NIEZALEŻNOŚĆ nr17.doc

(194 KB) Pobierz

NIEZALEŻNOŚĆ

Pismo Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego

SOLIDARNOŚĆ – Region Mazowsze              NR-17              28.02.1981r.

 

Żeby ludzie żyli godnie...

Rozmowa z Wiktorem Kulerskim członkiem prezydium NSZZ Solidarność

Regionu Mazowsze


 

- Jaka była twoja droga do związku?

- Z początkiem 1977 roku grupa nauczycieli z mojej szkoły w Międzylesiu pod Warszawą wraz z kilkoma przyjaciółmi odpowiedziała na apel KOR-u wysyłając do komisji sejmowej list popierający wniosek o powołanie komisji mającej zbadać nadużycia MO i SB w Radomiu i Ursusie. Wówczas KOR robił to, co powinny robić związki zawodowe. Skutkiem listu było dochodzenie dyscyplinarne władz oświatowych, które próbowały zmusić nas do tłumaczenia się.

Oczywiście odmówiliśmy rozmów, kierując następny protest do Sejmu. W rezultacie niektórzy nasi przyjaciele spoza szkoły zostali pozbawieni stanowisk kierowniczych; z nami było trudniej – mieliśmy do stracenia tylko posady, a poza tym wszyscy podpisani nauczyciele

 

 


posiadali nagrody ministra za wybitne osiągnięcia dydaktyczne i pedagogiczne. Mimo to straciłem wychowawstwo, przestałem uczyć historii i przeniesiono mnie na część etatu do innej szkoły. Rok później skończyłem historię sztuki na KUL-u. Zdobywszy drugą specjalność zażądałem przyznania mi wychowania plastycznego w szkole macierzystej. Musiano przywrócić mi pełny etat. To zadecydowało, że władzom szkolnym nie udało się wyrwać mnie ze szkoły w Międzylesiu, gdzie mieszkam od 1940 roku, a obecnie uczę dzieci moich dawnych wychowanków.

-  Parę lat później przyszły sierpniowe zmiany...

- Tak. Na początku września, już po podpisaniu porozumień gdańskich, Związek Nauczycielstwa Polskiego zaczął dość gwałtownie się odnawiać. W mojej szkole wezwano nauczycieli na zebranie podczas dużej przerwy. Zostaliśmy poproszeni o przedstawienie naszych postulatów. Widząc co się święci, spytałem, do kogo mamy kierować te postulaty? – Do ZNP – usłyszeliśmy. – To najpierw ustalmy czy mamy ochotę je do tego związku składać – powiedziałem. Zrobiła się oczywiście awantura i zebrania nie udało się załatwić w ciągu dwudziestu minut. Następnego dnia podczas głosowania okazało się, że za dalszą przynależnością a więc i za zgłaszaniem postulatów do ZNP były trzy osoby – dyrektor, jego zastępca i prezes ogniska Związku, 21 osób – przeciw. Ponieważ ja wniosłem o głosowanie, poczułem się zobowiązany do założenia koła nowych związków. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, jaka będzie ich nazwa. Później trafiłem do NSZZPNTiO i na jego pierwszy Walny Zjazd. Tam drobiazgowa dyskusja nad statutem przeciągnęła się tak dalece, że wyglądało, iż się rozejdziemy z niczym, nie mając gwarancji powtórzenia spotkania. Uważam, że demokracja jest dobra zawsze i wszędzie, ale trzeba pamiętać o tym, co chce się osiągnąć. My musieliśmy założyć związek – po to, żeby ludziom było lepiej i bezpieczniej, żeby żyli godniej. Powiedziałem to głośno i... zebranie zakończyło się sukcesem. Powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Pracowników Nauki, Techniki i Oświaty.

- Później ktoś zgłosił Cię do zarządu...

- Tak. Dostałem największą ilość głosów, wszedłem do władz NTiO a później - do Mazowsza, które zresztą robili moi byli uczniowie – Zbyszek Janas, Arek Czerwiński – i mieli do mnie zaufanie. Zostałem łącznikiem między NTiO i Mazowszem, wszedłem w skład Prezydium Mazowsza. W końcu oba związki połączyły się.

- Czym zajmujesz się we władzach regionu?

- Przypadły mi w udziale trzy komisje: do spraw cenzury, do spraw kultury oraz do spraw oświaty i wychowania, a ponadto sprawy młodzieży oraz do niedawna – komitet więzionych za przekonania. Wszystko – nie bez powodu. Kultura – to moje studia na KUL-u, o których wspomniałem. Oświata i wychowanie – to ponad 20 lat praktyki zawodowej. Komitet obrony więzionych za przekonania – to sprawa rodzinna. Ojciec był działaczem PSL-u, dostał 12-letni wyrok, z którego odsiedział siedem lat, więc mam moralne długi do spłacenia w tym względzie. Cenzura – to sprawa wolności słowa w Polsce, tego wszystkiego, co dała nam „Nowa” i inne wydawnictwa, zapoczątkowane działaniem KOR-u.

- Nieoficjalny podobny do Twojego rodowód wielu działaczy „Solidarności” przedstawiany jest przez oficjalna propagandę jako dowód politycznych ambicji Związku, wykraczania poza jego statutowe prawa.

- To jest nieporozumienie, takie same, jak nadawanie KOR-owi oblicza politycznego. To był i jest komitet społeczny, obywatelski, który podjął się załatwienia spraw natury związkowej wtedy, gdy niezależne związki jeszcze nie istniały. A że ludzie KOR-u reprezentują różne orientacje polityczne – to zupełnie inna sprawa. Tak samo w „Solidarności” są wierzący i niewierzący, lewicujący i bliżsi chrześcijańskiej demokracji, co nie znaczy, Ze Związek jest polityczny. Uporczywe przypisywanie KOR-owi roszczeń politycznych dyktowane jest pewną nadzieją. Według starej zasady – jeśli kłamie się dostatecznie długo, to coś zawsze z tych kłamstw świadomości ludzkiej pozostanie.

- Jak Twoim zdaniem, powinny wyglądać wybory w środowiskach takich, jak Twoje, nauczycielskie – czyli rozproszonych?

- To jest jedna z najtrudniejszych spraw związkowych. Jest kilka koncepcji, ja w zasadzie opowiadam się za delegatami pochodzącymi ze swoich miejsc zamieszkania, bo tam są znani, tam żyją i pracują. Poza Warszawą przedstawiciele jednego zawodu są często sobie nieznani, pracują osobno.

- To jest optyka małego ośrodka, gdzie żyje się i pracuje w jednym miejscu. A w Warszawie, gdzie robotnik Żerania mieszka na Chomiczówce?

- To jest prawda. Zostawmy więc w tej sprawie pewną dozę swobody, niech się okręgi wyborcze dobierają według uznania

- Czy widzisz w pracy Związku różnice między robotniczą optyką widzenia różnych spraw a spojrzeniem inteligentów?

- Mam wrażenie, że inteligenci mają poczucie swojej słabości, jako grupa społeczna są znacznie bardziej podzieleni niż robotnicy, otrzymali więcej dotkliwych ciosów, są bardziej skorumpowani. Natomiast robotnicy mają wysokie poczucie swojej godności, człowieczeństwa, umocnione szczególnie w akcjach strajkowych. Mają nie tylko odwagę, ale też umieją stawiać sprawy w sposób prosty, jasny i zdecydowany. Inteligentów blokuje niemożność podjęcia decyzji, widzą sprawę ze zbyt wielu stron, to ich paraliżuje. W przypadku skrajnym użycie rozumu doprowadza ich do zupełnego zwątpienia, do pytania: co to jest sumienie? Wątpią we wszystko, tracąc rozeznanie między dobrem i złem, prawdą i fałszem, wybierają grę w orła i reszkę. Oczywiście można powiedzieć, że robotnicy zbytnio upraszczają sprawy, ale gdyby nie to – to nie wiem czy mielibyśmy nasz Związek...

- Pewna ilość obecnych działaczy Związku może nie przejść w wyborach. Czy uważasz, że powinni skończyć z działalnością związkową?

- Powinni być do dyspozycji Związku. Jestem zdecydowanie przeciwny wszystkiemu, co pachnie demokracją sterowną, próbom zatrzymania kogokolwiek gdziekolwiek dlatego, że dziś „jest cenny”. Zasada rotacji jest podstawowym środkiem naszej obrony przed obcą infiltracją, przed przechwytywaniem stanowisk przez ludzi, którzy mogą skończyć z demokracją. Warto za to zapłacić cenę utraty części działaczy.

- Jeśli jednak zostaniesz wybrany: Twoje trzy priorytety w działalności Związku na okres najbliższy – i w dalszej perspektywie?

- Na teraz: dostosowanie płac do tempa inflacji – to pierwsze; wolny rynek pracy – drugie. Nie mogą dalej trwać urzędy zatrudnienia, muszą powstać urzędy pośrednictwa pracy. Nie może być tak, że ktoś traci pracę, to idzie za nim wilczy bilet. Sprawa trzecia – zdrowie, budownictwo mieszkaniowe, oświata. W szpitalnictwie jesteśmy w Warszawie w obliczu klęski – dziś ludzie leżą na korytarzach, jutro będą leżeli na schodach, a pojutrze – przed szpitalami. Budownictwo mieszkaniowe – nie trzeba wyjaśniać. A oświata? Nakłady na nią mamy na poziomie zacofanych krajów trzeciego świata. Jeśli nie zwiększy się do oświaty dopływu kwalifikowanych kadr, nie rozwiąże nauczycielom rąk, ni zwiększy się samorządności szkół, nie skończy z absurdalnym systemem oceniania nauczycieli na podstawie wystawiania stopni, co powoduje fałszowanie wszystkich sprawozdań – to znajdziemy się na progu oświatowej śmierci. Konieczna jest generalna przebudowa systemu szkolnego i przede wszystkim nauczyciele, a nie urzędnicy, muszą się tym wreszcie zająć. W dalszej perspektywie – najważniejsza wydaje się sprawa samorządności i pracowniczej i terenowej. Trzeba w obu przypadkach wyłonić w demokratycznych wyborach autentyczną reprezentację społeczeństwa. Drugie hasło - to fachowość. Musimy skończyć z ludźmi, którzy nie są fachowcami. Myślę, że popularność obecnego premiera, generała Jaruzelskiego, wynika z tego, że ludzie widzą w nim właśnie fachowca, bo nie sposób sobie wyobrazić wojska robionego przez dyletanta. Ludzie sadzą, że ten właśnie premier postawi na fachowców i trzeba mu w tym właśnie pomóc. Zmieniać kadrę nie z góry do dołu, a odwrotnie – od najniższych szczebli wyżej, stopniowo, ale konsekwentnie. Tu nie możemy ustąpić ani na centymetr. To oczywiście jest nie do pogodzenia z nomenklaturą. Uważam, że tylko Związek jest w stanie przeprowadzić ten proces. Trzecia sprawa na dłuższą metę – to sposób formułowania planu gospodarczego. To musi być plan koordynacji, a nie dyrektyw, inaczej nie sposób wyobrazić sobie działalność samodzielnych przedsiębiorstw, mających powstawać po reformie. Nie mówię o Związku Zawodowym Rolników i samorządzie na wsi, bo to sprawa ani na jutro, ani na pojutrze. To sprawa na wczoraj. Zbyt fundamentalna dla nas wszystkich i zbyt bolesna, by nadal pozostawiać ją niezałatwioną.

Rozmawiali L.W. i A.J.K.

 

NSZZ Solidarność

Struktura i funkcjonowanie

Jadwiga Staniszkis

 

Zakończona niedawno fala strajków, czyli czwarta już od czasu podpisania porozumień konfrontacja z władzami była w pewnym stopniu konfliktem zastępczym. Dawała bowiem wyraz nie tylko napięciom z powodu nie realizowania przez władzę porozumień, ale stanowiła także odbicie nienazwanych głośno wewnętrznych problemów naszego ruchu.

 

Samoograniczająca się rewolucja.

Były to – po pierwsze – napięcia samoograniczającej się rewolucji. Radykalizm obywatelskich dążeń członków ruchu wyraźnie bowiem rozsadza ramy formuły związkowej. Główne koszty wyciszających tendencji płynących z KKP ponosi przy tym aktyw szczebla regionalnego. Ryzykuje on bowiem utratę swego autorytetu, podczas gdy przywódcy KKP z Lechem Wałęsą wciąż jeszcze chronieni są legendą postrajkową. Drugim źródłem napięć jest fakt, iż struktura i sposób funkcjonowania naszego Związku odbił niejako w krzywym zwierciadle niektóre cechy partii i państwa. Duża centralizacja decyzji, niejasność – a więc niemożność kontrolowania szeregu negocjacji, przewaga ciał mianowanych nad wybieralnymi /jedenastka, eksperci, sekretariat KKP/, z reguły mniej radykalnych od szeregowych członków „Solidarności”, niesprawny obieg informacji – szczególnie zaś bardzo różne reagowanie na sygnały MKZ-ów /sprawa Rzeszowa, Bielska-Białej i Jeleniej Góry/, niejasność kompetencji wyłanianych naprędce grup roboczych i negocjacyjnych, mała tolerancja na wewnętrzne różnice zdań i krytykę, wreszcie tendencja KKP do posługiwania się statutem w sposób niezwykle elastyczny, gdy widzi się tego potrzebę – to tylko niektóre z rysujących się problemów.

 

              Elementy manipulacji

              Dodatkowym źródłem napięć są wyraźne elementy manipulacji w toku kierowania prac KKP. Na przykład ustalany przez sekretarza KKP porządek obrad nie jest wynikiem całkowicie neutralnym: problemy napływające do KKP dzielone są na te, które stają się przedmiotem obrad i te, które są odsuwane; na te, które trafiają do części obrad, w której podejmuje się uchwały oraz pozostałe, pojawiające się tylko w części tzw. informacyjnej. Jest to nic innego, jak samowolne i niekontrolowane przez członków Związku i KKP ustalanie priorytetów działania „Solidarności”. Co więcej – podejmowane przez niektórych członków KKP próby bardziej całościowej, krytycznej analizy pracy KKP kończą się niepowodzeniem na skutek przesadnego trzymania się „porządku obrad”, na przykład: „ta i ta sprawa będzie dyskutowana w innym punkcie” /i odebranie głosu/ oraz „to nie leży w dzisiejszym porządku dnia”. Uzupełnieniem powyższego obrazu jest swoisty paradoks głosowania w KKP, gdy w czasie dyskusji nad uchwałami przygotowanymi przez „11” jest zazwyczaj bardzo wiele głosów krytycznych, ale potem – w czasie głosowania – uchwały te przechodzą. Da się to wyjaśnić stosunkowo prosto: przyczyna leży w tym, iż głosuje się tylko jedną wersję i można ją albo przyjąć, albo odrzucić /zaś to ostatnie bywa najczęściej rozwiązaniem zbyt ryzykownym lub radykalnym/. Nie ma zwyczaju przygotowywania przez „11” kilku rozwiązań do wyboru, lub też przygotowania propozycji tekstu na tyle wcześnie, by mógł on być przedyskutowany w MKZ-ach oraz skonsultowany z innymi ekspertami, a nie tylko z doradcami KKP, będącymi w większości raczej działaczami niż specjalistami w konkretnych sprawach stanowiących przedmiot uchwały. Członkom KKP, którym nie odpowiada często treść uchwały lub sposób rozwiązania problemu trudno na gorąco przygotować alternatywne rozwiązanie /z powodu braku harmonogramu, większość spraw załatwia się w ostatniej chwili, pod presją czasu/. Trudniej też przychodzi im bez możliwości skonsultowania się z własnymi, regionalnymi ekspertami, przygotowanie projektu równie zręcznie opakowanego w sformułowania ogólne. Tym bardziej, że wciąż słabe są poziome kontakty między MKZ-ami i podobnie myślący dowiadują się o tym dopiero w trakcie obrad, kiedy jest już zazwyczaj za późno na wypracowanie wspólnego stanowiska. Przy takim trybie pracy wiele cennych pomysłów powstałych w regionach nigdy nie staje na posiedzeniach KKP, a także nie staje się przedmiotem negocjacji z władzami.

              Wspomniane wyżej cechy pracy KKP przyczyniają się do frustracji jej członków, którzy po powrocie do swoich MKZ-ów są często krytykowani za sposób reprezentowania szeregowych związkowców, brak radykalizmu czy sposób głosowania. I w tym wypadku płacą oni za tryb pracy KKP swoim autorytetem. Powyższe przyczynia się również do dewaluacji roli eksperta w oczach robotników oraz do /sygnalizowanych przez niektóre MKZ-y/ nasilających się nastrojów antyinteligenckich.

 

Legalność materialna: potrzeba impetu.

              Trzecim istotnym elementem aktualnej sytuacji jest fakt, iż Związek nasz działa w bardzo złożonej sytuacji prawnej. Wciąż bowiem nie zostały zmienione przepisy prawne dotyczące problemów interesujących „Solidarność”. W dalszym ciągu również dyrekcje przedsiębiorstw są praktycznie ubezwłasnowolnione /gdyby trzymano się ściśle litery prawa, nie można by praktycznie realizować żadnych postulatów na poziomie zakładów/. W tej sytuacji realizowanie postulatów załóg odbywa się w oparciu o tzw. legalność materialną /inaczej mówiąc – w oparciu o wyrażone w sytuacjach kryzysowych potoczne poczucie sprawiedliwości, odmienne od tzw. legalności formalnej/. Aby jednak można było egzekwować ową legalność materialną, konieczne jest utrzymanie impetu ruchu. Tylko bowiem ów impet jest wyrazem potocznego poczucia sprawiedliwości. Utrzymanie takiego impetu jest jednym z zadań stojących przed MKZ-ami. Administracja lokalna i dyrektorzy nie mogą bowiem pozwolić sobie na łamanie przepisów /a tego wymaga najczęściej realizowanie lokalnych postulatów/, jeśli impet nie jest dość silny. Póki więc nie zostanie znormalizowana sytuacja prawna Związku i status przedsiębiorstw, dopóty minimalny – lecz wystarczający dla egzekwowania legalności materialnej – impet ruchu będzie koniecznością. Powyższe jest szczególnie istotne w małych MKZ-ach, nie posiadających na swoim terenie jednorodnego przemysłu /a więc silnej komisji branżowej/.

 

Symboliczne politykowanie

Wszystkie trzy wymienione wyżej problemy /napięcia „samoograniczającej się rewolucji”, dylematy struktury odzwierciedlającej pewne cechy systemu politycznego, wreszcie – konieczność utrzymania impetu ruchu niezbędnego dla egzekwowania legalności materialnej/ określają w znacznym stopniu sposób funkcjonowania szczebla regionalnego „Solidarności”. Wydaje się, że szczebel ten jest niejako skazany na tzw. „symboliczne politykowanie”, to znaczy wysyłanie do szeregowych członków „Solidarności” /a więc i władz/ różnego rodzaju znaków potwierdzających jego radykalizm. Na przykład dobierając ekspertów z etykietami radykałów, lub – ostro reagując na określone posunięcia władz /ze znacznie już jednak słabszą akcją po owej pierwszej, ostentacyjnej reakcji/. Narzucającą się wręcz sferą działań, dobrze trafiająca w symboliczną wyobraźnię członków „Solidarności”, jest również atakowanie lokalnych skorumpowanych władz. Wszystkie powyższe działania – będące, jak wskazywałam, w dużym stopniu konfliktami zastępczymi, wymuszanymi przez strukturalne warunki funkcjonowania MKZ-ów – mają wspólny mianownik: wzmacniają tendencje polaryzacyjne. Atakowany aparat szuka bowiem ochrony u władz centralnych, które zresztą w tej sytuacji nie mają dobrego wyboru. Broniąc atakowanych obniżają swój własny autorytet, zaś poświęcają ich – narażają się na sabotowanie własnych decyzji przez aparat i też, na dłuższą metę, utratę autorytetu.

 

Brak ciał pośrednich.

Innym nieco, choć równie niepokojącym strukturalnym problemem naszego ruchu jest brak instancji pośredniczącej między Prezydium MKZ i Komisjami Zakładowymi w tych regionach, gdzie nie było długotrwałych strajków i negocjacji i gdzie nie utworzyły się Plena MKZ. Bez takiej instancji pośredniczącej niesłychanie trudno wyłonić nowych przywódców szczebla regionalnego, na przykład w sytuacji utraty zaufania do przywódców dotychczasowych. Brak bowiem forum, na którym działacze szczebla zakładowego mogliby poznać się nawzajem. W tej sytuacji zdarzają się wypadki, iż – mimo obniżenia autorytetu niektórych działaczy szczebla regionalnego – pozostawia się ich na stanowiskach jako mniejsze zło niż np. wybór ludzi przypadkowych lub po cichu podsuniętych przez władze. W niektórych regionach rolę takiej instancji pośredniczącej pełnią Komisje Branżowe, pozwalając na nawiązanie kontaktów poziomych między działaczami szczebla zakładowego. Użyteczność takich ciał można było dostrzec chociażby w MKZ Jastrzębie, gdzie względnie bezboleśnie wymieniono część członków Prezydium MKZ.

 

Co robić?

Rozwiązanie zasygnalizowanych problemów wydaje się niezbędne. W przeciwnym wypadku bowiem będzie się nasilało obniżanie autorytetu działaczy wszystkich szczebli i postępowało i postępowało rozbicie ruchu. A jak wiemy, każde nasze potknięcie służy przeciwnikom „Solidarności”. I nieprawdą jest, że nie należy o powyższych problemach mówić głośno: odwrotnie – bez ich nazywania po imieniu nigdy się z nimi nie uporamy.

Wydaje się, że niezbędne są tu następujące posunięcia:

1. Usunięcie tych cech, które upodobniły nasz Związek do partii i państwa, tak przecież przez nas krytykowanych. Konkretnie: należy znacznie zmniejszyć centralizację decyzji przez a/ konsultowanie decyzji KKP z Prezydiami wszystkich MKZ-ów, które winny głosowaniem /via telex/ określać stanowisko, jakie ma zająć ich przedstawiciel w KKP w sprawach szczególnie ważnych /np. „Solidarność Wiejska”/, b/ zakazanie podejmowania kluczowych decyzji przez niekompetentną KKP.

2. Bezwzględne zakazanie sekretnych negocjacji z rządem /stenogramy do wszystkich MKZ-ów jako forma kontroli/. Prawo podejmowania decyzji o charakterze kompromisu winna mieć tylko cała KKP /w konsultacji z MKZ-ami, patrz pkt.1/, a nie wąskie grupy robocze, w których często więcej niż połowa składu stanowią osoby nie pochodzące z wyboru /eksperci/.

3. Stworzyć przy KKP neutralne Biuro /a nie manipulujący Sekretariat/. Winno ono być stale obecne w Gdańsku, w sposób systematyczny gromadzić materiały z terenu. Winni to być wysoko kwalifikowani prawnicy i personel sekretarski. Obawa działaczy KKP i regionalnych przed „biurokracją” powoduje, iż prace biurowe wykonują amatorzy bez kwalifikacji. Jest to zespół pełen dobrej woli, ale pracujący niesystematycznie i niesłychanie płynny.

4. KKP powinna opracować priorytety i harmonogram prowadzonych prac. Winny się tu znaleźć takie problemy, jak: minimum socjalne, włączenie się do prac prowadzonych w URM a dotyczących warunków finansowych zwolnień, przesuwań oraz przeszkalania pracowników. Istnieje pogląd, że może to dotyczyć ok. 1 mln. 200 tys. pracowników w okresie 3 lat. Prace nad ustawą są już w toku. Dalszą sprawą nie cierpiącą zwłoki jest problem samorządów pracowniczych. Obowiązkiem KKP jest zebranie z całego kraju i przesłanie do MKZ-ów wszystkich wypracowanych dotychczas w „Solidarności” projektów samorządów. Jest to sprawa pilna, gdyż w niektórych zakładach dyrekcje wstrzymują wypłaty premii i podział trzynastek, chcąc zmusić „Solidarność” do wejścia w stare KSR-y. Zakłady są w tym względzie pozostawione samym sobie.

Pilną sprawa jest jasne przedstawienie członkom Związku spodziewanych kosztów różnych wariantów reformy gospodarczej, zdecydowanie się na jeden z nich i wynegocjonowanie z rządem socjalnych warunków wdrażania /np. zabezpieczenia dla najbiedniejszych, formy zmiany koncepcji polityki społecznej w kierunku większego udziału spożycia zbiorowego niż obecnie/.

5. Należy stworzyć przy KKP stałą grupę do kontaktów z Sejmem /żeby te kontakty nie sprowadzały się do tajnej „dyplomacji” ekspertów/. Stawiać wnioski o interpelacje poselskie, monitować komisje, organizować zmasowany nacisk na posłów w regionach. Również w regionach winny powstawać grupy do kontaktów z posłami

6. Zmienić styl pracy z ekspertami: przede wszystkim stworzyć Bank nazwisk ekspertów z różnych dziedzin przy KKP i MKZ-ach /mamy przecież Komisję Nauki przy „Solidarności”/. Przy konkretnych sprawach zwracać się do dużej ilości ekspertów, aby mieć niezależne ekspertyzy. Dyskutować w KKP alternatywne rozwiązania. Przesyłać do MKZ-ów problemy do rozwiązania z pewnym wyprzedzeniem /obecnie wcale nie wysyła się projektów rządowych napływających do KKP/. Umożliwi to wykorzystanie ekspertów przy MKZ-ach, a także umożliwi działaczom regionalnym wcześniejsze konsultacje ze związkowcami w regionie.

7. Jak najprędzej przeprowadzić wybory w MKZ-ach. Myśląc już o zwołaniu Zjazdu „Solidarności”, na którym uzupełni się statut o jasny opis kompetencji KKP, jej relacje z komisjami branżowymi, przedyskutuje się program Związku a także dokona wyboru KKP i jej Prezydium.

8. Ustalić zasady gospodarki finansowej Związku, a szczególnie maksymalne płace dla działaczy, delegacje, koszty reprezentacyjne itp. Trzeba bowiem pamiętać, że wielu członków Związku straciło finansowo przystępując do „Solidarności” /np. płacąc więcej za wczasy/. W tej sytuacji wydatki działaczy winny być pod szczególną kontrolą.

9. Przemyśleć problem kultury w Związkach – tylu jest artystów w „Solidarności”, można by zakładać szkółki malarskie dla robotników, odczyty o sztuce itp. Tym bardziej, że likwidacji uległo wiele Przyzakładowych Domów Kultury.

Powyższy tekst jest artykułem dyskusyjnym.

 

Studenci 80-81

Paweł Wroniszewski

Napięcie w środowisku akademickim rośnie stale od Sierpnia 1980. Konsekwentna polityka władz resortu doprowadziła do przekształcenia większości wyższych uczelni w szkoły, niewiele różniące się od liceów zawodowych. Mrówcza praca z lat 1968-80 o mało nie zakończyła się sukcesem – zniszczeniem niezależności myślenia absolwentów wyższych uczelni.

Jednym z powodów napięcia była odwlekana przez władze rejestracja Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Pierwsza instytucja rozpatrująca wniosek – Sąd Wojewódzki – ustosunkowała się do niego negatywnie. Równocześnie Ministerstwo Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki oświadczyło, że gotowe jest się tym zająć. Ogólnopolski Komitet Założycielski NSZ zdecydował się na równoległe prowadzenie sprawy. W związku z tym złożył pismo do Rady Państwa, z prośbą o zajęcie stanowiska w kwestii rejestracji NSZ na prawach związku zawodowego oraz wniosek o rejestracją do Sądu Najwyższego. W Ministerstwie NSzWiT rozpoczęły się rozmowy NSZ z przedstawicielami resortu dotyczące tekstu nowego rozporządzenia o organizacjach studenckich, na podstawie którego Zrzeszenie mogłoby starać się o uzyskanie osobowości prawnej. Dotychczasowe rozporządzenie pochodzące z marca 1960 roku przewidywało rozwiązywalność organizacji na podstawie jedynie decyzji ministra NSzWiT, co groziło uzależnieniem NSZ od władz. Kiedy tekst był już gotowy, ministerstwo odłożyło rozmowy na czas nieokreślony. Studenci zaprotestowali. Podczas strajku na Uniwersytecie Warszawskim /27-28.11.1980/ minister J. Górski zobowiązał się wprowadzić w życie nowe rozporządzenie do końca 1980 roku i zająć się sprawą rejestracji w pierwszych dniach stycznia 1981. Tymczasem rozprawa w Sądzie Najwyższym, wyznaczona na 29.12.1980 została odroczona bezterminowo, a Rada Państwa do tej pory nie odpowiedziała na list.

Przełom grudnia i stycznia przyniósł nowe wydarzenia: minister /18.12.80/ podpisał rozporządzenie, na początku nowego roku ogłosił w środkach masowego przekazu /m.in. „Życie Warszawy”/, że studenci nie są zainteresowani rejestracją, ponieważ do tej pory nie wpłynął żaden wniosek w tej sprawie. Wniosek wpłynąć nie mógł, gdyż według polskiego prawa rozporządzenie wchodzi w życie z dniem ogłoszenia w Dzienniku Ustaw PRL, co nastąpiło dopiero w połowie stycznia. Statut NSZ został złożony w Ministerstwie dnia 16.01., zaś minister J. Górski od tego czasu złożył kilkakrotnie oświadczenie, iż statut jest zgodny z prawem i na tej podstawie MSZ zostanie zarejestrowany. Podczas negocjacji w Łodzi podawał on najpierw datę 10.02., a później 14.02. jako ostateczne terminy rejestracji Zrzeszenia. W świetle tych faktów dziwne wydaje się zgłoszenie przez ministra zastrzeżeń do statutu w dniu 14.02., podczas rozmów z Międzyuczelnianą Komisją Porozumiewawczą strajkujących uczelni łódzkich. W rozmowach tych nie brali udziału oficjalni przedstawiciele OKZ NSZ, jedynego ciała upoważnionego do prowadzenia rozmów w imieniu całej organizacji. Poprawki do statutu miały polegać na:

1./ wprowadzeniu do preambuły zapisu, że NSZ działa w oparciu o zasady Konstytucji PRL

2./ uzupełnieniu paragrafu 8 o sformułowanie, mówiące o współudziale NSZ w programowaniu i realizacji procesu dydaktyczno-wychowawczego

3./ załączeniu do statutu w formie aneksu ustaleń zawierających sprecyzowania zasad i trybu podejmowania akcji protestacyjnych a w szczególności strajków. Strajk okupacyjny powinien być poprzedzony /co najmniej 7 dni wcześniej/ innymi formami akcji protestacyjnej, np. strajkiem ostrzegawczym oraz może być proklamowany na wniosek, co najmniej 50% studentów /za protokołem obrad łódzkich/. OKZ NSZ wprowadził autopoprawkę do preambuły statutu, dotyczącą Konstytucji PRL i ratyfikowanych przez PRL konwencji oraz paktów międzynarodowych /punkt ten był w statucie rozpatrywanym w Sądzie Wojewódzkim, później zaś został usunięty/.

Do wzrostu napięcia przyczyniła się również sprawa postulatów środowiska akademickiego, wysuwanych od początku semestru zimowego, czyli od października 1980. Dotyczyły one życia wewnętrznego uczelni: autonomii w zakresie ustalania programu nauczania, wpływu studentów na życie akademickie, eksterytorialności uczelni i innych szczegółowych zagadnień, a także tych sfer życia społecznego, które są bezpośrednio związane z pracą wyższych uczelni i życiem studentów: zaprzestania represji za przekonania polityczne, ograniczenia działalności cenzury, reformy ustroju sadów /zwłaszcza zniesienia tzw. „bomby” – trybu przyspieszonego w kolegiach do spraw wykroczeń/, prawa do swobodnego dysponowania paszportem, uściślenia norm prawnych dotyczących „małej poligrafii”, rozpowszechniania dzieł kultury emigracyjnej, prawa do swobodnego obchodzenia rocznic, zbadania nadużyć MO i SB itp. Postulaty akademickie m mniejszej lub większej wagi, były omawiane w rozmowach na szczeblu uczelni – a więc z rektorami. I tylko od dobrej woli władz uczelnianych zależało wprowadzenie ich w życie.

              Dość typowe było „betoniarskie” stanowisko władz Uniwersytetu Łódzkiego wobec postulatów studenckich, wysuniętych początkowo przez Wydział Prawa UŁ, później przez cały Uniwersytet i w końcu środowisko łódzkie, poparte strajkami solidarnościowymi ośrodków akademickich Polski. Akcja protestacyjna na Wydziale Prawa UŁ prof. R. Skowrońskiego /rozmowy prowadzono z pracownikami, nie studentami, nie udzielono odpowiedzi na postulaty/ wzburzyło całą uczelnię. Podobnie wynik rozmów z Komisją Ministerialną pod przewodnictwem wiceministra NSzWiT prof. Czajki /21.01./, która nie posiadała kompetencji do podpisania porozumienia, spotkał się z oburzeniem. Traktowanie strajkujących studentów przez ministra J. Górskiego jak rozkapryszonych dzieci doprowadziło do rozszerzenia się strajków na inne ośrodki uniwersyteckie. Zastanawiający jest ten zbieg okoliczności... Gdyby stronie ministerialnej zależało na szybkim rozwiązaniu konfliktu, to strajk łódzki nie trwałby miesiąc. Niestety, lekceważące wypowiedzi ministra Górskiego dotyczące postulatów łódzkich, szczególnie ogólno społecznych, w czasie pierwszej i drugiej tury negocjacji wywołały gromki śmiech wśród studentów. Warto dodać, iż 15 lutego nie doszło do podpisania porozumienia z winy Komisji Ministerialnej, która poproszona o przerwę w negocjacjach do godziny 19, około 17-ej opuściła salę obrad, i mimo deklarowanej konieczności opuszczenia Łodzi pozostała w mieście do godziny 23, nie stawiając się na rozmowy. Zamieszanie i wzrost napięcia powodowały także wystąpienia strony ministerialnej w środkach masowego przekazu, czego przykładem może być wystąpienie prof. J. Górskiego po głównym dzienniku TV 15.02. W swojej wypowiedzi obarczył on winą za niepodpisanie w tym dniu porozumienia i w związku z tym przedłużenie strajku-studentów UŁ.

              Pewną ciekawostką strajku studentów Łodzi była idea Studenckiego Komitetu Jedności, która,sama w sobie całkiem pozytywna, nie mogła być przyjęta w formie ogólnopolskiej. SKJ, zakładając współpracę NSZ i SZSP, miał być studenckim Frontem Jedności Narodu, z samego założenia ciałem osłabiającym młody ruch poprzez ograniczenie jego niezależności. Przy okazji /zażegnanego w porę/ konfliktu między SKJ a delegatami NSZ z innych uczelni okazało się, do czego prowadzą próby współpracy NZS-SZSP. Pierwsza sprawa – wykradzenie i powielenie przez członków SZSP niewydanego projektu oświadczenia OKZ NZS, w którym przeciwstawiano się pomysłowi tworzenia ogólnopolskiego SKJ. Druga – areszt „prewencyjny” zastosowany z inspiracji SZSP wobec czterech członków OKZ NZS przez władze strajkowe, przerwany interwencją MKZ Ziemi Łódzkiej w Komitecie Strajkowym.

              Trzeba sobie jasno powiedzieć – porozumienie podpisane w Łodzi nie może satysfakcjonować społeczności akademickiej. Zostało podpisane przy skrajnym zmęczeniu strajkujących studentów Łodzi, wobec gróźb i prób szantażu ze strony ministerstwa /”pamiętajcie, że ja jestem profesorem, a wy jeszcze nie magistrami...” J. Górski/, straszenia nowym Rządem. Zapis łódzki zawiera dwa protokoły: zbieżności i rozbieżności, przy czym w tym drugim jest zbyt wiele punktów rozbieżnych, zaś sformułowania dotyczące punktów zbieżnych są niekonkretne, nie zawierają żadnych terminów, dają pełną swobodę ministerstwu odnośnie przepisów wykonawczych. Dość symptomatyczna była reakcja studentów na to porozumienie. Sformułowanie części punktów wzbudziło powszechne rozbawienie. Dlaczego zatem zakończono strajki również we wszystkich innych ośrodkach? Otóż w przypadku przedłużenia strajków na dwóch czy trzech uczelniach NZS mógłby dać broń do ręki propagandzie, która prawdopodobnie była już do akcji przygotowana /”Jak to porozumienie podpisane, a oni jeszcze strajkują”/. Zachodziła także obawa rozbicia naszego ruchu. Pierwszym ośrodkiem, który mógł mieć nam za złe kontynuowanie akcji strajkowej byłaby Łódź. Zawieszając strajki studenckie e całym kraju NZS wykazał pełną koordynację swych działań i solidarność członków. I nadal pozostała mu możliwość wypracowania nowego porozumienia poprzez wpływ na projekt ustawy o szkolnictwie wyższym, czy też przez prowadzenie negocjacji z Rządem w warunkach niestrajkowych.

              Na zakończenie warto dodać, jak trwałe były gwarancje ministerialne zawarte w porozumieniu łódzkim. Dnia 19.02. około godziny 13, czyli 20 godzin po podpisaniu tego aktu, aresztowano w Łodzi obywatelkę Czechosłowacji Lindę Winsh /Lenka Cwrckova/, osobę czynnie wspomagającą strajk /redaktorka biuletynu „Strajk”/. Jest ona również współpracowniczką NZS Politechniki Warszawskiej. Aresztowano ją pod pretekstem niedopełnienia formalności paszportowych, co nie jest zgodne z prawdą /paszport ważny do 30.06.81.,aktualnie zameldowanie na pobyt czasowy w Polsce/. Okoliczności tej sprawy wskazują wyraźnie, że aresztowanie jej było represją za udział i pomoc w strajku. W ten sposób złamano punkt 3 ustaleń końcowych porozumienia /”...minister NSzWiT zobowiązuje się do zapewnienia osobistego bezpieczeństwa oraz utrzymania dotychczasowych warunków studiowania i pracy wszystkim osobom w związku z ich działalnością, polegającą na udziale w strajku lub wspomaganiu strajku”./. Jak ufać w wartość porozumienia, które nie wytrzymało nawet jednej doby?

Paweł Wroniszewski

Tydzień rozmów

15-22.02

 

Rozmowy w sprawie sanatoriów.

              16.02. odbyło się spotkanie przedstawicieli NSZZ „Solidarność” /m.in. Z. Bujak, dr. Moskwa/ z przedstawicielami Funduszu Wczasów Pracowniczych, związków branżowych i autonomicznych /m.in. górnictwa, budownictwa, leśnictwa i przemysłu drzewnego/ w sprawie dystrybucji miej...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin