Higgins Clark Mary - Moja słodka Sunday.rtf

(412 KB) Pobierz

 

Mary Higgins Clark

 

Moja Słodka Sunday

 

(My Gal Sunday)

 

Przełożyła: Ewa Partyga

 


Podziękowania

 

W dzieciństwie cierpiałam na częste ataki astmy. Noce upływały mi na rozpaczliwym chwytaniu oddechu, ale gdy atak mijał, czekała mnie nagroda: ranek spędzony wygodnie w łóżku, z książkami i radiem.

Dość systematycznie słuchałam więc najróżniejszych seriali radiowych, tych cudownych, starych sag rodzinnych, dzięki którym mogłam przeżywać wspaniałe przygody.

Mój ulubiony serial nosił tytuł „Nasza mała Sunday”. Zwiastowała go zapowiedź: „Ta opowieść jest poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie: czy dziewczyna z miasteczka w zagłębiu węglowym znajdzie szczęście jako żona najbogatszego i najprzystojniejszego angielskiego lorda, Henry’ego Brinthropa?”

Sama miałam chrapkę na lorda Henry’ego i byłam pewna, że on i Sunday stworzą wspaniałą parę. Oczywiście, że ona znajdzie szczęście u jego boku. Któż by przy lordzie szczęścia nie znalazł?

Gdy postanowiłam powołać do życia kolejną – po Elwirze i Willym – parę małżeńską, która będzie odgrywać najważniejszą rolę w moich sensacyjnych opowieściach, przyszedł mi na myśl lord Henry i Sunday i zadałam sobie takie oto pytanie: „A gdyby tak zrobić Henry’ego byłym amerykańskim prezydentem, inteligentnym, miłym, bogatym i wspaniałym człowiekiem? A gdyby tak uczynić z Sunday młodą członkinię Kongresu, kobietę atrakcyjną i błyskotliwą?” Opowiadania, które państwo mają przed sobą, zrodziły się właśnie z tych pytań. Mam nadzieję, że przypadną państwu do gustu.

Żadne z nich nie powstałoby zapewne, gdyby nie wsparcie, życzliwe uwagi i mądrość moich wieloletnich wydawców: Michela Korda i Chucka Adamsa. Jak zwykle, serdecznie im dziękuję. Gorące podziękowania składam także na ręce mojej niezrównanej redaktorki, Gypsy da Silvy, która jest uosobieniem cierpliwości.

Richard McGann z Vance Security w Waszyngtonie, były agent Secret Service, oddał mi nieocenione usługi jako ekspert, dzięki któremu dowiedziałam się, jak mogłaby wyglądać ochrona byłego prezydenta i jego żony. Sierżant Kevin J. Valentine z policji w Bernardsville, stan New Jersey, chętnie odpowiadał na wszystkie moje pytania dotyczące procedury, którą policja zastosowałaby wobec opuszczonego dziecka. Wielkie dzięki, Dick, wielkie dzięki, Kevin.

Na koniec pragnę gorąco podziękować mojej rodzinie i przyjaciołom, którzy niezmiennie dodają mi otuchy, gdy zbliża się termin oddania książki wydawnictwu, i którzy tak wyrozumiale traktują autorkę bez reszty pochłoniętą historiami, jakie zamierza opisać. Wszyscy jesteście wspaniali!


Zbrodnia z namiętności

 

„Strzeżcie się gniewu cierpliwego człowieka” – rzekł ze smutkiem Henry Parker Britland IV, przyglądając się fotografii swego niegdysiejszego sekretarza stanu. Dowiedział się właśnie, że jego bliski przyjaciel i sprzymierzeniec polityczny jest podejrzany o zabójstwo swej kochanki, Arabelli Young.

– Naprawdę sądzisz, że biedny Tommy to zrobił? – westchnęła Sandra O’Brien Britland, rozsmarowując dżem domowej roboty na gorącej grzance, przed chwilą wyjętej z tostera.

Był wczesny ranek i państwo Britland nie opuścili jeszcze swego wygodnego łoża, iście królewskich rozmiarów, stojącego w sypialni ich wiejskiej posiadłości Drumdoe, w Bernardsville, stan New Jersey. Najróżniejsze pisma – „The Washington Post”, „The Wall Street Journal”, „The New York Times”, londyński „The Times”, „L’Osservatore Romano” i „The Paris Review” – każde otwarte na innej stronie, leżały na ozdobionej delikatnym kwiecistym wzorem lekkiej kołdrze, a także na podłodze. Oboje małżonkowie mieli przed sobą identyczne tace śniadaniowe, udekorowane pojedynczą różą w srebrnym wazoniku.

– W zasadzie nie – odpowiedział Henry po chwili, kręcąc przecząco głową. – Nie mogę w to uwierzyć. Tom był zawsze tak doskonale opanowany. Właśnie dlatego znakomicie nadawał się na sekretarza stanu. Ale od śmierci Constance – a ona zmarła podczas mojej drugiej kadencji – stał się jakby innym człowiekiem. Trudno było nie zauważyć, że kiedy spotkał Arabellę, zakochał się w niej do szaleństwa. Po pewnym czasie wszyscy spostrzegli, że stracił trochę swego żelaznego opanowania – zawsze będę pamiętał, jak kiedyś zapomniał się w obecności samej Margaret Thatcher i nazwał Arabellę „kociakiem”.

– Szkoda, że cię wtedy nie znałam – zasmuciła się Sandra. – Ma się rozumieć, że nie zawsze chwaliłam twoje decyzje, ale w gruncie rzeczy uważałam, że jesteś wspaniałym prezydentem. Tylko że wtedy, dziewięć lat temu, gdy po raz pierwszy składałeś przysięgę prezydencką, wcale byś się mną nie zainteresował. Czy prezydent Stanów Zjednoczonych może zwrócić uwagę na studentkę prawa? To znaczy, mam nadzieję, że wydałabym ci się dość atrakcyjna, ale wiem, że nie potraktowałbyś mnie poważnie. Kiedy się spotkaliśmy, byłam już członkinią Kongresu i budziłam chyba jaki taki szacunek.

Henry odwrócił się i obrzucił swą poślubioną przed ośmiu miesiącami żonę czułym spojrzeniem. Jej włosy koloru ozimej pszenicy były lekko rozburzone. Intensywnie niebieskie oczy zdradzały inteligencję, uczuciowość i błyskotliwe poczucie humoru. Czasami pojawiał się w nich również błysk dziecięcej ciekawości. Henry uśmiechnął się, wspominając chwilę, gdy ujrzał małżonkę po raz pierwszy. Zapytał wówczas, czy ona jeszcze wierzy w Świętego Mikołaja.

Zdarzyło się to w przeddzień zaprzysiężenia jego następcy, podczas przyjęcia, które Henry urządził w Białym Domu dla wszystkich nowych członków Kongresu.

– Wierzę w to, czego symbolem jest Święty Mikołaj, sir – odparła Sandra. – A pan nie?

Później, gdy goście się już żegnali, Henry zaproponował jej, by została na kolacji.

– Bardzo mi przykro – usłyszał. – Umówiłam się z rodzicami. Nie mogę ich zawieść.

Henry’emu przyszło więc samotnie zjeść kolację w ten ostatni wieczór, który miał spędzić w Białym Domu jako jego gospodarz. Pomyślał o wszystkich paniach, które w ciągu minionych ośmiu lat ochoczo zmieniały swoje plany w ułamku sekundy, i uświadomił sobie, że właśnie spotkał kobietę swych marzeń. Wzięli ślub sześć tygodni później.

Z początku zdawało się, że podniecenie dziennikarzy nigdy się nie skończy. Małżeństwo najlepszej partii w tym kraju – czterdziestoczteroletniego byłego prezydenta – z piękną, młodą członkinią Kongresu, młodszą od narzeczonego o dwanaście lat, spędzało sen z powiek reporterów i wszelkich pismaków. Żadne małżeństwo od wielu już lat nie zagarnęło na tak długo wyobraźni amerykańskiej publiczności.

Kilka faktów z życia Sunday: to, że jej ojciec był zwykłym maszynistą centralnych kolei w New Jersey, że ona sama zarabiała na swoje studia w St. Peter’s College i Fordham Law School, że przez siedem lat pracowała jako obrońca z urzędu, a potem w oszałamiającym stylu pokonała wieloletniego reprezentanta Jersey City w wyborach do Kongresu, kilka tych faktów wystarczyłoby uznano ją za kobietę wybitną i ulubienicę mediów.

Henry natomiast był jednym z dwóch najpopularniejszych w dwudziestym wieku prezydentów USA, a przy tym dziedzicem pokaźnej fortuny i jednym z najbardziej seksownych mężczyzn Ameryki. To sprawiało, iż wielu panów widziało w nim swój wzór, choć byli i tacy, którzy najzwyczajniej zazdrościli mu wszystkiego, dziwiąc się, dlaczego też bogowie upodobali sobie właśnie Henry’ego Britlanda.

W dniu ślubu Henry’ego i Sunday jedno z kolorowych pism zatytułowało tekst poświęcony temu wydarzeniu: LORD HENRY BRINTHROP ŻENI SIĘ Z NASZĄ MAŁĄ SUNDAY, nawiązując w ten sposób do niezwykle kiedyś popularnego serialu radiowego, w którym przez wiele lat pięć dni w tygodniu padało pytanie: „Czy dziewczyna z miasteczka w zagłębiu węglowym znajdzie szczęście jako żona najbogatszego i najprzystojniejszego angielskiego lorda, Henry’ego Brinthropa?”

Wszyscy, nie wyłączając jej zaślepionego miłością męża, natychmiast zaczęli nazywać Sandrę Sunday. Ona sama początkowo nie mogła znieść tego zdrobnienia, pogodziła się z nim jednak wówczas, gdy Henry zdradził, iż dla niego ma ono podwójne znaczenie: przywodzi mu także na myśl „niedzielną miłość”, o której traktują słowa jednej z jego ulubionych piosenek.

– A poza tym to bardzo do ciebie pasuje – orzekł. – Tip O’Neill nosił przydomek, który pasował właśnie do niego; Sunday zaś pasuje do ciebie jak ulał.

Tego ranka Sunday przyglądała się mężowi i myślała o tych kilku spędzonych razem miesiącach, które upłynęły im niemal beztrosko. Teraz dojrzała w oczach męża szczery smutek i przykryła jego dłoń swoją.

– Martwisz się o Tommy’ego. Nietrudno zgadnąć. Co możemy zrobić, żeby mu pomóc?

– Obawiam się, że niewiele. Sprawdzę, ma się rozumieć, czy zaangażowany przez niego prawnik zna się na tego rodzaju sprawach, ale niezależnie od tego, kto będzie reprezentował Tommy’ego, jego przyszłość nie rysuje się w różowych barwach. Zastanów się. Popełniono szczególnie odrażającą zbrodnię, a zważywszy na wszelkie okoliczności, trudno doprawdy pozbyć się wrażenia, że winowajcą jest właśnie Tom. Do kobiety strzelano trzykrotnie z rewolweru Tommy’ego, w jego bibliotece, on zaś całkiem niedawno oświadczył publicznie, jak bardzo go boli jej odejście.

Sunday podniosła jedno z pism i przyjrzała się fotografii; rozpromieniony Thomas Shipman obejmował na niej ramieniem trzydziestoletnią piękność, która pomogła mu osuszyć łzy po śmierci ukochanej żony.

– Ile lat ma Tommy? – zapytała.

– Nie jestem pewien. Chyba sześćdziesiąt pięć.

Oboje przyglądali się fotografii. Tommy był szczupłym, wysportowanym mężczyzną o przerzedzonych, przetykanych siwizną włosach i profesorskim obliczu. Śliczna buzia Arabelli Young, okolona fantazyjnie rozburzonymi bujnymi włosami, dorównywała urodą ciału, które z powodzeniem nadawałoby się na okładkę „Playboya”.

– Wakacyjny romans, jeśli mnie intuicja nie myli – skomentowała Sunday.

– Prawdopodobnie o nas mówią podobnie – zauważył Henry niefrasobliwie, siląc się na uśmiech.

– Och, Henry, daj spokój – rzekła Sunday, ujmując go za rękę – i nie próbuj udawać, że nie jesteś zmartwiony. Może i jesteśmy świeżo upieczonym małżeństwem, ale znam cię zbyt dobrze, by dać się wywieść w pole.

– Masz rację, jestem zmartwiony – powiedział Henry cicho. – Kiedy myślę o minionych latach, nie potrafię sobie wyobrazić siebie w Białym Domu bez Tommy’ego u boku. Nim zostałem prezydentem, zasiadałem w Senacie przez jedną tylko kadencję, brakowało mi więc doświadczenia. Dzięki Tommy’emu przebrnąłem przez pierwsze miesiące prezydentury bez większych wpadek. Kiedy byłem nastawiony na definitywną rozprawę z Sowietami, właśnie Tommy – w swój spokojny i zrównoważony sposób – przekonał mnie, że tego rodzaju konfrontacja bardzo mi zaszkodzi, a potem zrobił wszystko, by opinia publiczna uznała tę decyzję za moją własną. Tommy jest prawdziwym mężem stanu, co więcej, dżentelmenem w każdym calu. Uczciwy, inteligentny, lojalny.

– Z pewnością jest także człowiekiem, który był w pełni świadom, iż ludzie dowcipkują na temat jego romansu z Arabellą, i tego, do jakiego stopnia oszalał na jej punkcie. Ale gdy ona zerwała znajomość, stracił tę świadomość – zasugerowała Sunday. – Zdaje się, że taka właśnie jest twoja interpretacja faktów, prawda?

– Być może – westchnął Henry – chodzi o przejściową niepoczytalność? To się zdarza. – Odstawił tacę śniadaniową na nocny stolik. – Tak czy inaczej, Tommy nigdy mnie nie zawiódł i ja nie zamierzam zawieść jego. Pozwolono mu wpłacić kaucję. Chcę się z nim zobaczyć.

Sunday pośpiesznie odepchnęła od siebie tacę, chwytając z niej niemal w locie opróżnioną do połowy filiżankę z kawą.

– Jadę z tobą – oświadczyła. – Potrzebuję tylko dziesięciu minut na masaż wodny i jestem gotowa.

Henry zerknął na długie nogi żony, wyślizgującej się właśnie z łóżka.

– Jacuzzi. Świetny pomysł – ucieszył się. – Pozwolisz, że do ciebie dołączę.

 

Thomas Ackerman Shipman usiłował zignorować armię dziennikarzy, która rozbiła obóz przed jego domem. Gdy samochód, którym jechał w towarzystwie swego adwokata, zatrzymał się przed wejściem, Shipman patrzył prosto przed siebie i torował sobie drogę do drzwi, próbując za wszelką cenę puścić mimo uszu jazgotliwe pytania, jakimi zasypali go reporterzy. Gdy znalazł się w domu, wydarzenia tego dnia uderzyły w niego jednak ze zdwojoną siłą i Shipman najwyraźniej osłabł.

– Chyba nie zaszkodzi nam szklaneczka whisky – powiedział cicho.

– Cóż, istotnie zasługujesz na małą szkocką – odparł jego adwokat, Leonard Hart, spoglądając na swego klienta z wyraźnym współczuciem. – Ale pozwól, że najpierw zapewnię cię po raz kolejny, iż jeśli będziesz nalegać, zaczniemy się starać o ugodę z prokuraturą, chciałbym jednak raz jeszcze podkreślić, że możemy przygotować bardzo mocną linię obrony, opartą na przejściowej niepoczytalności. Ja w każdym razie ucieszyłbym się z pewnością, gdybyś się zdecydował na proces. Każdy z członków ławy przysięgłych zrozumie twoją sytuację: przeszedłeś katusze po utracie ukochanej żony i w chwili słabości zakochałeś się w atrakcyjnej młodej kobiecie, która początkowo przyjęła od ciebie mnóstwo prezentów, a potem cię porzuciła. Klasyczna historia. Nie wątpię, że wzbudzi współczucie, zwłaszcza gdy wesprzemy ją dowodami świadczącymi o przejściowej niepoczytalności. – W głosie Harta coraz wyraźniej pobrzmiewała retoryczna pasja, jakby już w tej chwili zwracał się do ławy przysięgłych: – Poprosiłeś Arabellę, by przyszła do ciebie na rozmowę o przyszłości waszego związku, ale ona cię wyśmiała i w ten sposób doszło do kłótni. W pewnej chwili straciłeś głowę i opanowała cię ślepa wściekłość, tak wielka, że nie jesteś w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów. I wtedy ją zastrzeliłeś. Rewolwer był zazwyczaj zamknięty w sejfie, ale tego wieczoru leżał na wierzchu, ponieważ byłeś naprawdę pogrążony w depresji i nosiłeś się nawet z samobójczymi myślami.

Prawnik przerwał na chwilę swoje przemówienie, a były sekretarz stanu spojrzał na niego bezgranicznie zdziwionymi oczami.

– Czy właśnie w ten sposób interpretujesz te wydarzenia? – zapytał.

Hart był najwyraźniej zaskoczony pytaniem.

– Owszem – odparł. – Dlaczego pytasz? Musimy jeszcze ustalić kilka szczegółów, parę detali, których nie jestem całkowicie pewien. Na przykład, będziemy musieli wyjaśnić, w jaki sposób mogłeś najspokojniej zostawić krwawiącą pannę Young na podłodze i pójść na górę do łóżka, by zasnąć tam tak głęboko, że nie słyszałeś nawet krzyku gosposi, która odkryła ciało następnego ranka. Wziąwszy pod uwagę wszystko, co wiem, sądzę, że podczas śledztwa powinniśmy utrzymywać, iż znajdowałeś się w stanie szoku.

– Tak myślisz? – westchnął wyczerpany Shipman. – Ale ja wcale nie byłem w szoku. Prawdę mówiąc, gdy wypiłem tego drinka, poczułem, że urywa mi się film. Ledwo pamiętam, o czym rozmawialiśmy, zupełnie nie przypomina...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin