Gardner Erle Stanley - Potrzebna atrakcyjna brunetka.doc

(835 KB) Pobierz



Erle Stanley Gardner

Potrzebna atrakcyjna brunetka

Przełożyła Agnieszka Morawińska


 



1

 

O tej porze ulica Adams była prawie pusta. Ponieważ znajdowała się pomiędzy dzielnicą urzędów a dzielnicą rezydencjonalną, z dala od ulic handlowych, ludzie korzystali z niej tylko wtedy, kiedy wypadło im przejść nią w drodze do najbliższego przystanku tramwajowego lub autobusowego.

Perry Mason doprowadził właśnie do końca trudną sprawę w jednym z oddziałów sądu, położonym daleko od centrum. Teraz jechał samochodem wolno, znajdując w tym odprężenie po napięciu nerwowym sali rozpraw. Della Street, która, jak przystało na doskonałą sekretarkę, znała nastroje szefa, milczała.

Masona zawsze zajmowali ludzie; o ile tylko pozwalały na to przerwy w ruchu, popatrywał na boki, obserwując przechodniów.

Teraz zwolnił, zjechał na skrajny prawy pas. Samochód toczył się z szybkością zaledwie piętnastu mil na godzinę.

- Zauważyłaś, Delio? - zapytał.


-                     Co?

-                     Narożniki.

-                     Co na narożnikach?

-                     Brunetki.

Della roześmiała się.

-                     Czy oglądają wystawy?

-                     Ależ nie - powiedział niecierpliwie Mason. - Przyjrzyj się im. Na każdym rogu stoi brunetka. Każda z nich ubrana jest na ciemno, każda ma jakieś futerko na szyi. O, na tym rogu jest następna. Przyjrzyj się, kiedy będziemy ją mijać.

Della Street przyjrzała się uważnie szczupłej brunetce stojącej tak, jak/gdyby czekała na tramwaj, tylko że żaden tramwaj nie jeździł tą ulicą.

- Zgrabniutka - zauważyła.

Mason powiedział: - Założę się o pięć dolarów, że następna stoi na najbliższym rogu.

- Nie przyjmuję zakładu.

Na następnym rogu rzeczywiście stała brunetka wyglądająca niemal identycznie. Też ubrana była w ciemną sukienkę i miała na szyi srebrnego lisa.

-                     Odkąd to się powtarza? - zapytała Della.

-                     Wstyd przyznać - powiedział Mason - ale nie wiem. Widziałem ich pięć albo sześć. Zawróćmy i zobaczmy.

Mason poczekał na odpowiedni moment, zawrócił i pojechał szybciej ulicą. Della Street wiedziała, w jak wielkiej mierze powodzenie Masona wynika ze zdolności błyskawicznej oceny ludzi i życzliwego zrozumienia ludzkiej natury, toteż nie widziała nic niezwykłego w tym, że jej przełożony mimo czekających go pilnych zajęć zawrócił z drogi po to, żeby policzyć brunetki stojące na narożnikach południowej strony ulicy Adams.

- No - powiedział po chwili Mason - chyba je minęliśmy. Naliczyłem osiem.


-                     Proszę jeszcze raz sprawdzić - rzekła z uśmiechem.

-                     Bóg jeden wie, ile ich jeszcze było przed nami, kiedy zdecydowaliśmy się zawrócić. Jak myślisz, Della? Spróbujemy od tej pierwszej dowiedzieć się, na czym polega ta zabawa?

- Spróbować nie zaszkodzi - powiedziała Della. Mason jeszcze raz zawrócił.

-                     Tutaj zaraz za rogiem możemy zaparkować - powiedziała Della Street. - Nie sposób pominąć takiej okazji.

-                     Rzeczywiście nie sposób - przyznał Mason stawiając samochód przy krawężniku.

Brunetka spojrzała na nich z wyraźnym zainteresowaniem i zaraz pogrążyła się w bacznej obserwacji ruchu ulicznego, nie zwracając uwagi na to, że jest obiektem zainteresowania.

Mason wysiadł z samochodu i powiedział: - Lepiej chodź ze mną, Delio, żeby przydać nieco godności tej sytuacji.

Della Street szybko wysunęła się z samochodu i ujęła Masona pod ramię.

Adwokat podszedł do młodej kobiety i uchylił kapelusza.

Dziewczyna momentalnie zbliżyła się do niego, uśmiechnęła i zapytała:

-                     Czy pan Hines?

-                     Odczuwam pokusę, by odpowiedzieć „tak” - rzekł Mason.

Dziewczyna przestała się uśmiechać. W jej oczach pojawił się niepokój, przyglądała się Delii i Masonowi.

-                     Nic z tych rzeczy - powiedziała chłodno.

-                     Skądże znowu - uspokoiła ją Della, starając się przybrać najbardziej przyjacielski ton.

Dziewczyna zwróciła się ostro do Masona: - Czy to ma być żart? Ja już gdzieś pana widziałam... Aha, teraz sobie


przypominam. Widziałam pana w sądzie. Pan Perry Mason, prawda? Pan jest prawnikiem.

Della Street przytaknęła. - A ja jestem jego sekretarką. Pan Mason nie mógł się nadziwić, co wy tu wszystkie robicie.

-                     My wszystkie?

-                     Na każdym narożniku tej ulicy - powiedział Mason - stoi brunetka w ciemnej sukni z futerkiem.

-                     Na ilu narożnikach?

-                     Co najmniej na ośmiu.

-                     No tak, przypuszczałam, że’ będzie wiele kandydatek.

-                     Pani je zna?

Potrząsnęła głową, a po chwili powiedziała: - Znam jedną z nich, to moja koleżanka” mieszkamy razem, nazywa się Ewa Martell. Ja nazywam się Córa Felton.

- A ja Della Street - powiedziała Della, a potem dodała ze śmiechem: - A teraz, skoro się już znamy, czy zechce nam pani powiedzieć, co to wszystko znaczy? Pan Mason nie może zabrać się do pracy, dopóki nie przestanie go dręczyć nie rozwiązana zagadka.

Córa Felton stwierdziła: - Dla mnie to też jest zagadka. Może widzieli państwo przypadkiem to ogłoszenie?

Mason przecząco pokręcił głową.

Otworzyła torebkę, wyjęła z niej wydarte z gazety ogłoszenie i podała je Masonowi. - Zaczęło się od tego - powiedziała. Ogłoszenie brzmiało następująco:

POTRZEBNA: zgrabna, atrakcyjna brunetka, dwadzieścia trzy-dwadzieścia pięć lat, wzrost 164 cm, waga 53 kg, obwód talii 50 cm, obwód biustu 80 cm. Waga i wymiary muszą być absolutnie dokładne, a kandydatka musi być zdecydowana na barwną, niezwykłą pracę, płatną pięćdziesiąt dolarów dziennie przez co najmniej pięć dni, a najwyżej sześć miesięcy. Wytypowana kandydatka będzie mogła sama wybrać sobie towarzyszkę - opiekunkę, która będzie z nią stale w okresie jej zatrudnienia, z wynagrodzeniem 20 dolarów dziennie plus utrzymanie. Tel. Drexberry 5236, prosić pana Hinesa.

-                     I pani się zgłosiła? - zapytał Mason.

-                     Tak.

-                     Telefonicznie?

-                     Tak.

-                     I rozmawiała pani z Hinesem?

-                     Rozmawiałam z kimś, kto podał się za przedstawiciela Hinesa. Powiedział mi, że mam się ubrać w ciemny kostium i mieć wokół szyi jakieś puszyste futerko, i tak ubrana mam być na tym rogu o czwartej i czekać do piątej. W przypadku, gdyby zrezygnowano z mojej oferty, mam dostać dziesięć dolarów.

-                     Kiedy odpowiedziała pani na to ogłoszenie?

-                     Dziś, około jedenastej rano.

-                     To było w dzisiejszej rannej gazecie?

-                     Tak’. TO znaczy, w specjalnej gazecie, czytanej powszechnie przez aktorki. To było-dzisiejsze wydanie.

-                     Uprzedzano panią chyba, że będą i inne kandydatki?

Roześmiała się i powiedziała: - Wiedziałam, oczywiście. W godzinę po moim telefonie przyszła Ewa Martell, z którą mieszkam, i wspomniałam jej o tym. Ona też zadzwoniła. Ewa jest brunetką i jesteśmy prawie identycznie zbudowane. Możemy nosić te same ubrania, nawet rękawiczki i buty.

-                     I co powiedział jej Hines?

-                     Nie Hines - mężczyzna, który twierdził, że jest jego przedstawicielem. Polecił Ewie czekać o czwartej, cztery przecznice stąd. To znaczy pomiędzy telefonem moim i Ewy musiały być trzy inne kandydatki, które zgłosiły się i zostały dopuszczone do eliminacji.

Mason popatrzył na zegarek.


-                     Teraz jest za pięć piąta. Pani czeka tu od czwartej?

-                     Tak.

-                     Czy zauważyła pani coś szczególnego? Ktoś się pani przyglądał?

Roześmiała się i odparła: - Oczywiście, proszę pana, ktokolwiek przechodził, przyglądał mi się, nigdy w życiu nie czułam się równie podejrzanie. Warczały na mnie wilki, wyły kojoty i świstały teriery. Przechodnie próbowali mnie zaczepiać. Kierowcy ofiarowywali się zawieźć mnie, dokądkolwiek zechcę, inni wykręcali sobie szyję oglądając się za mną.

-                     Ale nikt nie proponował pani tej pracy?

-                     Ani śladu Hinesa. Myślę, że albo mnie już obejrzał, albo uczynił to jego reprezentant. Przychodząc tutaj postanowiłam sobie dobrze przypatrzyć się temu, kto mnie będzie oglądał. Ale - no cóż, niech pan postawi jakąkolwiek dziewczynę, która odpowiada temu opisowi, zostawi ją samą na takim narożniku i każe jej tak stać przez godzinę - zobaczy pan, że nie będzie jej łatwo wyłuskać tego, o kogo chodzi. To jest szukanie ziarnka maku w kupie piasku.

Mason przytaknął.

-                     Bardzo, bardzo sprytnie - powiedział z podziwem.

-                     Co takiego?

-                     Sposób, w jaki Hines ustrzegł się od tego, żebyście mogły go zobaczyć, kiedy będzie wam się przyglądał. Bardzo starannie wybrał ulicę doskonale nadającą się do jego planu - nie tak daleko od centrum, żeby was przestraszyć, nie tak blisko sklepów, żebyście zagubiły się w tłumie. Tak, ta ulica jest na tyle uczęszczana, żebyście nie bały się tu przyjść, ale wystarczająco pusta, żeby można was było łatwo zobaczyć. Hines mógł przejść tu obok parę razy, nawet zatrzymać się i zaczepiać was, a wy nie mogłybyście odróżnić go od innych.


_ Chyba tak.

To było sprytnie przeprowadzone. Ale te dziesięć dolarów za fatygę, to interesujące; właśnie teraz powinna je pani dostać. Czy nie zrobi pani różnicy, jeżeli poczekamy, żeby zobaczyć...

Przerwał na widok zbliżającego się szybkim krokiem mężczyzny, który uniósł kapelusz i zapytał:

_ Panna Felton?

-                     Tak.

-                     Jestem przedstawicielem pana Hinesa, przykro mi powiedzieć pani, że miejsce zostało zajęte. Dostaje pani dziesięć dolarów za to, że zechciała pani odpowiedzieć na ogłoszenie i przyjść tutaj. Pan Hines polecił mi wypłacić pani te pieniądze. Dziękuję pani. Do widzenia.

Mężczyzna wręczył Córze Felton banknot, uchylił kapelusza i poszedł dalej ulicą; prawą rękę włożył do kieszeni, a w lewej trzymał kartkę, na której wypisana była lista nazwisk.

- Proszę poczekać chwilę - zawołała Córa Felton. - Chciałabym wiedzieć...

Odwrócił się.

-                     Niestety, przepraszam, ale nic więcej nie wiem, panno Felton. Otrzymałem polecenie przekazania pani tej wiadomości. Nie wiem nawet, co ona znaczy. Do widzenia. -1 szybko przeszedł na drugą stronę ulicy.

-                     I co pan na to powie? - zapytała Córa Felton. Potem dodała filozoficznie: - I tak dobrze. W każdym razie mam dziesięć dolarów, a mógłby mnie bez trudu wystawić do wiatru.

Mason powiedział:

- Jadę prosto tą ulicą. Może zechce pani wsiąść z nami, zobaczymy, co się dzieje z pani przyjaciółką o cztery ulice
dalej, a może uda nam się jeszcze raz przeprowadzić wywiad z przedstawicielem Hinesa?


Oczy jej się uśmiechnęły do tego pomysłu. - Wspaniale, to mi się podoba.

- Proszę szybko - Mason otworzył drzwi samochodu. Jadąc wzdłuż ulicy Adams zobaczyli jeszcze mężczyznę płacącego dziewczynie na następnym rogu.

- To jeszcze dwie przecznice dalej - powiedziała Cora Felton.

Mason przejechał jeszcze dwie przecznice, gdzie czekały następne brunetki, i podjechał do krawężnika przy trzecim rogu.

Córa Felton stwierdziła: - Ona będzie strasznie przejęta, kiedy pana pozna. Powinna tu być... No wie pan, to dziwne... nie ma, nie widzę jej.

Mason zatrzymał samochód. Córa Felton otworzyła drzwi, rozejrzała się dookoła uważnie, przyjrzała wszystkim czterem narożnikom i powiedziała śmiejąc się:

. - Chyba poszła do domu. Zresztą nie paliła się do tego zbytnio. Ewa nie należy do dziewczyn, które by stały i czekały na rogu ulicy. No cóż, dziękuję panu bardzo, miło było mi pana poznać. Będę miała co opowiadać Ewie, kiedy wrócę do domu.

Mason powiedział: - Jadę w kierunku śródmieścia. Może to pani po drodze?

-                     Mamy mieszkanie w zachodniej części Szóstej ulicy. Jeśli panu wygodnie... Nie chciałabym sprawić kłopotu.

-                     Nie, to żaden kłopot. Mogę równie dobrze jechać. tamtędy.

Córa Felton wsiadła.

- To naprawdę intrygujące. Ewa wytrzeszczy oczy ze zdziwienia, jak jej to opowiem.

Mason dojechawszy na miejsce zatrzymał samochód przed blokiem.

- A może zechcieliby państwo skorzystać z propozycji


wstąpienia do nas na szklaneczkę? - zapytała Córa Fel-ton śmiejąc się. - Mieliby państwo okazję poznać kobietę, która miała być naszą opiekunką, jeśli któraś z nas dostałaby tę pracę. Jestem pewna, że zrobiłaby na was duże wrażenie. _ Ostra? - zapytał Mason.

- Ostra jak brzytwa! Wie pan, odpowiadając na tego rodzaju ogłoszenie człowiek nie może wiedzieć, jaki haczyk w tym tkwi. Zgodziłabym się na tę pracę tylko w tym wypadku, jeśli udałoby mi się napuścić Adelę Winters na tego pana Hinesa.

Mason spojrzał na Delię i na wszelki wypadek wyłączył stacyjkę w samochodzie.

-                     Proszę mi opowiedzieć o Adeli Winters.

-                     Ona była pielęgniarką domową. Jest ruda i przysadzista i chce prowadzić niezależne życie. Nie poddaje się zanadto przepisom i zakazom i pewnie dlatego jest największą na świecie kłamczucha. Jeśli tylko ludzie zaczynają wypytywać ją, co myśli o sprawach, które jej zdaniem nie powinny ich obchodzić, albo kiedy zmuszają ją do przestrzegania przepisów czy zwyczajów, które jej się nie podobają, ciotka Adela wyłguje się z tego z wielką wprawą i bez najmniejszych wyrzutów sumienia. To niebywale zręczna kłamczucha.

-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin