Nieoczekiwany los.doc

(78 KB) Pobierz
No więc

No więc.. kiedyś tam, bardzo daleko stąd był sobie bardzo przystojny chłopak, który szukał czegoś...

Miał tylko jeden mały problem.. coś go zmuszało do poszukiwań, ale sam nie wiedział czego ma szukać, więc błądził po świecie w poszukiwaniu niewiadomego. Zawsze sam, bojąc się zaufać komukolwiek, aż wreszcie trafił do pewnego miasta, w którym ludzie byli tak bardzo dla siebie obojętni, że nawet nie zauważyli przybycia kogoś obcego… W tym właśnie mieście mieszkała dziewczyna, nie jakaś tam piękność, ale miała charakter. Nie pozwalała nikomu się krzywdzić, jej siła opierała się na przekonaniu że kiedyś zdarzy się coś co pozwoli jej opuścić to miejsce, w którym doznała samych cierpień. Pewnego wieczoru idąc ulicą chłopak wpadł na tą właśnie dziewczynę. Zdziwił się że w takim mieście kobieta chodzi sama o tej porze i zaproponował jej że ją odprowadzi do domu, żeby jej się nic nie stało. Dziewczyna odrzuciła jego ofertę w dość niemiły sposób i odeszła w głąb miasta. Chłopak zdziwiony popatrzył za nią i coś go tknęło, poczuł że musi ją znaleźć, że ona może właśnie wiedzieć czego on szuka i pobiegł za nią w noc.. Niestety dziewczyna tak jakby się rozpłynęła, zdesperowany chłopak zaczął wypytywać ludzi o nią. Ale ci, których spotykał albo mu w ogóle nie odpowiadali na pytanie o nią, albo po prostu uciekali przed nim z przerażeniem, bojąc się człowieka zaczepiającego ich w środku nocy w obcym dla niego mieście. Chłopak pomału wpadał w rozpacz, jego wewnętrzny głos ciągle mu powtarzał, że bez niej niczego się o sobie nie dowie.. Zaryzykował i wszedł do jakiegoś baru, w którym jak sam zauważył, była zbieranina najgorszych zbirów, jego pytanie o dziewczynę tylko ich zdenerwowało, paru bardziej nerwowych podeszło do niego z zamiarem `uleczenia` jego desperacji raz na zawsze... Został przyciśnięty do ściany, próbował się bronić ale cóż mógł zrobić sam na 5 wyrośniętych zbirów? Zamknął tylko oczy, prosząc swojego Boga o szybką i jak najmniej bolesną śmierć. Zamarł w oczekiwaniu na cios, który jednak nie nadszedł, usłyszał tylko ciche szepty i poczuł że faceci się od niego odsuwają. Z lekką obawą otworzył oczy, w jego stronę szła właśnie ta dziewczyna, której szukał, a miejscowe zbiry schodziły jej z drogi jakby przynajmniej była zadżumiona, nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Podchodząc coraz bliżej niego wskazała reszcie towarzystwa drzwi i wszyscy bez słowa wyszli, w jego sercu pojawił się lęk. Coś było z nią nie tak, czemu się jej słuchają? Podeszła do niego i popatrzyła mu w oczy pytając cicho po co jej szukał. Nie potrafił jej tego wyjaśnić, sam niewiele wiedział... 

Usiadła na przeciwko niego wpatrując się w jego oczy. Stwierdziła że ma czas i poczeka na jego odpowiedź. Chłopak nie potrafił opanować dziwnego uczucia, które się pojawiło na jej widok, podszedł więc do niej i sam zaczął zadawać pytania. Podniosła tylko rękę i dotknęła jego ust, stwierdzając że zbyt wiele mówi. Rozejrzała się po pustym barze. Wstała i skierowała się do drzwi.
- Czas na mnie- powiedziała cicho- jak będziesz gotowy żeby odpowiedzieć na moje pytanie to się zjawię. A teraz idź spać.
Wyszła znikając w porannej mgle. Został tam sam, nie wiedząc co robić posłuchał jej rady i usiadł pod ścianą zamykając oczy, ale sen nie nadchodził, ciągle widział tylko ją...

Przesiedział pod ścianą aż zrobiło się całkiem jasno. Nie zasnął ani nawet na sekundę, ciągle myśląc o dziewczynie. Najbardziej zastanawiało go to, że ci ludzie co chcieli go zabić posłuchali jej bez najmniejszego sprzeciwu.. Dlaczego tak się stało? Przecież nawet się nie odezwała, nie wyciągnęła broni.. Z resztą nie zauważył żeby jakąkolwiek nosiła przy sobie.

Westchną i wstał, poczuł że ból rozsadza mu głowę. Ale kierowany przekonaniem, że bez niej nic nie wyjaśni, wstał i wyszedł na oślepiające słońce poranka….

Pod barem stało parę osób, spojrzały na niego ze zdziwieniem, które szybko przerodziło się w przerażenie, usłyszał tylko ich szepty:

- To on! On ją szukał..  pewnie jest taki sam jak ona...

 

Szybko oddalił się od tego miejsca, nie rozumiejąc nic z tego co się tam wydarzyło. Nie miał pojęcia gdzie iść, gdzie jej szukać i kim przede wszystkim mogła być…

Przypomniał sobie jak go pytała po co ją szuka i że wróci jak on będzie gotowy. Usiadł nad rzeką, nad którą nawet nie wiedział kiedy dotarł, i zaczął analizować co się stało i co poczuł jak ją zobaczył pierwszy raz.. Jego myśli krążyły głównie wokół tego że podświadomie wydawało mu się że ją znał.. kiedyś.. gdzieś.. Jej sylwetka i sposób poruszania się też był w jakiś niepokojący sposób znajomy, westchnął cicho i położył się. Słońce świeciło mu prosto w twarz, senność pokonała jego chęci do wyjaśnienia tej zagadki. Nawet nie wiedział kiedy usnął…

Po dłuższym czasie zerwał się na równe nogi i rozejrzał nie bardzo wiedząc gdzie jest i dlaczego się tu znalazł. Przed nim stała dziewczyna wpatrując się w niego.

- Znów mnie szukałeś- powiedziała cicho- Czyżbyś już wiedział czemu mnie szukasz?

Nie potrafił jej znów odpowiedzieć na to pytanie, poprosił żeby siadła obok niego. Popatrzyła na niego tym swoim dziwnym wzrokiem, ale spełniła jego prośbę. Usiadła podciągając kolana pod brodę.

- Jesteś dziwną osobą- stwierdził patrząc się na rzekę- Nie wiem jak ty to robisz, że przy tobie czuję się tak spokojnie. Nigdy tak nie miałem… I ciągle mi się wydaje że cię znam..

- Wiem że jestem dziwna, to dlatego ludzie mnie unikają- znów ściszony głos- Boją się że potrafię kontrolować ich myśli jak jestem w pobliżu, to dlatego tak mnie słuchają..  A

ty się tego nie boisz?

Westchnął- Ja chcę żeby mnie ktoś zaczął kontrolować i wreszcie zaprowadził tam gdzie powinienem dojść..

- Nawet jeśli to miejsce wcale nie jest bezpieczne i dobre?- spytała cicho patrząc na niego.

Popatrzył na nią i kiwną głową.

- Mam dość bezsensownego błąkania się po świecie, proszę pomóż mi.. Nie wiem czemu ale uważam że to ciebie miałem znaleźć, żebyś mi pokazała cel mojej podróży…

- Może i racja.. Ja wiem na pewno gdzie masz się udać, tylko nie mogę ci zagwarantować czy to przeżyjesz… Zaprowadzę cię tam gdzie dawno temu się poznaliśmy.. - wstała i ruszyła przed siebie.

Ruszył za nią, szła bardzo szybko w stronę odległej, prawie zrównanej z ziemią dzielnicy miasta. Nie oglądała się za siebie, w miarę zbliżania się do celu wyczuł w jej ruchach jakieś napięcie, im byli bliżej, tym bardziej stawała się ostrożna, jej wzrok błądził po ruinach w poszukiwaniu nieistniejących napastników. Wyglądała jak skradający się kot, jej oczy rejestrowały każde poruszenie wiatru. Nagle poczuł ogromny ból, prawie rozsadzający jego głowę. Usiadł na ziemi i zacisnął dłonie na skroniach. Dziewczyna przystanęła i popatrzyła na niego z bólem w oczach.

- Jednak miałam rację że to ty- wyszeptała- Też to czujesz? Ten okropny ból.. Ten ból to pozostałość po niedoskonałym wymazaniu wspomnień… Twoja podświadomość broni się teraz przed wspomnieniami.

Podeszła do niego i podniosła go, delikatnie dotknęła jego skroni i ból zelżał na tyle, że mógł otworzyć oczy.

- Dasz radę iść dalej?- szepnęła patrząc na jego twarz wykrzywioną bólem- Muszę cię ostrzec że im bliżej będziemy tym będzie gorzej. No i zaczną powracać wspomnienia.. A nie są one miłe..

- Dam radę, musze się dowiedzieć kim jestem i dlaczego coś mnie zmuszało do szukania..- powiedział głosem pełnym bólu patrząc jej w oczy.

- Jeśli tak uważasz to chodźmy- odwróciła się i poszła przed siebie.

Doszła do ruin jakiegoś wielkiego budynku i się zatrzymała, obejrzała się na niego i pokazała gestem żeby usiadł.

- Pamiętasz to miejsce? To właśnie tu przed 10 laty wszystko się zaczęło.. – usiadła obok niego i westchnęła- chyba pora żebym ci chociaż z grubsza opowiedziała twoją przeszłość i wyjaśniła kim jesteś i kim jestem ja…

Popatrzył na nią, ból niemiłosiernie narastał, czuł że jeśli coś się za chwilę nie stanie to nie wytrzyma. Nagle w jego głowie pojawiły się obrazy walki i potem szybkiej ucieczki, złapał się za głowę i jęknął.

- Widziałeś, prawda? – popatrzyła przed siebie- No więc teraz słuchaj.- usiadła twarzą do niego zaczęła swoją opowieść.

„ 10 lat temu, jak jeszcze byliśmy bardzo młodzi, żyliśmy tu wszyscy w zgodzie, aż pojawił się Dedalus. Ach ty nie masz pojęcia o kim myślę mówiąc my- zawstydziła się lekko- No więc mówiąc my mam na myśli twoją i moją rodzinę. Nasze zdolności kontrolowania myśli innych ludzi, uczyniły z nas wyrzutków, bogatych wyrzutków.. Rodzice stworzyli nam tutaj odpowiednie miejsce do szkolenia naszych zdolności i spokojnego dzieciństwa, było nas sześcioro. Przeżywaliśmy tutaj jak każdy nastolatek na świecie drobne miłostki i niepowodzenia, byliśmy normalni… Nie wiem jakiego imienia teraz używasz, ale tu nazywaliśmy cię Kaze. Byłeś prawie najsilniejszym medium wśród nas. Było to dla ciebie bardzo ciężkie, więc postanowiłam ci pomóc. Zaprzyjaźniliśmy się, można by nawet powiedzieć że był czas gdy byliśmy nierozłączni- zaśmiała się cicho- Nasze zdolności w połączeniu były bardzo niebezpieczne, więc wszyscy mieszkający tutaj dorośli starali się nas rozdzielać jak tylko mogli. Niestety nas do siebie zawsze ciągnęło.. Ja potrafiłam dać ci siłę do korzystania z mocy, a ty zawsze potrafiłeś pohamować mnie. Uzupełnialiśmy się. W miarę jak dorastaliśmy, więź między nami stawała się coraz silniejsza i jak to młodzi daliśmy się ponieść i zostaliśmy na tym przyłapani. Zrobiła się wtedy wielka afera, postanowiono nas rozdzielić za wszelką cenę i tu właśnie na wkroczył Dedalus. Był moim dalszym kuzynem i również posiadał śladowe ilości mocy, ale na tyle jej miał niewiele że nie zagrażała ona wybuchami mojej. Zaręczono nas pomimo mojego sprzeciwu.. Zostałam zaszantażowana twoją śmiercią, więc w końcu przystałam na to, ale ty nie potrafiłeś się z tym pogodzić. Nikt nie wiedział cię nigdy takiego kipiącego złem.. Nawet ja.. Próbowałam cię uspokoić, ale to chyba przyniosło odwrotny skutek. Po paru próbach, posłuchałam matki i dałam ci spokój, wręcz cię unikałam szykując się do ślubu. Wierzyłam że tak musi być a ty zrozumiesz i będziesz znów moim przyjacielem.. Nie wiem gdzie wtedy uciekłeś, ale zniknąłeś na bardzo długo by wrócić w dniu mojego ślubu.. Gdy wkroczyłeś na ceremonię biło od ciebie takie zło aż się ciebie przestraszyłam.. Jedynie jedna kobieta wiedziała co się może stać i ostrzegała naszych rodziców żeby nas nie rozdzielali, że razem damy radę kontrolować to co jest w nas, ale oni myśleli że wiedzą lepiej.. Nieświadomie skazali siebie na śmierć a nas na tułaczy los. Ceres, tak miała na imię ta kobieta, ujrzawszy cię wchodzącego na ceremonię, zdążyła tylko krzyknąć żeby wszyscy uciekali, ale i tak było za późno.. Twoja moc po prostu eksplodowała.. niszcząc każdego kto nie zdążył się osłonić… Dedalus podjął walkę z tobą, ale wiedziałam od samego początku że nie miał szans.. Ja też nie byłam lepsza od ciebie.. mogłam cię powstrzymać, mogłam ocalić Dedalusa i innych.. ale chciałam żebyś ich ukarał za to co nam zrobili.. Po waszej walce niewielu z naszych zostało żywych.. Nigdy nie zapomnę bólu w twoich oczach jak się opanowałeś.. Ten widok na zawsze zapadł mi w pamięć.. Tylko dzięki temu potrafiłam odnaleźć resztę żyjących i sprowadzić ich tutaj… Bo po skończonej walce i pogrzebach bliskich Ceres postanowiła uwolnić nas od brzemienia winy, które w szczególności zabijało ciebie i mnie, wymazując nam wspomnienia.. Nie wzięła pod uwagę tego że moja moc nie pozwoli na całkowite wymazanie moich wspomnień. Byliśmy postrachem reszty ocalałych, każdy się nas bał, a co najgorsze zaczęliśmy się bać siebie nawzajem. Więc pewnej nocy Ceres zrobiła to co planowała, obudziliśmy się nie wiedząc kim jesteśmy i skąd się wzięliśmy w tych ruinach, każde z nas wyruszyło w drogę.. Ja zostałam, coś mnie ciągnęło do tych ruin, wtedy jeszcze dokładnie nie pamiętałam…

 

To przyszło z czasem. Wasza czwórka rozeszła się po świecie. Minął niecały rok i zaczęłam wyczuwać, że wasze moce się budzą pomimo wymazania wspomnień. Postanowiłam was znów tu zebrać. Z jakiego powodu dowiesz się później. Pierwsza wróciła moja siostra, potem Lukas i Megami, czekałam już tylko na ciebie. Każdego przyciągnęła nieokreślona potrzeba odnalezienia czegoś. A ja czekałam i witałam was w domu, każdemu przywracając wspomnienia opowieścią o tamtym dniu… No i teraz już wiesz- wstała i podeszła do bliżej do ruin- Chodź poznasz resztę, teraz nas jest trochę więcej niż piątka.”

Nie wiedział co zrobić, w czasie jak ona mówiła w jego głowie pojawiały się obrazy potwierdzające jej słowa, poczuł jednocześnie straszne brzemię tego co zrobił i ulgę, że poznał wreszcie prawdę o sobie.. Kaze…więc tak mam na imię…

- Luna.. teraz rozumie.. teraz wiem że miałem rację jak wydawało mi się że skądś cię znam.. Tak bardzo mnie do ciebie ciągnęło, to właśnie ty byłaś mi potrzebna do osiągnięcia spokoju… -wstał i poszedł za nią- prowadź. Chcę się przywitać z resztą.. 

Odwróciła się i popatrzyła na niego- Oni też na ciebie czekają, teraz wyjaśnię do czego się musimy przygotować… Nie będzie to ani miłe ani bezpieczne… Ale mamy coraz mniej czasu , góra dwa dni. Chodź za mną łatwo tu zabłądzić teraz.- weszła pomiędzy gruzy domu.

              Patrzył jak się oddala i po chwili ruszył szybko za nią. Kiedyś kochał tą kobietę bardziej niż powinien, ale teraz odczuwał że w niej się dużo zmieniło, nadal jej ufał, ale czuł że dużo emocji i wspomnień blokuje przed nim. Nie potrafił się przebić do jej umysłu i nie rozumiał dlaczego to robi, on się otworzył przed nią całkowicie. Dogonił ją i zaczął iść obok niej rozglądając się. To co widział nie należało do miłych widoków, w jego pamięci wciąż pojawiały się obrazy tego domu sprzed walki. A tu widział tylko zniszczenie i śmierć. Luna nagle przystanęła i wskazała bez słowa wejście do dawnych podziemi. Prawie wpadł na nią rozglądając się. Posłała mu smutny uśmiech i zaczęła schodzić po schodach.

- Teraz mieszkamy tutaj, udało nam się przystosować podziemia i jest w nich nawet dość przytulnie. W końcu między nami są teraz dzieci i trzeba było zapewnić im jakieś godne warunki do życia.- powiedziała cicho i przystanęła przed drzwiami.

- Dzieci? Jakie dzieci, czyje? Czy to był dobry pomysł sprowadzać je tutaj?- zasypał ją pytaniami.

Oparła się o drzwi i popatrzyła na niego- Dzieci takie jak my. Nie ma na tym świecie miejsca, w którym by nie były uważane za dziwadła. Teraz my się nimi opiekujemy i staramy się im dać choć część poczucia bezpieczeństwa jakim my byliśmy obdarowani.- pchnęła drzwi i weszła do ogromnego holu, w którym echo niosło niedalekie rozmowy.

              Wszedł za nią rozglądając się. Rzeczywiście było tu dość przytulnie, jak na takie warunki, pod ścianą ujrzał dwie bawiące się dziewczynki, miały tak na oko około 9 lat. Na widok Luny przerwały zabawę i podbiegły do nich. Jedna z nich przytuliła Lunę.

- Mamo jak dobrze że wreszcie wróciłaś, tak się boję jak wychodzisz na tak długo.

Objęła córkę i popatrzyła na niego.

- Killa przecież ci obiecałam że wrócę, prawda? Masz ten sam dar co ja więc wiesz dobrze że mi nic nie groziło. – pocałowała ją w czoło- a teraz biegnij z Ritą po Lucasa, Megami i Jez, powiedz im że Kaze wrócił i czas wyjaśnić po co się tu zgromadziliśmy.

              Dziewczynki szybko pobiegły w głąb holu wołając dorosłych. Kaze popatrzył na nią nie wiedząc jak się odnieść do tego co przed chwilą się dowiedział.

- Tak Kaze, to moja córka. Nie ma zbyt szczęśliwego dzieciństwa, ale staram się jak mogę.

- Ale ona jest Dedalusa..?- wyszeptał nie będąc pewny tego czy chce poznać odpowiedź.

- A czyja ma być?- popatrzyła na niego twardym wzrokiem- W końcu on był moim narzeczonym.- odwróciła głowę żeby nie widział bólu na jej twarzy.

 

Nie wiedział dlaczego nie potrafił tego przyjąć do wiadomości, Luna znów zablokowała dostęp do swoich emocji, podświadomie czuł że coś jest nie tak, spróbował dotrzeć do dziewczynki, ale jak tylko skupił na niej myśli, Luna złapała go za ramię.

- Ani się waż.. Nikt nie będzie grzebał w głowie mojej córki.- wyszeptała mu ze zdenerwowaniem w twarz.

              Nagle go puściła i się odsunęła słysząc nadchodzących. Odwróciła się do nich i uśmiechnęła.

- Nareszcie jesteśmy w komplecie, teraz mogę wam wyjaśnić co się dzieje i dlaczego wszyscy odczuwacie nieokreślony niepokój.- wskazała ręką na stojące pod ścianą ławy- usiądźmy będzie wygodniej.

Posłusznie podeszli i zajęli miejsca, Killa z Ritą niedaleko znów podjęły zabawę.

Gdy wszyscy usiedli Luna zaczęła opowiadać.

- Jak wiecie parę miesięcy temu wyruszyłam w niedaleką podróż, trwała ona tylko parę dni, ale dowiedziałam się istotnej rzeczy. Brat Dedalusa, Ichiru, chce zemsty na nas ocalałych, szczególnie na mnie. Według mojego źródła najpóźniej za dwa, a raczej już za jeden dzień przybędzie tu wyrównać rachunki. Nikt z nas nie będzie bezpieczny dopóki ta walka się nie rozstrzygnie. Proszę was o pomoc, sama go nie powstrzymam, ale razem damy radę.- popatrzyła na nich, chcąc ujrzeć ich reakcje.

Reszta spojrzała po sobie i popatrzyli na nią. Lucas zabrał głos w imieniu reszty – Nie zamierzamy uciekać jeśli o to chodzi, będziemy walczyć, bezpieczeństwo Killi i Rity jest najważniejsze, a dopóki on żyje to one nigdy nie będą się mogły poczuć bezpieczne. Rozdziel zadania i się podporządkujemy.

- Dziękuję wam- szepnęła cicho. Jej wzruszenie nie trwało długo, mieli tak mało czasu a tak wiele do zrobienia. Czuła coraz bliższą obecność Ichiru, jego nienawiść… Pozbierała się w sobie- No dobra więc wszyscy oprócz Kaze będziemy walczyć z nimi.

Kaze spróbował protestować, ale uciszyła go wzrokiem.

- Ty Kaze, jako że masz drugą po mojej mocy i wiesz jak z niej zrobić użytek, będziesz chronił Killę i Ritę, pamiętaj że jak się im coś stanie to będziesz miał ze mną do czynienia. A teraz spróbujmy się choć trochę przespać, bo jutro czeka nas decydująca walka. Kaze ty będziesz spał tam – wskazała ręką na materac leżący pod ścianą- Zaraz obok mnie i Killi. Postarajcie się wypocząć jak najlepiej. – odwróciła się i podeszła do swojej córki, kucnęła i zaczęła się z nią bawić.

Reszta towarzystwa popatrzyła po sobie i rozeszła się na swoje materace, nie było żadnych rozmów na temat skuteczności planu Luny, po prostu przyjęli go do wiadomości i doskonale wiedzieli że sami nic lepszego nie wymyślą. Megami zawołała swoją córkę i razem z nią i Lucasem położyli się przytuleni próbując zasnąć. Luna również wzięła córkę za rękę i skinęła głową na Kaze.

- Idziemy spać, jutro musimy wygrać.- uśmiechnęła się smutno do niego i położyła się z córką.

Kaze patrzył na nie przez chwilę i sam się położył, nic nie rozumiał, w sumie nie zaprzątał sobie głowy dniem jutrzejszym, raczej chodziło mu o przeszłość. Zamknął oczy i się zamyślił. Gdy po chwili je otworzył zobaczył że Luna z Killą już śpią, przysunął się do nich i okrył je lepiej kocem, nie mogąc się powstrzymać pocałował je obie w policzki i położył się próbując zasnąć, nagle ogarnęło go ciepłe uczucie, poczuł że znalazł swoje miejsce.. Luna była jego pierwszą miłością, ale Killa..? Killa była córką jego największego wroga i kobiety, którą kochał… Nie potrafił zrozumieć swoich odczuć w stosunku do dziewczynki, zastanawiając się nad tym, usnął…

 

Poczuł że ktoś go budzi, otworzył oczy i zobaczył nad sobą twarz Killi. Dziewczynka zaśmiała się i uciekła do matki. Podniósł się i ujrzał że reszta już nie śpi. Właśnie kończyli posiłek, Luna podeszła do niego.

- Wstawaj Kaze, zjedz coś, mamy niewiele czasu… Niedługo się zacznie…

Wstał szybko i poszedł zjeść. Wszyscy wokół szykowali się do walki, prawie się do siebie nie odzywając, nawet dziewczynki siedziały cicho na materacach i patrzyły na dorosłych z lekkim strachem w oczach. Luna podeszła do nich i coś im powiedziała, usłyszał tylko nerwowy śmiech dziewczynek, po chwili przytuliła je i odeszła szykując broń. Podszedł do niej.

- Po co ci broń? Przecież wystarczy nasza moc.

- Kaze nie każdy jest podatny na nasze sugestie. Ichiru już kiedyś mi to udowodnił, on posiada wielką moc. Mam tylko nadzieję że uda mi się go pokonać…- popatrzyła na niego ze smutkiem w oczach.

- Może lepiej jak będę walczył razem z tobą? Z tego co pamiętam razem jesteśmy niepokonani.- uśmiechnął się do niej i podniósł rękę chcąc dotknąć jej policzka.

- Nie Kaze masz się opiekować Killą. Z resztą z tego co wyczuwam to on przybędzie walczyć tylko ze mną. Zaraz odeślę resztę, nie ma sensu żeby się narażali w walce, która ich nie dotyczy…- odsunęła się od niego i podeszła do reszty.

Po chwili rozmowy usłyszał ich podniesione głosy, nie zgadzali się na to, ale ton głosu Luny nie pozostawiał im innego wyjścia. Po chwili ujrzał że Megami, Lucas i siostra Luny odłożyli broń i zabrali Ritę. Wychodząc uściskali Lunę, przechodząc obok niego popatrzyli na niego ze smutkiem i życzyli mu powodzenia, sam nie wiedział co im odpowiedzieć. Po chwili podeszła do niego.

- Jeśli chcesz iść z nimi to zrozumie- powiedziała cicho patrząc mu w oczy. Nie rozumiał jej decyzji, ale wiedział jedno, że nie może jej samej zostawić.

- Nie chce, chcę być przy tobie, za długo cię szukałem żeby cię w takiej chwili opuścić.

- Cieszy mnie to, przynajmniej będzie się miał kto zająć Killą. A teraz chodźmy Ichiru jest coraz bliżej…- spróbowała przywołać uśmiech na twarz.- Ty z Killą zostaniesz przy wyjściu z podziemia, jak coś pójdzie nie tak to ukryjecie się tu i przeczekacie, a potem zrobisz co będziesz uważał.

Ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę wyjścia, Killa pobiegła za nią i wzięła ją za rękę, wyglądały razem tak spokojnie, jakby szły na spacer, tą wizję psuła jedynie niesiona przez Lunę broń… Gdy wyszli na zewnątrz, ujrzeli że ktoś tam już czeka, Luna popchnęła Killę w jego stronę, złapał ją i siłą wciągną płaczącą dziewczynkę  z powrotem do korytarza. Wyrywała się i płakała głośno. Luna podeszła bliżej przybysza.

- Ichiru…jak miło że postanowiłeś odwiedzić niedoszłą bratową…- powiedziała niedbale patrząc mu wyzywająco w oczy.

- Przyszedłem zakończyć tą sprawę, nie będziesz dłużej szargać pamięci mego brata swoim życiem. Widzę że sprowadziłaś posiłki. – zaśmiał się złośliwie- Boisz się że sama mi nie dasz rady?

- On? On się ma tylko zająć moją córką w czasie walki, nie martw się poradzę sobie z tobą sama. – skoncentrowała się i głaz stojący obok Ichiru rozprysnął się na kawałki.- Jak widać trenowałam od naszego ostatniego spotkania.

Kaze razem z dziewczynką obserwowali całe to wydarzenie, nie słysząc nic, dziewczynka wyrywała się nadal, a jego roznosiła chęć zabicia go, on groził kobiecie, którą kochał. Nie potrafił patrzeć bezczynnie, nagle ujrzał, że Ichiru wyciągnął broń i szybko wycelował w Lunę oddając strzał. Ona zachwiała się i po chwili upadła na kolana trzymając się za ramię. Ichiru zaśmiał się i idąc w stronę wejścia do korytarza kopnął ją aż się przewróciła.

- Wychodź tchórzu, teraz kolej na ciebie- zawołał podchodząc coraz bliżej.

Kazem targały takie emocje, że zapomniał o danym Lunie słowie, puścił dziewczynkę i wyszedł jemu naprzeciw. Wyciągnął broń i mierząc w niego pokazał się.

- Ze mną tak łatwo ci nie pójdzie, ty i twój brat już dostatecznie namieszaliście w moim życiu.

Killa przebiegła obok nich i podbiegła do matki podnosząc ją. Ichiru niedbale wycelował w Killę.

- No proszę, załatwię wszystko za jednym razem.

Kaze przeraził się widząc że ten człowiek nie waha się zabić córki własnego brata.- Za kogo ty się masz przecież ona jest z twojej krwi!

Ichiru tylko się roześmiał szyderczo- Tobie też powiedziała, że Dedalus jest jej ojcem? Nic podobnego, jak zaręczyli się to ona już była w ciąży, z resztą mój brat nigdy by nie tknął takiej szmaty.

Przed oczami zrobiło mu się ciemno.. jak to była w ciąży? Po chwili coś do niego dotarło, ale już było za późno, Ichiru strzelił do Killi, wszystko zaczęło się dziać w zwolnionym tempie, Kaze ujrzał jak Luna odpycha od siebie dziewczynkę, która upada na ziemię, kula trafiła Lunę  w pierś…Luna osunęła się na ziemię…w jego umyśle zaległa przerażająca cisza.. Zobaczył jak Ichiru celuje ponownie w dziewczynkę, wycelował i strzelił. Ichiru osunął się martwy na ziemię. Podbiegł do Luny, uklęknął i wziął jej głowę na kolana.

- Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego!? – wykrzyczał. Podbiegła do nich Killa zanosząc się od płaczu, na szczęście jej nic nie było.

Luna otworzyła z wysiłkiem oczy i popatrzyła na Kaze, uniosła rękę i dotknęła jego policzka- Kaze nie mogłam ci powiedzieć, to nie tak że nie chciałam… Po prostu nie mogłam..- szeptała, po chwili jej twarz wykrzywił spazm bólu- Proszę cię Kaze zaopiekuj się naszą córką…- wyszeptała z wysiłkiem i zamknęła oczy.

Poczuł jak jego świat się wali, przytulił do siebie Lunę i płaczącą dziewczynkę.

- Nie możesz mnie tak zostawić! – wykrzyczał. Podniósł ją i razem z Killą ruszył w stronę wejścia do podziemi, ledwie widział drogę poprzez łzy.

- Teraz musze być twardy, muszę się wszystkim zająć..- wyszeptał sam do siebie…

              Słońce przypiekało, był piękny dzień, może nawet za piękny….

Zgłoś jeśli naruszono regulamin