1 września, gdy Antoś po raz pierwszy przekroczył, a ściślej przejechał próg szkoły, wzbudził wielkie zainteresowanie. Był jedynym dzieckiem na wózku inwalidzkim. Niektórzy się go bali, inni stwierdzili, że nie ma co się nim zajmować, jeszcze inni byli bardzo ciekawi, kim jest ten chłopiec, ale nie wiedzieli, jak do niego zagadać. A Antoś? Zdawał się niczego nie dostrzegać i niczym nie przejmować. Mówił bardzo niewyraźnie, ale za to nader wyraźnie się uśmiechał. On się nie uśmiechał, on cały promieniał! Jego niebieskie oczy jaśniały jak ogniki, a buzia, choć lekko wykrzywiona w wyniku porażenia, była niezwykle piękna. Nie fizycznym pięknem, ale tym, które promieniowało z tego chorego, małego chłopca.Po pierwszym dniu ciekawości i zadziwienia nastała szkolna codzienność. Dzieci z 2d powoli przyzwyczajały się do obecności Antosia, do jego odmienności i innego sposobu funkcjonowania. Po jakimś czasie kilkoro z nich umiało mu pomóc, wiedziało, co trzeba zrobić, gdy coś mu upadnie, gdy chce z resztą klasy pograć w piłkę lub ma kłopot z pisaniem lub rysowaniem. Nie wiadomo, jak dzieci nauczyły się rozumieć jego niewyraźną mowę, ale świetnie się z nim dogadywały. A on ciągle promieniał. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widziała go ze smutkiem na twarzy. Pani Jola, jego wychowawczyni, też nie przypomina sobie takiej sytuacji.Obie pamiętamy - choć minęło już kilka lat - dzień, w którym przed szkołą nietrzeźwy kierowca śmiertelnie potrącił mamę Kamili. Stało się to na oczach dziewczynki. Kamila bardzo to przeżyła. Na kilka dni w ogóle straciła mowę, potem przez kilkanaście miesięcy jąkała się. Gdy tydzień po pogrzebie mamy wróciła do szkoły, nie odzywała się do nikogo, zdawała się być całkowicie nieobecna. Jej ojciec i psycholog szkolny załamywali ręce, nie wiedząc jak pomóc dziecku. W tych dniach nie było w szkole Antosia, który przebywał na okresowych badaniach w szpitalu. Jego mama opowiedziała mu o smutku i cierpieniu Kamili. Gdy tylko wrócił do szkoły, poprosił, by postawiono jego wózek przy ławce, w której siedziała Kamila. Nikt z nas nie wie, jak on to robił, ale przy nim dziewczynka ożywiała się, odpowiadała na jego promienny uśmiech, potem z nim rozmawiała... Niejeden raz można było zobaczyć, jak nachyla się do ucha chorego chłopca, szepcze mu coś cichutko, a potem patrzą na siebie bez słowa. Antoś nic nie mówi, tylko promiennym wzrokiem patrzy na Kamilę. Ona patrzy na niego, czasem ociera łzy, a czasem po chwili takiego milczącego zapatrzenia się kiwa głową, mówi: "może być" i... zaczyna się uśmiechać.Teraz Kamila ma 19 lat, wyrosła na piękną, mądrą dziewczynę. Antoś zmarł kilka lat temu. Miał zbyt słabe serce, aby dłużej żyć. Kamila w rocznicę śmierci swojej mamy odwiedza jej grób i grób Antosia. Powiedziała mi niedawno: - mama dała mi życie wtedy, kiedy się urodziłam, a Antoś przywrócił mi je wtedy, gdy mama umarła.On był moim najlepszym przyjacielem. Dopiero niedawno zrozumiałam, że wtedy, gdy umarła moja mama, wszyscy mi współczuli i chcieli mnie pocieszać. Tylko Antoś zachował się inaczej. On cierpiał razem ze mną!
s. M. Urszula Kłusek SAC
gloriave