Allende Isabel - Ewa Luna.pdf

(1610 KB) Pobierz
Isabel Allende - Ewa Luna
18479339.001.png
ISABEL ALLENDE
EWA LUNA
(tłum. Ewa Zaleska)
Tytuł oryginału: Eva Luna
Rzekła wtedy do Szeherezady:
„Na Allacha, siostro, opowiedz nam
Cokolwiek, by skrócić nocne godziny...”.
Baśnie z tysiąca i jednej nocy
JEDEN
Nazywam się Ewa, co według pewnej ksiąŜki, jaką posłuŜyła się moja matka, wybierając
dla mnie imię, znaczy Ŝycie.
Urodziłam się w najdalszym pokoju mrocznego domu i wzrastałam wśród staroświeckich
mebli, łacińskich ksiąŜek i ludzkich mumii, choć nie wpędziło mnie to w melancholię, bo
przyszłam na świat z zapisanym w pamięci tchnieniem puszczy. Mój ojciec, Indianin o Ŝółtych
oczach, pochodził z miejsca, w którym łączy się sto rzek, pachniał lasem i nigdy nie spoglądał
prosto w niebo; wychował się pod koronami drzew i światło wydawało mu się nieprzyzwoite.
Consuelo, moja matka, spędziła dzieciństwo w legendarnej krainie, gdzie poszukiwacze przygód od
wieków wypatrywali owego miasta ze szczerego złota, które ujrzeli niegdyś konkwistadorzy w
bezmiarze własnej zachłanności. Krajobraz tych stron odcisnął na niej swoje piętno, a ona, w sobie
tylko znany sposób, zdołała przekazać je mnie.
Misjonarze przygarnęli Consuelo, gdy jeszcze nie umiała chodzić; była małym
zwierzątkiem, nagim, umazanym błotem i ekskrementami, które zjawiło się, pełznąc po mostku
przystani niczym maleńki Jonasz, wypluty przez jakiegoś wieloryba słodkich wód. Kiedy ją
wykąpali, stwierdzili, Ŝe jest bez wątpienia dziewczynką, co wprawiło ich w pewne zakłopotanie,
ale skoro juŜ się tam znalazła i trudno ją było wrzucić do rzeki, załoŜyli jej pieluchę, Ŝeby zakryć
wstydliwe miejsce, a pod powieki zapuścili kilka kropli soku cytrynowego, Ŝeby wyleczyć
zapalenie, z którego powodu nie mogła otworzyć oczu, i ochrzcili ją pierwszym Ŝeńskim imieniem,
jakie im przyszło do głowy. Zajęli się wychowaniem dziewczynki, nie dochodząc jej pochodzenia,
bez rozczulania się, przekonani, Ŝe skoro Opatrzność Boska zachowała ją dotychczas przy Ŝyciu,
zadba takŜe i potem ojej zdrowie fizyczne oraz duchowe, a w najgorszym razie zabierze ją do nieba
jak inne niewiniątka. Consuelo wzrastała bez ustalonego miejsca w surowej misyjnej hierarchii.
Nie była słuŜącą w ścisłym tego słowa znaczeniu, wyróŜniała się teŜ wśród Indian ze szkoły, a
kiedy raz spytała, który z księŜy jest jej tatusiem, dostała po twarzy za zuchwałość. Powiedziała mi,
Ŝe jakiś Ŝeglarz holenderski zostawił ją dryfującą w łódeczce, ale to na pewno bajka, którą
wymyśliła potem, Ŝeby uwolnić się od moich natarczywych pytań. Myślę, Ŝe w rzeczywistości nic
nie wiedziała o swoich przodkach ani teŜ o sposobie, w jaki znalazła się w owym miejscu.
Misja tworzyła maleńką oazę pośród zmysłowej roślinności, jaka pieniła się od brzegu rzeki
aŜ do podnóŜa wielkich geologicznych wypiętrzeń, pnących się, jakby przez boskie niedopatrzenie,
prawie do nieba. Czas się tam zakrzywiał, a odległości mamiły wzrok ludzki, kaŜąc podróŜnemu
chodzić w kółko. Wilgotne i gęste powietrze niosło woń kwiatów, ziół, ludzkiego potu i oddechu
zwierząt. Panował uciąŜliwy upał, ulgi nie przynosił Ŝaden podmuch wiatru, rozgrzewały się
kamienie i krew w Ŝyłach. O zmierzchu niebo zakrywały fosforyzujące komary, których ukąszenia
powodują niekończące się męczarnie, nocami zaś wyraźnie dobiegały nawoływania ptaków,
wrzaski małp i daleki grzmot wodospadów, które rodzą się wysoko w górach, a potem spadają w
dół z wojennym łoskotem. Skromny budynek ze słomianej plecionki zarzuconej gliną, z
drewnianym belkowaniem wieŜy i dzwonem wzywającym na msze, wznosił się, podobnie jak
pozostałe chaty, na palach wbitych w błotniste dno rzeki o opalizujących wodach i brzegach
zamazanych odblaskami światła. Domy zdawały się dryfować niczym dziwne, białe kwiaty wśród
cichych łódek, śmieci, psiej i szczurzej padliny.
Wszyscy łatwo rozpoznawali Consuelo nawet z daleka z powodu długich włosów, rudych
jak smuga ognia pośród wiecznej zieleni tutejszej przyrody. Jej towarzyszami zabaw były
indiańskie dzieci o wydętych brzuchach, zuchwała papuga klepiąca Ojcze Nasz, przetykane
przekleństwami, i małpa przywiązana łańcuchem do stołowej nogi. Dziewczynka uwalniała małpkę
od czasu do czasu, Ŝeby poszukała sobie w lesie narzeczonego, bo i tak zawsze wracała, a potem
iskała się, siadając w tym samym miejscu. Wtedy to zaczęli się takŜe pojawiać w tych okolicach
protestanci, którzy rozdawali egzemplarze Biblii, wygłaszali kazania przeciwko Watykanowi i nie
zwaŜając na upał ani na słotę, taszczyli na wózkach pianina, Ŝeby nawróceni mogli śpiewać
podczas publicznych uroczystości. Ta konkurencja zmuszała księŜy katolickich do całkowitego
poświęcenia się pracy i przez to mało zajmowali się Consuelo. A jednak przeŜyła, spalona słońcem,
niedoŜywiona, karmiąc się tylko juką i rybami, zarobaczona, pocięta przez komary, wolna jak ptak.
Oprócz pomocy w domowych zajęciach, uczestniczenia w obrzędach religijnych i chodzenia
czasem na lekcje czytania, arytmetyki i religii, nie miała innych obowiązków. Wałęsała się,
chłonąc woń roślin i tropiąc zwierzęta, z głową pełną widoków, zapachów, kolorów, smaków i
legend, jakie niosła rzeka, a takŜe opowieści przywoŜonych znad granicy.
Gdy miała dwanaście lat, poznała hodowcę kur, ogorzałego Portugalczyka, twardego i
oschłego na zewnątrz, lecz w środku pełnego radości. Jego kury dreptały po okolicy, połykając
kaŜdy połyskujący przedmiot, jaki napotkały na swej drodze.
Potem ich pan nacinał im noŜem wole i wybierał ze środka ziarenka złota, zbyt małe, by
uczynić go bogatym, lecz wystarczająco duŜe, by podsycać jego złudzenia. Pewnego ranka
Zgłoś jeśli naruszono regulamin