Robin Cook "Szkodliwe Intencje" INSTYTUT PRASY I WYDAWNICTW "NOVUM" .WYDAWNICTWO "AMBER", Sp. z oo. WARSZAWA 1991 Tytu� orygina�u HARMFULINTENT Opracowanie Adam Olchowik Redaktor techniczny Anna Rykowiska Korekta Marianna Filipkowska Jolanta Majdecka Copyright (c) 1990 by Robjn Cook For the Polish edition copyright (c) 1991 by Wydawnictwo Amber sp. z oo. Published in cooperatidn with Instytut Prasy i Wydawnictw "Novum" ISBN 83-85299-254 INSTYTUT PRASY I WYDAWNICTW "NOVUM" Warszawa 1991 r. Wydanie pierwsze Nak�ad 80 000 +250 egz. Ark. wyd. 22; ark. druk. 27 ; Sk�ad i druk: Bia�ostockie Zak�ady Graficzne Zam. 1141/91 r. PODZI�KOWANIA Podczas pisania Szkodliwych intencji, tak jak przy wszys- tkich moich ksi��kach, najwi�ksz� i najbardziej znacz�c� korzy�� odnios�em z do�wiadcze� i opinii koleg�w, przy- jaci� i .przyjaci� moich przyjaci�. Poniewa� ksi��ka ta dotyczy dw�ch dziedzin - prawa i medycyny, zrozumia�e jest, �e szczeg�lne podzi�kowania kieruj� do profesjona- list�w. Oto oni: Lekarze: Tom Cook Chuck Karpas Stan Kessler Prawnicy: Joe Cox Victoria Ho . Leslie McClellan S�dzia: TomTrettis Terapeuta: Jean Reeds Wszyscy oni ofiarowali mi wiele godzin swojego cennego czasu. Jeszcze raz dla Audrey Cook, mojej wspania�ej matki "Na pocz�tek zabijmy wszystkich prawnik�w" Henryk VI, cz. II Szkodliwe Intencje PROLOG 9 WRZE�NIA 1988 r. GODZINA 11.45 BOSTON, MASSACHUSETTS Tego ranka, oko�o godziny 9.30 Patty Owen poczu�a pierwsze skurcze. By�a .pewna, �e to jest w�a�nie to. Nie- jednokrotnie obawia�a si� chwili, w kt�rej nie b�dzie w stanie odr�ni� skurcz�w sygnalizuj�cych pocz�tek poro- du od ma�ych kopni�� czy og�lnych niedomaga� typo- wych dla ostatniego trymestru jej ci��y. Obawy okaza�y si� bezpodstawne: skr�caj�cy, party b�l by� ca�kowicie inny od wszystkiego, co kiedykolwiek czu�a. By� jej bliski jedynie przez sw�j klasycznie podr�cznikowy charakter i regularno��. Dok�adnie, jak w zegarku, co dwadzie�cia minut czu�a silne, jednostajne k�ucie w dole plec�w. B�l zanika�, ale tylko po to, by po przerwie wybuchn�� po- nownie. Pomimo kolejnej narastaj�cej fali nie mog�a po- hamowa� przelotnego u�miechu. Wiedzia�a, �e male�ki Mark jest ju� w drodze na �wiat. Pr�buj�c zachowa� spok�j, szuka�a w�r�d rozrzuco- nych na kuchennym stole karteczek tej z numerem telefo- nu do hotelu. Dosta�a j� od Clarka poprzedniego dnia. M�� robi� wszystko, by nie wyje�d�a� s�u�bowo, zw�asz- cza �e termin porodu by� tak bliski. Jednak bank zadecy- dowa� inaczej. Szef nalega�, �eby wzi�� udzia� w ko�co- wej fazie negocjacji, zamykaj�cych transakcj� przygoto- wywan� przez trzy miesi�ce. Ostatecznie dwaj m�czy�ni uzgodnili kompromisowo, �e niezale�nie od stanu nego- cjacji Clark b�dzie poza domem tylko dwa dni. Wyje�- d�aj�c z niech�ci� pociesza� si�, �e sp�dzi z �on� pe�ny tydzie� poprzedzaj�cy rozwi�zanie. Wreszcie Patty znalaz�a numer telefonu. Zadzwoni�a od" razu. Sympatyczna telefonistka po��czy�a j� z poko- jem Clarka. Kiedy po dw�ch dzwonkach nie odebra�, wiedzia�a, �e wyszed�. Dla pewno�ci trzyma�a s�uchawk� d�u�ej, z nadziej�, �e mo�e nagle odbierze, zdyszany wy^ biegaj�c spod prysznica. Tak chcia�a us�ysze� jego uspo- kajaj�cy g�os. , Telefon dzwoni� nieprzerwanie, a Patty ociera�a �zy z policzk�w. By�a bardzo szcz�liwa, od kiedy dowiedzia�a si�, �e jest w ci��y, ale jednocze�nie zacz�o dr�czy� j� przeczucie, �e wydarzy si� co� z�ego. Zrozumia�a sens swoich uporczywych przeczu�, kiedy Clark przyszed� do domu z wiadomo�ci� o wyje�dzie. Chocia� ucz�szczali ra- zem do szko�y rodzenia, b�dzie musia�a przebrn�� samot- nie przez por�d. Zapewnia� j�, �e niepok�j, cho� natura- lny, jest zupe�nie niepotrzebny. Obiecywa�, �e zd��y wr�- ci� przed porodem i asystowa� przy nim. Ze s�uchawki .dobieg� g�os telefonistki, pytaj�cej, czy ma przekaza� wiadomo��. Patty poprosi�a, aby m�� skon- taktowa� si� z ni� tak szybko, jak b�dzie to mo�liwe, i po- da�a numer telefonu do szpitala Boston Memorial. Wie- dzia�a, �e ta lapidarna wiadomo�� zdenerwuje Clarka, dobrze mu tak, za to, �e opu�ci� j� w takim momencie. Nast�pnie po��czy�a si� z gabinetem doktora Ralpha Simariana. Kiedy us�ysza�a jego tubalny, optymistyczny g�os, przera�enie ust�pi�o momentalnie. Lekarz powie- dzia�, aby Clark przywi�z� j� do Boston Memorial, gdzie najpierw musz� za�atwi� niezb�dne formalno�ci. On sam przyb�dzie tam za par� godzin. Uspokoi� j�, �e dwudzie- stominutowe przerwy mi�dzy b�lami �wiadcz� o wystar- czaj�cym zapasie czasu. � Ale, panie doktorze - powiedzia�a, kiedy mia� si� ju� roz��czy� - Clark wyjecha� s�u�bowo, b�d� w szpita- lu sama. � A to zbieg okoliczno�ci - rzek� �miej�c si� Sima- rian - prawdziwy m�czyzna, oni wszyscy lubi� przyjem- no�ci, ale gdy tylko jest do wykonania jaka� drobna pra- ca, znikaj�. - My�la�, �e to b�dzie w przysz�ym tygodniu- t�u- maczy�a, czuj�c, �e musi broni� Clarka. Nie znosi�a, gdy kto� go krytykowa�. - �artowa�em, b�dzie �a�owa�, �e zosta� wykluczony z gry. Kiedy wr�ci, b�dziemy mieli dla niego ma�� nie- spodziank�; A teraz prosz� si� nie ba�. Wszystko b�dzie dobrze. W jaki spos�b dotrze pani do szpitala? Patty powiedzia�a o s�siadce, kt�ra zgodzi�a si� za- wie�� j� w przypadku nieprzewidzianych okoliczno�ci. -< Doktorze - doda�a niepewnie - poniewa� nie ma mojego partnera ze szko�y rodzenia, naprawd� jestem za bardzo zdenerwowana, by przez to wszystko przej��. Nie chc� zrobi� czegokolwiek, co.zaszkodzi dziecku, ale je�eli mog� by� znieczulona w taki spos�b, o kt�rym rozmawia- li�my... - Nie ma problemu -*- powiedzia� doktor Simarian, nie pozwalaj�c jej doko�czy�. - Prosz� nie zaprz�ta� �li- cznej g��wki takimi drobiazgami. Dopilnuj� wszystkiego. Zaraz zadzwoni� do szpitala i powiem im/,, �e chce pani znieczulenie zewn�trzoponowe, zgoda? Podzi�kowa�a lekarzowi i od�o�y�a s�uchawk�. Zacis- n�a usta, bo w�a�nie w tym momencie poczu�a nadej�cie nast�pnej fali skurcz�w. Nie ma powodu do obaw, powiedzia�a sobie stanow-czo. Mia�a wci�� sporo czasu, �eby zd��y� do szpitala. Doktor Simarian trzyma wszystko w swoich r�kach. Wie- dzia�a, �e dziecko jest zdrowe. Jaki� czas temu nalega�a na wykonanie ultrasonografu i zbadanie w�d p�odowych. Lekarz stwierdzi�, �e ze wzgl�du na tak m�ody wiek, 24 lata, jest to niepotrzebne. Ogarni�ta z�owieszczym prze- czuciem, a tak�e autentycznym niepokojem, wbrew jego radom, podda�a si� badaniom. Wynik test�w by� wyj�t- kowo zach�caj�cy. Dziecko, kt�re nosi�a, okaza�o si� zdrowym, normalnym ch�opcem. Po otrzymaniu tak po- my�lnych wiadomo�ci Patty i Clark pomalowali pok�j dziecinny na b��kitno i wybrali dla syna imi� - Mark. To wszystko pozwala�o na oczekiwanie normalnego porodu i normalnych narodzin. Patty odwr�ci�a si�, zamierzaj�c p�j�� do sypialni po torb� zapakowan� poprzedniego wieczoru. Uderzy�a j� dramatyczna zmiana pogody. Jasne promienie wrze�nio- wego s�o�ca wpadaj�ce przez wykuszowe okno zosta�y przys�oni�te ciemnymi chmurami, kt�re nagle nadci�gn�- �y z zachodu i pogr��y�y pok�j prawie w ca�kowitej ciem- no�ci. Us�ysza�a odleg�e dudnienie grzmotu. Dreszcz przebieg� po jej plecach. Nie b�d�c przes�dn� z natury, Patty nie potraktowa�a nadej�cia wichury jako z�ej wr�by. Dosz�a do kanapy stoj�cej w salonie, przytrzyma�a si� kraw�dzi oparcia i usiad�a. Pomy�la�a, �e zadzwoni do s�siadki, jak tylko b�le przemin�. Mo�e uda mi si� dotrze� do szpitala przed nadej�ciem nast�pnych. Kiedy b�l osi�gn��,zenit, spok�j odzyskany po rozmo* wie z doktorem Simarianem pierzchn��. Strach wype�ni� jej my�li tak gwa�townie, jak gwa�townie podmuch wiatru wype�ni� ca�e podw�rze, wyginaj�c ga��zie drzew i nios�c pierwsze krople deszczu. Zadr�a�a. Marzy�a, aby by�o ju� po wszystkim. By�a przera�ona. To wszystko przerasta�o jej si�y - burza, s�u�bowy wyjazd clarka, b�le porodowe o tydzie� za wcze�nie. �zy sp�ywa�y po policzkach Patty kiedy czeka�a, a� b�dzie mog�a zawiadomi� s�siadk�. My- �la�a o jednym - tylko si� nie ba�. - Wspaniale - powiedzia� z sarkazmem dr Jeffrey Rhodes, zerkaj�c na g��wny plan znieczule�, wisz�cy na �cianie pokoju anestezjolog�w. Pojawi� si� nowy przypa- dek: Patty Owen, por�d ze znieczuleniem zewn�trzopo- nowym. Pokiwa� g�ow�. A� za dobrze wiedzia�, �e jest w tej chwili jedynym anestezjologiem do dyspozycji. Kole- dzy z dziennego dy�uru prowadzili swoje przypadki. Za- dzwoni� na oddzia� porodowy, aby sprawdzi�, w jakim sta- nie znajduje si� pacjentka. Okaza�o si�, �e nie ma po- �piechu, trwa�y formalno�ci zwi�zane z jej przyj�ciem. � Czy pacjentka ma jakie� komplikacje, o kt�rych powinienem wiedzie�? - spyta� z obaw�. Dzie� nie by� dla niego pomy�lny. � Wygl�da rutynowo - odpowiedzia�a piel�gniarka. - Pierwiastka, dwadzie�cia cztery lata, zdrowa. � Kto j� prowadzi? � Simarian. Obieca�, �e odezwie si� wkr�tce, i od�o�y� s�uchawk�. Simarian! Jeffrey zaduma� si�. Facet dobry zawodowo, lecz protekcjonalny spos�b, w jaki traktowa� swoje pacjent- ki, by� troch� uci��liwy. Dzi�ki Bogu, �e to nie Braxton albo Hicks! W ich obecno�ci ten przypadek na pewno nie przeszed�by g�adko i szybko, tak jak tego gor�co pragn��. Opu�ci� pok�j lekarski i poszed� g��wnym korytarzem bloku operacyjnego, mijaj�c rozk�ad zaj��, przed kt�rym panowa�o normalne o tej porze o�ywienie. Za par� minut rozpoczyna� prac� wieczorny personel. Zmiana ekipy szpitalnej nieuchronnie powodowa�a chwilowy chaos. Jeffrey pchn�� podw�jne, wahad�owe drzwi wycho- dz�ce na hall. Zerwa� ko�ysz�c� si� na jego piersi mask� chirurgiczn�. Z ulg� cisn�� j� do poka�nych rozmiar�w pojemnika. Oddycha� przez t� przekl�t� rzecz ostatnie sze�� godzin. Hall by� zapchany personelem medycznym przybywa- j�cym na dy�ur. Ignoruj�c wszystkich, przeszed� przez zat�oczon� przebieralni�. Zatrzyma� si� dopiero przed lu- strem. By� ciekaw, czy wygl�da tak �le, jak si� czu�. Od- bicie potwierdzi�o obawy. Oczy robi�y wra�enie g��boko zapadni�tych, pod nimi widnia�y ciemne, nie do usuni�- cia, wyra�nie zaznaczone cienie. Nawet w�sy, chocia� nigdy nie wygl�da�y imponuj�co, po sze�ciu godzinach noszenia maski chirurgicznej wydawa�y si� rzadsz...
kobazyl