Kondratow Aleksander - Tajemnice trzech oceanów.rtf

(3602 KB) Pobierz
Wiedza Powszechna

ALEKSANDER KONDRATOW

TAJEMNICE TRZECH OCEANÓW

z rosyjskiego tłumaczyła MAGDALENA HORNUNG

Tytuł oryginału

Aleksander M. Kondratow

TAJNY TRIOCH OKIEANOW

Gidromietieoizdat, Leningrad, 1971


PRZEDMOWA

We wszelkich badaniach naukowych najtrudniej jest znaleźć wyjaśnienie pochodzenia i kolei rozwoju badanego obiektu, po­wstanie jego bowiem i ewolucja do stanu obecnego kryje się zwy­kle w mroku wieków i tysiącleci. Wyjątkowo duże trudności przedstawiają takie badania w stosunku do człowieka i społe­czeństwa ludzkiego - zjawisk najbardziej chyba skomplikowa­nych we wszechświecie.

Człowiek zjawił się ma Ziemi około miliona lat temu, ale w ja­kim miejscu kuli ziemskiej - do tej pory nie wiadomo. Z cza­sem rozmnożył się i rozsiedlił na wszystkich kontynentach. W trakcie zajmowania nowych połaci ziemi formowały się ple­miona i narody, powstawały i wygasały cywilizacje, ale i te procesy stanowią najczęściej zagadkę dla badaczy. Relacje pisane obejmują dopiero ostatnie czasy, a o poprzedzających je okresach historycznych dowiadujemy się tylko pośrednio z przypadkowych, fragmentarycznych i nie zawsze zrozumiałych materiałów. W związku z tym nabierają pewnego znaczenia nawet mity i le­gendy, dlatego że w wielu z nich pobrzmiewają echa prawdzi­wych zdarzeń. Interesujące wyniki daje też czasami porównanie języków różnych narodów, a także analiza znaczeń nazw geogra­ficznych. Ale najmniej zawodna w udzielaniu pomocy historyko­wi jest archeologia, która para się przedmiotami materialnymi, a więc dokumentami w wysokim stopniu obiektywnymi. Do tej pory największe zasługi w śledzeniu losów dawnych ludów miała archeologia “lądowa". Lecz ślady dziejów człowieka odkrywane są nie tylko w warstwach ziemi, ale i pod wodą. Można tam zna­leźć pojedyncze przedmioty, zatopione okręty, a nawet ruiny całych osad i miast na głębokości nawet do 2 kilometrów.

Odkrycia archeologiczne na dnie jezior czy przybrzeżnych rejo­nów mórz spełniają funkcje pomocnicze: stanowią uzupełnienie do znalezisk na pobliskim lądzie. Stopniowo jednak rodzą się i takie problemy, przy których rozwiązaniu archeologii “pod­wodnej" powierza się rolę samodzielną i w dodatku decydującą, I rzeczywiście: jak wytłumaczyć, dlaczego miejsca zamieszkane przez rasę równikową (np. Afrykę zwrotnikową i Australię) roz­dziela przestwór Oceanu Indyjskiego? Skąd się bierze podobień­stwo między starożytnymi monumentalnymi zabytkami, odkry­tymi w tak bardzo od siebie oddalonych miejscach, jak Wyspa Wielkanocna i Pitcairn? Mimowolnie rodzą się przypuszczenia o istnieniu w przeszłości “pomostów" - łańcuchów wysp czy odcinków lądu łączących te rozrzucone punkty, które później zapadły się poniżej poziomu morza. Archeologia styka się tu z geologią: pierwsza odszukuje na dnie morza świadectwa ar­cheologiczne i określa ich wiek, druga szuka dowodów na zanu­rzenie skorupy ziemskiej i ustala ze swego punktu 'widzenia daty wydarzeń. Zbieżność dociekań obydwu dziedzin potwierdza słusz­ność wniosków historycznych.

Swoją książkę A. Kondratow poświęcił omówieniu tych właś­nie problemów, których ostateczne wyjaśnienie zależy od przy­szłych osiągnięć archeologii podwodnej. Do zagadek Oceanu Spo­kojnego zalicza na przykład kulturę Wyspy Wielkanocnej, po­chodzenie Indian, praojczyznę Polinezyjczyków, skolonizowanie Australii. Ocean Indyjski ukrywa prawdopodobnie obok innych zagadek także tajemnicę rozprzestrzeniania się starożytnej cywi­lizacji Drawidów.

Do zagadek Atlantyku należą legendarne wyspy Antylia i Thule, wymarłe plemiona z Wysp Kanadyjskich, niepokojący i dający temat ogromnej literaturze problem Atlantydy. Autor przedsta­wia czytelnikowi nie tylko wykaz zagadnień, ale i najważniejsze wersje ich rozwiązań, rozpatrując ich wiarygodność z punktu wi­dzenia etnografii, lingwistyki, geologii i innych dziedzin nauko­wych. Żadnej z tych hipotez nie narzuca, wnioski podsuwa bar­dzo ostrożnie, a gdy zabraknie mu faktów, zostawia kwestię otwartą. Materiał jest opracowany interesująco i dostępnie.

Książka ta znajdzie niewątpliwie wielu czytelników, tym bar­dziej że człowiek wykształcony nie może się nie interesować tym, co ma bezpośredni związek z historią rodzaju ludzkiego.

S. KALESNIK


Obniżyć się mogą: 1) poszczególne wulkany; 2) grupy wul­kanów; 3) obszary wulkaniczne; 4) obszary wulkaniczne i odrębne wielkie wzniesienia denne; 5) cała powierzchnia dna morskiego. Poza tym konieczne jest uwzględnienie wa­hań* poziomu oceanu przy dnie stabilnym. Należy podkreślić, że wszystkie te procesy obniżania się i wznoszenia są w takim czy innym stopniu realne, choć nie wymieniono tu jeszcze jednej możliwości - kiedy po­ziom oceanu stale się podnosi, mimo że dno pozostaje nie­ruchome. Jednak autor jest zmuszony ją odrzucić, gdyż w tym wypadku zostałyby zatopione wszystkie kontynenty wraz z autorem i czytelnikami, wobec czego odpadłaby po­trzeba dyskusji.

G. Menard Geologia dna Oceanu Spokojnego

PROLOG

W zamierzchłych czasach, kiedy człowiek zamieszkał swoją pla­netę, było to pierwsze odkrycie Ziemi. Minęły wieki i tysiącle­cia. Hiszpańscy, portugalscy, angielscy, francuscy, rosyjscy że­glarze i podróżnicy nanieśli na mapę świata nieznane kraje, mo­rza, wyspy, grzbiety gór i pustynie. Okres od XV do XVIII wieku był epoką drugiego odkrycia planety, epoką wielkich od­kryć geograficznych. Wiek ubiegły i obecny - to czasy trzeciego odkrycia Ziemi, które słusznie wypadałoby nazwać “epoką wiel­kich odkryć historycznych".

Czym była historia dla najtęższych umysłów XVIII wieku? Zbiorem wielkich czynów bohaterów i królów, interesujących zdarzeń i osobliwości. W wieku XIX Hegel i Marks zaczynają traktować historię jako proces, a nie jako sumę poszczególnych szlachetnych czynów i zbrodni, proces układający się w ciąg określonych prawidłowości, które można zrozumieć i przewi­dzieć, a więc kierować tym procesem.

Biblia i świadectwa historyków starożytnych - to jedyne do­kumenty dotyczące dziejów, którymi się posługiwali historycy i filozofowie europejscy aż do wieku XIX. Z chwilą jednak od­czytania hieroglifów egipskich i pisma klinowego ze starożytnej Mezopotamii strumień dokumentów historycznych zaczął się po­większać jak lawina - badaczom współczesnym brak dosłownie czasu, żeby chociaż tylko przeczytać wszystkie istniejące doku­menty z odległych epok. W średniowieczu świadectwom Biblii wierzono bezwzględnie. Sceptyczny wiek XVIII uznał opowieści biblijne za baśnie. Dzisiaj uczeni orientaliści uważają świętą księgę izraelitów i chrześcijan za ważny dokument historyczny, tyle że bardzo swoisty: każde imię biblijne, nazwa geograficzna, wydarzenie, data wymaga swego rodzaju “rozszyfrowania", po­nieważ realne wypadki, postacie, ludy i miasta przeszły w tekście biblijnym przez specyficzny “pryzmat mitu", przyoblekły się w stroje fantastyczne czy poetyckie.

Biblię zrodziła twórczość żydowskich kaznodziejów, kapłanów i poetów w ciągu kilku stuleci, począwszy od XIII wieku p.n.e. Wchłonęła ona mity i podania jeszcze starszej kultury Między­rzecza, znalazły w niej odbicie rzeczywiste zdarzenia, które miały miejsce w tym czasie na Bliskim Wschodzie, i - jak każdemu pismu świętemu przystało - przedstawiła uogólniający obraz świata od jego początków aż do nadchodzącego końca.

Rozszyfrowanie świadectw biblijnych pomogło badaczom usta­lić wiele wydarzeń historycznych. Historycy współcześni mają obecnie do dyspozycji nie tylko pismo święte izraelitów i chrześ­cijan, ale także inne święte księgi, które stanowią równie cenne źródła (zresztą, jak i Biblia, wymagające dokładnego i wnikli­wego odczytania). Są to Wedy - święte księgi hinduizmu, a szcze­gólnie najstarsza, najobszerniejsza i najciekawsza z nich - Rig-weda; ponadto Awesta - święta księga czcicieli ognia, parsów, oraz Popol-Wuh, czyli Księga ludów - epos indiański Kiczów, a także liczne mity, legendy, podania, czasem nawet baśnie naj­różniejszych narodów świata. Jeżeli weźmiemy poprawkę na swo­isty “pryzmat mitu", w którym załamały się realne wypadki, wszystkie one okażą się doskonałymi dokumentami historycz­nymi pozwalającymi przedzierać się przez mrok tysiącleci.

Żeby móc czytać dawne piśmiennictwo, a w tym święte księgi, badacze musieli poznać mnóstwo przeróżnych języków. Studiując teksty Rigwedy i Awesty filolodzy ze zdumieniem stwierdzili uderzające podobieństwo między wyrazami staroindyjskimi i staroirańskimi... a greką, łaciną, językiem francuskim, hiszpań­skim, litewskim, rosyjskim - krótko mówiąc, prawie wszystkimi językami krajów europejskich, nie wyłączając Szwecji, Norwegii i nawet dalekiej Islandii! Podobieństwo słów i rdzeni okazało się nieprzypadkowe - świadczyło o dawnym pokrewieństwie owych języków nazwanych indoeuropejskimi. Odkrycie to stało się podwaliną nowej dziedziny wiedzy - językoznawstwa historyczno--porównawczego, które z kolei posłużyło za podstawę współcze­snej lingwistyce. Ale też nie mniej znacząca była rola tego od­krycia dla nauk historycznych - okazuje się, że nie tylko teksty, ale i sam język, jego gramatyka, a w szczególności słownictwo mogą stanowić świetne źródło historyczne, d to takie, którego nie tknęła “redakcja" władców, kapłanów, urzędników i kopi­stów. Co więcej, dane językowe pozwalają się historykowi zagłę­bić w takie odległe czasy, kiedy nie istniała jeszcze sztuka pisa­nia, żadne inne dowody rzeczowe nie przetrwały - tu słowniki mogą zastąpić łopaty archeologów i informacje dawnych kroni­karzy!

Gdzie leżała ojczyzna języków indoeuropejskich, a co za tym idzie, także plemion mówiących jednym językiem praindoeuropejskim (czy, jak sądzi wielu badaczy, pokrewnymi dialektami)? Jaki był poziom kulturalny Indoeuropejczyków, czym się zajmo­wali? Rozpad indoeuropejskiej wspólnoty nastąpił bardzo dawno, w tych czasach, kiedy jeszcze pismo nie zostało wynalezione. Ar­cheologia jest w tym wypadku na razie bezsilna: żadna z kul­tur odkrywanych na olbrzymich obszarach Eurazji nie może być przypisana w sposób wiarygodny Indoeuropejczykom. Po­zostają tylko dane językowe. Porównując słownictwo różnych języków indoeuropejskich i odnajdując w nich najstarszą, wspól­ną warstwę leksykalną, lingwiści mogą wiele przekazać histo­rykom.

Weźmy wyraz “ojciec", brzmiący po angielsku jak jadę, po niemiecku jak fater, po łacinie i po grecku pater, po francusku - per, po hiszpańsku - padre, w językach staroindyjskim i staro-irańskim - pitar, w językach celtyckich (starogalijski, współcze­sny bretoński, irlandzki, walijski) - jak ater i atar. Wszystkie te słowa pochodzą od wspólnego indoeuropejskiego rdzenia ma­jącego znaczenie “gospodarz". Świadczy to, że ojciec był gospo­darzem w rodzinie. Innymi słowy - Indoeuropejczycy przeszli stadium matriarchatu i mieli ustrój patriarchalny.

Dokładnie tak samo “archeologia języka" wykazała, że Indo­europejczycy znali podstawy rolnictwa (porównajmy “ziarno" z niemieckim i angielskim kom, łacińskim granum czy prasłowiańskie określenie orki - orat, łacińskie arat, greckie aroi), a podobieństwo nazw zwierząt domowych ze zróżnicowaniem na krowę, cielę, owcę, jagnię, konia, źrebię, wołu itd. Świadczy o              tym, że głównym zajęciem Indoeuropejczyka było jednak nie rolnictwo, tylko hodowla.

Odkrycie tego faktu pozwoliło zmniejszyć znacznie obszar po­szukiwań indoeuropejskiej praojczyzny. Nie mogły nią być lasy litewskie czy Irlandia (jak sądzili niektórzy naukowcy). Naj­słuszniejsze byłoby umiejscowienie tej praojczyzny na stepach Niziny Czarnomorskiej czy Azji Środkowej. Ostatnie badania lingwistyczne skłaniają do przypuszczeń, że “najdokładniejszym adresem" jest Azja Mniejsza; okazało się bowiem, że w niektó­rych językach kaukaskich i semickich odnajdujemy wspólne słowa, które w żaden sposób nie mogły być zapożyczone, ponie­waż należą do wspólnego zasobu leksykalnego. Mówi to o głębo­kim pokrewieństwie wspomnianych wyżej języków.

Język zmienia się z biegiem czasu, jest więc zrozumiałe, że im wcześniejsze stadium rozwoju tego czy innego języka bywa rozpatrywane, tym cenniejsze informacje może zebrać historyk. Dzięki odsłonięciu tajemnicy pism starożytnych uczeni mieli moż­ność przestudiować rozwój języka greckiego w ciągu ponad 30 wieków (ponieważ greka została już utrwalona na glinianych tabliczkach zapisanych 1000 lat przed Homerem!). Nie mniejszy odstęp czasu obejmuje historia języka egipskiego i akadyjskiego. Odkryto całe “gałęzie" języków indoeuropejskich zmiecionych bez śladu z powierzchni Ziemi i nowe rodziny językowe w rodzaju hurri-urartyjskiej, którymi mówiono w potężnych mocarstwach Starożytnego Wschodu - Mitanni i Urartu. “Odczytanie pism i               odkrycie języków starożytnych dokonane w ciągu wieku XIX i XX należy zaliczyć do największych osiągnięć umysłu ludzkie­go - pisze słusznie słynny niemiecki uczony, Johannes Friedrich - ...umożliwiło przesunięcie linii horyzontu historycz­nego daleko w głąb wieków. Do dwóch i pół tysiącleci histo­rii ludzkości, znanych nauce, doszło teraz co najmniej drugie tyle. Ujrzeliśmy nie tylko wydarzenia polityczne z odległych epok, ale też materialną i duchową kulturę dawnych ludów; poznaliśmy ich mieszkania, strój i tryb życia oraz religijny, praw­ny i naukowy sposób myślenia. Poszerzone perspektywy przestrzenne i czasowe dają lepszą podstawę do oceny rozwoju życia i myślenia ludzkiego".

Historyk wykorzystuje w szerokim zakresie stare teksty, opiera się na danych leksykalnych języków pokrewnych... A jeżeli nie ma ani tekstów, ani słowników? Okazuje się, że i w tym wypad­ku naukom historycznym mogą w sposób istotny pomóc nauki lingwistyczne, ściślej dziedzina, która się zrodziła na styku his­torii, językoznawstwa i geografii - toponimika. Nazwy miast, osad, gór, a zwłaszcza rzek żyją dłużej od państw, narodów, ję­zyków. Nazwy rzek: Don, Dniepr, Dunaj, Dniestr, Doniec mówią o tym, że kiedyś na terenach południowej Europy i nad Morzem Czarnym mieszkali Scytowie, ponieważ w ich języku wyraz don oznaczał “wodę" albo “rzekę", podczas gdy dla współczesnych mieszkańców tych okolic nazwy wymienionych rzek są pustym dźwiękiem.

Za pomocą toponimiki współcześni badacze dokonują odkryć w takich dziedzinach, zdawałoby się całkiem już poznanych, jak historia świata starożytnego. Okazało się, że najstarszymi miesz­kańcami Grecji i wysp na Morzu Egejskim były ludy (albo jeden naród) porozumiewające się językiem, który nie ma nic wspólne­go z językami indoeuropejskimi. Język ten nazwano umownie egejskim. Potem przybyli do Egeidy ze wschodu Hetyci i inne ludy pokrewne. W ślad za nimi (a może równocześnie z nimi) weszli na teren Grecji z północy Pelasgowie, których język ma cechy wspólne z nie istniejącym dziś językiem trackim (był to język ojczysty słynnego Spartakusa). I dopiero na przełomie III i II tysiąclecia p. n. e. zjawili się w Egeidzie pierwsi Grecy. Ana­liza nazw geograficznych umożliwiła wydzielenie tych czterech “warstw" odpowiadających czterem kulturom i ludom: Egejczykom, Hetytom, Pelasgom i Grekom.

Co prawda, te “warstwy" dadzą się wyróżnić nie tylko na pod­stawie analizy nazw geograficznych. Toponimika pozwala histo­rykom określić tylko, do jakiej grupy etnicznej należeli ci czy inni mieszkańcy Egeidy - a w ciągu wielu stuleci prowadzenia prac wykopaliskowych na ziemi starej Hellady uczeni zebrali setki i tysiące zabytków ze świata rzeczy pozostawionych przez ludność Grecji i Wysp Egejskich.

Prace wykopaliskowe zaczęto tam już w starożytności, kiedy gorączka kolekcjonerstwa opętała bogatych ludzi z państw helle­nistycznych i Imperium Rzymskiego. Nie były to zresztą wyko­paliska w zwykłym rozumieniu tego słowa; po prostu rabowano starogreckie świątynie, groby i grobowce. W średniowieczu wszy­stkie zabytki pochodzące z okresu antycznego uważano za “po­gańskie" i barbarzyńsko niszczono. W epoce odrodzenia nato...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin