Bramley Wiliam - Bogowie Edenu cz.4.pdf

(863 KB) Pobierz
196177145 UNPDF
188
ŚMIESZMY P1EMIĄDZ
zawarli rozejm kończący Wojnę Osiemdziesięcioletnią. W wyniku rozejmu utworzo-
no niepodległą Republikę Holenderską i jeszcze w tym samym roku założono
oficjalnie Bank Amsterdamski.
Będąc prywatną własnością rozwinął on działalność opartą na wyżej opisanym
systemie inflacyjnego pieniądza papierowego. Kierowała nim grupa finansistów,
którzy połączyli swoje zasoby metali szlachetnych w celu stworzenia podstawowych
aktywów banku. Na mocy wcześniej zawartego porozumienia z holenderskim rządem
bank ten pomógł siłom holenderskim w zakończeniu wojny z Hiszpanią poprzez
puszczenie w obieg czterokrotnie większej ilości pieniędzy niż wartość jego pod­
stawowych aktywów. Dzięki tym „skredytowanym w 3/4 niczym" pieniądzom
holenderskie magistraty mogły finansować konflikt. W rym miejscu ujawnia się
główny cel utworzenia inflacyjnego pieniądza papierowego, którym jest umoż­
liwienie narodom prowadzenia wojen i ich przedłużania. Ponadto utrudnia on
ludziom wysiłki związane z utrzymaniem własnej egzystencji w warunkach nowo­
czesnej ekonomii z powodu masowego zadłużenia i pasożytniczego przejmowania
dóbr wywoływanego przez ten system. Co więcej, stała inflacja zmniejsza wartość
pieniędzy znajdujących się w posiadaniu ludzi, dzięki czemu wartość zgromadzonych
przez nich dóbr stopniowo maleje. Dzięki systemowi papierowego pieniądza cele
Nadzorców wyrażone w opowieściach o Raju i Wieży Babel zostały znacznie roz­
szerzone.
Sukces Banku Amsterdamskiego zachęcił inne narody do utworzenia podobnych
instytucji. Najbardziej znaczącą z nich stał się założony w roku 1694 Bank Anglii.
Bank Anglii ustanowił wzorzec centralnych banków, który trwa do dziś. Uczynił on to
poprzez udoskonalenie holenderskiego systemu inflacyjnego pieniądza papierowego.
System Banku Anglii był konsekwentnie powielany przez inne narody, często w wyni­
ku rewolucji kierowanych przez ważnych członków sieci Bractwa. Światowa reforma­
cja ogłoszona w Fama Fraternicis była już dobrze zaawansowana pod koniec XVII
wieku, a „nowy pieniądz", jak się później przekonamy, był znaczącym elementem
tego postępu.
22
MASZERUJĄCY ŚWIĘCI
ednym z najważniejszych przywódców reformacji był Jan Kalwin. Miał
zaledwie 10 lat, gdy Martin Luter odszedł od kościoła katolickiego. Będąc
w dojrzah/m wieku stał się jednym z najżarliwszych obrońców protestantyzmu.
Pierwszy traktat religijny Kalwin opublikował w roku 1536 w Bazylei - szwajcars­
kim mieście położonym przy granicy z Niemcami. Całe swoje dojrzałe życie poświęcił
pisaniu i nauczaniu własnych, unikalnych interpretacji doktryny protestanckiej.
W rezultacie stworzył jej odmianę, zwaną od jego nazwiska „kalwinizmem", która ma
swoją główną kwaterę w Genewie.
Kalwin był kontynuatorem mistycznego nurtu Lutra, który jak wiemy, powiedział,
że zbawienia duchowego nie można osiągnąć poprzez pracę. Luter twierdził, że do
tego konieczny jest akt wiary. Poglądy te podzielał Kalwin, lecz w jeszcze bardziej
drastycznej formie. Według jego doktryny sam akt wiary nie wystarczy do zbawienia
duchowego człowieka. Twierdził on, że możność lub niemożność jego osiągnięcia jest
/ j;óry określana przez Boga jeszcze przed narodzinami człowieka. Bóg nie tylko
określa, kto dostąpi duchowego zbawienia, ale sprawia także, że człowiek nie może
im /robić, aby zmienić jego decyzję. Ta beznadziejna doktryna określana jest również
mianem „przeznaczenia". Nauki Kalwina nie dawały ludziom oczekiwanej nadziei,
ponieważ podkreślały, że większość z nich jest duchowo przeklęta. Ludzie faworyzo­
wani przez Boga, którym dane było dostąpić zbawienia, określani byli jako „Wybrań­
cy". Wybrańców było niewielu i nie mogli oni nic zrobić, aby podzielić się z innymi
Swoją dobrą dolą. Jedyną powinnością Wybrańca jest zdaniem Kalwina tłumienie
grzechu innych ludzi. Kalwin był oczywiście jednym z nich.
W tym miejscu nie sposób zadać pytania: W jakim celu Bóg miałby przeklinać
prawie wszystkie dusze jeszcze przed ich narodzeniem w ludzkim ciele, a następnie
karać je za życia, a potem po śmierci? To dość okrutne podejście do ludzi. Kalwin
189
196177145.008.png
142
MAHOMET
podnoszony do rangi duchowego wyzwania. Wojownicy obu stron byli inspirowani
przez mistycyzm skorumpowanego Bractwa, które nauczało, że jednym ze sposobów
osiągnięcia duchowego zbawienia może być udział w akcjach wojskowych skierowa­
nych przeciwko bratnim istotom ludzkim. Taka była mitologia „duchowo szlachet­
nych" wojen, w których dzielnym żołnierzom przyrzekano wieczne zbawienie i miejs­
ce w niebie w zamian za walkę w imię szlachetnej sprawy. Mitologia ta jest wciąż
żywotna i służy rekrutowaniu ludzi do udziału w nie kończących się wojnach.
Wykorzystuje pragnienie duchowego zbawienia do gloryfikacji wojny.
Jeśli wojna nie jest szlachetnym wyzwaniem, to czym jest?
Jeśli rozłożymy ją na najbardziej podstawowe składniki, to okaże się, że jest ona
niczym więcej jak ciągiem wzajemnych destrukcyjnych zderzeń ciał starych. Być może
brzmi to śmiesznie, niemniej ciągłe angażowanie się w wojnę przynosi duchowi
niewiele korzyści. Mimo iż wojna posiada wiele elementów gry, to jednak jej
destrukcyjna natura powoduje, że jest ona niczym więcej jak serią kolejno na­
stępujących po sobie aktów kryminalnych: podżeganie, wzrost napięcia i morderstwa.
Z tego obrazu wyłania się niezwykle ważna prawda:
Wojna jest instytucjonalizacją zbrodni. Wojna nie może pomóc w osiąg­
nięciu duchowego odrodzenia, ponieważ zbrodnia jest jednym z głównych
czynników umysłowej i duchowej degeneracji.
Społeczeństwa, które działania o charakterze kryminalnym podnoszą do rangi
szlachetnych czynów, sprawiają, że umysły i duch ich członków ulegają gwałtownej
degeneracji. „Duchowe" doktryny propagujące wojnę są doktrynami, które prowadzą
do degradacji rodzaju ludzkiego.
Czy wojna w imię szlachetnych celów nie jest uzasadniona?
Największy problem w stosowaniu sity w walce o słuszne cele tkwi w tym, że
prawa rządzące siłą różnią się całkowicie od reguł dobra i zła. Użycie siły prowadzące
do zwycięstwa zależy od umiejętności, które nie mają nic wspólnego z rym, czy czyjeś
racje są słuszne czy nie. Człowiek, który potrafi najszybciej wyciągnąć swój rewolwer,
niekoniecznie musi być rym, którego poglądy są najsłuszniejsze. Najbardziej lubimy
bohaterów, którzy potrafią eliminować lub fizycznie panować nad złymi typami, i nie
ma w rym nic złego, lecz niestety nie zawsze i nie wszyscy pozytywni bohaterzy
potrafią to robić. Ci, którzy posiadają uzasadniony powód, powinni być ostrożni, aby
nie ulec pokusie narzucania swoich poglądów w drodze przemocy, ponieważ ich idee
mogą się w ten sposób zatracić. Istnieje wiele metod promowania dobrych idei
i skutecznego ich wdrażania, lecz niestety są one rzadko stosowane w naszym świecie
nawykłym do stosowania przemocy jako ostatecznego środka odwoławczego.
Krucjaty oraz inne konflikty na de religijnym były często podsycane sporami o to,
kto jest prawdziwym „mesjaszem". Emocje związane z tą sprawą mogą sięgać zenitu.
Dlatego warto zastanowić się, kim mogą być oni a kim nie.
I 6
MESJASZE 1 ICH CELE
< n5 ^J7 cywilizacji globalnej takiej jak nasza, w której wiedza duchowa i wolność
\J\J podlegają nieustannym manipulacjom, z całą pewnością istnieje miejsce dla
kogoś, kto stworzyłby użyteczną i zrozumiałą wiedzę o duszy i jej związkach
z wszechświatem. Ponieważ dające się zweryfikować zjawiska o charakrerze ducho­
wym są jednakie w odniesieniu do różnych osób i czasu, przeto jest wielce
prawdopodobne, że wszelkie aspekty duchowe podlecą tym samym niezmiennym
prawom i aksjomatom, jak to ma miejsce w przypadku fizyki bądź astronomii
Zebranie i zdefiniowanie tych praw i aksjomatów byłoby niezwykle doniosłym
dziełem i mogłyby stać się zaczynem nowej nauki. Czy osoba, która by tego dokonała
byłaby „mesjaszem"?
Przepowiednie zapowiadające nadejście „mesjasza" występują w wielu religiach,
zarówno „bezpańskich", jak i nadzorczych. Słowo „mesjasz ma wiele znaczeń, od
.nauczyciela" zaciytujĄC. a na .wyzwolicielu" kończąc. „Mesjaszem" mógłby być
każdy, od osoby, która stworzyłby udaną naukę o duszy, po kogoś, kto byłby w stanie
dokonać duchowego wy/wolenia ludzkości.
Przez całą naszą historię przewinęły się tysiące ludzi, którzy uważali się za
„mesjaszy" lub zostali za nich uznani przez innych, nawet jeśli sami o to nie zabiegali
To podawanie się lub określanie kogoś mesjaszem bazuje zwykle na proroctwach
odnotowanych we wcześniejszym okresie historii, na przykład na legendzie o Buddzie
Majtreji, przepowiedni o „ponownym nadejściu" z Księgi Objawienia, apokaliptycz­
nych naukach Zaratustry lub proroctwach hebrajskich. Wielu ludzi podchodzi bardzo
sceptycznie do wszelkiego rodzaju mesjaszy. lecz są i tacy. którzy łatwo stają się
bezkrytycznymi wyznawcami podających się za nich osób. wier/ąr. że są oni s| < I
nieniem religijnych proroctw. W związku z rym nasuwa się puanie:«zy kiidykolwiek
istniał lub będzie istniał prawdziwy mesjasz i jak można by go zidentyfikował?
143
196177145.009.png
145
144
ME5JA5ZE I ICM CELE
ME5JA5ZE I ICH CELE
Każdy, kro stworzyłby użyteczną wiedze o duszy, miałby wszelkie prawa do tytułu
„mesjasza" w znaczeniu „nauczyciel". Nie ma w tym nic mistycznego lub apokalip­
tycznego - po prostu ktoś dokonuje odkrycia i dzieli się nim z resztą ludzi. Jeśli
wiedza ta stanie się ogólnie znana i w jej wyniku dokona się powszechne duchowe
wyzwolenie, wówczas osoba ta będzie „mesjaszem" w znaczeniu „wyzwoliciel" bądź
„zapowiadany mesjasz". Jak zidentyfikować takiego wyzwoliciela, kiedy istnieje tak
wiele różnych proroctw i jeszcze więcej ich interpretacji?
Odpowiedź jest prosta: domniemany wyzwoliciel musi osiągnąć sukces. Osoba ta
musi zapracować na to miano, ponieważ nie jest ono nadawane przez Boga.
To bardzo chłodny i bezkompromisowy sposób patrzenia na ten problem.
Obdziera on go z magii i mistycyzmu, które normalnie towarzyszą mesjanistycznym
proroctwom. Zmusza osobę podającą się za mesjasza do doprowadzenia do pokoju
i duchowego wyzwolenia, ponieważ dopiero wtedy dane proroctwo może być
rzeczywiście spełnione. Oznacza to, że osoba podająca się za wyzwoliciela musi
przezwyciężyć wszelkie przeciwności uniemożliwiające osiągnięcie tych celów. Jest to
najtrudniejsze zadanie, jakie człowiek może podjąć. Wystarczy spojrzeć na losy
dawnych „wyzwolicieli", aby stwierdzić, jakie trudności czekają taką osobę. Do dziś
żadnemu z nich nie udało się odnieść sukcesu. To zadanie wymaga najwyższych
umiejętności.
Większość ludzi wyobraża sobie mesjasza jako postać ubraną w nieskazitelnie
białe szaty, która myśli, mówi i zachowuje się jak święty. To wyobrażenie może być
mylne przy ocenianiu, czy dana osoba dokonała niezbędnych do osiągnięcia ducho­
wego wyzwolenia odkiyć. Tworzenie użytecznej wiedzy duchowej nie różni się
zbytnio od tworzenia praktycznej wiedzy aeronau tycznej - uczeni, którzy ją rozwijają,
nie są święci - niektórzy z nich mogą być nawet ludźmi, których nigdy nie
zaprosilibyśmy do swojego domu - lecz ich samoloty latają. Co ciekawe, ważne
odkrycia są często dziełem niezbyt szlachetnych ludzi. Przykładem mogą być skan­
dynawscy wikingowie, którzy wytyczali nowe szlaki odkrywając nowe lądy i jedno­
cześnie łupili wszystko na swojej drodze.
Oznacza to, że osoba, która może odkryć drogę do duchowego wyzwolenia,
niekoniecznie musi być święta. Jest wielce prawdopodobne, że będzie posiadała tyle
samo wad, co każdy z nas. Osobowość odkrywcy nie może być wskaźnikiem
określającym, czy droga do duchowego odrodzenia została odkryta. Może nim być
tylko to, czy wytyczona droga rzeczywiście prowadzi do duchowego wyzwolenia
innych.
Istnieje pogląd mówiący, że ogłoszenie kogoś zapowiadanym mesjaszem wystar­
czy, aby ten cel stał się osiągalny. Pogląd ten opiera się na mniemaniu, że jeśli wszyscy
zwrócą ku jednemu przywódcy religijnemu, wówczas automatycznie nastąpi har­
monia i pokój na całym świecie. Brzmi to bardzo pięknie, lecz historia uczy, że tak nie
jest Nawet wyznawcy tego samego religijnego przywódcy dają się łatwo podzielić na
stronnictwa, czego przykładem mogą być choćby chrześcijanie i muzułmanie.
Religie nieustannie głoszą zachowanie indywidualnych form duchowych i, co
omówimy pod koniec książki, ewentualne istnienie pewnego rodzaju Istoty Najwyż­
szej. To sprawia, że ludzie łatwo stają się żarliwymi wyznawcami danej religii. Nie ma
w tym nic złego, dopóki za tą żarliwością stoi pasja i zdrowy rozsądek. Historia była
już świadkiem, jak wiele religii o bardzo humanitarnych korzeniach, z czasem
odrywało się od nich i stawało się tyraniami znacznie gorszymi od tych, którym się
kiedyś przeciwstawiary. Dzieje się tak najczęściej wtedy, gdy wierni wierzą, że środki
użyte do osiągnięcia chwalebnego celu będą zawsze usprawiedliwione, jeśli zostanie
on osiągnięty. Ich rozumowanie wydaje się na pozór słuszne, lecz czy jest na pewno?
Tak się niefortunnie składa, że środki w praktyce zawsze wpływają na wynik. Bez
względu na to. jak szlachetny by nie był cel, ostateczny rezultat zawsze będzie
przypominał środki, jakich użyto do jego osiągnięcia. Nawet wzniosłe cele kreują
niekiedy najbardziej opresyjne i śmiercionośne instytucje. Często występującą w lite­
raturze postacią jest altruista, który stopniowo upodobnia się do zła, które zwalcza,
kiedy zaczyna stosować te same środki, co jego wrogowie. Ostatecznie przesrajemy
dostrzegać różnicę między nim i jego przeciwnikami. Podobny proces często zachodzi
również w znaanie większej skali, która obejmuje całe organizacje i rządy.
Tak więc, aby ocenić pojedyncza, osobę lub organizację należy brać pod uwagę nie
tylko jej cel. Należy również analizować stosowane przez nią środki służące jego
osiąganiu. Bez względu na uczciwość poszczególnych jednostek ich dzieło będzie
określane w głównej mierze poprzez używane przez nie środki. Co ciekawe, grupa
dążąca do mniej wzniosłych celów może tv .is.imi u czynić znacznie więcej dobra, niż
zakładają jej członkowie, jeśli dąży do nich uczciwymi i konstruktywnymi sposobami.
Zatem organizacja usprawiedliwiająca wyższymi celami stosowanie zabójstw,
zniesławień i makiawelicznych manipulacji do osiągania wpływów i zwalczania
przeciwników kreuje świat, w którym te metody stają się powszechnie stosowane.
Z drugiej strony osoba, która uważa, że zawsze należy mówić prawdę po to, by jej
stronnictwo było szanowane, tworzy świat, w którym prawda jest normą. Tak więc
najlepszy z możliwych światów łączy w sobie wzniosłe cele ze szlachemymi środkami
służącymi do ich osiągania, jako że do osiągnięcia celu konieczne jest świadome doń
dążenie. Poza tym szlachetne środki stosowane do osiągania mniej wzniosłych celów
przynoszą światu znacznie więcej dobra niż nikczemne używane do osiągania
szczytnych celów.
10 — Bogowie Edenu
-i -
,
r..*H*"- *.JV
-
-17
LATAJĄCY BOGOWIE NAD AMERYKA
czasach krucjat po drugiej stronie naszego globu również rozgrywały się
wielkie dramaty. Na kontynentach amerykańskich rodziły się i upadały wielkie
cywilizacje.
Badanie historii starożytnych cywilizacji amerykańskich jest niezwykle utrudnione,
ponieważ prawie wszystkie ich zapisy zniszczono setki lat temu. W rezultacie historycy
często mają kłopoty z ustaleniem najbardziej podstawowych danych, takich jak daty.
Z tego powodu na przykład wiek cywilizacji Majów szacuje się na 30.000, 12.000 lub
zaledwie 700 lat Do rozważań zawartych w tej książce będę używał datowania, które
jest najpowszechniej akceptowane przez współczesnych historyków i archeologów.
Wielu z archeologów uważa, że pierwszą ważną północnoamerykańską cywilizacją
było społeczeństwo Olmeców zamieszkałe na terenie obecnego Meksyku. Okres jego
rozkwitu przypada na lata między VIII a IV wiekiem p.n.e. Wiadomo o nim niewiele
ponad to, że zostawiło po sobie imponujące ruiny, wśród których znajdują się wielkie
piramidy. Piramidy te są przekonywającym dowodem na to, że przed naszą erą miało
miejsce przenikanie kultur pomiędzy Starym i Nowym Światem.
Uważa się, że Olmecowie dali początek słynnej cywilizacji Majów, która rozwinęła
się po nich. Kultura Majów zajmowała obszar od Meksyku aż po Amerykę Środkową
i trwała od III wieku p.n.e. do IX naszej ery. Tak jak Olmecowie, również Majowie
lubili budować piramidy. Co ciekawe, niektóre ich piramidy pokrywane były podob­
nie jak wczesnoegipskie wapienną powłoką. Majowie naśladowali także egipski
zwyczaj mumifikowania ciał oraz mieli bardzo podobne wierzenia dotyczące życia po
śmierci. Oto, co pisze na ten temat znany historyk Raymond Cartier:
Pozostałe analogie do Egiptu widoczne są w sztuce Majów. Ich naścienne
malowidła i freski oraz dekoracyjne wazy pokazują, że mamy tu do czynienia
147
196177145.010.png 196177145.011.png 196177145.001.png
149
148
LATAJĄCY BOGOWIE MAD AMERYKĄ
LATAJĄCY BOGOWIE MAD AMERYKĄ
z ludźmi o cechach silnie semickich [mezopotamskich). Cechy re przejawiają się
ponadto w innych rodzajach ich działalności: uprawie roli. łowieniu ryb, budow­
nictwie, polityce i religii. Egipt przedstawiał te czynności z takim samym, okrutnym
realizmem. Ceramika Majów przypomina ceramikę etruską, płaskorzeźby podobne
są do płaskorzeźb Indii, zaś olbrzymie strome schody ich świątyń w kształcie
piramid przywodzą na myśl świątynię Angkor Wat w Kanipuczy. Jeśli to wszystko
nie było inspirowane z zewnątrz, to należy założyć, że ich mózgi były tak
skonstruowane, że przyjęły taki sam sposób artystycznego wyrazu jak wielkie
starożytne cywilizacje Europy i Azji. Czyżby więc ludzka cywilizacja powstała
w jednym miejscu, po czym rozprzestrzeniła się po całym świecie, czy też pojawiała
się spontanicznie w różnych częściach świata? Czy niektóre rasy były nauczycielami
a inne uczniami, czy też wszystkie uczyły się same? Rozrzucone ziarna czy też jeden
pień z odroślami w różnych kierunkach? 1
Zbieżności są zbyt duże, aby można było twierdzić, że amerykańskie cywilizacje
rozwinęły się niezależnie od społeczeństw Starego Świata. Jungowska teoria „zbioro
wej podświadomości" jest zbyt naciągana, aby można nią było to wyjaśnić. Te
uderzające podobieństwa wskazują, że cywilizacje amerykańskie były częścią globalnej
społeczności, nawet jeśli ich członkowie nie zdawali sobie z tego sprawy. Podobne
analogie można znaleźć i dziś. W różnych miastach całego świata widzimy nowoczesne
drapacze chmur, które są bardzo do siebie podobne niezależnie od miejsca, w którym
zostały wybudowane, od Singapuru aż po Stany Zjednoczone. Przeszklone wysokie
drapacze chmur w jakimś afrykańskim kraju, niemal identyczne z wieżowcami
Chicago, mogą stanowić nie lada niespodziankę. Ich otoczenie jest z reguły całkowicie
inne, co wskazuje, że nie są one produktem oryginalnej afrykańskiej kultury, lecz
przejawem niezależnych globalnych wpływów. Podobne globalne wpływy istniały
oczywiście również ponad tysiąc lat temu, czego dowodzą rzucające się w oczy
podobieństwa pomiędzy kulturami starożytnych Egipcjan i Majów. Wygląda na to, że
te globalne wpływy są wynikiem działalności społeczeństwa Nadzorców, o których
lianę wzmianki znajdujemy również w starożytnych przekazach amerykańskich.
Mieszkańcy starożytnej Ameryki oddawali cześć Nadzorcom, przedstawiając ich
jako ludziopodobnych „bogów", którzy przybywali do nich z innych światów. Tak jak
na Wschodniej Półkuli, tak i w Ameryce Nadzorcy kryli się za zasłoną mitologii.
Podobnie jak w Egipcie i Mezopotamii, ich sługami w Ameryce byli kapłani
posiadający dużą władzę polityczną, która wynikała z ich szczególnej roli w stosunku
do reszty rodzaju ludzkiego. Istnienie dowodów na obecność Bractwa w starożytnej
Ameryce nie powinno więc nikogo dziwić. Na przykład wąż był ważnym symbolem
religijnym na całej Zachodniej Półkuli. Wielu historyków wolnomularstwa twierdzi,
że istnieją dowody na obecność wczesnomasońskich obrzędów w prekolumbijskich
społeczeństwach. Symbol Bractwa, swastyka, jest tu również wyraźnie obecna, jak to
podkreśla profesor W. Norman z Uniwersytetu Pensylwanii w swojej książce The
Swamka: A Stiidy of the Nazi Ckims oflts Aryan Origin:
U góry: Niezwykłe podobieństwa między starożytnymi cywilizacjami Egiptu i Ameryki
zbyt wyraźne, aby mogły być dziełem przypadku. Przedstwiona tu meksykańska
Piramida Słońca bardzo przypomina piramidy starożytnego Egiptu.
U dołu: Podobieństwa między starożytnymi cywilizacjami Starego i Nowego Świata
widać również w używanych przez nie symbolach. Z lewej staroegipskie Oko Horusa,
a z prawej podobne oko znajdujące się na dziele sztuki pochodzącym z prekolumbijskiej
Ameryki.
Ciekawą sprawą jest istnienie swastyki w Ameryce w czasach prekolumbijskich.
Występuje ona często w Północnej. Środkowej i Południowej Ameryce w wielu
zróżnicowanych formach.
Historia amerykańskich cywilizacji jest podobna do historii cywilizacji Starego
świata. Wypełniają ją wojny, ludobójstwa i nieszczęścia. Miasta oraz religijne
Louis Pauwels. Jacques Bergier. Morning..., str. 174-5.
196177145.002.png 196177145.003.png 196177145.004.png 196177145.005.png 196177145.006.png 196177145.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin