Pan Wołodyjowski, streszczenie szczegółowe.docx

(57 KB) Pobierz

Rozdział I
Karol Gustaw po powrocie Jana Kazimierza do krajustracił nadzieję na zdobycie Rzeczypospolitej. Chciał przynajmniej zatrzymać przy sobie Prusy Królewskie i prowincję do nich przyległą. Dlatego też ruszył czym prędzej na południe kraju. Po drodze palił, wieszał ludzi. „Gorzały” Prusy, Wielkopolska, Małopolska, Ruś, Litwa i Żmudź. Choć wsie, lasy i rzeki były w ręku Polaków,Szwedzi nie ustępowali. Wzbierał w nich gniew, ponieważ przed kilkoma miesiącami ten kraj należał do nich, a teraz ujawnił się nowy opór. 

Ze Szwedzkim królem podążał jego brat Adolf – książę hiponcki, który dowodził wojskiem. Ponadto towarzyszyli mu Robert Duglas, Henryk Horn (krewny nieboszczyka spod Częstochowy), Waldemar – graf duński i Miller (wielki pokonany w starciu z mnichami). Karol Gustaw ścigał wojska Czarnieckiego, depcząc mu po piętach. Do starcia doszło dopiero niedaleko ujścia Wieprza do Wisły. Chorągwie polskie broniły się dzielnie. Wołodyjowski, Jan i Samuel Kaweccy zepchnęli wroga ku Wiśle: „(…)co widząc Duglas pospieszył swoim z wyborową rajtarią na ratunek. Lecz rozpędu i te nowe posiłki wstrzymać nie mogły; poczęli więc Szwedzi skakać z wysokiego brzegu na lód, padając trupem tak gęsto, że czernili się na śnieżnym polu jako litery na białej karcie. Legł królewicz Waldemar; legł Wikilson, a książę biponcki, obalon z koniem, nogę złamał - legli wszelako i obaj panowie Kaweccy, i pan Malawski, i Rudawski, i Rogowski, i pan Tymiński, i Choiński, i Porwaniecki, jeden tylko pan Wołodyjowski, chociaż się w szwedzkie szeregi jako nurek w wodę z głową zanurzał, najmniejszej rany nie poniósł”. Gdy przybył sam szwedzki król z armatami i kolejnymi posiłkami, wówczas Czarniecki dał rozkaz wycofania. Tym posunięciem wywołał radość wroga. W pewnej chwili Karol Gustaw otrzymał niepomyślną wiadomość, że Dubois wraz ze swymi dragonami zostali zamordowani przez Czarnieckiego, przy boku którego było cztery tysiące ludzi (wycofał się, ponieważ zdecydował się na spisek i walkę podjazdową). 

Rozdział II
Nazajutrz Karol Gustaw ruszył w kierunku Lublina. Po przybyciu na miejsce otrzymał wiadomość o pościgu, którym dowodził Sapieha (zwycięzca bitwy z Bogusławem). Nie przeszkodziło mu to jednak w dalszej realizacji swego planu – zdobycia Zamościa. Jan Sapieha (brat Pawła), który przyłączył się do Szwedzkiego króla, zrelacjonował mu charakterystyczne zachowania i obyczaje starosty Jana, ostrzegając przy tym, że Zamoyski miał wystarczająco dużo własnych pieniędzy i nie skusi się na cudze, na łapówkę. Wówczas Karol Gustaw postanowił dać mu we władanie województwo lubuskie (jako niezawisłe księstwo), podejrzewając, że korona otworzy im bramy Zamościa. Z kolei Stefan Czarniecki wysłał dwie chorągwie Szemberkową i laudańską do obrony siedziby starosty, co niewymownie ucieszyło Sobiepana. Po przybyciu na miejsce Jan Skrzetuski i Wołodyjowski padli do nóg księżnej Gryzeldy (byli kiedyś pułkownikami pod dowództwem Jeremiego). Wieczorem wszyscy uczestniczyli w wystawnej i hucznej uczcie. Pan Zagłoba i Jan Zamoyski od razu przypadli sobie do gustu. Gdy po kolacji Onufry, Michał i Jan wracali do swej kwatery, oficer zameldował im, że Szczebrzeszyn się pali, co było znakiem rychłego najazdu szwedzkiego. 

Rozdział III
Karol Gustaw istotnie był już w Szczebrzeszynie i niedługo chciał stanąć pod bramą zamku w Zamościu, na którego murach stały już gotowe do walki pułki piechoty. Przy działach dzielnie czuwali Flamandowie, a za fortecą chorągwie lekkiej jazdy. Starosta kałuski objeżdżał mury, by sprawdzić, że wszystko zostało przygotowane na odparcie wojsk nieprzyjaciela. Szwedzi nadciągnęli z chorągwiami różnych barw. Po rozłożeniu namiotów, zaczęli pod fortecą sypać szańce. Liczyli około dziesięć tysięcy jazdy i tyle samo piechoty. 

W pewnej chwili do bramy zbliżyli się szwedzcy posłowie, wśród których był także Jan Sapieha, chcący w imieniu króla Karola Gustawa rozmawiać z Janem Zamoyskim. Usłyszawszy to, Sobiepan odparł, że nie będzie rozmawiał ze zdrajcą, po czym poprosił o posła-Szweda. Blady i zły Sapieha wrócił więc do monarchy, który po namyśle wysłał z poselstwem generała Forgella. Gdy ten zbliżył się do zamku, opuszczono mu most łańcuchowy. Po wejściu do komnaty, oznajmił Zamoyskiemu, ze król szwedzki przybył do niego w gościnę. Zażądał potem otworzenia bram i wpuszczenia całego wojska do pałacu, zapewniając, że nikt nie zamierza zająć twierdzy na stałe. Miała służyć jedynie jako tymczasowy przystanek na drodze podróży orszaku, który „czynił za buntownikami pościg”. Forgell podkreślał przy tym, że Zamoyski – otworzywszy bramę – uczyni wiele dobrego dla swego nazwiska.

Po wysłuchaniu tych argumentów, starosta odparł zdecydowanie, że nie odda Zamościa. Życzył zwycięstwa Janowi Kazimierzowi, chcąc widzieć Karola Gustawa w Sztokholmie, a nie u siebie. Forgell, widząc, że nic nie zdziała, na pożegnanie rzekł: „- Za otwarcie bram twierdzy jego królewska mość (tu znów długo wymieniał tytuły) ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie!”. Takaoferta wywołała w zebranych zdumienie, a starosta odparł z przekąsem: „- A ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy!”. Te słowa wywołały wybuch śmiechu na sali. Wściekły i blady gość zakończył swe poselstwo. Po dwóch godzinach nastąpił pierwszy atak Szwedów, za który Zamość „podziękował” tak samo. Rozzłoszczony Karol Gustaw nakazał spalenie okolicznych wsi i miasteczek. Po kilku godzinach okolica była wielkim morzem ognia. Szwedzi, dzięki nowym działom, mogli prowadzić nieustanny atak na forteczne mury. 

Zagłoba był uradowany widocznym u ludzi duchem zwycięstwa. Nikt nie myślał już tak, jak przed rokiem, nikt już nie zdradziłby kraju. Obywatele mieli siłę do walki, ponieważ starosta zaopatrzył wszystkich w zapasy żywności. Tymczasem pan Czarniecki: „(…) nie poszedł na Zawiśle, ale znów krążył koło szwedzkiej armii jak dziki zwierz koło owczarni. Rozpoczęły się znów nocne alarmy, przepadanie bez wieści mniejszych oddziałów. Wedle Kraśnika pojawiły się jakieś wojska polskie, które komunikację z Wisłą przecięły. Na koniec przyszła wieść, że pan Paweł Sapieha z potężną armią litewską idzie z północy, że po drodze mimochodem starł załogę w Lublinie, Lublin wziął i komunikiem dąży ku Zamościowi”. Po kilku dniach starć Karol Gustaw zdecydował się na odwrót. Nie zdobył zamku, w jego wojsku brakowało żywności. Spakowano namioty, ściągnięto działa z szańców i w nocy opuszczono Zamość. Szwedzi przegrali. Ich tropem podążyły chorągwie Szemberga i Wołodyjowskiego. 

Rozdział IV
Nadeszła wiosna. Zastępy szwedzkie zmierzały na południe. Żołnierze cierpieli z braku jedzenia i snu: „Przybrane w żelazo kościotrupy jeźdźców siedziały na kościotrupach koni. Piechurowie zaledwie nogi wlekli, zaledwie drżącymi rękoma mogli utrzymać dzidy i muszkiety. Dzień uchodził za dniem, oni ciągle szli naprzód. Wozy łamały się, armaty grzęzły w topieli; szli tak wolno, że czasem ledwie przez cały dzień milę ujść zdołali. Choroby rzuciły się na żołnierzy jak kruki na trupa; jedni szczękali zębami z febry, drudzy kładli się po prostu z osłabienia na ziemi, woląc umierać niż iść dalej”. Czarniecki ze swymi oddziałami deptał wrogowi po piętach, przecinając mu nieustannie drogę lub cofając swe wojska na boki. Szwedzi czuli się jak w pułapce. Wittenberg prosił ciągle Karola Gustawa, by pozwolił na wycofanie. Zawsze jednak dostawał odpowiedź odmowną. Polskie pułki służące u Szwedów uciekały i dołączały do Stefana. Pierwszy na taki krok odważył się pan Zbrożek ze swą chorągwią. W jego ślady poszedł Kaliński, a potem następni.
Karol Gustaw przybył ze swą armią do Jarosławia, skąd posłał Kanneberga ze stoma ludźmi jazdy (najlepsi żołnierze), by zdobyli żywność dla wojska i rozejrzeli się, czy Jan Kazimierz nadciągał już od strony Lwowa. Gdy wysłannicy przejechali most na rzecze San, Szwedzcy saperzy zaraz go rozebrali, by zbudować drugi, mocniejszy (taki, który udźwignąłby armaty). Kanneberg ze swymi rycerzami nie odjechał daleko od rzeki, gdy w lesie wpadł w pułapkę. Najpierw zdziwiła ich cisza panująca wokół, a już po chwili zostali otoczeni przez polskie chorągwie, z Czarnieckim na czele. Rozpoczęła się bitwa, podczas której Szwedzi polegli a ci, którzy przeżyli, uciekali w stronę Sanu. Gdyby nie most, z pewnością by przeżyli. Jednak nie było drogi ratunku. Michał roztrzaskał głowę szablą Kannebergowi. Poległ cały oddział zwiadowczy, a Stefan odniósł zwycięstwo. Tymczasem Szwedzi ze swym królem i Wittembergem, obserwowali wszystko z drugiego brzegu rzeki. Byli bezsilniRozdział V
Tego samego dnia wojsko szwedzkie nadal cierpiało z głodu. Niektórzy na własną rękę wymykali się i grabili okoliczne wsie, paląc domy i mordując ludzi. Kres temu położyła dopiero górska partia szlachecka pod wodzą Strzałkowskiego, która wybiła napastników. 

Szwedzi po ostatniej klęsce wycofali się z rozkazu króla. Zamierzali przeprawić się Sanem do Sandomierza, a stamtąd Wisłą do Warszawy, by w końcu dotrzeć do Prus. Swe namioty i sprzęt załadowali na statki, a sami szli obok armat, tropieni ciągle przez kasztelana kijowskiego Czarnieckiego, który otrzymał dwie dodatkowe chorągwie od Jana Kazimierza. Król Polski informował go również, że hetmani z wojskiem również przyjdą mu z pomocą, a po nich dołączy on sam. 

Pewnego dnia Czarniecki dowiedział się, że marszałek Lubomirski nadciągał w jego kierunku z pięcioma tysiącami wojska. Żołnierz marzył, by ów rycerz się do niego przyłączył, lecz obawiał się odmowy, ponieważ znał naturę Lubomirskiego. Stefan wiedział, że marszałek był ambitny, zazdrosny o sławę i za wszelką cenę pragnął samodzielnie odnosić zwycięstwo, co krzyżowało się z walką w grupie… Czarniecki wysłał Jana Skrzetuskiego i Zagłobę z listem do marszałka. Posłańcy znaleźli go stacjonującego z wojskiem w Jarosławiu (w dawnej kwaterze Karola Gustawa). Onufry zdecydował się nie przekazywać korespondencji, gdyż obawiał się, że Czarniecki pisał list zdenerwowany i z pewnością umieścił w nim słowo, które urazi Lubomirskiego. Aby doprowadzić do połączenia sił, wymyślił plan. Powiedział marszałkowi, że Stefan mówi, że ostatnie zwycięstwo odnieśli tylko dzięki niemu – rycerzowi najlepiej „bijącego” Szwedów. Swe peany na cześć Lubomirskiego zakończył rzekomymi słowami Czarnieckiego, który usłyszał przed wyjazdem: „Jedźcie tedy (…) do niego, oznajmijcie mu, że ja tej ofiary nie chcę, nie przyjmę, gdyż on lepszym ode mnie wodzem, gdyż zresztą, jego nie tylko wodzem, ale - daj Bóg naszemu Kazimierzowi długie życie - królem gotowiśmy obrać!... i...obierzemy!". Usłyszawszy całą przemowę, marszałek poczuł się dumnie i zdecydował przejście ze swym wojskiem pod komendę kasztelana kijowskiego. 
Rozdział VI
Stefana bardzo ucieszyła i zdziwiła jednocześnie decyzja ambitnego i dumnego Lubomirskiego. Gdy dowiedział się o udziale Zagłoby w przekonaniu marszałka, podziękował mu, że nie oddał listu (rzeczywiście były tam obraźliwe słowa). Tego samego dnia wszyscy wyruszyli do Lubomirskiego, gdzie w czasie uczty doszło do połączenia dwóch wojsk. Potem walczyli zwycięsko z wycieńczonymi z głodu i zmęczenia Szwedami koło Sieniawy pod Leżajskiem. Oddziały wroga były w bardzo złym stanie. Żołnierze posuwali się nawet do zjadania własnych koni, tak bardzo cierpieli z głodu. 

Wsie leżące w klinie miedzy Sanem a Wisłą, w miejscu docelowym podróży Szwedów, należały do marszałka. Lubomirski ogłosił zatem, że każdy chłop, który stanie do walki z wrogiem, zostanie uwolniony z poddaństwa. W czasie starć dochodziło do coraz bardziej przerażających czynów. Czarniecki, Lubomirski i Witowski (kasztelan sandomierski) cały czas podążali za wrogiem. 

Tymczasem Karol Gustaw zatrzymał się z dwustuosobowym pułkiem lejbgwardii (najlepsi ludzie ze wszystkich pułków) na odpoczynek na plebanii we wsi Rudnik. Reszta armii pojechała przodem. Wszystko wskazywało na to, iż posiłek przebiegnie w spokojnej atmosferze. Nikt nie przewidział jednak, że pacholik księdza Michałko wymknie się i powiadomi najbliższy pułk księcia Dymitra Wiśniowieckiego, dowodzony obecnie przez porucznika Szandarowskiego. U tego ostatniego przebywał akurat Roch Kowalski z rozkazem od Czarnieckiego i zebrana chorągiew natychmiast ruszyła do starcia z wrogiem. Szwedzi zostali otoczeni i wybuchła walka. W tym czasie Karol Gustaw, uświadomiwszy sobie swe położenie, wskoczył na koń i zaczął uciekać w towarzystwie dwunastu rajtarów. W pościg za nimi puścił się Roch z trzydziestoma ludźmi. Po długiej gonitwie, gdy Kowalski miał już pojmać króla (monarcha zgubił kapelusz i kieskę), Karol Gustaw strzelił w kolano jego konia. Roch upadł i tym sposobem królowi udało się zbiec. Gdy nadjechali towarzysze oficera, zaczęli wiwatować na cześć Rocha, z którego byli dumni.


                                                 Reklamy OnetKontekst

Przy plebani królewscy rajtarzy bronili swego błękitnego sztandaru, zacieśniając krąg. Michałko na źrebaku również brał udział w natarciu, mimo odniesionej rany (miał podziurawione ramiona i uda, pociętą twarz). Gdy zabito ostatnich Szwedów, chłopiec złapał sztandar w obie ręce. W tym momencie nadjechał Czarniecki z laudańską chorągwią. Szandarowski zdał mu relację z bitwy (tylko Karol Gustaw zbiegł), a potemprzyprowadził przed jego oblicze rannego Michałka, trzymającego nadal chorągiew i zaczął opowiadać o bohaterstwie malca: „Własną ręką i własną krwią (…) On także pierwszy dał znać o Szwedach, a potem w największym ukropie tyle dokazywał, że mnie samego i wszystkich superavit!”. Usłyszawszy te słowa, kasztelan odparł: „Wziąć go, dać mu wszelki starunek. Ja w tym, że na pierwszym sejmie równy on wszystkim waszmościom będzie stanem, jako duszą już dziś równy!”. Michałka zaniesiono na plebanię, a pan Zagłoba pocieszał Rocha, który nie mógł pogodzić się z klęską i ucieczką wroga. 

Rozdział VII
Karol Gustaw z armią, którą dogonił ukryli się „w trójkąt”. Z jednej strony płynęła Wisła, z drugiej San, z trzeciego boku zaś usypano szańce i wały, postawiono działa. Pułkownik Szyndler, dowodzący oddziałami szwedzkimi w Sandomierzu, przesłał drogą wodną zapasy żywności. Zebrani poczuli się bezpiecznie: jedli, pili i śpiewali. 

Czarniecki, Lubomirski i Witowski podążali za nieprzyjacielem. Sytuacja była ciężka, lecz nie tragiczna: „Sandomierz w szwedzkim ręku mógł ciągle przychodzić w pomoc głównej armii, umyślił więc pan Czarniecki jednym zamachem odebrać miasto, zamek, a Szwedów wyciąć”. Czarniecki rzekł: „- Okrutne im sprawimy widowisko - mówił na radzie wojennej - będą patrzeć z tamtego brzegu, jako na miasto uderzym, a z pomocą przez Wisłę przyjść nie potrafią; my zaś, mając Sandomierz, żywności z Krakowa od Wirtza nie puścimy”. Kasztelan przeprawił się więc przez rzekę, a wmieście zwołał parę tysięcy ludzi i ruszył z nimi na wroga. Pokonali Szwedów i zajęli Sandomierz. 

W tym czasie Szyndler zebrał ludzi, zapasy żywności załadował na „szkuty” i przeprawił się ponownie do Karola Gustawa, podkładając pod zamek, który opuścił, beczki z prochem z zapalonym lontem. Na szczęścicie podejrzliwy Czarniecki przewidział ten krok i ostrzegł ludzi (nie wszyscy jednak posłuchali). W chwili wybuchu część żołnierzy przebywała w zamku i poniosła śmierć. 
Czarniecki rozbił obóz naprzeciw wroga, na drugim brzegu Wisły. Z kolei przy Sanie pojawił się pan Paweł Sapieha z żołnierzami, do którego zaraz przeprawił się z chorągwią laudańską Stefan, pozostawiwszy resztę wojska na miejscu. Panowie bardzo ucieszyli się ze spotkania. Wraz z hetmanem przybył z ordą tatarską Kmicic. Odnalazł przyjaciół, których zaprosił do swej kwatery. Rycerze zdziwili się wyglądem zmienionego Andrzeja. Był blady, wychudzony. Opowiedział o przeżyciach, jakich doświadczył od ostatniego spotkania: o bitwie z Bogusławem pod Janowem, o uwolnieniu Soroki, o Bogusławie Radziwille, który przewrócił go w walce wraz z koniem (zwierzę przygniotło Andrzeja) i zbiegł. Mówił ponadto o Anusi, odesłanej przez Sapiehę do swej rodziny, którą w drodze porwał Glowbicz (człowiek księcia). Panna była wieziona wraz z Oleńką z zamku w Taurogach. Usłyszawszy te wiadomości– a zwłaszcza dotyczące narzeczonej nieboszczyka Longinusa - Wołodyjowski dostał ataku szału. Wraz z Kmicicem przyrzekli sobie, że gdy jeden z nich pojmie Bogusława, wówczas wyrówna z nim „rachunki” za obydwóch.
Wszyscy ludzie Czarnieckiego zostali w nocy obudzeni hukiem wystrzału, dochodzącego zza rzeki, z obozu szwedzkiego. Zagłoba z przyjaciółmi zauważył, że brakuje Rocha, który wieczorem zdradził im swój plan. Otóż Kowalski chciał się przeprawić na teren wroga na czółnach i porwać szwedzkich strażników. Gdy o tym mówił, nie sądzili, że zdobędzie się na taki bohaterski i niebezpieczny czyn… a jednak…Rozdział VIII
Do rana Onufry nie mógł zasnąć. Nazajutrz poszedł do Czarnieckiego po zgodę na „odbicie” Rocha. Stefan przystał na tę propozycję i dał Zagłobie list skierowany do Karola Gustawa, w którym proponował za uwolnienie jeńca dwóch szwedzkich oficerów, pojmanych po jednym zew starć. Z Zagłobą na ochotnika, jako posłowie popłynęli łodzią Wołodyjowski i Babinicz. Gdy dotarli na miejsce, straż kazała im czekać. Spełnili polecenie. Mieli czas na obserwację: „Obóz był bardzo obszerny, obejmował bowiem cały trójkąt utworzony przez San i Wisłę. U wierzchołka trójkąta leżał Pniew; u podstawy Tarnobrzeg z jednej strony, Rozwadów z drugiej. Oczywiście, całej rozległości niepodobna było wzrokiem ogarnąć; jednak, jak okiem sięgnął, widać było szańce, okopy, roboty ziemne i faszynowe, na nich działa i ludzi. W samym środku okolicy, w Gorzycach, była kwatera królewska, tam też stały główne siły armii”. Do wsi Gorzyc, gdzie w dworku stacjonował król Karol Gustaw, zawiózł posłów pan Sadowski (Czech w służbie Szwedom). Ucieszył się na widok Babinicza, którego pamiętał spod Częstochowy, gdy wysadził kolubrynę. Człowiek ten – o dobrym i szczerym sercu – ostrzegł towarzyszy, że monarcha raczej nie zamierzał wypuścić Kowalskiego, ponieważ rozpoznał w nim mężczyznę niedawnego pościgu. 

Przed domem na ganku z królem siedzieli jenerałowie Wittemberg, Duglas i kilku innych. Wszyscy przyglądali się, jak Roch pokonywał w zapasach już dwunastego rajtara. Gdy przyjaciele podeszli bliżej, monarcha rozpoznał Wołodyjowskiego, którego pamiętał spod bitwy pod Jarosławiem (Michał zabił wówczas Kanneberga). Po przeczytaniu listu dostarczonego przez Zagłobę, Karol Gustaw uwolnił Kowalskiego, mówiąc na pożegnanie: „- Kto bowiem przeciw mnie rękę podnosi, ten jest buntownikiem, gdyż jam tu prawym panem. Z miłosierdzia jeno nad wami nie karałem dotąd, jak należy, czekałem upamiętania, przyjdzie wszelako czas, że miłosierdzie się wyczerpie i pora kary nastanie. Przez waszą to swawolę i niestałość kraj ogniem płonie, przez wasze to wiarołomstwo krew się leje. Lecz mówię wam : upływają dnie ostatnie... nie chcecie słuchać napomnień, nie chcecie słuchać praw, to posłuchacie miecza a szubienicy!”. Mężczyźni odeszli. 
Rozdział IX
Mijały kolejne dni. W obozie Karola Gustawa panowała rozpacz i głód, gdy nagle otrzymali dobre wieści. Otóż margrabia badeński ze swym wojskiem i armią Szteinboka miał wkrótce przybyć im na ratunek…

Gdy do uszów polskich wodzów doszły te wieści, zwołali naradę w składzie: Czarniecki, Sapieha, Michał Radziwiłł, Witowski, Lubomirski. Po wymianie zdań postanowiono, że Paweł z litewskim wojskiem pozostanie pilnować Karola Gustawa, a Stefan tymczasem z chorągwiami (laudańską, Wąsowicza, księcia Dymitra Wiśniowieckiego, Witowskiego, Stapkowskiego, Polanowskiego i Lubomirskiego) miał wyruszyć na spotkanie nadciągającego wroga. Oddziały z obozu wymykały się pojedynczo, ponieważ Szwedzi nie mogli się zorientować w sytuacji. Aby zmylić nieprzyjaciela i wypełnić luki, zamiast żołnierzy na placu rozłożyła się szlachta i chłopi.

Chorągwie polskie spotkały się pod Zawadą. Dowództwo objął Czarniecki: „I poszli. Szli zaś nie jak ludzie, ale jak stado ptaków drapieżnych, które, zwietrzywszy bój w oddali, lecą z wichrem na prześcigi. Nigdy, nawet między Tatarami w stepie, nikt nie słyszał o takim pochodzie. Żołnierz spał w kulbace, jadł, i pił nie zsiadając; konie karmiono z ręki. Rzeki, bory, wsie, miasta zostawały za nimi. Ledwie po wsiach wypadli chłopi z chałup patrzeć na wojsko, już wojsko nikło w oddali za tumanami kurzawy. Szli dzień i noc, tyle tylko wypoczywając, aby koni nie wygubić”. Pojechali do Magnuszewa, które rzeka Pilica dzieliła od spalonego miasta Warki – miejsca pobytu margrabiego badeńskiego. Przeciwne armie były od siebie oddzielone wodą, dlatego bitwa rozpoczęła się na moście, którego broniły wszystkie siły szwedzkie. Nie widząc innego wyjścia, Czarniecki z trzema tysiącami jazdy przeprawił się wpław przez rzekę, czego nie zauważyli skupieni na obronie mostu nieprzyjaciele. Gdy to spostrzegli, nie mieli już szans ucieczki. Artyleria, piechota i jazda Karola Gustawa uciekła zatem do lasu, lecz tam czekali na nich uzbrojeni chłopi, rozprawiający się z każdym żołnierzem. Szwedzi ponieśli klęskę. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin