Lucy Maud Montgomery - Takie jak Ania [pl].pdf

(1033 KB) Pobierz
Takie jak Ania
L UCY M AUD M ONTGOMERY
T AKIE JAK A NIA
N IEOCZEKIWANA ODMIANA LOSU
Ciekawe, kim jest dziewczyna, która każdego ranka i wieczora przepędza krowy bukową
aleją — zastanawiała się Paulina Palmer, siedząc przy stole podczas podwieczorku. Spędzała z
ciotką wakacje na wsi. Pani Wallace pragnęła, co prawda, pojechać do jakiegoś modnego
kurortu, ale mąż oświadczył bez ogródek, że nie mogą sobie na to pozwolić. Nie chciała
pozostać w mieście, kiedy wyjadą wszyscy znajomi. Dom na wsi, o którym wspomnieliśmy,
stanowił kompromisowe rozwiązanie.
— Przypuszczam, że dla ciebie nie ma to znaczenia — zauważyła pani Wallace ze
zniecierpliwieniem. — Życzyłabym sobie, Paulino, abyś była ostrożniejsza w wyborze
przyjaciół. Jesteś w zażyłych stosunkach z każdym, nawet ze staruszkiem skupującym jajka. To
nie wypada.
Paulina ukryła nieco przekorny uśmieszek za serwetką. Snobistyczne uwagi ciotki Oliwii
zawsze ją bawiły.
— Nie masz pojęcia, jaki to interesujący staruszek — powiedziała. — Potrafi mówić dużo
ciekawiej od wielu moich znajomych. Jaki sens w separowaniu się od pewnych ludzi? Tracisz
tyle przyjemności. Nie byłabyś tak strasznie znudzona, gdybyś choć trochę zbratała się z tymi,
jak ich nazywasz, tubylcami.
— Nie, dziękuję — odparła pani Wallace z pogardą.
— W każdym razie ja zamierzam zawrzeć znajomość z tą dziewczyną — oznajmiła
stanowczo Paulina. — Wygląda na miłą i wesołą.
— Skąd u ciebie taki pospolity gust — jęknęła żałośnie pani Wallace. — Jestem pewna, że
to nie po twojej biednej matce. Co pomyśleliby tacy Knowlesowie, gdyby zobaczyli, że
zadajesz się z jakąś postrzeloną dziewczyną ze wsi.
— Nie rozumiem, jakie to ma znaczenie, skoro nie wiedzą nawet o moim istnieniu, ani o
twoim, ciociu — powiedziała Paulina z błyskiem w oku. Zdawała sobie sprawę, że
największym marzeniem ciotki jest należeć do bliskich znajomych rodziny Knowlesów. Dotąd
nie doczekała się jego realizacji. Pani Wallace nie rozumiała, dlaczego Knowlesowie nie
chcieli wpuścić jej do swojego zaczarowanego kręgu. Przecież utrzymywali stosunki z ludźmi
o niższej pozycji społecznej niż ona — na przykład z Markhamami, którzy mieszkali na
niemodnej ulicy i nosili podniszczone ubrania. Tuż przed wyjazdem z Colchester pani Wallace
widziała, jak pani Knowles i pani Markham siedzą razem w samochodzie pani Knowles. James
1
Wallace i Morgan Knowles prowadzili wspólne interesy lecz mimo zabiegów, aspiracji — i
gorącego pragnienia Wallace’ów związki te pozostały wyłącznie na płaszczyźnie zawodowej i
nawet o cal nie stały się bardziej przyjacielskie.
Paulina natomiast była całkowicie pozbawiona wszelkich ambicji towarzyskich i ani trochę
nie miała Knowlesom za złe ich chłodnego stosunku.
— Poza tym — ciągnęła Paulina — ona wcale nie jest postrzelona. Wygląda na bardzo
dobrze wychowaną dziewczynę. Czy uważasz ją za gorszą dlatego, że pasie krowy? Krowy to
spokojne, użyteczne zwierzęta — wystarczy spojrzeć na tę przepyszną śmietanę, którą
polewam jagody. Poza tym, krowy trzeba paść. To uczciwe zajęcie.
— Przypuszczam, że jest czyjąś służącą — z pogardą oświadczyła pani Wallace. — To
pewnie też nie ma dla ciebie znaczenia?
— Żadnego — beztrosko odparła Paulina. — Jedną z najmilszych dziewcząt, jakie znałam,
była pokojówka, która pracowała u mamy w ostatnim roku jej życia. Bardzo polubiłam tę
dziewczynę i koresponduję z nią. Pisze dużo inteligentniejsze i ciekawsze listy od tych głupich
epistoł, które przysyła mi Klarysa Gray, choć ta pochodzi z bogatej rodziny i kształciła się w
Paryżu.
— Paulino, jesteś niepoprawna — w głosie pani Wallace słychać było rozpacz.
— Pani Boyd — zwróciła się Paulina do gospodyni, która właśnie się pojawiła — kim jest ta
dziewczyna, która codziennie rano i wieczorem pędzi krowy bukową aleją?
— Myślę, że chodzi o Adę Cameron — brzmiała odpowiedź pani Boyd. — Mieszka z
państwem Embree w ich starym domu w dolinie. Tego lata wypasają swoje krowy na pastwisku
na wzgórzu. Pani Embree jest przyrodnią siostrą jej ojca.
— Czy jest równie miła, jak wygląda?
— Tak, Ada to naprawdę miła i rozsądna dziewczyna — odparła pani Boyd. — Nie jest
zdolna do żadnych wariactw.
— To nie brzmi zbyt zachęcająco — mruknęła Paulina, gdy pani Boyd wyszła. — Lubię
ludzi zdolnych do odrobiny szaleństwa. Mam o Adzie lepsze mniemanie, niezależnie od tego,
co mówi pani Boyd. Szare oczy Ady na pewno nie zawsze spoglądają rozsądnie. Muszą czasem
zabłysnąć wesołością i zdrowym szaleństwem. No, idę nad morze. Chcę dziś zrobić zdjęcie
zatoczki, jeśli się uda. Postanowiłam zdobyć tej jesieni pierwszą nagrodę na wystawie
fotografii amatorskiej. Gdyby udało mi się zdjęcie zatoczki ze wszystkimi światłocieniami,
byłaby to perła w mojej kolekcji.
Wracając do domu, Paulina dotarła do bukowej alei właśnie w momencie, gdy statecznym
krokiem wlokły się nią krowy. Za nimi szła wysoka szatynka o opalonej twarzy, w ładnej
2
kretonowej sukience. Kapelusz przewiesiła przez ramię, a nisko padające światło
zachodzącego słońca płonęło czerwonawo na gładkich, błyszczących włosach. Miała ruchy
pełne godności, lecz kiedy jej oczy napotkały oczy Pauliny, wyglądała, jakby chciała się do niej
uśmiechnąć pod jakimkolwiek pretekstem.
Paulina dała jej do tego okazję.
— Dobry wieczór, panno Cameron — zawołała wesoło. — Czy nie zatrzymałaby się pani na
momencik, żeby rzucić na mnie okiem. Chciałabym wiedzieć, czy uzna mnie pani za
odpowiednią osobę na wakacyjną znajomość.
Ada Cameron nie tylko się uśmiechnęła, ale wręcz roześmiała i podeszła do Pauliny.
Spojrzała prosto w wesołe, czarne oczy miejskiej dziewczyny, której od tygodnia trochę
zazdrościła i powiedziała z humorem: — Tak, nawet bardzo odpowiednią, ale do przyjaźni
potrzeba dwóch osób. Jeżeli ja mam być jedną, to pani musi być drugą.
— Jestem gotowa. Oto moja ręka — oświadczyła Paulina, wyciągając dłoń.
Taki był początek przyjaźni, nad którą pani Wallace ubolewała na wszystkie sposoby.
Paulina i Ada odkryły, że lubią się nawzajem nawet bardziej, niż początkowo sądziły. Chodziły
razem na spacery, wiosłowały, zbierały jagody i urządzały pikniki. Ada niezbyt często
odwiedzała dom pani Boyd — jakiś instynkt podpowiadał jej, że pani Wallace niezbyt ją lubi.
Paulina natomiast spędzała wiele czasu w małym, brązowym, okolonym sadem domku państwa
Embree na końcu bukowej alei. Nigdy jeszcze nie spotkała dziewczyny równie sympatycznej
jak Ada.
— Jest miła pod każdym względem — mówiła do nie przekonanej ciotki Oliwii. —
Inteligentna, oczytana, z poczuciem humoru i dobrze zna się na ludziach — najlepszy dowód,
że polubiła twoją siostrzenicę! Opowiada interesująco i potrafi milczeć, kiedy trzeba. Ma też
najładniejszy profil, jaki kiedykolwiek widziałam. Ciotko Oliwio, czy mogę zaprosić ją do nas
w zimie?
— Oczywiście, że nie — pani Wallace zdruzgotała ją wzrokiem. — Chyba nie zamierzasz
kontynuować tej znajomości po wakacjach?
— Będę przyjaźnić się z Adą przez całe życie — Paulina zaśmiała się z pewną nutką
stanowczości. — Och, ciotko Oliwio, czy nie rozumiesz, że Ada w bawełnianej sukience jest
taka sama, jaka byłaby w jedwabnej sukni? Jest bardziej dystyngowana niż jakakolwiek
dziewczyna z kręgu Knowlesów.
— Paulino! — wykrzyknęła ciotka Oliwią tak wstrząśnięta, jakby usłyszała bluźnierstwo.
3
Paulina zaśmiała się raz jeszcze, ale idąc do swojego pokoju westchnęła. Pomyślała, że
ciotka Oliwią ma najlepsze w świecie serce… — Jaka szkoda, że nie potrafi widzieć spraw
takimi, jakie są naprawdę!
Moja przyjaźń z Adą nie może być doskonała, skoro nie mogę zaprosić jej do domu. To taka
kochana dziewczyna — pierwsza przyjaciółka od serca jaką mam.
Lato się kończyło, wypalił się już sierpień.
— Pewnie w przyszłym tygodniu wrócisz do miasta? Będzie mi cię brakowało —
powiedziała Ada.
Dziewczęta stały w ogrodzie państwa Embree. Paulina przygotowywała się do zrobienia
fotografii Ady, stojącej pomiędzy astrami, z ogromnym ich naręczem w ramionach. Paulina
bardzo chciała powiedzieć: „Przyjedź do mnie koniecznie w zimie”. Ponieważ jednak nie
mogła tego zrobić, musiała się zadowolić uwagą: — Mnie również będzie ciebie brakowało.
Będziemy pisać do siebie. Mam nadzieję, że ciotka Oliwią przyjedzie znów do Marwood latem.
— Nie przypuszczam, żebyś mnie zastała — westchnęła Ada. Czas, abym zaczęła zarabiać.
Ciotka Jane i wuj Robert zawsze byli dla mnie bardzo dobrzy, ale mają dużą rodzinę i nie są
zbyt zamożni. Sądzę, że tej jesieni spróbuję znaleźć posadę w którymś ze sklepów w
Remington.
— Jaka szkoda, że nie możesz pojechać do Akademii na studia nauczycielskie — narzekała
Paulina, znając ambicje Ady.
— Oczywiście, że wolałabym się uczyć — spokojnie odpowiedziała Ada. — To jednak jest
niemożliwe, trzeba więc zająć się tym, co mniej przyjemne, ale konieczne. Zmieńmy temat.
Zrobiło mi się smutno, a chcę się dobrze prezentować, skoro masz mi zrobić zdjęcie.
— Na pewno będziesz ładnie wyglądać. Tylko nie śmiej się zbyt szeroko. Chcę, żebyś
spoglądała znad astrów z odrobiną rozmarzenia w oczach. Jeśli zdjęcie okaże się tak piękne, jak
się spodziewam, włączę je do mojej kolekcji pod tytułem „Jesienne marzenie”. Tak, to będzie
właściwy tytuł. Kiedy tak stoisz, przypominasz mi kogoś, ale nie pamiętam kogo. Wszystko
gotowe, nie ruszaj się. No, kochanie, już po kłopocie.
*
Kiedy Paulina wróciła do Colchester, przez miesiąc zajmowała się przygotowaniem zdjęć na
wystawę. Natomiast ciotka Oliwią znów zabrała się do snucia towarzyskich sieci, w które miała
nadzieję złapać Morgana Knowlesa oraz inne godne uwagi osoby.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin