Braun Jackie - Rejs po szczęście.pdf

(486 KB) Pobierz
Jackie Braun
Jackie Braun
Rejs po szcz cie
ęś
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Łup!
Catherine Canton poświęciła życie walce z przemocą w rodzinie, lecz to nie
powstrzymało jej od zdzielenia po głowie bukietem białych róż uganiającego się za spód-
niczkami blondyna, który właśnie miał zostać jej mężem.
Klnąc w zamieci wonnych płatków, Derek Danbury przerwał dogłębne badanie
zawartości czarnego koronkowego staniczka, należącego do wynajętej organizatorki
wesel.
- Co, do... - zaczął, lecz gdy się odwrócił, wyraz irytacji znikł z jego twarzy, w
mgnieniu oka zastąpiony czarującym, chłopięcym uśmiechem, któremu nie sposób było
się oprzeć. A przynajmniej tak jej się kiedyś wydawało. Jak mogła być tak naiwna?
Odepchnął tamtą na bok i powiedział:
- Kochanie, wszystko ci wyjaśnię.
Gdyby nie zbierało jej się na płacz, wyśmiałaby tę absurdalną propozycję. I gdyby ta
cała sytuacja nie była tak żałosna, dla czystej rozrywki pozwoliłaby mu spróbować. Derek
był mistrzem wynajdywania doskonale niewinnych wyjaśnień dla swych najbardziej
oburzających postępków. Catherine czasem aż załamywała ręce nad podobną
niefrasobliwością i niesłownością, lecz jego niespożyta inwencja nieodmiennie ją
rozbrajała, Tym razem jednak chodziło o coś znacznie poważniejszego niż nagminne
spóźnianie się na obiady u przy
szłych teściów czy też niestawienie się na umówione
spotkanie, kiedy to miał towarzyszyć narzeczonej na poważnej imprezie charytatywnej.
Tym razem rozbierał inną, i to na chórze w kościele, w którym za mniej niż kwadrans
miał ślubować przed Bogiem i w obecności świadków dozgonną wierność Catherine.
Od początku wiedziała, że ma do czynienia z flirciarzem, lecz sądziła naiwnie, że
Derek nigdy nie posuwa się dalej. Co prawda w brukowcach pisali coś zupełnie innego,
lecz matka powtarzała jej często, by nie dawała wiary owym podłym szmatławcom,
którym chodzi tylko
o podniesienie nakładu, więc wszędzie szukają skandali albo wręcz je sztucznie kreują.
Córka nie powinna na to zważać i cieszyć się zaręczynami z jednym z najbardziej
pożądanych kawalerów w całym stanie. Zwłaszcza że rodzice musieli jeszcze bardziej
obciążyć hipotekę domu, by urządzić córce wesele na odpowiednim poziomie, wesele,
które trwale zapisze się w pamięci chicagowskich elit.
Jak zawsze posłuszna, odsuwała od siebie nachodzące ją wątpliwości, składając je na
karb przedślubnego zdenerwowania. Zgodziła się na wszystko, w tym na zatrudnienie
profesjonalnej organizatorki wesel. Jej matka będzie przeklinać dzień, w którym wpadła
na ten pomysł...
- Nie trzeba mi żadnych wyjaśnień - rzekła, gdy tymczasem owa wyjątkowo
profesjonalna organizatorka zapięła bluzkę i przytomnie wymknęła się z chóru.
- To nie jest tak, jak myślisz - odparł gładko narzeczony.
Owszem, była łatwowierna, skoro uwierzyła, że dziedzic wielkiej fortuny,
współwłaściciel szacownej sieci domów towarowych Danbury zamierza ustatkować się u
jej boku, lecz dalsze ufanie mu w obliczu ewidentnej zdrady zakrawałoby już nie na
naiwność, lecz na głupotę.
1- Derek, proszę, nie obrażaj mojej inteligencji.
2- Cath, posłuchaj mnie.
3- A cóż takiego możesz powiedzieć w tej obrzydliwej sytuacji? Ostrzegam, że nie będę
tolerować kłamstw.
4- Kocham cię. To nie jest kłamstwo. - Pogłaskał ją po ramionach. Jeszcze kilka minut
temu nie wątpiłaby w szczerość tego wyznania, ale teraz... Jak można kogoś kochać i
jednocześnie zrobić mu coś takiego?
Odsunęła się.
1- Przestań.
2- Przepraszam. Popełniłem błąd.
3- Ciekawe, czy pomyślałbyś tak samo, gdybym cię nie przyłapała na gorącym uczynku?
3
- Ból z powodu zdrady narzeczonego stał się tak dojmujący, że ton głosu Catherine
podskoczył o całą oktawę. - Wielki Boże, Derek, jesteś w kościele, to dzień naszego
ślubu, a ty... - Z odrazą potrząsnęła głową, wciąż mając przed oczami tamten ohydny
widok.
4- Nie tak głośno, kochanie. - Zerknął z niepokojem w kierunku ławek powoli
zapełniających się gośćmi. - Lepiej będzie, jak porozmawiamy o tym później.
0- Później? To znaczy kiedy? Po ślubie? - Skrzyżowała ramiona i zaczęła rytmicznie
uderzać sponiewieranym bukietem o biodro, nagle bardziej rozwścieczona niż zraniona. -
Nie sądzę.
1W jego oczach pojawił się niepokój.
5- Za bardzo się tym przejmujesz. Nie ma potrzeby wyolbrzymiać jakiegoś drobiazgu.
6- Coraz lepiej. Na kwadrans przed ślubem dobierasz się w kościele do innej. To dla mnie
zniewaga najcięższego kalibru.
7- Ale przecież, praktycznie rzecz biorąc, do niczego nie doszło.
Zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu, starając się odzyskać swe niemal legendarne
panowanie nad sobą. Niektórzy nazywali ją nawet „zimną księżniczką", lecz w tym
momencie gotowała się niczym wulkan.
Opuściła ręce, zacisnęła palce na bukiecie i pewnie znów przyłożyłaby nim
narzeczonemu, gdyby nie rozległo się:
- Przepraszam was...
Stephen, kuzyn Dereka, stał raptem dwa metry od nich. Kuzyni byli tego samego
wzrostu, tej samej budowy i w tym samym wieku, lecz różnili się zarówno wyglądem, jak
i usposobieniem. Jasnowłosy Derek zawsze tryskał optymizmem i niczym się nie
przejmował, podczas gdy ciemnowłosy Stephen był zawsze zamyślony i poważny.
- Twoja matka przysłała mnie tutaj, ponieważ obawia się, że goście mogą wszystko
usłyszeć - zwrócił się cicho do kuzyna. -Jej zdaniem powinniście przejść w jakieś bardziej
odosobnione miejsce.
Cokolwiek Stephen sądził o zaistniałej sytuacji, wyraz jego twarzy niczego nie
4
zdradzał.
Catherine rzeczywiście marzyła o tym, by zaszyć się w jakimś zacisznym miejscu, ale
sama. I o tym, żeby zdjąć niewygodne buty... Obie te rzeczy musiały jednak poczekać,
gdyż miała coś pilniejszego do zrobienia. Podniosła ciężki tren sukni od projektanta
wybranego przez matkę i podeszła do barierki.
1- Czy mogę prosić o uwagę? - odezwała się głośno.
2- Co ty wyprawiasz? - syknął Derek, pośpieszył za nią, chwycił ją mocno za ramię i
gwałtownie obrócił ku sobie.
Zaskoczona Catherine wypuściła bukiet, który spadł na dół i głośno uderzył o posadzkę
srebrnym uchwytem. Zabrzmiało to jak wystrzał, po kościele poniosło się echo. Siedzący
w ławkach goście odwrócili się jak jeden mąż, by zobaczyć, co się dzieje. Niektórzy
nawet wskazywali ich sobie dłońmi, a wszyscy półgłosem wymieniali uwagi.
1- To boli! - jęknęła panna młoda.
W jednej sekundzie Stephen znalazł się przy nich.
2- Zachowujesz się jak idiota, Derek. Puść ją. - Mówiąc to, nie podniósł głosu,
przeciwnie, jeszcze go obniżył, przez co jego żądanie zabrzmiało dość groźnie.
3- Nie twoja sprawa, kuzynie. To drobne nieporozumienie i nie ma potrzeby, żebyś się
wtrącał.
4- Sam o tym zdecyduję. Stephen stanął między nimi, zmuszając w ten sposób Dereka, by
puścił Catherine.
Odetchnęła głęboko, wciąż zbyt wstrząśnięta, by w pełni zrozumieć, co się właśnie
stało. Ponad ramieniem Stephena patrzyła na pana młodego, j akby widziała go po raz
pierwszy. Miał złociste włosy, przejrzyste niebieskie oczy i był oszałamiająco atrakcyjny
Jego uroda oraz nieodparty wdzięk zaślepiły ją do tego stopnia, że dopiero teraz ujrżała
całą szpetotę jego szyderczego wyrazu twarzy Spiorunował wzrokiem najpierw kuzyna,
potem ją, w niczym już nie przypominając człowieka, który zawrócił jej w głowie swoim
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin