Rimmer_Christine_-_Małżeństwo_na_niby.pdf

(680 KB) Pobierz
Counterfeit bride
CHRISTINE RIMMER
Małżeństwo na niby
1
142763733.004.png 142763733.005.png 142763733.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Jordanie, nie mogę teraz wyjść za ciebie za mąż.
Stało się. Wreszcie wypowiedziała te słowa. Zaraz potem chciała je
odwołać, cofnąć, ale nie mogła. One musiały paść, wcześniej czy później.
Jordan potrząsnął głową; na jego twarzy malowało się absolutne
niedowierzanie.
- Co mówiłaś? Chyba nie dosłyszałem. - Jego głęboki głos, którym tyle
razy droczył się z nią dobrodusznie, był teraz zupełnie poważny.
Ewa wolałaby teraz odwrócić się i patrzeć przez okno letniego domku na
gładki piasek plaży, morze i błyszczący sierp księżyca. Musiała jednak
wytrzymać spojrzenie Jordana.
- Powiedziałam, że nie mogę wyjść za ciebie za mąż. Po prostu nie mogę.
Nie teraz... - przerwała, szukając jakiegoś wytłumaczenia, wyjaśnienia, czemu
tak postanowiła.
Nie znalazła. Jej własne serce buntowało się przeciw tej decyzji. Ewa
Tanner kochała Jordana McSwaina. Ale kochać to było teraz za mało... Musiała
jeszcze wziąć pod uwagę inne sprawy, tak wiele innych spraw. Wyciągnęła ręce
błagalnym gestem i dodała cicho:
- To wszystko zdarzyło się... zbyt szybko. Jordanie, ja muszę mieć...
więcej czasu.
Na długą chwilę zapanowała między nimi cisza, boleśnie głęboka, po
czym Jordan uśmiechnął się. Wyraz zaskoczenia powoli znikał z jego twarzy.
- Niech to diabli, Ewo, przestraszyłaś mnie. Przełknęła ślinę.
- Jordanie, ja...
- W porządku, kochanie. - Uniósł rękę uspokajającym gestem.
2
142763733.007.png
Z zewnątrz dobiegał rytmiczny odgłos bijących o brzeg fal. Ewie wydało
się, że ten dźwięk przypomina czyjś oddech, miarowy i głęboki. Głos Jordana
też brzmiał kojąco:
- Rozumiem cię. Jesteś zdenerwowana. - Zrobił krok w jej kierunku.
Cofnęła się.
- Nie, Jordanie.
- To minie - powiedział.
- Nie. To nie tylko o to chodzi. - Zmusiła się, żeby mówić mocnym,
zdecydowanym głosem. O ileż łatwiej byłoby osunąć się z westchnieniem na
jego pierś... Objąłby ją wtedy swymi mocnymi ramionami i zaniósł na górę,
gdzie czekało szerokie łoże i biała pościel, gdzie spokojny oddech morza
słychać było tak samo dobrze, jak tutaj.
- Ewo, posłuchaj... Zebrała wszystkie siły.
- Nie, Jordanie. To ty mnie posłuchaj. Nie chodzi tylko o moje nerwy. Od
czasu kiedy się spotkaliśmy, nie miałam ani chwili, żeby spokojnie zastanowić
się, dokąd zmierzamy. Czuję się jak...
Przerwał jej, łagodnie, ale nieustępliwie.
- Daj spokój, kochanie. Klasyczny syndrom przedślubnych rozterek. To
przejdzie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Widocznie wolał wierzyć w to, w co chciał wierzyć.
Trudno mu się dziwić, myślała. Do tej pory nie okazywała żadnych
wahań. Od tego wieczoru, kiedy spotkali się po raz pierwszy, Jordan sam
planował każdą randkę, aranżował każdą wspólną chwilę. Nie mogła mieć mu
za złe, że teraz nie godzi się na zmianę swych planów, że nie będzie tak, jak on
chce.
- Ewo, czy ty mnie kochasz? - nalegał.
Mój Boże, co za pytanie! Tak, z całej duszy. Była w nim zakochana do
szaleństwa. Wydawało jej się, że kocha go od chwili, kiedy spotkali się po raz
pierwszy, w kuchni tego właśnie domu, dokładnie trzydzieści dwa dni temu.
3
142763733.001.png
Przyszła, żeby zorganizować wydawane tu małe przyjęcie z kolacją. Skończyło
się na tym, że straciła głowę dla pana domu.
Zapytał wtedy:
- Czy pani jest z agencji obsługi przyjęć? Roześmiała się.
- Ściśle biorąc, ja jestem tą agencją. Kieruję nią. Debbie zachorowała w
ostatniej chwili. Gdy zadzwoniła, miałam za mało czasu, żeby znaleźć jakieś
zastępstwo.
Jej klient uśmiechnął się w ten sposób, że cały świat pojaśniał dookoła.
- Wspaniale. Proszę doliczyć jakąś przyzwoitą premię dla Debbie do
mojego rachunku, dobrze?
- Za co?
- Za bardzo rozsądny pomysł z tą chorobą. Dzięki temu mogliśmy
wreszcie się spotkać, pani i ja.
Zarumieniła się.
- Pan oszalał.
- Oczywiście. To na mnie spadło jak grom z jasnego nieba, dokładnie w
chwili kiedy wszedłem tu i zobaczyłem panią układającą krewetki na lodzie. Ma
pani rację, że oszalałem. Z pani powodu. Co pani robi jutro wieczorem?
- No... ja...
- Znakomicie. Jesteśmy umówieni. Proszę to sobie zapisać w
kalendarzyku. Na jutro... i na resztę swego życia. Jak się pani czuje na statku?
- Na statku?
- Właśnie. Myślę, że wsiądziemy na prom i popłyniemy na Catalinę. Mają
tam cudowną małą restaurację...
Dobry Boże, jak mogła się w nim nie zakochać? Wtargnął w jej
uporządkowane, zwyczajne życie jak wesoły czarodziej z magiczną skrzynią
fajerwerków, rozświetlając nimi wspólne noce i zamieniając w święto każdy
dzień.
4
142763733.002.png
Jej dzieci uwielbiały go. Od pierwszego momentu robił wszystko, żeby
zdobyć ich względy, oczywiście łącznie ze względami ich matki. Planował
wspaniałe wycieczki, jedną po drugiej: do zoo w San Diego, do Disneylandu, na
farmę.
Byli razem na plaży Seal Beach i bawili się wszyscy w piasku do późnego
popołudnia, po czym wrócili do jego domu, żeby upiec domową pizzę i oglądać
film na wideo. Wesley i mała Liza patrzyli na niego z nabożnym zachwytem.
Piszczeli z radości na sam dźwięk jego imienia.
- Czy zamierzasz odpowiedzieć na moje pytanie?
- Znalazł się tuż obok i uniósł palcem jej podbródek. Całe jej ciało
odpowiedziało falą ciepła na to lekkie dotknięcie.
- Kochasz mnie?
- Tak. - Czuła, jak jej oczy napełniają się łzami.
- Bardzo cię kocham, Jordanie.
- To dotrzymaj obietnicy i wyjdź za mnie. W sobotę, tak jak to
uzgodniliśmy.
Potrząsnęła głową.
- Proszę cię, spróbuj mnie zrozumieć.
- Co mam zrozumieć?
- Muszę mieć... choć trochę czasu. Znamy się dopiero od miesiąca i od
tego czasu czuję się... jak na karuzeli. To wszystko jest szalone, cudowne i
niezwykle romantyczne, ale...
- Ale co?
- Poślubiłam Teda w bardzo podobnych okolicznościach. Znaliśmy się też
tylko parę tygodni. Nie mogę pozwolić, żeby wszystko się powtórzyło. Tym
razem muszę pamiętać o dzieciach. Nie mogę dopuścić, aby przeżyły jeszcze
jeden rozwód.
5
142763733.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin