(Córy Życia 12) - Zmierzch słońca - May Grethe Lerum.pdf

(768 KB) Pobierz
Lerum May Grethe - Córy Życia 12 - Zmierzch słońca
MAY GRETHE LERUM
ZMIERZ SŁOŃCA
CYKL CÓRY ŻYCIA 12
Z norweskiego przełożyła: ANNA MARCINIAKÓWNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sankt Petersburg, wiosna 1722
Nie wiedziała, czy to powolne kołysanie powozu, wciąż ten sam stukot
końskich kopyt o kamienny bruk, czy po prostu widok cerkwi Świętej Trójcy
przypomniał jej tamtą noc. Tym razem stangret powoził dużo ostrożniej, mimo to
odczuwała ból w całym ciele za każdym razem, gdy powóz skręcał lub podskakiwał
na wybojach.
Nadjana nie udawała się teraz do kościoła, jechała do samego zamku. Jeśli się
dobrze orientowała, Karl Martin nie nosił już noża ukrytego w cholewie ani nie
zamierzał mordować cara. Zdarzało się wprawdzie, że dostrzegała jeszcze w jego
wzroku tamtą nienawiść, wciąż też nie była pewna, z kim się spotyka. W narodzie
nadal się gotowało, ale nie tak bardzo jak wtedy, zaraz po śmierci carewicza
Aleksego. Kiedy Piotr Wielki całował zimną twarz syna na pożegnanie podczas
pogrzebu, zgromadzony tłum kipiał nienawiścią.
Wciąż jeszcze pamiętała tamten lodowaty chłód, jaki przenikał ją mimo
 
letniego upału, chłód płynący od ludu, który w tym momencie nienawidził swego
cara.
Pamiętała też lata, które nadeszły potem, lata nie kończącej się kary bożej
spadającej na Piotra Wielkiego.
Nie był już tak chętnie zapraszany do pięknych salonów Europy jak dawniej.
Opinia barbarzyńcy i dzikusa podkopywała szacunek, jaki królowie i ich poddani
żywili niegdyś dla rosyjskiego niedźwiedzia. A kiedy jego młodszy syn, Piotr, zmarł
na czarną ospę, nic nie było już w stanie go uratować. Nadjana wiele razy widziała
władcę płaczącego, także w chwilach wielkich zwycięstw. Rosyjski car nie radował
się nawet wówczas, gdy zostało spełnione jego największe marzenie i stanął jako
dowódca na pokładzie pierwszego zbudowanego w Rosji okrętu. „Staryj Dub” nie
mógł zastąpić carowi wszystkiego.
Coś jednak mu jeszcze zostało, przynoszące pociechę objęcia licznych
kochanek oraz zawsze optymistycznie usposobiona caryca Katarzyna.
To do niej właśnie jechała teraz Nadjana, do tej prostej kobiety, która została
małżonką cara i współwładczynią Rosji. Nadjana polubiła Katarzynę od pierwszej
chwili, chociaż ta bywała często i ordynarna, i nieobliczalna. Jesteśmy ulepione z tej
samej gliny, myślała Nadjana. Dwie umęczone, biedne dziewczyny, które los
zdmuchnął niczym liście w jesiennej wichurze. Jedną uczynił Wielką Matką Rosji.
Drugą zaś królową carskich nierządnic, panią najpiękniejszego i najsłynniejszego
pałacu uciech na świecie.
Nie odczuwała radości na myśl o tym, z utęsknieniem czekała, aż będzie się
mogła położyć na jednym z obitych jedwabiem szezlongów Katarzyny, a
zarumieniona gospodyni zacznie jej opowiadać wesołe historie lub flirtować ze
swoim starannie ukrywanym przed światem kochankiem Willim.
Katarzyna wiodła niebezpieczne życie. Nadjana również. Karl Martin także,
on nieustannie balansował na krawędzi katastrofy. Sam Piotr też ściągał sobie na
głowę niebezpieczeństwa, gdziekolwiek się znalazł.
Zmęczona Nadjana oparła się wygodnie, próbowała nie myśleć o bólu, który
podskakujący na wybojach powóz wywoływał w jej ciele. Wkrótce będzie na miejscu.
Wkrótce, wkrótce...
Popołudnia w zamku stanowiły zawsze bardzo przyjemną chwilę odpoczynku
od zmartwień i kłopotów. Dużo starsza Nadjana żywiła do carycy macierzyńskie
uczucia. Zresztą zadowolona uświadomiła sobie, że myśl o tym, iż nigdy nie zostanie
 
matką, że ród wyginie wraz z jej śmiercią, nie sprawiała jej już bólu.
Katarzyną zadbała o lektykę. Nadjana nie bardzo to lubiła, stwierdzała jednak,
że stało się już zwyczajem. Wysokie marmurowe schody wiodące do najbardziej
osobistych pokojów carycy były udręką. Kiedy Nadjana ostatnio próbowała na nie
wejść, jedno biodro ją zawiodło i w końcu dwaj ubrani na niebiesko mężczyźni
musieli wnieść ją na górę niczym zarżnięte zwierzę. Katarzyna nawymyślała im za
mało uprzejme zachowanie i każdemu kazała wymierzyć dziesięć biczów. Obaj
służący kłaniali się zaczerwienieni, ale Nadjana nigdy więcej ich już nie widziała.
- Gamonie! Durne Ruski! Gówniarze, pozbawieni wyobraźni głupcy...
- Jesteś wobec nich zbyt surowa, Katarzyno! Uważaj, żebyś nie przebrała
miary.
- Nie! Oni zniosą wszystko. Powiedziałam ci już, to Ruski. Urodzeni
niewolnicy!
Nadjana wolno skinęła głową, poprawiła sobie poduszki Ciało opadło z
powrotem na wygodne posłanie, również Katarzyna na swoim ogromnym tapczanie
przewróciła się na drugi bok. Mebel zrobiono w Wenecji, złociste drewno pięknie
wypolerowano i pokryto twardą warstwą wosku. Tapczan był prosty, bez specjalnych
ozdób, ale posiadał ciężar i dostojność bardzo odpowiednią dla carycy.
- Czy słyszałaś już o lodowym święcie? - zapytała Katarzyna, kiedy zostały
same.
Nadjana zmarszczyła brwi pod maseczką.
- Nie. Bal, teraz?
- To Will podsunął mi ten pomysł - odparła caryca i mrugnęła
porozumiewawczo do towarzyszki. Pochyliła się do przodu tak, że jej ciężkie, białe
piersi o mało nie rozerwały obszytego złotem wycięcia sukni. Szlachetne kamienie na
staniku migotały, oczy carycy miały ten sam ciemny blask.
- Bardzo lubię Willa, wiesz... on sprawia, że czuję się młoda! No i ma tyle
zabawnych pomysłów. Powiedz mi, Nadja, ty która widziałaś tyle świata... czy
Anglicy są zawsze tacy zabawni?
- Nie wiem - odparła Nadjana znużona. Mogłaby opowiedzieć Katarzynie o
tych angielskich oficerach, którzy mieli zwyczaj wpadać do Skjasrvaer i zabawiać się
tam z udręczonymi więźniarkami.
- On w każdym razie zawsze wymyśli coś śmiesznego. Czy pamiętasz Witię?
Tak go nazywaliśmy, tę oślizgłą rybę.
 
- Syna Barańskich?
- Tak! Jego, tego głupka. Car wtrącił go do więzienia, on podobno jeszcze
żyje. Taki był rozpieszczony, delikatny, mogłabym się założyć, że już dawno umarł.
Ale żyje, Will widział go przy kopaniu rowów.
- Do czego ty zmierzasz, Katarzyno?
- Lodowy bal. Przedstawienie. Teatr! Urządzimy pożegnalny bal, którego
Sankt Petersburg nigdy nie zapomni!
- Ale przecież macie wyruszać na wojnę... Czy nie bardziej wypadałoby
świętować po powrocie do domu?
Oczy Katarzyny zrobiły się wąziutkie.
- Nie sprzeciwiaj mi się, Nadjano! Nikt nie potrafi zorganizować
świetniejszego balu niż ty. Musisz mi pomóc!
Nadjana westchnęła, ze zmęczenia zaczynało jej się kręcić w głowie. Może to
też wino, które wypiła, było przecież ciężkie, mocne i słodkie.
- Pomogę ci, Katarzyno.
- Oczywiście! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Tęga kobieta uniosła w górę
dwie zaciśnięte pięści.
- A może nie jesteś? Nadjana uśmiechnęła się blado. Napotkała spojrzenie
brązowych oczu, w których nie było już rozbawienia, teraz to już inna kobieta z nią
rozmawiała, a nie tamta żądna zabawy, uwielbiająca dekadencję caryca. Biedną
dziewczynę z Litwy łatwiej było lubić.
- Moja kochana... wiesz, że cię nie zawiodę. Caryca w zamyśleniu uniosła
kieliszek pełen wina, przez chwilę milczała, po czym strzeliła palcami i do pokoju
wkroczył długi szereg karłów, tresowanych zwierząt, żonglerów i błaznów.
- Popatrz na nich! Znają nowe sztuczki, nowe rozrywki. Przepędziła
wesołków, wezwała kucharzy. Nadjana jednym uchem słuchała wykładów o
niezwykłych daniach, jakie każdy z nich chciałby przygotować.
Na koniec wprowadzono niewielkiego mężczyznę o szarej brodzie.
- A oto mój najważniejszy ostatni wynalazek - powiedziała Katarzyna z
tajemniczą miną. - Jest rzeźbiarzem. Robi posągi najpotężniejszych ludzi świata.
Tworzy również rzeźby do kościelnych ołtarzy. Przybył tutaj, wraz z czternastoma
swoimi pomocnikami, na moje wezwanie. Właśnie w tej chwili dwustu żołnierzy
wraca z Uralu. A wiesz, Nadju, co oni wiozą? Lód! Tysiące bloków lodu!
Opadła z powrotem na poduszki.
 
- Ci, którzy to zobaczą, nie uwierzą własnym oczom. Piotr będzie ze mnie
bardzo dumny...
Nadjana uważnie przyglądała się Katarzynie. Tamta przymknęła oczy.
Rzeźbiarz i służący sprawiali wrażenie zaszokowanych. Caryca nie była sobą, mówiła
o carze, używając tylko jego imienia, a w jej głosie brzmiała taka tęsknota i żal! To
naprawdę nie przystoi, żeby się tak obnażać w obecności poddanych. Nadjana miała
ochotę podejść do tej ogromnej kobiety, objąć ją i przytulić. Musiała jednak czekać,
czekać, aż wszystkie przemykające się istoty na dobre opuszczą komnaty carycy.
Wtedy może Katarzyna opowie jej, dlaczego jest taka podniecona i zarumieniona, i
dlaczego głos jej się łamie.
Wino przestawało działać.
Nadjana słyszała szmer rozmów, zbliżający się i oddalający, unosił się nad
nimi ostry głos Katarzyny, napominający jakichś artystów, którzy mieli uczestniczyć
w przygotowaniach do balu.
Na koniec głośno klasnęła w dłonie i kazała wszystkim się wynosić.
- Nadjana, ty zostajesz! Caryca wyglądała na zirytowaną. Zaraz jednak
pochyliła głowę.
- Jesteś chyba bardzo zmęczona, staruszko. Widzisz, ja wciąż zapominam, że
nie jesteś już młoda. Ta twoja maseczka... to naprawdę znakomity pomysł. Kto wie,
może ja sama też... To wszyscy ci idioci musieliby przestać szeptać po kątach o moim
podwójnym podbródku!
- Oni są tylko zazdrośni, wiesz o tym dobrze. Jesteś wspaniałą kobietą!
Naprawdę nie było w tym kłamstwa, bo Nadjana starała się nie zauważać nalanego
ciała, wielkiego nosa i twarzy noszącej na sobie dziedzictwo wielu pokoleń
trudzących się w słońcu i wietrze. Caryca była niegdyś kochanką niemieckiego
pastora. To równie niewiarygodne jak historia Nadjany.
Katarzyna westchnęła.
Z uśmieszkiem zadowolenia szeptała:
- Will uważa, że jestem bardzo interesująca... Daje mi w prezencie
kandyzowane owoce i słodkie ciastka, mówi, że moich wdzięków nigdy za dużo...
- Pozwalasz mu na wiele, Katarzyno. Pomyśl o... - Nadjana nie odważyła się
wymówić imienia cara, wiedziała, że natychmiast wzbudziłoby uwagę tych, którzy z
pewnością nasłuchują za ciężkimi zasłonami i pięknymi parawanami.
- Och, tak... na wiele, na wiele... Caryca wybuchnęła śmiechem. Twarz jednak
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin