Doncowa Daria - Jewłampija Romanowa 02 - Poker z rekinem.pdf

(1607 KB) Pobierz
Daria Doncowa:
Daria Doncowa:
Poker z rekinem:
Z języka rosyjskiego przełożyła
Danuta Blank
yiDEOGRAFIIKatowice.
Tytuł oryginałuJJoKep c anyjiou
RedakcjaElżbieta SpadziAska-Żak
Projekt okładkiMarek J.
Piwko {mjp)
Zdjęcie na okładceRobertoA.
Sanchez
Redakcja technicznaDamian Walasek
Skład i łamanieEwa Mierzwa
KorektaAnna SkowrońskaAnna Karaczewska
Wydanie I, październik 2009
z o.
o.41-500Chorzów, al.
Harcerska 3ctel.
(0-32) 348-31-33,348-31-35fax (0-32) 348-31-25ojfficevideograf.
plwww.
Videograf.
pl
Dystrybucja: DICTUM Sp.
z o.
o.01-942 Warszawa, ul.
Kabaretowa 21tel.
(0-22) 663-98-13, fax (0-22) 663-98-12
dystrybucjadictum.fl www.
dictum.pl
Copyright EKSMO Agency Inc.
, 2000 Copyrightfor thePolishedition by Videograf II Sp.
z o.
o., Chorzów 2009
ISBN 978-83-7183-750-0
Druki oprawa:
Rzeszowskie Zakłady Graficzne SA
Wprowadzenie:
Za oknem grudzień,a mnie ziemia pali się pod stopami!
Najpierw,zadzwoniłajakaś kobieta.
Pomyliła mój numer telefonu znumerem przyjaciółki.
Ktoś wyraźnie jej groził.
Błagała o pomoc.
Rzecz jasna, ja, skończona kretynka,popędziłam na złamanie karku pod wskazany adres.
Nie zdążyłam.
Kobieta skonała na moich rękach.
Nieco później, prowadzącposzukiwania zaginionej żony "króla nafty", udało mi
sięzdemaskować mordercę mojej przypadkowej znajomej.
Jednak szczęściemnie opuściło - wszyscy świadkowie zostali zamordowani.
A jak tu zmusić nieboszczyka dozłożeniazeznań?
Wydawca: Videograf II Sp.
Rozdział 1
Ogromny,niedźwiedziowaty facet biegł po słabo oświetlonej ulicy,wymachując
pistoletem.
Takiego typa strach spotkać nawet wśrodku dnia, przy normalnym słonecznymoświetleniu,
wśród tłumu ludzi,składającego się z samych milicjantów.
A co tudopiero mówić w środku nocy?
Był podobny dorozjuszonego zwierzęcia.
Biegł w skupieniu, oddychając równomiernie i z rzadka tylko wykrzykując przekleństwa.
Poczułam, jak ze strachu kurczy mi się żołądeki zaczyna bolećgłowa.
W pewnym momencie usłyszałam cichytrzask.
Prześladowca wydał z siebie dziwny dźwięk i runął na ziemię jak kłoda.
Nie ruszał się,a obok jego głowy ujrzałampowiększającą się ciemnobordową kałużękrwi.
Westchnęłami poczułam,że skurcz żołądka powoli ustępuje.
- Dobra - powiedział Sierioża, wyłączając telewizor - pora spać.
Jutromusimy wcześnie wstać.
Magnetowid zaczął przewijać kasetę.
- Jednak wolę, jak wszystkodobrze się kończy - ziewnęła Katia i przeciągnęła się.
-Ja też - poparła ją Julka.
- I ja -pisnął z kątaKiriusza.
- A ty co tu robisz?
- odezwał się Sierioża.
- Oglądałem film - oświadczył chłopiec, wychodząc z ukrycia.
-Zupełnie się rozbestwiłeś - oburzył się starszy brat.
Jutro masz narano do szkoły!
Musiszwstaćo siódmej!
- No i co z tego?
- odparłmłodszy.
-A ty idziesz do pracy i też musisz wstać o tej samej porze!
- Co wolno wojewodzie, tonie tobie, smrodzie!
- Sierioża wyraźnietracił panowanie nad sobą.
-Jak ci zapewne wiadomo, od dawna jestemdorosły.
Mam dwadzieściapięć lat i jestem żonaty.
Dlatego mam prawo robić, co mi się rzewnie podoba.
Ty natomiast nie skończyłeśjeszczedwunastui musisz się słuchać.
Marsz do łóżka!
- A gdziejest napisane - zaczął marudzić Kiriusza -że żonatemu wolno oglądać
telewizję, a kawalerowi - nie?
Mamo, no powiedz!
Katia westchnęła i chciała coś powiedzieć, ale w końcu zamiasttegoruszyła
doprzedpokoju.
Widocznie stwierdziła, żenie warto wtrącać się w sprzeczkę, ponieważ - stojąc w drzwiach-
rzuciła pojednawczo:
- Nie kłóćcie się.
Chodźcie, napijemy sięlepiejherbaty.
- Wieczniemu pobłażasz - nie dawał za wygraną Sierioża.
-Jak miałemjedenaścielat, to wyganiano mnie o dziewiątej sprzed telewizorai niebyło zmiłuj
się!
- Kiedy byłeś w wieku Kiryła - parsknęła śmiechem Julia, opuszczającsalon - wideo
mieli jedynie członkowie Biura Politycznego i pewnie niedobra mama nie pozwalała ci
oglądać dobranocki.
Sierioża nie znalazł argumentuodpierającego jej atak.
Odprowadziłjągniewnym spojrzeniem.
Kirył zachichotał.
- Ale musiałeś mieć okropne dzieciństwo!
Przyjmij mojenajserdeczniejsze wyrazy współczucia!
Starszy brat zaczerwienił się ze złości i już chciał strzelić młodszegopogłowie, ale ten
niczymzaskroniec wyśliznął się przezuchylone drzwi.
Zaraz po tymz kuchni dobiegł jego dźwięczny głos:
- Aleczad!
Jaki tort!
A można tak odkroić, żebym miał i różyczkę,i czekoladkę?
- Zdejmępo prostu czekoladkę z innego kawałkai położę na twoim -obiecała Katia.
Sierioża westchnął.
- Idź lepiej do kuchni - zachęciłam go - bo inaczej Kirył wrąbie całytort.
-Niech sobierąbie - odburknął Sierioża, wstając.
-Jeszcze będzieciepłakać.
Za kilkalat nikt nie da sobie z nim rady.
Już teraz nikogonie słucha, az czasem będzie corazgorzej.
9
Burczącpod nosem, ruszył w kierunku kuchni.
Z rozkoszą wyciągnę- 'łamnogi na kanapie i ziewnęłam.
Sierioża strasznie kocha Kiryłkai gotowyjest za nim wskoczyć w ogień, ale czasami ma
gorszy dzień i wtedy czepia się obyle co.
Dzisiaj akurat jego ofiarą padł Kirył, ale nie zawsze tak jest.
Może trafić nakażdego.
Nie dalej jak tydzień temunapadłna Katię, żądając, żeby natychmiast oddała swój samochód
do naprawy.
Biedna dziewczyna broniła się, jak mogła, ale nie miała żadnych szansz kipiącym ze
złościsynem, barwnie opisującym okropny stan techniczny żiguli.
I, niestety, miał rację.
Kierownica poza tym, że kręcisię dookoła, tojeszcze nadodatek rusza się z góryna dół jak ster
w samolocie myśliwskim.
Może dla samolotu toi dobre, alepolicjanci z drogówki, niewiedzieć dlaczego, są innego
zdania, gdy widzą taki trik.
Dodajmy dotego odpadający tłumik, wgniecionylewy bok, łyse opony istale wypadającą z
gniazdka zapalniczkę.
Szkoda gadać.
Napadyzrzędzenia Sieriożymają zawsze to samo podłoże.
Chłopak pracuje w agencji reklamoweji, kiedyotrzymuje zlecenie, rozkwita jak kaktus.
Jeśli zaś przezdłuższyczas nie ma klientów - w domu zaczynają się kłopoty.
Na kanapiebyło bardzo wygodnie.
Za oknami hulał lodowaty grudzień.
Nakalendarzu dopiero piąty grudnia, a na termometrze już prawie minus trzydzieści.
W domu jednak jest ciepło,miło i przyjemnie.
Nawet głośna wymiana zdań, dochodząca z kuchni, nie potrafiła zepsuć taksielankowego
nastroju.
Przezmoją głowę niespiesznie przewijałysię różne myśli: co przygotować jutro na obiad?
Makaron czy gulasz z ziemniakami?
- Hej, Lampa- rozległo się tuż nad moją głową.
- Idźdo łóżka, bo zaraz zaśniesz w opakowaniu nakanapie.
Lampa - to ja.
Mam naimię Eulampia.
Domownicy nazywają mnieprzeróżnymizdrobnieniami: Lampka, Lampencja, Lampusik,
Lampik -mają takie pomysły, że aż strach!
Ale nie gniewam się na nich, przeciwnie- jestem absolutnie, niesłychanie szczęśliwa.
Chociażtrzeba przyznać, żenie zawsze takbyło.
Niedawno, jesienią, prowadziłam żałosne życie chorej, niezdarnej i kompletnie bezużytecznej
bogatej paniusi.
Inaczej się teżnazywałam - Eufrozyna.
Nazwał mnietak ojciec, profesor matematyki.
Imię odziedziczyłam po jego matce, której nawet nie znałam.
I nic w tymdziwnego, gdyż byłam późnym ijedynym dzieckiem swoichrodziców.
Mama była solistką operową- robiła wszystko, żeby jej ukochana córka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin