Collins_Jackie_-_Szanse_04_-_Wendetta.pdf

(2589 KB) Pobierz
~
~
~
Jackie Collins – WENDETA
LOS ANGELES 1987
Prolog
Donna Landsman omiotła lodowatym wzrokiem kosztowny mahoniowy stół konferencyjny, popatrzyła
na trzech świetnie opłacanych prawników, na George'a, swego łagodnego męża, po czym niecierpliwie
spytała:
Kiedy wreszcie zdobędziemy tyle udziałów, żeby móc przejąć Panther Studios? Za długo to trwa.
Fakt, dłużej, niż się spodziewaliśmy, Donno — odezwał się jeden z prawników, rumiany mężczyzna
o schodzących się krzaczastych brwiach i bulwiastym nosie. — Jednak dobrze wiesz, że nigdy nie
popierałem...
Zmiażdżyła go pełnym wzgardy spojrzeniem.
— Czy ty mnie słyszysz, Finley, czy nie? Bo jeśli nie, to lepiej zejdź mi z oczu. Podejście negatywne
mnie nie interesuje. Gdy czegoś chcę, nikt nie może mi się sprzeciwiać. A ja... chcę... mieć... Panther.
Finley skinął głową, żałując, że się odezwał. Donna Landsman nie słuchała niczyich rad. Była
arcymistrzynią w podstępnym przejmowaniu firm, a każde zagarnięte przez nią przedsiębiorstwo
przynosiło jej fortunę. Między innymi z tego powodu Finley nie mógł pojąć, dlaczego tak bardzo chciała
zdobyć Panther. Było to studio filmowe borykające się z kłopotami, obłożone długami, wytwórnia z
bardzo nieregularnym dopływem gotówki, czyli kiepski interes.
Tak, Donno — odrzekł. — Wszyscy wiemy, czego chcesz, i wierz mi, że usilnie nad tym pracujemy.
Mam nadzieję — mruknęła, jednocześnie odnotowując w pamięci zalecenie dla George'a: nadeszła
pora, żeby wymienić co najmniej dwóch prawników; w pierwszej kolejności w odstawkę powinien pójść
Finley.
Wstała na znak, że narada skończona. Po co marnować czas?
George też się podniósł zza stołu. Był nie rzucającym się w oczy pięćdziesięciokilkuletnim mężczyzną o
nijakiej twarzy. Nosił duże, grube okulary i miał kasztanowe włosy, zbyt krótko ścięte i przyklepane.
Wszyscy wiedzieli, że to właśnie George zajmuje się fianansami imperium Donny. Ona rzucała słówko,
a on sterował gotówką. Stanowili straszliwą kombinację.
Zobaczymy się później — powiedziała i odprawiła go machnięciem ręki.
Dobrze, kochanie — rzekł nie zmieszany jej obcesowością.
Donna przeszła do swojego gabinetu, iście pałacowego apartamentu złożonego z kilku połączonych ze
sobą pomieszczeń, skąd rozciągała się zapierająca dech panorama Century City. Na chwilę przystanęła
w drzwiach, taksując spojrzeniem bogate wnętrze.
Prawnicy! Cóż oni wiedzieli? Nic. Zupełnie nic. Tylko jedno umieli doskonale: wystawiać ogromne
rachunki. Na szczęście miała kogoś pod ręką, kogoś, kto potrafił zrobić dokładnie to, na czym jej
zależało. Doradcom i prawnikom nawet się nie śniło, jak sprytnie rozpracowała tę sprawę. Nawet
George o niczym nie wiedział.
Uśmiechnęła się do siebie.
Każdy ma jakąś słabostkę. Szukajcie, a znajdziecie. Ona znalazła.
Weszła do łazienki i stanęła przed ozdobnym antycznym lustrem nad umywalką. Uważnie przyjrzała się
swemu odbiciu.
Zobaczyła czterdziestotrzyletnią kobietę o włosach rozświetlonych jasnymi pasemkami, zebranych w
elegancki koczek. Kobietę o wyrzeźbionej twarzy; chirurg plastyczny miał powody do dumy. Kobietę
smukłą, która umiała nosić kostium od Chanel i brylanty od Winstona.
Była atrakcyjna, a jej starannie wypracowany wygląd świadczył o bardzo dużych pieniądzach. Była
atrakcyjna, bo się o to mocno postarała.
Donna Landsman. Donatella Bonnatti. O tak, daleko zaszła ze skromnej, zakurzonej wioski, zaszytej
gdzieś w południowo-wschodnim zakątku Sycylii. Odbyła daleką, bardzo daleką drogę...
A gdy już rzuci Lucky Santangelo na kolana, na pewno zadba o to, żeby ta suka dowiedziała się, z kim
ma do czynienia.
KSIĘGA PIERWSZA
Lucky Santangelo Golden wjechała czerwonym ferrari przez ozdobną żelazną bramę Panther Studios,
pomachała przyjaźnie strażnikowi i zatrzymała się po drugiej stronie dziedzińca na swoim prywatnym
miejscu do parkowania, dokładnie pod oknami dobrze usytuowanego biurowca. Lucky była
148028756.002.png
trzydziestokilkuletnią, nieprzeciętnie piękną kobietą. Miała burzę zmierzwionych, kruczoczarnych kę-
dziorów, mocno oliwkową cerę, pełne, zmysłowe usta, czarne opalizujące oczy i smukłe, sprężyste
ciało.
Kupiła Panther w 1985 roku i od tamtej pory kierowała wytwórnią. Po dwóch pełnych wydarzeń latach
pracy zajęcie to wciąż ją porywało. Niczego bowiem nie lubiła bardziej niż mierzenia się z wyzwaniami,
a jak dotąd prowadzenie hollywoodzkiej wytwórni filmowej okazało się wyzwaniem największym. Praca
w studiu filmowym była o wiele bardziej absorbująca niż budowa hotelu z kasynem w Vegas —
zajmowała się tym dwukrotnie — i bardziej pasjonująca niż zawiadywanie ogromną flotą jej zmarłego
drugiego męża, z czego zrezygnowała, przekazując kierownictwo radzie powierniczej.
Uwielbiała robić filmy. Chciała podbić Amerykę, chciała tworzyć dzieła, które w najróżniejszy sposób
odcisną piętno na ludziach na całym świecie.
Nie było to łatwe. Opozycja wobec kobiety przejmującej władzę w jednej z największych wytwórni na
zachodnim wybrzeżu okazała się silna. Zwłaszcza wobec kobiety o takiej urodzie. Zwłaszcza zaś wobec
kobiety, która w zasadzie miała wszystko: pieniądze, troje dzieci i męża gwiazdora. Wszyscy wiedzieli,
że Hollywood to klub dużych chłopta-siów i że kobiety nie są w tym klubie mile widziane.
Wielki, legendarny Abe Panther sprzedał wytwórnię dopiero wówczas, gdy sprawdził, że Lucky sobie
poradzi. Namówił ją, żeby udając sekretarkę, zatrudniła się u Mi-ckeya Stollego, męża jego wnuczki i
krętacza, który w owym czasie kierował firmą. Obiecał, że jeśli Lucky zdoła wywęszyć, czym się Mickey
para, on sprzeda jej studio.
To, co wywęszyła, wystarczyłoby do sfinalizowania dwóch takich umów. Okazało się, że Mickey ciągnie
grubą forsę, skąd się tylko da. Jego kierownik produkcji był nałogowym kokainistą i firmowym
sutenerem: cali girls, które podsyłał gwiazdorom oraz innym ważniakom z wytwórni, brały po dwa
tysiące dolarów za noc. Szef dystrybucji odpowiedzialny za eksport produkcji filmowej szmuglował za
granicę pornosy, zgarniając za to tęgi szmal. Filmy kręcone w wytwórni należały do gatunku
kiczowatych filmów erotycznych, pełnych marnego seksu i bezwstydnego gwałtu. Producenci zarabiali
olbrzymie pieniędze, kobiety zaś traktowano w Panther Studio jak ludzi drugiej kategorii, i to niezależnie
od tego, czy zatrudniano je jako sekretarki czy też jako gwiazdy ekranu — męski szowinizm szerzył się
bez przeszkód.
Lucky zaproponowała Abemu dużą sumę i ratunek dla wytwórni, która z dnia na dzień zdobywała coraz
gorszą sławę.
Pantherowi spodobała się jej klasa.
Sprzedał wytwórnię.
Lucky przejęła ją w wielkim stylu.
Abe ostrzegał ją, że przywrócenie firmie dawnej świetności będzie wymagało wysiłku.
I miał rację.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było zastopowanie produkcji tandentnych filmideł. Potem zwolniła
większość dyrektorów, którzy pracowali dla Mickeya, by na ich miejsce zatrudnić ludzi nowych,
specjalistów o najwyższych kwalifikacjach. Wreszcie pozostało jej tylko zdobycie nowych pomysłów na
filmy, to zaś było zabiegiem wymagającym czasu oraz cierpliwości.
Obłożona wielkimi kredytami wytwórnia przez długie lata przynosiła straty. Chcąc powstrzymać ją od
ostatecznego upadku, Lucky posłuchała swego doradcy finansowego Mortona Sharkeya i zaciągnęła
kolejną wielką pożyczkę. Później, gdy pierwszy rok pracy przyniósł prawie siedemdziesiąt milionów
dolarów strat netto, zrobiła gruntowny remanent i doszła do wniosku, iż pora już zrekompensować straty
głównej inwestycji i ulokować kapitał w różnych przedsiębiorstwach. Morton zaproponował, żeby
sprzedała pakiety udziałów paru korporacjom i kilku prywatnym inwestorom. Uznała to za świetny
pomysł.
Morton zajął się dosłownie wszystkim: znalazł właściwych inwestorów — takich, którzy pozwolili jej na
samodzielne prowadzenie wytwórni — zorganizował radę dyrektorską nie przeszkadzającą szefowej w
pracy oraz zadbał o to, żeby Lucky Santangelo Golden zostało w ręku czterdzieści procent udziałów.
Po stronie plusów należało zapisać fakt, że Panther wypuściła już dwa liczące się filmy i obydwa
świetnie zarabiały. Jednym z nich był Badacz, popisowy film kontrowersyjnej supergwiazdy Venus Marii,
najlepszej przyjaciółki Lucky, drugim zaś Burza, ostry thriller kryminalny z Charliem Dollarem, aktorem
średniego pokolenia, idolem hipisow-skiej Ameryki. Lucky szalenie się z tego cieszyła, gdyż obydwa
filmy powstały już za jej rządów. Miała nadzieję, że stanowią początek wielkiego przełomu, nad którym
usilnie pracowała. Jej dewiza brzmiała: „Dajcie ludziom dobre, interesujące filmy, a przyjdą do kina".
Spiesznie weszła do biura, gdzie Japończyk Kyoko, jej osobisty sekretarz, przywitał ją ponurym
potrząśnięciem głowy i długą, wystukaną na maszynie listą osób, do których miała oddzwonić. Kyoko
był drobnym trzydziesto-kilkuletnim mężczyzną w marynarce od Josepha Abouda i szarych spodniach z
mocno zaprasowanymi kantami. Miał lśniące, czarne włosy, ujęte w schludną kitkę z tyłu głowy, i
nieprzenikniony wyraz twarzy. Przemysł filmowy znał na wylot, gdyż od chwili ukończenia college'u
148028756.003.png
pracował jako osobisty sekretarz u kilku wysoko postawionych dyrektorów wytwórni.
— Co się dzieje, Ky? — spytała Lucky. Zrzuciła z siebie żakiet od Armaniego i rozsiadła się wygodnie w
skórzanym fotelu za ogromnym biurkiem w stylu Art Deco.
Kyoko wyrecytował kolejne punkty dnia:
Musi pani oddzwonić w piętnaście miejsc. O wpół do jedenastej ma pani spotkanie z japońskimi
bankierami. Potem zebranie produkcyjne w sprawie Gangsterów. O dwunastej w południe spotkanie z
Alexem Woodsem i Freddiem Leonem. Lunch z Venus Marią. O trzeciej kolejne zebranie produkcyjne.
Wywiad dla „Newstime". O szóstej jest pani umówiona z Mortonem Sharkeycm. A...
Kolacja w domu, mam nadzieję — wpadła mu w słowo, żałując, że doba ma tak mało godzin.
Kyoko potrząsnął głową.
— Samolot do Europy odlatuje o ósmej wieczorem. Limuzyna podjedzie pod dom najpóźniej o siódmej.
Uśmiechnęła się krzywo.
Hmm, aż dwadzieścia minut na kolację? Nie jesteś za hojny?
Pani rozkład dnia zabiłby mniej odporną osobę — zauważył.
I tak już ledwo żyjemy. — Wzruszyła ramionami. — Nie uznaję marnowania czasu.
Nie zdziwiła go odpowiedź Lucky. Pracował u niej jako sekretarz i asystent, od chwili gdy przejęła
wytwórnię. Była pracoholiczką o niewyczerpanej energii. I nąjbystrzejszą ze wszystkich znanych mu
kobiet. Bystra i piękna — porażająca mieszanka. Pracę u Lucky uwielbiał, w odróżnieniu od pracy dla
swego ostatniego szefa, drażliwego potentata i niepoprawnego kokainisty z małym fiutem.
— Sprawdź, czy złapiesz Lenniego przez komórkę — rzuciła. — Rano próbował dodzwonić się do mnie
w samochodzie, ale połączenie było tak fatalne, że nie zrozumiałam ani słowa.
Lennie Golden, miłość jej życia. Od czterech lat byli małżeństwem, i to z każdym dniem lepszym.
Lennie Golden, jej trzeci mąż. Teraz siedział na Korsyce.
Grał w przygodowym filmie akcji, który tam kręcili. Trzy tygodnie z dala od niego były zabójcze. Nie
mogła się już doczekać długiego weekendu u boku męża, obijania się i nicnierobienia, jeśli nie liczyć
powolnego, leniwego seksu.
Kyoko połączył się z biurem produkcji na Korsyce.
Lennie jest na planie na plaży — rzucił, zakrywając mikrofon słuchawki. — Zostawić wiadomość?
Tak. Niech mu przekażą, że ma zadzwonić do żony. I to szybko. Pani Golden przyjmie telefon
zawsze i wszędzie. — Uśmiechnęła się na dźwięk swego najnowszego nazwiska. Bycie panią Golden
należało do najmilszych rzeczy pod słońcem.
Niestety, film, w którym grał Lennie, nie powstawał w Panther Studio. Od samego początku uważaii, iż
nie byłoby dobrze, gdyby zaczęto mówić, że Lennie Golden pracuje u żony. Był wystarczająco wielkim
aktorem, żeby nie potrzebować wsparcia, a gdyby go zatrudniła, rozeszłyby się fałszywe pogłoski o
panującym w wytwórni nepotyzmie.
— Połącz mnie z Abem Pantherem — rzuciła.
Od czasu do czasu dzwoniła do niego po radę. Miał dziewięćdziesiąt lat i był żywą legendą Hollywoodu.
Ten starzec widział już wszystko, zajmował się prawie wszystkim i wciąż był tak sprawny umysłowo i tak
bystry jak mężczyzna o połowę od niego młodszy. Ilekroć z nim rozmawiała, nie szczędził jej słów
otuchy i mądrości życiowej, a ponieważ banki wciąż siedziały jej na karku, potrzebowała jego
zapewnień, że skoro na ekranach są dwa przeboje Panther Studio, finansiści wkrótce potraktują ją
łaskawiej.
Co jakiś czas zaglądała do wielkiej, starej, górującej nad miastem posiadłości Abego. Siadali wówczas
na tarasie, oglądając zachód słońca, a on opowiadał jej niesamowite rzeczy o Hollywood z epoki dawnej
świetności — znał wszystkich, od Chaplina do Monroe, i nie wzdragał się przed snuciem fascynujących
opowieści.
Tego dnia chciała go odwiedzić, lecz nie miała czasu. Zanosiło się na to, że prawie nie zobaczy dzieci,
dwuletniej Marii i maleńkiego, półrocznego Gino. Bobby, jej dziewięcioletni synek, którego ojcem był
nieżyjący już grecki bilioner i armator Dimitri Stanislopoulos, spędzał wakacje z rodziną w Grecji.
Pan Panther jest w tej chwili nieosiągalny — oznajmił Kyoko.
W porządku, spróbujemy później.
Zerknęła na oprawione w srebrne ramki fotografie dzieci, dumnie stojące na biurku: Bobby'ego,
ślicznego, przystojnego chłopca, małego Gino, któremu dała imię po swoim ojcu, i Marii, dziewczynki o
ogromnych zielonych oczach i najcudowniejszym uśmiechu na świecie — ona nosiła imię babki.
Dała się ponieść myślom o swej pięknej matce. Czy kiedykolwiek zdoła zapomnieć dzień, gdy znalazła
ją martwą w basenie przy domu? Czy kiedykolwiek zdoła zapomnieć, że zamordował ją Enzio Bonnatti,
odwieczny wróg ojca? Miała wtedy pięć lat i wydawało się jej, że nadszedł koniec świata.
Dwadzieścia lat później zemściła się, zabijając gnidę, z której rozkazu zamordowano piękną Marię, i
wzięła odwet za rodzinę Santangelo, bo to przecież nie kto inny jak sam Enzio Bonnatti krył się za
atakiem na Daria, brata Lucky, i na Marca, jej pierwszą wielką miłość.
148028756.004.png
Zastrzeliła Enzia z jego własnego pistoletu, w obronie własnej. „Chciał mnie zgwałcić" — oznajmiła z
kamienną twarzą policjantom. I uwierzono jej, ponieważ jej ojcem był Gino Santangelo, a Gino
Santangelo miał pieniądze i umiał pociągnąć za odpowiednie sznurki. Sprawa nie trafiła nawet do sądu.
Lucky pomściła całą rodzinę, czego nigdy nie żałowała.
— Zaczynamy od telefonów? — zapytał Kyoko, przerywając jej rozmyślania.
Spojrzała na zegarek. Było już po dziesiątej. Ranek minął w okamgnieniu, choć wstała o szóstej. Wzięła
z biurka listę rozmówców i skonstatowała, że Kyoko ułożył ją w niewłaściwym porządku.
Dobrze wiesz, że najpierw rozmawiam z aktorem, dopiero potem z agentem — burknęła. — Połącz
mnie z Charliem Dollarem.
On chciałby się z panią widzieć.
W jakiej sprawie?
Nie podoba mu się przygotowany na Europę plakat do Burzy.
Dlaczego?
Mówi, że wygląda na nim za grubo.
Westchnęła. Aktorzy i ich ego. Ciągle to samo, bez końca.
Za późno na zmiany?
Rozmawiałem z działem plastycznym. Zdążą. Ale za duże pieniądze.
Opłaca się zadowolić wielkiego gwiazdora? — zapytała z lekkim sarkazmem.
Jak pani uważa.
Znasz moją filozofię, Ky. Zadbaj o ich uśmiech, a staną na głowie, żeby wypromować film.
Kiwnął głową. Wiedział, że Lucky nie warto się sprzeciwiać.
Lennie Golden nie znosił kretynizmu, a w gwiazdorstwie za najgorsze uważał to, że przejawy kretynizmu
spotyka się na każdym kroku. Ludzie reagowali na sławę bardzo dziwacznie. Albo kadzili mu bez
umiaru, albo obrażali go jak wszyscy diabli. Najbardziej dawały mu się we znaki kobiety. Ledwie go
poznały, a już myślały o jednym: jak tu wciągnąć go do łóżka. I wcale nie chodziło im o niego, każdy inny
gwiazdor podobałby im się tak samo. Costner, Redford, Willis — nie zależało im na nikim konkretnym,
byleby tylko był sławny.
Lennie nauczył się ignorować nachalne podrywy, nie musiał podreperowywać swego sampoczucia
zaliczaniem kolejnych dziewczyn — miał Lucky, najwspanialszą kobietę na świecie. W wieku trzydziestu
dziewięciu lat był charyz-matycznie pociągającym mężczyzną o nieco nerwowym, bardzo specyficznym
sposobie bycia. Wysoki, opalony, wysportowany, nie należał do typowych przystojniaków. Miał długawe
blond włosy o nieco zszarzałym odcieniu i bardzo szczere oczy, zielone jak ocean. Chcąc zachować
doskonałą formę, codziennie dużo ćwiczył i biegał.
Od kilku lat zaliczał się do czołówki najbardziej wziętych aktorów i nikogo nie dziwiło to bardziej niż jego.
Jeszcze sześć lat temu był jednym z wielu knajpianych komików, gotowych przyjąć każdy tekst, polecieć
na każdy numer, byle tylko zarobić kilka dolców. Teraz miał wszystko, o czym tylko zamarzył.
Lennie Golden. Syn starego, wysuszonego słońcem Jacka Goldena, komika z Vegas, i rozbuchanej
Alice, którą u szczytu sławy — pracowała wtedy jako striptizerka w Las Vegas, pokazując numer z cyklu
„raz odkryte, raz zakryte" — nazywano Piersióweczką.
Do Nowego Jorku wyjechał mając szesnaście lat i zrobił karierę bez pomocy rodziców. Jego ojciec już
od dawna nie żył, za to Alice wciąż stwarzała kłopoty, dokądkolwiek się wybrała. W wieku
sześćdziesięciu siedmiu lat była żwawa jak inne wyblakłe gwiazdeczki. Nie umiała zaakceptować faktu,
że się starzeje, a do syna przyznawała się tylko dlatego, że zdobył sławę. Każdemu, kto raczył
nadstawić ucha, mówiła: „Wyszłam za mąż, gdy byłam jeszcze dziewczynką". Trzepotała przy tym
sztucznymi rzęsami i w lubieżnym uśmiechu rozciągała za mocno uszminkowane usta. „A Lenniego
urodziłam, kiedy miałam dwanaście lat!"
Kupił jej mały domek w Sherman Oaks, gdzie brylowała wśród sąsiadów — skoro już nie została
gwiazdą, postanowiła zostać medium. Było to bardzo przebiegłe posunięcie z jej strony, gdyż — ku
wielkiemu zakłopotaniu Lenniego — zaczęła się regularnie pojawiać w programach telewizji kablowej,
gdzie wymądrzała się na każdy temat. Po cichu nazywał ją Pytią.
Czasami życie wydawało mu się snem: małżeństwo z Lucky, wspaniała kariera, wszystko.
Rozparty na krześle reżysera, zmrużył oczy i omiótł spojrzeniem plan na plaży. Jakaś blondynka w bikini
uporczywie demonstrowała swoje, niemałe zresztą, atuty. Prze-paradowała przed nim dobrych kilka
razy, żeby ją na pewno zauważył.
Zauważył, a jakże — był żonaty, nie martwy, atrakcyjne zaś blondynki z długimi nogami i biustem, za
który każdy mężczyzna dałby się posiekać, swego czasu stanowiły jego słabość. Wcześniej tego dnia
dziewczyna w bikini chciała się z nim sfotografować, ale grzecznie odmówił, ponieważ zdjęcia z
wielbicielkami, zwłaszcza z tymi superatrakcyj-nymi, miały paskudny zwyczaj trafiania na łamy bruko-
wców.
Blondynka zrozumiała, w czym rzecz, i kilka chwil później wróciła w towarzystwie dryblasowatego
148028756.005.png
kulturysty, który nie mówił słowa po angielsku.
— Mój narzeczony — wyjaśniła z olśniewającym uśmiechem. — Bardzo pana proszę...
Ustąpił i sfotografowali się we troje.
Teraz znowu próbowała go podejść. Długie nogi. Zaokrąglony tyłeczek, rozcięty niemal nie istniejącym
paseczkiem majtek. Jędrne piersi, sterczące brodawki napinające cierki materiał... Cóż, popatrzeć
zawsze można. Ale nic poza tym.
Małżeństwo to wyrzeczenie obowiązujące obie strony. Gdyby Lucky go kiedykolwiek zdradziła, nigdy by
jej tego nie wybaczył. Nie miał wątpliwości, że ona jemu też nie.
Blondynka krążyła, krążyła, wreszcie podeszła.
Panie Golden — wymruczała nieco zachrypniętym głosem, przypominającym głos Marylin. —
Uwielbiam pańskie filmy. — Mówiła z lekkim francuskim akcentem. — To dla mnie wielki zaszczyt
występować z panem. — Głęboki wdech. Stanik groził pęknięciem.
Dziękuję — mruknął, zastanawiając się, gdzie podział się jej narzeczony.
Zachichotała z uwielbieniem.
— To ja powinnam dziękować panu. — Mały, różowy języczek wyskoczył z ust, żeby oblizać wypukłe,
różowe wargi. Jej rozanielone oczy zapraszały do łóżka.
Nadciągała pomoc w postaci Jennifer, ładnej Amerykanki, drugiej asystentki reżysera. Jennifer miała na
sobie szorty, obcisły podkoszulek i baseballową czapkę z napisem „Lakers". Pokusa czyhała na każdym
kroku.
— Mac jest już gotowy do próby, Lennie — powiedziała jak zawsze opiekuńczo.
Wstał i przeciągnął się.
Jennifer obrzuciła blondynkę protekcjonalnym spojrzeniem.
— Na przyszłość zechciej trzymać się grupy statystów, kochana — rzekła cierpko. — Nigdy nie
wiadomo, kiedy będziesz potrzebna.
Dziewczyna wycofała się niechętnie.
Kopalnia silikonu! — prychnęła Jennifer.
Skąd wiesz? — zdziwił się Lennie, nie mogąc pojąć, dlaczego kobiety rozpoznają sztuczne biusty
dużo łatwiej niż mężczyźni.
To widać — odparła z pogardą. — Wy, faceci, lecicie na wszystko.
Kto tu leci? — spytał rozbawiony.
Ty nie — odparła z przyjaznym uśmiechem. — Miło jest pracować z gwiazdorem, który nie oczekuje
szybkiej laski przy porannej kawie.
Przyszło mu do głowy, że Lucky na pewno by ją polubiła.
Na myśl o żonie nie mógł powściągnąć uśmiechu. Co za kobieta! Ostra, ale o miękkim sercu. Zabójczo
piękna. Silna, uparta, zmysłowa, mądra, bezbronna i szalona. Połączenie nie do przebicia.
Lennie był już kiedyś żonaty. Wzięli szybki ślub w Las Vegas. Nazywała się Ólympia Stanislopoulos i
była samowolną córką Dimitriego Stanislopoulosa, który w tym samym czasie pozostawał w związku z
Lucky.
Olympia zmarła tragicznie po przedawkowaniu narkotyków w pokoju hotelowym u boku zaćpanego
Flasha, gwiazdora rocka.
Dimitri umarł na atak serca.
Niedługo potem Lennie i Lucky zaczęli wspólne życie, do którego byli wprost stworzeni.
Olympia osierociła córkę, Brigette, teraz już dziewiętnastoletnią dziewczynę, jedną z najzamożniejszych
dziedziczek na świecie. Lennie bardzo ją lubił, choć nie widywał jej tak często, jak by tego pragnął.
Chciałbym, żebyś poznała Lucky, kiedy tu przyjedzie — powiedział. — Spodobacie się sobie. To
pewne jak dwa i dwa jest cztery.
Nie będzie mną zainteresowana — odrzekła Jennifer. — Ona kieruje wytwórnią, a ja jestem tylko
drugą asystentką.
Dla niej to bez znaczenia. Lubi ludzi za to, kim są, a nie za to, co robią.
Skoro tak uważasz...
Hej! — Postanowił ją podbudować. — Co z tego, że jesteś drugą asystentką?! Cały czas pniesz się
do góry. Pewnego dnia zostaniesz reżyserem. Taki masz plan, prawda?
Skinęła głową.
Zamówiłam na jutro samochód z kierowcą — oznajmiła, przechodząc do spraw służbowych. —
Odbierze twoją żonę z lotniska w Poretcie.
Pojadę.
Mogą cię potrzebować na planie.
Weźmiecie na tapetę ujęcia, w których mnie nie ma.
Jesteś we wszystkich.
Coś tam zamarkujesz.
148028756.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin