może nadal mieszkajš) o bujnej fantazji i
poetyckich skłonnociach.
W następnym roku, jak już wspomniałem poprzednio, zrzšdzeniem losu przyszło mi poznać
prawdziwš Północ, takš jaka nawet w lecie chłodem dmucha. Wówczas  przez porównanie 
egzotyka równin Saskatchewanu wiele straciła w mych oczach.
Tymczasem trafiła się okazja wysłuchania opowieci bywalca, który wydeptał cieżki przez
ziemie, o jakich wówczas nawet nie niłem, mimo że  daleki od samochwalstwa 
wielokrotnie wspominałem o swych wędrówkach przez pustacie Arizony. Nowego Meksyku,
Oklahomy, Montany. Nie były mi obce bezdroża południa i zachodu, ale  północy nie!
Mój przygodny informator uraczył mnie wspomnieniami, z których można ułożyć bardzo
interesujšcš ksišżkę. Zwróciłem mu na to uwagę.
 Gdzież ja do pisania? Chętnie odstšpię panu wszystko, co naopowiadałem, a na życzenie
służę dalszš porcjš. Proszę, niech pan sam o tym napisze. No, i wspomni też o mnie. Nazywam
się Owen Hove.
Powyższe słowa nie wyjaniajš sprawy całkowicie. Muszę więc dodać, że Hove był
sierżantem Północno-Zachodniej Konnej Policji4. Ta kanadyjska służba bezpieczeństwa została
zorganizowana w 1873 roku celem zaprowadzenia porzšdku i zagwarantowania bezpieczeństwa
nielicznej podówczas ludnoci zachodnich, preriowych obszarów Kanady, rozcišgajšcych się aż
do podnóży Gór Skalistych oraz ziem leżšcych daleko na północy, po Ocean Arktyczny i granicę
z Alaskš. Olbrzymi ten teren do roku 1869 stanowił własnoć Kompanii Zatoki Hudsona,
przedsiębiorstwa handlowego, jakie w 1670 roku, nadaniem króla Anglii Karola II, uzyskało
około półtora miliona mil5 kwadratowych dziewiczych ziem. W 1869 roku tereny te zostały
wykupione przez rzšd Dominium Kanady za półtora miliona kanadyjskich dolarów. W
konsekwencji należało nad nimi roztoczyć opiekę prawa, a przede wszystkim obsadzić strażš na
tysišc mil długš granicę państwowš między Kanadš a Stanami Zjednoczonymi.
Tamtędy bowiem napływali ze Stanów włóczykije amerykańskiego Dzikiego Zachodu,
przestępcy uchodzšcy przed wymiarem sprawiedliwoci, łowcy skór wybijajšcy ostatnie bizonie
stada, handlarze-przemytnicy z wozami pełnymi beczułek kiepskiej whisky sprzedawanej
4 W 1904 r. ta formacja otrzymała nazwę Królewskiej Północno-Zachodniej Konnej Policji, a w 1920 r. 
Królewskiej Kanadyjskiej Konnej Policji. Pod takš nazwš istnieje do dzi.
5 Mila angielska -- ponad 1600 metrów.
Indianom za cenne skórki. Pewni bezkarnoci przybysze wznosili na ziemiach należšcych do
Kanady obronne forty służšce za składnice alkoholu, wywieszajšc na nich gwiadziste flagi
swego kraju.
Rzšd Dominium chciał również ochronić robotników budujšcych linie kolejowe ze wschodu
na zachód oraz nawišzać przyjacielskie kontakty z zachodnimi i północnymi plemionami Indian,
jak również położyć kres cišgle wznawianym wojnom międzyplemiennym.
Takiemu to działaniu miała podołać pierwsza, zaledwie trzystu ludzi liczšca grupa konnej
policji. I podołała!
Historycy twierdzš, że był to cud, jaki się wydarzył w dziejach Kanady. 8 lipca 1874 roku ta
skromna siła zbrojna zdała swój pierwszy egzamin. Z miejsca zbiórki (szećdziesišt mil na
południe od Winnipegu) wyruszyła na zachód kawalkada dwustu siedemdziesięciu pięciu ludzi,
trzysta dziesięć koni, sto czterdzieci dwa woły, dziewięćdziesišt trzy sztuki bydła, sto
czternacie lekkich dwukołowych wózków i siedemdziesišt trzy ciężkie czterokołowe wozy.
Ludzie otrzymali mundury: czerwone kurty (na wzór uniformu brytyjskiej armii) i granatowe
spodnie z żółtymi lampasami.
W okresie czterech miesięcy przebyto ponad tysišc mil, podczas tego marszu zniszczono
składnice wódki przemycanej ze Stanów, wzniesiono szereg posterunków obronnych i
nawišzano łšcznoć z Indianami. W tym czasie padło z pragnienia lub głodu sporo pocišgowych
zwierzšt, lecz nie zginšł ani jeden człowiek. Tak to wyglšda w wielkim skrócie. Cóż jeszcze
dodać?
Chyba to, że służba w Konnej Policji nie była wysoko wynagradzana. Szeregowy policjantkonstabl
otrzymywał zaledwie jednego dolara dziennie, subkonstabl  zaledwie siedemdziesišt
pięć centów, inspektor (dowodzšcy pięćdziesięcioma ludmi) pobierał rocznš pensję w
wysokoci tysišca czterystu dolarów, czyli nieco ponad sto szesnacie dolarów miesięcznie. Co
prawda po trzech latach nienagannego sprawowania obowišzków policjant mógł otrzymać
darmo sto szećdziesišt akrów prerii na zagospodarowanie się, lecz tego rodzaju materialna
zachęta miała raczej słaby wpływ na rekrutację kandydatów do nowej odmiany służby
bezpieczeństwa. Niewielki tylko procent osiadł póniej na roli. Decydujšcym natomiast
czynnikiem była chęć przeżycia wielkiej przygody. Gdzież łatwiej jš napotkać, jeli nie wród
prawie bezludnych, dziewiczych ziem? W tym, co opowiadał Owen Hove, znalazłem
potwierdzenie mego przypuszczenia. Wizja wielkiej przygody skłoniła wielu młodych
Kanadyjczyków do przywdziania szkarłatnej kurty i poddania się rygorom ostrej dyscypliny.
Kiedy Hove zdecydował się na wybranie zawodu? Na jak długo się z nim zwišzał?
Zagadnšłem go o to.
 Ba  odparł  miałem wówczas osiemnacie lat, to znaczy prawie osiemnacie,
brakowało kilku miesięcy.
 Wiek w sam raz...  wtršciłem.
Pokręcił głowš.
 O, nie. Do konnej policji przyjmowano wówczas ludzi z dużym dowiadczeniem.
Najchętniej takich, którzy już służyli w armii, zwłaszcza w kawalerii. Na drugim miejscu
stawiano kandydatów, którzy w swych traperskich wędrówkach przemierzyli mało znane ziemie
Terytoriów Północno-Zachodnich i potrafili porozumieć się z Indianami. Niestety, nie należałem
do żadnej z tych grup. Ot, byłem takim sobie szczeniakiem marzšcym o przygodzie, lecz jakiż
chłopak w moim wieku o niej nie marzy. Moje wyobrażenie o służbie w szeregach Północno-
Zachodniej miechu było warte! Co mi się niło? Nocne biwaki, czerwonoskórzy wojownicy,
stada bizonów, a ja wród takich dekoracji na wspaniałym rumaku przemierzajšcy pustkowia, by
nieć pomoc potrzebujšcym.
 Piękne wyobrażenia  zauważyłem.
 Ba, lecz odbiegajšce od rzeczywistoci, gdy wreszcie oko w oko z niš stanšłem. Ale
zanim do tego doszło, przekorny los wylał mi na głowę kilka kubłów zimnej wody.
Do formujšcego się pierwszego oddziału Konnej Policji nie zostałem przyjęty. Nie, brałem
więc udziału w wielkiej wyprawie na zachód. Majšc osiemnacie lat czułem się bardzo stary.
mieszne? Na pewno, ale taki nastrój wzbudziła we mnie odmowa przyjęcia w szeregi policji.
Różne głupie myli mogš narodzić się w głowie zawiedzionego w swych planach młokosa. Los
jednak zlitował się nade mnš. Mówię los, w rzeczywistoci była to inicjatywa mego ojca. Nie
nudzę pana?
Zaprzeczyłem bardzo szczerze.
 Widzi pan, mój ojciec przybył do Ameryki z Eur...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin