Dailey Janet - Ostatnie łowy.pdf

(1599 KB) Pobierz
12722070 UNPDF
DAILEY
OSTATNIE
ŁOWY
JANET
DAILEY
OSTATNIE
ŁOWY
JANET
PROLOG
Ściany saloniku myśliwskiego były wyłożone kosz-
towną boazerią z drewna orzechowego. Przez lekkie
zasłony w drzwiach balkonowych, wychodzących na
taras położony na ostatnim piętrze, przesączało się
słońce, zalewając wnętrze jasnym światłem. W rogu
pokoju znajdowała się biblioteczka. Stało tam kilka
książek traktujących wyłącznie o polowaniu i broni.
Zniszczone okładki świadczyły o tym, że często z nich
korzystano. Pozostałe półki były zastawione przede
wszystkim pamiątkami i fotografiami. Niemal wszystkie
przedstawiały mężczyznę stojącego na tle myśliwskich
trofeów. Na górnej półce czaiła się wypchana kuna,
a obok niej rozłożył swe lśniące zwoje grzechotnik,
czyhający na nieprzezornego, który znajdzie się w po­
bliżu.
Poroża oraz wypchane łby jeleni i łosi wisiały na
ścianach na przemian z trofeami bardziej egzotycznymi:
łbem nosorożca, antylopy gnu czy gazeli. Na ceglanej
płycie przed kominkiem wypchany żbik skradał się ku
swej zdobyczy — chińskiemu bażantowi ustawionemu
naprzeciw. Dwa bliźniacze ciosy słonia, umieszczone na
okapie kominka, tworzyły łuk wokół orła złocistego,
unoszącego rozpostarte skrzydła i ściskającego w szpo­
nach wiewiórkę o szarym futerku. Przed kominkiem
5
leżała rozciągnięta skóra niedźwiedzia, który groźnie
wpatrywał się w przybysza szklanymi ślepiami, szczerząc
potężne kły.
Przy ścianie wznosił się okazały, solidny stojak na
broń. Połyskiwały tam oliwione regularnie lufy strzelbll
Wygląd ich drewnianych kolb dowodził jednak, że nie||
były używane. Na masywnym biurku nie leżała anif
jedna kartka papieru, wydawało się zatem, że zostało J
tam wstawione jedynie po to, by można było na nimi
ustawić kolejne pamiątki i fotografie.
Dwie kanapy, pokryte jasną skórą, stały naprzeciw
siebie po obu stronach niedźwiedziego futra. Na jednej
z nich siedział chłopiec w błękitnym pulowerze i grana­
towych spodniach. Gorliwie czyścił sztucer. Regularne
rysy jego wrażliwej twarzy wydawały się naszkicowane
ręką artysty. Mocno zaznaczone łuki brwi podkreślały
głębię aksamitnych, brązowych oczu, skoncentrowanych
teraz na wykonywanej pracy. Ciemna, prawie czarna
czupryna przesłaniała mu czoło.
Naprzeciw niego, na drugiej kanapie, dwunastoletnia
dziewczynka czyściła nieco lżejszą broń. Na tym podobień­
stwo się kończyło. Miała na sobie dżinsy, a pod szarym,
zbyt obszernym swetrem uwydatniały się dziewczęce jeszcze
kształty. Warkocz spleciony z długich włosów o miedzia­
nym połysku zwieszał się z jej ramienia. Odrzucała go
niecierpliwym gestem, gdy tylko zaczynał przeszkadzać jej
w pracy. Twarz o wyrazistych rysach tchnęła energią
i radością życia. Jedynie usta zdradzały tę samą wrażliwość,
która tak intensywnie ujawniała się na pięknej twarzy
brata. Zielono cętkowane, orzechowe oczy mogły zabłysnąć
nagle podnieceniem czy miotać błyskawice pod wpływem
złości, by już po chwili ściemnieć jak wzburzone morze.
Mężczyzna, który siedział w fotelu z wysokim Opar­
ciem obitym skórą, z latami pociemniałą, przyglądał się
im w milczeniu. Z nieobecnym wyrazem twarzy, wsparł­
szy Winchestera o kolano, czule i z pietyzmem wodził
6
suknem po kolbie. Skończył już czyszczenie, broni; lata
wprawy pozwoliły mu uporać się z tą robotą znacznie
szybciej, niż mogły to uczynić dzieci.
W powietrzu ciągle jeszcze unosił się zapach tytoniu
fajkowego, choć fajka z wrzośca, którą mężczyzna ściskał
w zębach, zdążyła już wygasnąć. Miał na sobie strój
myśliwski — ciemnobrązową marynarkę i nieco jaśniejsze
spodnie o kasztanowatym odcieniu. Rudawe refleksy
sprawiały, że jego ciemne włosy wydawały się jaśniejsze.
Był to, rzec można, rasowy mężczyzna, a siwiejące
skronie pogłębiały jeszcze to wrażenie. Ani męskie rysy
jego twarzy, ani ciemne oczy nie zdradzały żadnych
uczuć. Ową umiejętność doskonałego .panowania nad
sobą nabył wraz z wiekiem.
Panującą wokół ciszę przerwał nagle odgłos otwie­
ranych i zamykanych drzwi. Dziewczynka natychmiast
uniosła głowę, jej oczy błyszczały z podniecenia. Zerwała
się, energicznie odrzucając sztucer i narzędzia do czysz­
czenia broni.
— To na pewno mama! Powiem jej o wspaniałej
nowinie, pozwól mi!
— Poczekaj, Jordanno!
Ale ona wymknęła się już z pokoju nie czekając, aż
ojciec wyjmie fajkę z ust, by móc przywołać ją z powrotem.
Przelotny grymas zniecierpliwienia pojawił się w kącikach
jego warg, lecz spokojnie, bez pośpiechu wstał z fotela
i powoli podszedł do stojaka na broń. Gdy po odstawieniu
Winchestera ponownie zamykał drzwiczki na klucz, jego
wzrok napotkał zaniepokojone spojrzenie chłopca.
— Skończ spokojnie pracę, Kit. Sprawdzę dokładnie
broń, zanim odstawię ją na miejsce — rzekł uśmiechnąw­
szy się do syna, co trochę złagodziło stanowczy ton tego
polecenia.
— Tak, tatusiu — powiedział chłopiec i powrócił do
swego zajęcia, nie okazując choćby cienia sprzeciwu czy
niechęci.
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin