DePalo Anna - Jak uwieść uwodziciela.pdf

(1159 KB) Pobierz
1087590458.001.png
Anna DePalo
Jak uwieść uwodziciela
Tłumaczenie:
Katarzyna Ciążyńska
1087590458.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pia właśnie była świadkiem prawdziwej katastrofy.
Och nie, nie dosłownie. Ale ta w znaczeniu przenośnym była równie fatalna.
Z końca nawy wyglądało to dość zabawnie, gdy miało się przed oczami satynowy tren
w kolorze kości słoniowej, a ciepłe powietrze pachniało liliami i różą. Pia była konsultantką
ślubną i miała do czynienia z licznymi katastrofami. Z panami młodymi, którzy pocili się ze
strachu, z pannami młodymi, które nie mieściły się w ślubnych sukniach, raz nawet z drużbą,
który połknął obrączkę. Ale ślub jej przyjaciółki powinien odbyć się bez problemów. Tak
myślała jeszcze dwie godziny temu.
Goście w ławkach patrzyli ze zdumieniem, gdy markiz Easterbridge ruszył do ołtarza,
by oznajmić wszem i wobec, że istnieje przeszkoda, która nie pozwala Belindzie Wentworth
poślubić Toda Dillinghama. Że, prawdę mówiąc, pospiesznie i potajemnie zawarte
małżeństwo Belindy z Colinem Granvillem, obecnym markizem Easterbridge, nigdy nie
zostało unieważnione.
Przedstawiciele nowojorskiej śmietanki zebrani w kościele św. Bartłomieja szeroko
otworzyli oczy i unieśli brwi, choć nikt nie okazał się tak nieokrzesany, by zemdleć czy
choćby udawać omdlenie.
Pia była im za to wdzięczna. Niewiele mogła zrobić, gdy pies zjadał tort weselny,
taksówka spryskała błotem suknię panny młodej, albo, jak w tym wypadku, legalny mąż
postanowił pojawić się na ślubie żony!
Pia zamarła. Pomyślała, że tego dnia zabrakło aniołów opiekuńczych. Zaraz potem
inna myśl wpadła jej do głowy: Och, Belindo, czemu nigdy nie wspomniałaś o ślubie
z zaprzysięgłym wrogiem twojej rodziny?
Domyślała się powodu. Belinda tego żałowała. Pia ściągnęła brwi. Belinda była jedną
z jej dwóch przyjaciółek w Nowym Jorku - obok Tamary Kincaid, jednej z druhen. Nagle Pia
poczuła się częściowo winna tej sytuacji. Czemu nie wypatrzyła i nie zatrzymała Colina?
Czemu nie stała w wejściu do kościoła?
Ludzie będą się dziwić, dlaczego konsultantka ślubna nie starała się trzymać markiza
z daleka, dlaczego pozwoliła, by zrujnował ślub Belindy i jej zawodową reputację. Na myśl,
jaki to cios dla jej młodej firmy, Pii zbierało się na łzy. Ten ślub miał być najważniejszym
wydarzeniem w jej dotychczasowej karierze. Rozpoczęła samodzielną działalność niewiele
ponad dwa lata wcześniej, po paru latach w dużej firmie organizującej rozmaite imprezy,
gdzie pracowała jako asystentka.
Och, to straszne. Prawdziwy koszmar. Dla Belindy i dla niej. Pięć lat temu, po
ukończeniu college’u Pia przyjechała do Nowego Jorku z małego miasteczka w Pennsylwanii.
Marzenie o sukcesie w Nowym Jorku nie może się tak skończyć!
Jakby na potwierdzenie jej najgorszych lęków, gdy państwo młodzi oraz markiz
opuścili kościół, zapewne po to, by rozwiązać sprawę, której nie da się rozwiązać, stojąca
w nawie Pia ujrzała prującą w jej stronę potężną matronę. Pani Knox pochyliła się do niej
i spytała scenicznym szeptem:
- Moja droga, nie widziałaś, że markiz nadchodzi?
Pia uśmiechnęła się nerwowo. Chciała powiedzieć, że nie miała pojęcia o ślubie
markiza z Belindą, i że tak czy owak na nic zdałoby się zatrzymywanie markiza, jeśli
rzeczywiście był mężem Belindy. Lojalność wobec przyjaciółki kazała jej jednak milczeć.
Oczy pani Knox błyszczały.
- Mogłaś zapobiec temu spektaklowi.
To prawda. Ale, pomyślała Pia, nawet gdyby coś wiedziała i próbowała go zatrzymać,
markiz miał nad nią przewagę około trzydziestu kilogramów i ponad piętnastu centymetrów.
A zatem Pia zrobiła to, co mogła zrobić, kiedy mleko się wylało. Po szybkiej konsultacji
z kilkoma członkami rodziny Wentworthów zaprosiła wszystkich na przyjęcie w hotelu Plaza.
Teraz przyglądała się gościom i krążącym pośród nich kelnerom z tacami przekąsek.
Pod wpływem monotonnego szumu rozmów rozluźniły się jej napięte mięśnie, choć w głowie
wciąż miała mętlik. Skupiła się na oddechu, technice relaksacyjnej, której nauczyła się, by
radzić sobie z zestresowanymi pannami młodymi i jeszcze bardziej stresującymi dniami
ślubu.
Belinda i Colin rozwiążą jakoś problem. Trzeba będzie wydać oświadczenie dla prasy.
Przy odrobinie szczęścia coś zaczynającego się od słów: Z powodu niefortunnego
nieporozumienia...
Tak, wszystko się ułoży. Pia przeniosła znów uwagę na salę i właśnie w tym
momencie wypatrzyła wysokiego mężczyznę o włosach w kolorze piaskowego blondu.
Widziała tylko jego plecy. Nagle wydało jej się, że go zna, i ogarnęły ją złe
przeczucia. Kiedy mężczyzna odwrócił się do swojego rozmówcy, Pia ujrzała jego twarz
i wstrzymała oddech. W tej chwili świat naprawdę się zatrzymał. Gwałtownie, jak samochód
z piskiem opon. Słyszała zgrzyt metalu i czuła zapach dymu.
Ten dzień nie może chyba już być gorszy.
To on. James Fielding, znany też jako Nie Ten Pan. Co on tutaj robi?
Ostatnio widziała go przed trzema laty, gdy niespodziewanie wtargnął do jej życia -
i równie szybko zniknął - ale z nikim nie pomyliłaby tego Adonisa, który, patrząc na kobiety,
miał na twarzy wypisane: Uwiodę cię.
Był prawie dziesięć lat starszy od Pii, która miała dwadzieścia siedem lat, ale nie
wyglądał na swój wiek. Włosy miał ostrzyżone krócej niż dawniej, lecz zachował
fantastyczną sylwetkę i nadal robił wrażenie wzrostem - ponad metr osiemdziesiąt. Jego poza
była dość wystudiowana, nie wyglądał na lekkoducha, jakim go pamiętała. Cóż, kobieta nie
zapomina pierwszego kochanka - zwłaszcza gdy ten bez słowa znika.
Pia nieświadomie ruszyła w jego stronę.
Nie wiedziała, co mu powie, nogi same niosły ją naprzód, napędzane złością.
Zacisnęła w pięści opuszczone dłonie. Kiedy zbliżyła się do Jamesa, rozmawiał z dobrze
znanym menedżerem funduszu hedgingowego, Olivierem Smithsonem.
-...Wasza Książęca Mość - rzekł siwiejący mężczyzna.
Pia przystanęła w pół kroku. Co ten tytuł w przypadku Jamesa znaczy? W sali
znajdowali się brytyjscy arystokraci, ale nawet do markizów zwracano się per panie. Przecież
„Wasza Książęca Mość” to forma zastrzeżona dla... książąt.
Chyba że Olivier Smithson żartował?
Mało prawdopodobne.
Nagle coś wpadło Pii do głowy, ale była już tak blisko mężczyzn, że James ją dojrzał.
Z satysfakcją zauważyła błysk w jego orzechowych oczach. A więc ją poznał.
W podkreślającym sylwetkę smokingu prezentował się znakomicie. Rysy miał
regularne, choć nos nie do końca idealny, ale za to kwadratową męską szczękę. Brwi Jamesa
były o ton ciemniejsze od włosów. Podczas jedynej nocy, którą spędzili razem, Pię
fascynowały jego oczy, których odcień zdawał się zmieniać. Można jej wybaczyć, że przed
trzema laty zachowała się jak idiotka, powiedziała sobie teraz. James Fielding to seksowne
zwierzę ujarzmione eleganckim strojem.
Choć atmosfera zabawy, jaka go otaczała podczas ich pierwszego spotkania,
wyciszyła się przez to ubranie i postawę, Pia wciąż ją wyczuwała.
- Nasza urocza konsultantka ślubna - powiedział Olivier Smithson, nie wyczuwając
napięcia w powietrzu, i zaśmiał się szczerze. - Cóż, nie mogliśmy przewidzieć takiego obrotu
spraw, prawda?
Pia wiedziała, że uwaga dotyczy katastrofy w kościele, a jednak nie mogła uciec od
ponurej myśli, że pasuje też do jej sytuacji. Nigdy by się nie spodziewała, że wpadnie tu na
Jamesa.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin