Ben Bova Powersat � Satelita energetyczny Ksi��k� t� dedykuj� wszystkim, kt�rzy oddali �ycie na dzikim pograniczu. Powersat - satelita energetyczny LOT PR�BNY - Kalifornia na optycznej. Pilot oblatywacz Hannah Aarons dostrzeg�a lini� brze- gow�: niski, ciemny cie� rozci�gni�ty wzd�u� zakrzywionego horyzontu, daleko w dole. Za owiewk� kokpitu, wykonan� z grubego kwarcu, zobaczy�a, �e niebo wzd�u� horyzontu rozja�nia si� pierwszym promieniami s�o�ca, dalej ciemniej�c na fioletowo i wreszcie przechodz�c w czarn� niesko�czono�� kosmosu. Wahad�owiec p�dzi� po niebie z pr�dko�ci� 16 mach�w i przeci�� lini� brzegow� Kalifornii na wysoko�ci 60 kilome- tr�w, dok�adnie na kursie. Przez szybk� he�mu ci�nieniowego kombinezonu Aarons dostrzeg�a, �e tytanowy nos wahad�owca zaczyna si� lekko �arzy� w strz�piastych chmurach. Lecia�a w stron� l�dowiska na wyspie Matagorda na teksa�skim wy- brze�u. Us�ysza�a, jak powietrze zaczyna gwizda�, owiewaj�c kokpit. - Na m�j znak, Hannah - w s�uchawkach rozleg� si� g�os kontrolera lotu. - Nos w g�r� za trzydzie�ci sekund. - Zrozumia�am, nos w g�r� za trzydzie�ci sekund - od powiedzia�a. Horyzont znik� z pola widzenia; nos wahad�owca lekko si� uni�s�. Widzia�a teraz tylko czer� kosmicznej pustki w g�rze. Ben Bova Skupi�a si� na ekranach panelu sterowania. Odczyt na pr�dko- �ciomierzu zaczyna� male�: 16, 15,5, 15... Czuj�c, jak hamo- wanie wciska jej uprz�� w cia�o, Hannah ws�uchiwa�a si� we w�asny oddech: chropawy, z wysi�kiem. K�tem oka dostrzeg�a, jak skraj p�katego skrzyd�a wahad�owca nagle zmienia barw� na rubinow�. Wiedzia�a, �e za par� sekund b�dzie czerwony jak wis'nia. Wahad�owiec nagle skoczy� w d� tak gwa�townie, �e Hannah bole�nie uderzy�a nosem o szybk� he�mu. Gdyby nie uprz��, pewnie skr�ci�aby kark. Powietrze na zewn�trz kok- pitu zacz�o wy�, otaczaj�c j� strumieniami pomara�czowego ognia. - Niekontrolowane opadanie! - krzykn�a do mikrofonu i lew� r�k� szarpn�a wolant do siebie. Mimo os�on mia�a wra �enie, �e jej ramiona wa�� po dziesi�� ton. Wahad�owiec trz�s� si� tak, �e przestawa�a cokolwiek widzie�. Odnios�a wra�enie, �e stery s� zablokowane; nie mog�a ich ruszy�. - Prze��czam na r�czne - rzek�a s�abym g�osem. Przez po�wiat� poza kokpitem dostrzeg�a p�dz�cy na jej spotkanie grunt. Spokojnie, powtarza�a sobie. Tylko spokojnie! - Przechodz� na FBW - zawo�a�a, uderzaj�c w przycisk, kt�ry uruchamia� sterowanie w trybie fly-by-wire. -Brak reakcji! Wahad�owiec nadal p�dzi� w d�, wiruj�c jak opadaj�cy li��; obija�a si� boles'nie o �ciany ciasnego kokpitu. - Skacz! - wrzeszcza� kontroler, g�o�no i rozpaczliwie. - Hannah, wyno� si� stamt�d! Wahad�owiec szale�czo wirowa�. Hannah obija�a sie w fo- telu na wszystkie strony, w ob��kanej spirali, w locie w stron� ziemi. Poczu�a smak krwi w ustach. Nadymane cz�ci skafandra przeci��eniowego uciska�y jej wn�trzno�ci jak past� w tubce. - Hannah! - rozleg� si� jaki� inny g�os. - Tu Tenny. Kata- pultuj si�. Natychmiast! Pokiwa�a g�ow� w he�mie. C� innego mog�a zrobi�. Brak innych opcji. Ju� po wahad�owcu. Nieludzkim wysi�kiem przesun�a praw� r�k� wzd�u� os�ony, w stron� czerwonego Powersat - satelita energetyczny przycisku katapulty. Czuj�c b�l, otworzy�a klapk� - i wtedy lewe skrzyd�o wahad�owca odpad�o z potwornym wizgiem, a ca�y wahad�owiec obr�ci� si� o 180 stopni. R�ka Hannah trzasn�a w nadgarstku. Przeszy�a j� fala b�lu a� do ramienia. Nadal usi�owa�a nacisn�� przycisk, gdy wahad�owiec rozpad� si� na kilka roz�arzonych fragment�w, opadaj�c ku ziemi jak dymi�ce meteory, a szcz�tki wraku roz- sypa�y si� na powierzchni kilkuset kilometr�w kwadratowych p�askiej, poro�ni�tej krzakami ziemi zachodniego Teksasu. WYSPA MATAGORDA, TEKSAS Dan Randolph sta� przy szerokim oknie w swoim biu- rze, gapi�c si� ponuro na rozpo�cieraj�cy si� poni�ej hangar. W promieniach gor�cego, letniego s�o�ca, dw�ch technik�w zdejmowa�o z zaparkowanej na zewn�trz ci�ar�wki po- skr�cany kawa�ek wraku, tak delikatnie, jakby by�o to cia�o poleg�ego towarzysza. Wygl�da� na cz�� skrzyd�a, ale by� za bardzo poczernia�y i zdeformowany, �eby da�o si� to okre�li� z ca�� pewno�ci�. Na pod�odze hangaru wyklejono bia�� ta�m� zarys waha- d�owca. W miar� jak znoszono kawa�ki wraku, technicy i ludzie z ekipy dochodzeniowej Federalnego Ministerstwa Lotnictwa i Krajowej Rady ds. Bezpiecze�stwa w Transporcie uk�adali je na w�a�ciwych miejscach. - Jak ju� wszystko pozbieraj� - mrukn�� Dan - zaczn� sekcj� zw�ok. Obok Randolpha sta� Saito Yamagata, z r�kami spleciony- mi z ty�u i g�ow� pochylon� w wyrazie wsp�czucia. - R�wnie dobrze mogliby zrobi� sekcj� zw�ok mnie - mrukn�� Dan. - Ju� po mnie. - Danielu, jeste� naprawd� za m�ody, �eby by� a� tak zgorzknia�ym - zauwa�y� Yamagata. Dan Randolph obrzuci� swojego by�ego szefa kwa�nym spojrzeniem. - Do�� prze�y�em, �eby zgorzknie� - odpar�. K) Ben Boya Yamagata spojrza� na niego z ukosa. Japo�czycy zawsze si� us'miechali, bez wzgl�du na to, co si� dzia�o. Yamagata, za�o�yciel i szef m�odej, lecz b�yskawicznie si� rozwijaj�cej japo�skiej korporacji zajmuj�cej si� lotami kosmicznymi, mia� powody, �eby si� u�miecha�. Mia� na sobie trzycz�ciowy gar- nitur uszyty przez krawca z Saville Row, b��kitny, z malutk� szpilk� w klapie marynarki: �uraw w locie, rodzinny herb. Na jego ciemnych w�osach, zaczesanych do ty�u nad szerokim czo- �em, zaczyna�y si� ju� ko�o skroni pojawia� �lady siwizny. By� najwy�szy ze wszystkich cz�onk�w rodziny, kt�rzy jeszcze �yli w rodzinnej pami�ci, mia� 180 cm wzrostu i by� o cal wy�szy od Randolpha. Kiedy� Yamagata by� smuk�y jak samurajskie ostrze, ale ostatnie �ata �ycia w dobrobycie sprawi�y, �e zaokr�- gli� si�, a rysy twarzy mu zmi�k�y. Jego oczy nadal jednak by�y uwa�ne, czujne, przenikliwe. Dan by� w samej koszuli, z r�kawami podwini�tymi powy- �ej �okcia. Mimo �redniej masy cia�a by� solidnie zbudowany i by�o w nim co� zadziornego; pewnie dlatego, �e kilka lat temu z�ama� nos w b�jce z trzema japo�skimi robotnikami. Kiedy si� u�miecha�, kobiety dochodzi�y jednak do wniosku, �e jego okr�g�o ciosana twarz jest ca�kiem przystojna, a kiedy chcia�, umia� by� czaruj�cy. Teraz jednak nie mia� na to ochoty. Jego szare oczy, kt�re cz�sto l�ni�y, jakby w skryto�ci ducha byl zdziwiony g�upot� tego �wiata, teraz by�y smutne, puste; czai�a si� w nich kl�ska. Wahad�owiec by� jego marzeniem; postawi� wszystko na jedn� kart�, wszystko, co zdo�a� wy�ebra� i po�yczy�. Jego firma, Astro Manufacturing Corporation, chcia�a udowodni�, �e prywatne przedsi�biorstwo mo�e zarabia� na lotach w kosmos. A teraz jego marzenie leg�o w gruzach, strzaskane i poskr�cane le�a�o na pod�odze hangaru. Dan dostrzeg� ma��, szczup�� posta� w odleg�ym rogu hangaru: Getry Adair, pilot rezerwowy, smuk�y i niewielki; z tej odleg�o�ci wygl�da� jak piegowaty ch�opiec o twarzy barwy piasku. Adair patrzy� w milczeniu na szcz�tki uk�adane na pod�odze. Cz�sto droczy� si� z Hannah Aarons; ona by�a Powersat - satelita energetyczny 1 ] powa�na, a on - kipi�cy entuzjazmem �arto wni�. Teraz nie mia� si� z kim droczy�. Sta� jak opuszczony przez wszystkicr nastolatek, a technicy wnosili poczernia�e, poskr�cane kawa�ki, kt�re kiedy�' by�y maszyn� - przecie� to on m�g� ni� lecie�. Dan odwr�ci� si� od okna. - Dzi� jest pi�ta rocznica za�o�enia Astro Corporation, Sai. I pewnie ostatnia. W jego biurze by�o pe�no papierzysk i dokument�w, kt�re le�a�y w stertach na pot�nym, groteskowym wiktoria�skim biurku z czarnego orzecha. Nawet przez okno o grubych, podw�jnych szk�ach czu� g��bokie, pot�ne dr�enie suwnicy, kt�ra przenosi�a poczernia�e szcz�tki kokpitu na drug� stron� hangaru, gdzie czekali technicy, by po�o�y� je na w�a�ciwym miejscu na pod�odze. Stoj�cy obok Randolpha Yamagata po�o�y� delikatnie r�k� na ramieniu m�odszego m�czyzny i rzek�: - Dan, je�li pozwolisz, �ebym wykupi� twoj� firm�, b� dziesz m�g� dalej j� prowadzi�. Randolph skrzywi� si�. - A� do ostatecznej katastrofy. - Potrzebujesz kapita�u. Chcia�em zaproponowa�... - Sai, obaj wiemy, �e je�li mnie wykupisz, za rok znajd� si� na bruku, bez wzgl�du na to, jak bardzo teraz nie chcesz si� mnie pozby�. Taka firma jak Astro Corporation nie mo�e mie� dw�ch szef�w. Ty to wiesz, a ja wiem, �e ty wiesz. U�miech Yamagaty nieznacznie zblad�. - Pewnie masz racj� - przyzna�. - Ale musz� ci co� po wiedzie�, Dan. Czy to niejeden z twoich prezes�w mawia�, �e je�li idzie ku ci�kiemu, twardzi ludzie id�...? - Tak, tam gdzie idzie si� l�ej - mrukn�� Randolph. Yamagata potrz�sn�� g�ow�. - Masz tyle atut�w, Danielu. Satelita energetyczny jest pra wie gotowy, prawda? On sam mo�e by� wart kilka miliard�w. - Je�li zadzia�a. - Doskonale wiesz, �e tak. Model demonstracyjny Yama gaty dzia�a, prawda? Ben Bova Randolph pokiwa� niech�tnie g�ow�. Pomaga� przy budo- wie satelity energetycznego, jako pracownik Yamagaty. Potem wykorzysta� sukces tego satelity, by zdoby� inwestor�w dla w�asnej firmy, Astro Manufacturing Corporation. Yamagata wpad� wtedy w z�o��, kiedy jednak dowiedzia� si� o katastrofie, przylecia� z Tokio. �eby pom�c, przynajmniej tak powiedzia� Randolphowi. �eby wygarn�� konkurencj� po korzystnej cenie, pomy�la� Dan. - Twoja firma nie jest pierwsz�, kt�ra do�wiadcza trud no�ci, bo za�o�yciel okaza� si� nadmiernym optymist� i by� za bardzo zakochany we w�asnych marzeniach. - Marzeniach? Ja nie mam marze�. Jestem twardym jak ska�a biznesmenem - prychn�� Randolph. - Mo�e nie jestem dobrym biznesmenem, ale nie jestem marzycielem z g�ow� w chmurach. Yamagata spojrza� na Amerykanina, kt�rego zna� od pra- wie dziesi�ciu lat. - Jeste� pewien? - Nie jestem - warkn�� Dan. - Wahad�owiec jest wa�nym elementem ca�o�ci. Je�li nie b�dziemy mieli taniej i niezawod nej metody transportu na orbit�, satelita energetyczn...
gosiadabrowska