Small_Bertrice_-_03_-_Miłość_ponad_wszystko.pdf

(1797 KB) Pobierz
12149630 UNPDF
Prolog
Sierpień roku 1577
Lord Bliss umierał. Był to powolny, choć bezbolesny proces. Lecz teraz, gdy przesycająca powietrze woń
jabłek i rozkwitające obficie michałki zapowiadały, iż wkrótce nastanie jesień, uświadomił sobie, że nie
zostało mu już wiele czasu. Jeżeli w ogóle czegoś żałował, to jedynie tego, iż pozostawia po sobie tylko
jednego potomka, córkę Aidan. Siedziała oto przy jego łóżku, szyjąc - istne uosobienie posłusznej i
kochającej córki, a zarazem milczący wyrzut sumienia. Gdyby nie jego egoizm oraz wynikająca z głębokiej
miłości niemożność rozstania się z nią, Aidan byłaby już od dawna mężatką. Kochał córkę bardziej niż
kogokolwiek na świecie.
Długo na nią czekał, lecz odkąd przyszła wreszcie na świat, spełniała wszelkie jego oczekiwania, a nawet je
przerosła. Bez trudu wybaczył żonie, iż pierwsze dziecko okazało się dziewczynką, była bowiem młoda i
mogła dać mu synów, silnych i zdrowych jak Aidan. Kiedy tak się nie stało, nie miało to już znaczenia, oddał
bowiem część serca, nienależącą jeszcze do żony, swej córce. Ta zaś miała pozostać wkrótce sama na
świecie. Obawa, co się z nią stanie, nie dawała mu spokoju.
Czy królowa, której powierzył opiekę nad swym ukochanym dzieckiem, zadba o to, by Aidan znalazła
szczęście? Gdy był już w stanie stawić czoło świadomości, że jego czas na ziemi dobiega kresu, napisał do
władczyni, powierzając Aidan jej opiece i prosząc Elżbietę Tudor, aby znalazła dla dziewczyny dobrego
męża, co najmniej jej równego pod względem pozycji społecznej. Odpowiedź, która nadeszła niedawno,
choć bezosobowa, bardzo go ucieszyła. Królowa zgodziła się spełnić prośbę umierającego.
Pozostawiał córkę dobrze zabezpieczoną. Odziedziczy po nim wielki majątek, zarówno w ziemi, jak i w
pieniądzu. Bogactwo nie zdoła jednak zatrzeć piętna mało szlachetnego pochodzenia. Większość dobrych
partii zawierano, gdy przyszli małżonkowie byli jeszcze w kołysce. Z żalem przekonał się, iż przedstawiciele
wielkich rodów pobierali się niemal wyłącznie między sobą. Należało wziąć pod uwagę także samą Aidan.
Dziewczyna nie była pięknością. Och, nie brakowało jej urody, zwłaszcza gdy poświęciła swemu wyglądowi
nieco uwagi, jednak na ogół fryzurę miała roztrzepaną, a twarz brudną. A kiedy upominał ją z tego powodu,
śmiała się, odpowiadając:
- Nie mogę doglądać rozległych włości, które ty i mój dziadek z zapałem gromadziliście, nie przemierzając
ich na końskim grzbiecie, a drogi są tu pyliste, ojcze.
Protestował wtedy, mówiąc:
- Zostaw to rządcy, dziecko. Objeżdżanie włości należy do jego obowiązków, a jego rodzina zamieszkiwała
te ziemie, zanim my tu nastaliśmy.
- Rządca - odpowiadała wówczas Aidan rozsądnie ¬pracuje najlepiej, jeżeli puści się wodze luźno. Lecz
musi czuć, że ma je na szyi. Poza tym, ludzie powinni mnie widywać. Dobrze ich znam. Podobnie jak ich
dzieci, kłopoty i dolegliwości. Potrafią być lojalni tylko wobec pana, które¬go widują, ojcze - kończyła z
uśmiechem.
Kiedy się uśmiechała, było tak, jakby słońce nagle wyjrzało zza chmur. Pod względem urody nie umywała się
do swej pięknej matki, jednak pod rozwichrzoną fryzurą i smugami brudu kryło się całkiem ładne dziewczę.
Na wspomnienie drugiej żony, Bevin FitzGerald, wargi lorda mimo woli wygięły się w lekkim uśmiechu.
Nie widział narzeczonej na oczy, dopóki nie przybyła z Irlandii, by go poślubić. Miała wówczas zaledwie
szesnaście lat i podróżowała sama, jedynie ze służącą, podejrzliwym stworzeniem o imieniu Mag.
Większość młodych kobiet byłaby przerażona, gdyby przyszło im przemierzać rozszalałe morza, by
wylądować w innym kraju i poślubić tam obcego mężczyznę. Większość, ale nie Bevin, ciekawska niczym
sroka i dzielna jak stado wilczarzy, które przywiozła mężowi w prezencie ślubnym.
Daleka kuzynka Elizabeth FitzGerald Clinton, hrabiny Lincoln, odznaczała się, podobnie jak jej krewniaczka,
wysokim wzrostem i pełną wdzięku sylwetką. Spod masy rudokasztanowych włosów o ciepłym odcieniu
spoglądały na świat jasnoniebieskie oczy, których kolor przywodził na myśl niebo o świcie. Usposobienie
miała zaś tak miłe i była tak słodka w obejściu, że, ku swemu zdumieniu, nagle zaczęło mu zależeć, aby
uczynić ją szczęśliwą. Kiedy rozebrał swą pannę młodą podczas nocy poślubnej, jej skóra wydała się
doświadczonym i zmęczonym oczom dojrzałego mężczyzny cudownie jasna i nieskazitelna. Stała przed nim,
otulona migotliwym blaskiem świecy, w pełnej chwale swej młodości, ani trochę niezawstydzona nagością.
Pomyślał wtedy, że dopisało mu szczęście, gdyż dziewczyna okazała się nie lada zdobyczą.
Przodkowie lorda Bliss, St. Michaelowie, byli londyńskimi kupcami, zamożnymi i cieszącymi się dobrą
reputacją. Zdobyli tytuł i ziemie, gdy dziadek obecnego lorda uratował najstarszego syna Henryka VII,
księcia Arthura, kiedy ten popadł w poważne tarapaty finansowe, zadawszy się z nieuczciwymi złotnikami.
Cedric St. Michael przypadkiem dowiedział się o kłopotach księcia i sprytnie wykupił jego weksle od
złotników, którzy nie byli na tyle sprytni, by je zatrzymać. Zdobywszy weksle, wspaniałomyślnie umorzył dług.
Król, skąpy i w podeszłym wieku, był mu wdzięczny. Nie na tyle, by przyznać domom kupieckim St.
Michaelów miano królewskich dostawców, na co Cedric po cichu liczył, lecz wystarczająco, aby nadać mu
niewielki, zrujnowany majątek w Worcestershire oraz ustanowiony ad hoc tytuł barona Bliss. Dziadek lorda
przyjął dar, który nie kosztował króla ani pensa, by potem spokojnie odbudować rodzinną fortunę.
Sąsiadujący z włościami St. Michaelów majątek, znany jako Pearroc Royal, po latach został wystawiony na
sprzedaż, gdyż jego właściciele wymarli, bądź okazali się niezdolni utrzymać ziemię. Rodzina St. Michaelów
czym prędzej go kupiła. Wkrótce to, co było kiedyś niewielką posiadłością, znacznie się rozrosło. Jednak
mężczyźni w rodzinie nadal uczyli się kupieckiego fachu, gdyż gnuśność była im tak obca, jak byłby
czerwonoskóry Indianin, gdyby któremuś zdarzyło się na niego natknąć.
Rodzina prosperowała doskonale, majątek rósł jak za sprawą magii, toteż powodziło im się zdecydowanie
lepiej niż pobratymcom. Nie zapomnieli przy tym o swych korzeniach. Szczęście omijało ich tylko pod
jednym względem: w każdej generacji rodził się, bądź dożywał wieku dorosłego, zaledwie jeden syn. Teraz
zaś pozostała tylko córka, której przeznaczeniem zdawało się staropanieństwo, chyba że królowa dotrzyma
obietnicy i znajdzie dla dziew¬czyny męza.
Obecny lord Bliss był żonaty dwa razy. Pierwsza żona, córka barona z północy, przeżyła z nim trzydzieści
cztery lata, z czego dwadzieścia pięć poświęciła bezowocnej walce o to, by dać swemu miłemu i cierpliwemu
mężowi dziedzica. Jednak poza licznymi poronieniami i martwymi płodami zdołała urodzić tylko trójkę dzieci:
słabowitego chłopca i dwie dziewczynki, z których żadne nie dożyło dwóch lat. W końcu stało się jasne, iż
nie będzie więcej dzieci. Lady Bliss popadła w melancholię, by wreszcie, po dziewięciu przeżytych w
rozpaczy latach, znaleźć ukoje¬nie w śmierci. Lord Bliss czuł się nieco winny temu, iż od¬czuwa ulgę, że
nastąpiło to w czasie, gdy był jeszcze w stanie ponownie się ożenić i spłodzić dzieci. Zrozumiał też
desperackie wysiłki króla Henryka VIII, który pozbywał się żon niezdolnych urodzić mu dziedzica.
Gdy jego żona umarła, miał pięćdziesiąt dwa lata. Opłakiwał ją, jak należy, przez rok, gdyż była dobrą
kobietą• Pod koniec okresu żałoby traf chciał, iż był w stanie wspo¬móc finansowo lorda Edwarda Clintona i
jego żonę, którzy potrzebowali dodatkowych funduszy, aby utrzymać się
na dworze. Nie było to zbyt rozsądne posunięcie, pożyczył jednak, nie bacząc na własny interes, ich
lordowskim mościom dużą sumę. Gdy potem zastanawiał się, dlaczego tak postąpił, przychodziio mu jedynie
na myśl, iż nadal opłaki¬wał żonę i nie myślał jasno.
Lord i lady Clinton okazali zaskakującą wdzięczność, zaś lady w przypływie łaskawości powiedziała nawet:
- Jeśli moglibyśmy coś dla ciebie zrobić, panie, nie wahaj się poprosić.
I oto nagle, ku własnemu zaskoczeniu, odrzekł:
- Jestem wdowcem, madame, i szukam żony. Znasz może odpowiednią, zdrową młodą kobietę, która nie
byłaby komuś przyrzeczona?
- Niewykluczone, iż będę mogła ci pomóc. Daj mi kilka dni, muszę się zastanowić - odparła Elizabeth
FitzGerald łasbwie.
- Ależ ten człowiek ma tupet - burknął później do żony lord Clinton. - Kupiecka krew daje o sobie znać.
Cieszę się, że go spławiłaś, Beth.
- Nic podobnego - odparła z namysłem jego małżonka.
- Naprawdę znam odpowiednią dziewczynę. Mój kuzyn
Rogan FitzGerald z Munster ma młodą córkę bez choćby pensa posagu. Nawet klasztor nie przyjmie
dziewczyny, która nie jest w stanie wnieść wiana, założę się jednak, że lord Bliss byłby zachwycony, mogąc
poślubić kuzynkę lorda admirała.
- A skoro połączą nas więzi rodzinne, nie będziemy musieli oddawać długu! - stwierdził jej mąż, uderzając się
z zadowoleniem w kolano. - Na Boga, Beth, sprytna z ciebie kobieta! Jestem zadowolony, że cię poślubiłem!
Elizabeth Clinton uśmiechnęła się do męża.
- Lord Bliss uchodzi za przyzwoitego i mimo swego pochodzenia udowodnił, że potrafi być dżentelmenem.
Związek z nami zapewni jego rodzinie większe poważanie. Córka kuzyna jest dorodną, zdrową dziewczyną,
która z pewnością urodzi wiele dzieci, a przecież o to głównie mu chodzi.
Lady Elizabeth nie ukrywała przed lordem Bliss niczego: dziewczyna jest bez grosza, gdyż ta gałąź rodu
FitzGeraldów nie posiada majątku. Bevin FitzGerald przybędzie zatem do męża w jednej koszuli, jest jednak
młoda, zdrowa i z dobrej rodziny. Nie musiała wyrażać się jaśniej, gdyż lord Bliss nie był głupi. Potrafił
dostrzec inne, poza materialnymi, korzyści związane z ożenkiem; szybko stało się też jasne, iż pożyczka,
jakiej udzielił państwu Lincoln, nie będzie niczym innym, jak tylko opłatą za znalezienie młodej, szlachetnie
urodzonej żony. Mimo to układ został zawarty, gdyż lord Bliss był człowiekiem praktycznym. Razem z
kontraktem małżeńskim do Irlandii powędrowała także sakiewka, ciężka od złota. Narzeczona miała kupić za
nie najlepsze materiały na suknie i ubrania. Bevin przy¬była jednak do Anglii z bardzo niewielkim bagażem,
jej ojciec uznał bowiem, iż przyszły mąż nie odmówi pięknej dziewczynie niczego, zaś rodzina ma zbyt wiele
potrzeb, aby marnować pieniądze na ubrania.
Małżeństwo, choć zaaranżowane, okazało się szczęśliwe, gdyż Bevin była dziewczęciem czułym i słodkim,
zaś lord Bliss, łagodny z natury i bardzo samotny, odczuwał wielką potrzebę, by kochać i być kochanym.
Aidan urodziła się w pierwszym roku ich małżeństwa. Jej ojciec miał wtedy pięćdziesiąt cztery lata, matka
zaś siedemnaście. Ku radości lorda dziewczynka okazała się zdrowa i silna. To, iż poród, a przedtem ciąża,
przebiegały bez komplikacji, zdawało się zapowiadać, że wkrótce pojawią się kolejne dzieci.
Lady Bliss spędziła kilka następnych lat swego krótkiego życia rozpaczliwie starając się dać mężowi
upragnionego syna i dziedzica. Zdołała jednak urodzić tylko dwie zdrowe dziewczynki, bliźniaczki, które
umarły wraz z nią podczas letniej epidemii, wkrótce po trzecich urodzinach. Aidan miała wtedy dziesięć lat.
Teraz lordowi zostało już tylko ukochane dziecko. Mógł, jak wielu innych, znów się ożenić, wątpił jednak, czy
znalazłby w nowym małżeństwie szczęście, jakiego zaznał z Bevin, a osiągnął już wiek, kiedy nie
zadowoliłby się niczym innym. Aidan została zatem dziedziczką, a jej nieustająco dobre zdrowie utwierdzało
lorda w przekonaniu, iż wolą Boga było, aby posiadał jedynie córkę.
Lata mijały aż nazbyt szybko i oto nagle ze zdziwieniem - był bowiem zawsze krzepki - uświadomił sobie, że
jego życie dobiega kresu. Aidan nie była już dzieckiem, lecz młodą kobietą w wieku dwudziestu trzech lat.
Pochylona nad tamborkiem nie zdawała sobie sprawy, że ojciec przygląda jej się z troską. Nie odziedziczyła
po matce urody, pomyślał z żalem. O ile Bevin szczyciła się grzywą kręconych, kasztanowych loków, włosy
Aidan miały dziwaczny rudawy odcień, stanowiący mieszankę blondu ojca i kasztanowych splotów matki.
Były też długie i jak drut proste. Bevin miała oczy błękitne niczym kwietniowe niebo o świcie, oczy jej córki
były zaś zwyczajnie szare. Westchnął cicho. Dlaczego Aidan nie odziedziczyła po matce uroczej okrągłej
twarzyczki, zamiast pospolitego owalu? Tylko pod dwoma względami Aidan przypomina matkę, pomyślał. Ma
śliczną cerę Bevin i jest, jak niegdyś ona, wysoka i mocno zbudowana.
Westchnął znowu. Zrobił dla córki, co mógł. Gdyby żyła Bevin, nauczyłaby dziewczynę kobiecych
umiejętności, takich jak konserwowanie mięsa i ryb, przechowywanie dziczyzny, smażenie powideł oraz
konfitur, obowiązków związanych z warzeniem piwa i destylowaniem trunków, dba¬niem o warzywnik i
ogródek z ziołami, sporządzanie maści i wywarów, wędzenie i marynowanie, wytwarzanie na po¬trzeby
domu świec, mydła i perfum, zaopatrywanie na zimę spiżarni i nadzorowanie służby.
Gdy Bevin i bliźniaczki zmarły, lord Bliss wziął na siebie troskę o edukację pozostałej córki, traktując to jako
lekarstwo na smutek. Ku jego absolutnemu zaskoczeniu Aidan okazała się tak pojętna, że po jakimś czasie
wynajął dla niej emerytowanego nauczyciela z Oksfordu. Uczyła się języków starożytnych oraz
współczesnych i posługiwała łaciną czy greką równie łatwo, jak angielskim czy francuskim. Nauczono ją
matematyki i tego, jak prowadzić rachunki, czy¬tania oraz pisania, a także historii, zarówno staro-, jak i
nowożytnej. Miała słuch, więc całkiem nieźle radziła sobie z lutnią czy wirginałem. Cztery razy w tygodniu w
domu pojawiał się też nauczyciel tańca.
Co ważniejsze, posiadała błyskotliwy. umysł i zawsze potrafiła znaleźć błyskawiczną ripostę. Zalewał tylko,
że nie weszła w swoim czasie do towarzystwa, wydawała się jednak zupełnie tym nie interesować. Nie raz
zapewniała go, iż woli zostać z nim w Pearroc Royal, co sprawiało mu nieustającą przyjemność.
W roku 1569 lord Clinton otrzymał tytuł hrabiego Lincoln i lord Bliss uświadomił sobie, iż winien zacieśnić
łączące go z tą rodziną więzy, choćby ze względu na córkę. Był jednak zbyt samolubny i nie chciał jej stracić.
Był także dumny, a po tym, jak ożenił się z Bevin, nieczęsto miał okazję widywać Clintona i jego żonę, która
stała się sławna, gdy lord Surrey poświęcił jej poemat zatytułowany Nadobna Geraldine.
Zdając sobie sprawę, że bliski jest śmierci, powierzył opiekę nad córką nie Clintonom, z którymi była
spokrewniona, ale królowej. Wiedziai bowiem, iż możny lord Lincoln wziąłby po prostu Aidan do siebie, gdzie
zniknęłaby pomiędzy licznymi pociotkami i służbą. Miał nadzieję, że władczyni znajdzie dla jego córki
miejsce na dworze, gdzie Aidan miałaby szansę poznać dżentelmena, któremu zależałoby nie tylko na
zdobyciu majątku, ale i Aidan jako ta¬kiej. Tudorom zdarzało się wspierać mężczyzn z rodzin znacznie mniej
znacznych niż St. Michaelowie i osoby te były potem akceptowane przez starą szlachtę. Może i jego córka
zdobędzie szansę na szczęście, kiedy już znajdzie się na dworze. Nic więcej nie mógł dla niej zrobić.
- Zjadłbyś może trochę zupy, ojcze? - spytała, przerywając tok myśli starca. Odłożyła tamborek i wstała,
spoglądając pytająco.
Ogarnęło go uczucie absolutnego wyczerpania, jakby każdy dzień z przeżytych dotąd 'siedemdziesięciu
sześciu lat nagle zaczął mu ciążyć.
- Nie, moja droga - odparł słabo.
- Ojcze?
Spojrzał na córkę i zobaczył, że czuje się rozdarta pomiędzy troską o niego a tym, co, jak sądziła, musi
powiedzieć.
Nie potrafił powstrzymać uśmiechu, a gdy się odezwał, w jego głosie była nie tylko miłość, ale i odrobina
wyzwania. - Powiedz to, co musisz, Aidan. Widzę, że nie zaznasz spokoju, póki tego nie zrobisz.
- Ojcze! - zaczęła pośpiesznie. - Chciałabym, byś zrewidował swoje plany co do mnie. Jestem zdecydowanie
zbyt dorosła, aby oddawać mnie pod opiekę! Zostanę wysłana na dwór, a wiesz, jak bardzo tego nie chcę!
Nie jestem towarzyska z natury. Mężczyźni będą uganiać się za mną z racji mojego majątku, a w końcu
królowa wyda mnie za kogo zechce, nie troszcząc się o to, czy będę w małżeń¬stwie szczęśliwa. Proszę, nie
rób mi tego!
- Kobieta musi wyjść za mąż - stwierdził uparcie. - Nie byłabyś w stanie sama zajmować się majątkiem.
Jesteś inteligentną dziewczyną, Aidan, lecz przyzwoita niewiasta z dobrej rodziny powinna mieć męża.
Musisz pogodzić się z moją decyzją. Wiem, że niechętnie opuścisz Pearroc Roy¬al, ale to tylko panieńskie
lęki. Nie byłaś dotąd dalej, jak w Warcester. To moja wina, lecz przecież zawsze mi ufałaś. Czyż nie starałem
się, by wszystko, co robię, wyszło ci na dobre? Dwór to ekscytujące miejsce, a skoro będziesz królewską
podopieczną, wszystkie drzwi staną przed tobą otworem. Nie jesteś głupiutkim dziewczęciem, które łowca
posagów mógłby oszukać. Należysz do tych, którzy przetrwają, Aidan. Zawsze tak było.
Westchnęła głęboko. Nie miało sensu teraz się z nim kłócić. Będzie musiała spróbować jutro.
- Tak, ojcze - odparła zatem posłusznie, a on uśmiechnął się słabo, wyczerpany sporem. Wiedział, że córka
nie pogodziła się z jego decyzją, lecz zamierza dać mu dziś spokój, by mógł choć trochę wypocząć.
- Dobra z ciebie dziewczyna, Aidan - wyszeptał ochryple. Był taki znużony. Tak bardzo, bardzo znużony.
Aidan wstała, pocałowała ojca w czoło i wygładziła kołdrę. - Późno już, ojcze. Prałyśmy dziś pościel, a potem
trzeba było zrobić lawendowe i różane potpourri. W pralni pracują dwie nowe dziewczyny i trzeba ich
nieustannie pilnować, gdyż nie są zbyt pojętne.
Obdarzyła go uśmiechem, od którego ścisnęło mu się serce.
- Dó zobaczenia rano, ojcze. Niech Bóg da ci spokojną noc.
- I tobie także, córko - odparł głosem przesyconym miłością. Patrzył za nią, gdy opuszczała pokój i, nie
wiedzieć czemu, łzy zakłuły go pod powiekami.
Gdy Aidan przyszła obudzić ojca rankiem, przekonała się, że Payton St. Michael, lord Bliss, odszedł do
Stwórcy, ona zaś, ku swemu wielkiemu niezadowoleniu, miała stać się podopieczną Korony.
Część I
Królewska podopieczna
1577-1578
Rozdział 1
- Nieudolni! - krzyknęła królowa, rzucając przez pokój koszyk do robótek. - Otaczają mnie ludzie nieudolni!
Delikatny ruch w kącie pokoju przyciągnął jej uwagę• Odwróciła się i zobaczyła swego ulubionego pazia,
trzyna¬stoletniego lorda Lynmouth. Chłopiec spokojnie czekał, aż burza przeminie.
- O co chodzi, Robinie? - spytała szorstko, lecz młody Robin Southwood wiedział, że to nie on wzbudził
gniew królowej, obdarzył więc władczynię olśniewającym uśmiechem.
- Najnowsza podopieczna Korony zjechała do Londynu, madame - odparł.
- Do licha! Jeszcze jedna! Cóż, powiedz mi, chłopcze!
Czy to dziewczyna? W powijakach, czy już z nich wyrosła? Podaj mi jej imię. Jakąś wskazówkę bądź trop,
bym mogła przypomnieć sobie kolejne z długiej listy moich zobowiązań.
Jej usta wygięły się w uśmiechu, dostrzegła bowiem w zielonych niczym limonki oczach Robina, iż chłopak z
trudem powstrzymuje wesołość.
- To młoda dama, Aidan St. Michael, dziedziczka i jedyne pozostałe przy życiu dziecko Paytona St. Michael,
baro¬na Bliss. Jej dom rodzinny znajduje się w pobliżu Worcester. Włości barona graniczą z posiadłością
mojej matki.
Królowa zastanawiała się przez chwilę, a potem skinęła głową•
- Rodzina lorda Bliss to porządni londyńczycy - powiedziała. - Zawsze wspierali rządzącego władcę i, o ile
wiem, trzymali się z dala od dworskich intryg. Cóż, Robinie, przyprowadź do mnie tę pannę. Przyjrzymy się
osieroconej dziedziczce.
Chłopiec ukłonił się i odszedł, a Elżbieta uśmiechnęła się do siebie. Z każdym dniem stawał się bardziej
podobny do ojca, choć miał w sobie więcej ciepła niż Geoffrey w jego wieku. Zawdzięcza to pewnie matce,
tej irlandzkiej cza¬rownicy, Skye O'Malley, poślubionej teraz Adamowi de Marisco i przebywającej na
wygnaniu w królewskiej posia¬dłości Queen's Malvern.
Brakuje mi jej, pomyślała królowa. Nasze stosunki zawsze były napięte, mimo to brakuje mi atmosfery
podekscytowania, jaka otacza z reguły drogą Skye.
Przebiegła spojrzeniem po twarzach obecnych w komnacie dam i prychnęła cicho pod nosem. Z kilkoma
wyjątkami było to stadko niemądrych krów, rozchichotanych i wdzięczących się w poszukiwaniu męża.
Większość nie odebrała prawie żadnego wykształcenia. Potrafiły rozmawiać jedynie o mężczyznach i modzie
oraz powtarzać ostatnie plotki. Zdawała sobie sprawę, że podśmiewają się z niej za plecami, mimo że była
ich królową. Nie ośmielały się robić tego otwarcie, gdyż nawet tak niemądre istoty zdawały sobie sprawę, że
ma nad nimi władzę życia i śmierci. Nie miała na dworze wielu przyjaciółek. Kobiety służyły jej z uwagi na
własną korzyść lub dobro rodziny.
Drzwi komnaty otwarły się i wszedł Robin, prowadząc dwie niewiasty. Jedna z nich była młoda, a druga w
mocno średnim wieku. Młodsza miała na sobie czarną aksamitną suknię zapiętą wysoko pod szyję i
niemodną, choć materiał wydawał się doskonałej jakości. Jej włosy skrywał biały płócienny czepek zdobiony
koronką. Towarzyszki królowej umilkły i zaczęły z ciekawością przyglądać się przybyłym.
- Oto panna St. Michael, madame - powiedział Robin.
Aidan dygnęła wdzięcznie. Jej towarzyszka usiłowała zrobić to samo, jednak jej stawy musiały być w nie
najlepszym stanie, gdyż pani musiała pomóc jej się podnieść. Dwórki zachichotały, a Aidan oblała się
rumieńcem.
Królowa spojrzała na swe damy z dezaprobatą, nie zwykła bowiem tolerować nieuprzejmości.
- Witamy na dworze, panno St. Michael - powiedziała.
- Nie znałam twego ojca, jednak przybywasz tu poprzedzona dobrą opinią o swej rodzinie.
- Wasza Wysokość jest nazbyt łaskawa - odparła Aidan.
- Teraz musimy zastanowić się, co z tobą zrobić - zauważyła władczyni.
- Gdybym mogła służyć Waszej Wysokości - powiedziała Aidan z widoczną szczerością w głosie - w
zupełności by mnie to zadowoliło.
Nagły chichot którejś z dam sprawił, że dziewczyna ponownie oblała się rumieńcem. Królowa zmrużyła oczy,
rozglądając się w poszukiwaniu winowajczyni. Okazało się nią filigranowej budowy dziewczę o różanych
ustach i słomianych włosach.
- Uznajesz pragnienie panny St. Michael, by mi służyć, za zabawne, panno Tailleboys? - zapytała zwodniczo
spokojnym głosem królowa, a lady Lincoln, bliska przyjaciółka władczyni, podniosła nagle wzrok i zaczęła
bacznie przyglądać się przybyłym.
Teraz to panna Tailleboys spłonęła rumieńcem. Jąkając się próbowała wyjaśnić swe grubiańskie
zachowanie.
- N-n-n-nic podobnego, madame, tylko że jej suknia jest tak okropnie niemodna!
- Moda - powiedziała królowa wyniośle - to twoja specjalność, przyznaję. Moda i nieprzystojne zachowanie,
panno Tailleboys.
Winowajczyni zbladła. Czyżby królowa wiedziała o jej schadzkach z lordem Boltonem? Jak to możliwe?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin